Włodzimierz Komorski - jeden z najlepszych hokeistów w historii Legii!
REKLAMA

Wspomnienia Włodzimierza Komorskiego: Gra w Legii była zaszczytem! (cz.I)

Bodziach - Wiadomość archiwalna

Włodzimierz Komorski jest jednym z niewielu zawodników, którzy pamiętają ostatnie, największe sukcesy hokejowej Legii. Z Legią dwukrotnie świętował mistrzostwo Polski, dwukrotnie mistrzostwo przegrywał o włos - najpierw z GKS-em Katowice, a rok później z Podhalem Nowy Targ. W sezonie 1967/68 grał z Legią w europejskich pucharach (jedyny raz w historii sekcji!). Przy Łazienkowskiej spędził łącznie 17 lat w roli zawodnika. Tylko u nas rozmowa z hokeistą Legii, pięciokrotnym uczestnikiem Mistrzostw Świata!

Jak trafił Pan do sekcji hokejowej Legii? Dlaczego wybrał Pan hokej? Jak wyglądał wówczas nabór, gdzie on się odbywał?
Włodzimierz Komorski: Na łyżwach jeździłem od małego, na ślizgawkach, w parkach. W 1958 roku na hokej namówił mnie Józef Kurek (ówczesna gwiazda stołecznej Legii), który odwiedzał od czasu do czasu mój dom rodzinny. Józef powiedział "przyjdź Włodek kiedyś na korty Legii i zgłoś się do 'Karabina' (Stefana Ślusarczyka) i... to miły Pan". I poszedłem. Odnalazłem Pana Ślusarczyka i dostałem reprymendę za 'karabina'. Powiedział abym przyszedł na trening wieczorny i się zaprezentował. Nie było czegoś takiego jak nabór. Chętni, którzy chcieli grać, przychodzili na treningi i prezentowali się na tle rówieśników. Początkowo nie dowierzano, że chcę trenować hokej, ponieważ bylem mały. Miałem jedynie 137 cm wzrostu i 37 kg wagi w wieku 13 lat.

Kto był Pana pierwszym trenerem i gdzie odbywały się zajęcia?
- Moim pierwszym trenerem był Stefan Ślusarczyk, który zajmował się młodzieżą i drużyną Legii 1b, w której sam grał. Treningi odbywały się na naturalnym lodowisku na kortach Legii.

Jak wyglądały początki - kiedy rozegrał Pan pierwszy mecz w Legii?
- Szczerze powiedziawszy nie pamiętam swojego pierwszego meczu, na pewno był to mecz w lidze okręgowej (1959 rok).

Początkowo grał Pan w drużynie 1b, z którą wywalczył awans do ligi międzywojewódzkiej i jednocześnie w zespole juniorów - wicemistrzostwo w 1961. Jak wyglądało łączenie występów w obu zespołach, które prowadzili różni trenerzy? Czy spotkania tych drużyn były obserwowane przez trenerów pierwszej drużyny?
- Te dwie drużyny prowadzane były przez tego samego trenera, wspomnianego już wcześniej Stefana Ślusarczyka. Łączenie tego nie było jakoś trudne, ponieważ w obu tych zespołach grałem mniej więcej z tymi samymi zawodnikami. W drużynie Legii 1b dodatkowo miałem okazję grać z zawodnikami pierwszej drużyny, którzy nie łapali się do składu. Myślę, że zwiększona liczba meczów na pewno zaowocowała szybszym podnoszeniem poziomu, ograniem oraz zdobywaniem pewnego rodzaju doświadczenia. Mecze Legii 1b były sporadycznie obserwowane przez trenera pierwszej drużyny Legii, którym wówczas był Mieczysław Palusa.

Jak wyglądało w tamtym czasie łączenie szkoły z treningami, meczami?
- Treningi nie kolidowały mi ze szkołą, ponieważ odbywały się w godzinach popołudniowych, 3 razy w tygodniu. Oczywiście jeżeli były odpowiednie warunki pogodowe.

W 1963 roku ponownie wywalczył Pan wicemistrzostwo Polski juniorów. Jednak awans do turnieju finałowego Legia uzyskała dopiero po wycofaniu się ŁKS-u. Drugie miejsce w Polsce było wtedy uznawane za sukces? Podhale było wtedy faktycznie tak groźnym rywalem (porażka w ostatnim meczu 2-24)?
- W tym czasie Podhale było poza zasięgiem każdej z polskich drużyn. Każda drużyna uzyskiwała podobne rezultaty z drużyną z Nowego Targu. Srebrny medal jak najbardziej był uznawany za sukces. Na tych mistrzostwach (1963 r.) pierwszy raz spotkałem Andrzeja Tkacza (Polonia Bydgoszcz). Strzelając mu gola w karnych, zapewniliśmy sobie srebrny medal. Przez cały okres kariery zawodniczej bardzo przyjaźniliśmy się z Andrzejem, jego syn ma na imię Wojciech.

Czy postawa w tych rozgrywkach juniorskich zdecydowała o Pana przeniesieniu do pierwszej drużyny? Jak dowiedział się Pan o tym awansie?
- Wydaje mi się, że ówczesne wyniki w juniorach, jak i w młodzieżowej reprezentacji Polski (trener Stemprok) przyczyniły się do wejścia w szeregi pierwszego zespołu. Niewątpliwy wpływ miał także pobór do zasadniczej służby wojskowej z przeniesieniem do CWKS Legia, gdzie spotkałem swoich kolegów z młodzieżowej reprezentacji (Robert Góralczyk, Gerhard Langner, Andrzej Szal, Helmut Flak, Robert Fibic, Wilhelm Pilorz, Malcharek, J. Korzeniowski).

Już w pierwszym sezonie w I lidze zdobył Pan mistrzostwo Polski. Jaką rolę odgrywał wówczas młody zawodnik Włodzimierz Komorski? Kto był liderem zespołu? I jak przyjęli Pana starsi zawodnicy z drużyny?
- Przez starszych kolegów z drużyny byłem bardzo dobrze przyjęty. Niekwestionowanym liderem stołecznej drużyny był J Kurek, a "trzonem" zespołu byli J. Manowski, B. Gosztyla, K. Burek, H. Handy, S. Janiczko, Z. Skotnicki.
W tamtym sezonie grałem w trzeciej piątce, ze środkowym Z. Skotnickim i L. Dutkiewiczem na skrzydle. Nie był to łatwy sezon dla mnie, ponieważ nie byłem przyzwyczajony do gry na tak wysokim poziomie. Zaaklimatyzowanie się w drużynie nie było łatwe, mimo że starsi koledzy bardzo mi pomagali. Stres i chęć pokazania się z jak najlepszej strony czasami powodował pewnego rodzaju niemoc.

Jak wyglądała współpraca z czeskim trenerem Antonim Haukvicem? Nie było bariery językowej?
- Współpraca wyglądała bardzo dobrze. Trener był ostry, wymagał dyscypliny. Pod jego opieką poprawiał się poziom mojego wyszkolenia technicznego i taktycznego. Haukvic był Czechem, więc nie było jakiejś większej bariery językowej. Dodatkowo umiał mówić po polsku. Ten trener prowadził nas cztery sezony.

Proszę przypomnieć, gdzie Legia wówczas trenowała, rozgrywała mecze, w którym dokładnie miejscu znajdował się ówczesny Torwar? Jakie było zainteresowanie Waszymi meczami?
- Mecze oraz treningi odbywały się na Torwarze I. W tej chwili obiekt ten jest odnowiony i stał się halą widowiskową. Na mecze pierwszej drużyny przychodziło ok. 2 do 4 tysięcy osób, a więc hokej na lodzie cieszył się w ówczesnych czasach o wiele większym zainteresowaniem niż obecnie.

Jak wyglądało życie zawodników różnych sekcji Legii? Spotykaliście się często na Łazienkowskiej, chodziliście razem na mecze piłkarzy?
- W tym czasie razem ze mną służbę wojskową odbywało wielu wspaniałych sportowców, a jednocześnie niezapominanych kolegów. Był to przegląd prawie wszystkich dyscyplin sportowych, wśród nich również piłkarze m.in. Kazimierz Deyna, Wiesław Korzeniowski, Janusz Żmijewski, Władysław Grotyński. Włodek Grotyński i Adam Mincberg (tenis) grali również w hokeja na lodzie. Bardzo byliśmy ze sobą zżyci. Bywaliśmy prawie na każdym meczu piłki nożnej, tak samo jak piłkarze, którzy również w wolnym czasie chodzili na nasze mecze.

Od samego początku był Pan wystawiany jako napastnik? Który trener wybrał dla Pana tę pozycję?
- Młody, niedoświadczony adept hokeja chce strzelać bramki. Zaczyna na pozycji napastnika, dużo biega, walczy o krążek i pod bramką przeciwnika może bezkarnie popełnić błąd - ponieważ ma za swoimi plecami obrońców. Środkowy napastnik to "dyrygent" - wybiera najskuteczniejszy wariant do przeprowadzenia ataku, a zarazem zabezpiecza te akcje. Ja też tak zaczynałem i właściwie trener Haukvic w 1965 roku ustawił mnie na środku ataku.

Natomiast obrońca to wyższa szkoła jazdy. On nie wyrzuca krążka na uwolnienie. To mózg całej piątki, a na pewno powinien nim być. Spotkałem się często z obrońcami, których celem było jedynie wyeliminowanie dobrego zawodnika z gry poprzez faul. Poznałem tajniki gry na każdej pozycji. Od zespołu juniorów grałem w ataku. Zdobyte doświadczenie pozwoliło mi z wielką przyjemnością kierować nie tylko grą wspaniałych skrzydłowych, Józefa Manowskiego oraz Bronisława Gosztyły w CWKS Legia oraz Tadka Obłoja i Felka Góralczyka w reprezentacji Polski, ale także młodymi wychowankami klubu S. Szulimem oraz B. Trześniewskim i innymi (uczyłem ich podstaw hokeja w szkółce A. Haukvica). Gra w obronie to największa frajda, oczywiście posiadając technikę jazdy i kija, przegląd sytuacji, odwagę i umiejętność gry ciałem. Dokładne podanie w tempo do napastnika to powodzenie skutecznego ataku - "po prostu rządzisz na lodzie". W latach '70 grałem w Legii z powodzeniem na pozycji obrońcy. W 1971 roku z powodu absencji w zespole reprezentacji Polski Obłoja i Góralczyka, na Mistrzostwach Świata Grupy B w Szwajcarii, również grałem w obronie w parze z Adamem Kopczyńskim.

W latach 1965-66 dwukrotnie zdobył Pan drugie miejsce w lidze z Legią. Co było przyczyną utraty tytułu? Prasa pisała wtedy o tym, że młodzi hokeiści odbywający służbę wojskową nie sprawdzili się i to zadecydowało "tylko o wicemistrzostwie". W 1965 roku Legia mogła zdobyć mistrza przed własną publicznością, ale w ostatnim meczu tylko zremisowała z GKS-em Katowice 2-2.
- Na pewno nie była to wina zawodników odbywających czynną służbę wojskową. Do Legii przychodzili bardzo dobrzy i ambitni zawodnicy. To już mecze (przegrany i zremisowany) z Polonią Bydgoszcz (trener Masełko to cwany lis) wprowadziły nerwowość przed meczem z Górnikiem Katowice, który wyprzedzał nas o 1 punkt. Remisowy rezultat w Warszawie dał Górnikowi tytuł mistrza Polski w 1965 roku. Chociaż w 1965 roku zdobyłem dwa tytuły: Wicemistrza w hokeju i tytuł mistrza Polski w slalomie na I Mistrzostwach Polski w Nartach Wodnych.

W 1966 roku do mistrzostwa również zabrakło bardzo niewiele...
- W 1966 roku, w II Finale odbywającym się w Katowicach, Legia zremisowała z Pomorzaninem Toruń 2-2 i pomimo wygranych wszystkich spotkań w Nowym Targu, jednego punktu zabrakło do zdobycia Mistrzostwa Polski.

Legia grała w tamtych latach mnóstwo meczów międzynarodowych. To chyba wiele Wam dawało? Któreś z nich wspomina Pan szczególnie?
- Mecze te dawały bardzo dużo. Zyskiwaliśmy ogranie i doświadczenie, grając z przeciwnikami na bardzo wysokim poziomie. Drużyna Legii kilkakrotnie odbywała tournee przez Austrię, Szwajcarię i Francję. Mecze tam rozgrywane (Szwajcaria - Le Chaux-de-Fondes; Francja - Grenoble) podnosiły znacznie poziom gry. Nie było walki o punkty, przeważała technika i dokładność. Bardzo dobrze wspominam mecz międzynarodowy, który odbył się w Warszawie przeciwko włoskiej drużynie Cordina Doria. Wygraliśmy go 8-4, przy czym ja strzeliłem 5 goli.

Chociaż inne sekcje grały już wtedy w europejskich pucharach, hokeiści Legii zagrali w nich dopiero w sezonie 1967/68? Nie rozgrywano wtedy jeszcze hokejowego Pucharu Europy, czy były jakieś inne przyczyny braku występów Legii?
- Niewykluczone, że w sezonie 1967/68 były pierwsze eliminacje w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych w hokeju na lodzie.

We wspomnianym sezonie Legia zagrała z fińskim Porinem Assat. Dlaczego oba mecze odbyły się na wyjeździe? Czym były spowodowane porażki 3-6 i 1-6?
- Widocznie przedstawiciele klubów domówili się, abyśmy oba mecze rozegrali w Finlandii. Celem tego było zmniejszenie kosztów. Fińska drużyna była mocniejsza od nas. Grala bardzo mądrze.

Dobrze wspominam również przygotowania do tych spotkań z zespołem Assat Pori. Byliśmy w Moskwie na obiekcie CSKA Moskwa. Ich trenerem był Tarasow. Graliśmy z nimi kilka meczów sparingowych. Niestety tych meczów nie wspominam już tak dobrze. Wszystkie przegraliśmy wysoko. Pamiętam zabawną sytuację, gdy za kontuzjowanego gracza wyskoczył jeden z zawodników Legii, bez wiedzy trenera. Chcąc się pokazać, rozpędził się i zmierzał w kierunku zawodnika CSKA Moskwa. W przeciwnym rogu lodowiska stał wielki obrońca Ragulin, trzymając kij w jednym reku i dryblując - krążek. Legionista wpadł w niego, lecz jedynie odbił się od Ragulina, wpadając na bandę... i trzeba było go znosić z tafli.

Rok 1967 był najlepszym w Pana karierze? Mistrzostwo Polski, drugie miejsce w klasyfikacji strzelców ligi...
- Tak, śmiało mogę powiedzieć, że był to mój najlepszy sezon. Zdobyliśmy Mistrzostwo Polski. Zdobyłem drugie miejsce w klasyfikacji strzelców oraz pierwsze miejsce w klasyfikacji kanadyjskiej (gole + asysty), za co otrzymałem Puchar Króla Strzelców Przeglądu Sportowego. Powodem takich sukcesów było na pewno to, że grałem w zgranej formacji: Gosztyla-Komorski-Manowski. Graliśmy już drugi rok w takim zestawieniu. W tamtym roku wywalczyliśmy również pierwsze miejsce z reprezentacją Polski na Mistrzostwach Świata Grupy B w Wiedniu. Wygranie tych mistrzostw promowało nas do występu na Olimpiadzie. Ku wielkiemu rozczarowaniu, drużyna Polski ze względów politycznych nie mogła się spotkać z innymi reprezentacjami na Olimpijskich lodowiskach w Grenoble.

Rok wcześniej zadebiutował Pan w reprezentacji Polski. Jak wspomina Pan spotkanie z Austrią? Wówczas nasza reprezentacja hokejowa spisywała się o wiele lepiej niż obecnie.
- W 1966 roku zobaczyłem "Wielki Hokej" na mistrzostwach grupy A w Ljubljanie. Było to dla mnie bardzo dużym przeżyciem. Niestety, wtedy spadliśmy do grupy B. Z Austrią spotkaliśmy się dopiero 1967 roku na Mistrzostwach Świata Grupy B. Graliśmy wtedy z nimi ostatni mecz tych mistrzostw rozgrywanych w Wiedniu. Wygraliśmy 7-2, co dało nam awans na Olimpiadę w Grenoble.

Aż 5 razy startował Pan z reprezentacją w Mistrzostwach Świata. Który z występów był najlepszy w Pana i Waszym wykonaniu?
- Najlepszymi Mistrzostwami wydają mi się były wcześniej wspomniane Mistrzostwa Świata Grupy B w Wiedniu (1967) oraz Mistrzostwa Świata Grupy B w Ljubljanie i Jugosławii (1969). W Jugosławii wygraliśmy 6 spotkań, przegrywając jedynie z drużyną NRD 1-4. Zapewniliśmy sobie awans do Mistrzostw Świata Grupy A w Sztokholmie (1970). W Wiedniu strzeliłem jedną bramkę, w Jugosławii zaliczyłem cztery trafienia.

Po 1967 roku Legia już nigdy nie znalazła się na podium mistrzostw Polski - dlaczego?
- W Legii co roku były duże rotacje w składzie zespołu. Jedni zawodnicy kończyli służbę, przychodzili nowi. Tak się złożyło, że w 1968 roku siedmiu zawodników zakończyło służbę, do tego nastąpiła zmiana trenera, który podziękował doświadczonym zawodnikom (J. Manowski, B. Gosztyła, Z. Skotnicki, J. Kurek, Sz. Janiczko). Ten fakt najbardziej zaważył na konstrukcji zespołu. Byli to zawodnicy, od których młodzież czerpała wiedzę, byli wzorem dla młodych zawodników. Zabrakło trzonu zespołu, przychodzili nowi zawodnicy z zewnątrz. Do zespołu weszli wychowankowie klubu. Nastąpiły radykalne zmiany i straciliśmy swój styl jako zespół. Od tego czasu plasowaliśmy się w środku lub w dolnej części tabeli.

Gdzie w tamtych czasach odbywały się obozy przygotowawcze?
- Do przygotowania ogólnorozwojowego korzystaliśmy z ośrodka przygotowawczego Legii w Kirach. Natomiast przygotowanie specjalistyczne, w okresie letnim, tak samo jak inne drużyny ligowe - odbywaliśmy w Łódzkiej Hali Sportowej przy ulicy Worcella. Spotykały się tam wszystkie zespoły ligowe oraz takie drużyny jak Spartak Moskwa i Dynamo Moskwa. Z trenerem Haukvicem przygotowania odbywały się (ogólne) w Giżycku i na obiektach Legii, natomiast na specjalistyczne jeździliśmy do Gotwaldowa w Czechosłowacji (obecnie Żlin).

Jak podróżowaliście na mecze wyjazdowe - autokarami, pociągami?
- Na mecze podróżowaliśmy autokarami, a na mecze międzynarodowe, np. do Austrii głównie pociągami.

Rozmawiał Marcin Bodziachowski

CZĘŚĆ DRUGA

Imię i nazwisko: Włodzimierz Wojciech Komorski
Data i miejsce urodzenia: 6.08.1944, Warszawa
Kluby jako zawodnik: Legia Warszawa 1960-1977, EV Zeltweg 1979-1981
Liczba meczów w Legii: 470
Liczba bramek dla Legii: 223
Największe sukcesy klubowe: Mistrzostwo Polski z Legią (1964, 67)
Wicemistrzostwo Polski z Legią (1965, 66)
Wicemistrzostwo Polski juniorów z Legią (1961, 63)
Zwycięzca punktacji kanadyjskiej w 1967 roku

Liczba meczów w reprezentacji: 67 w latach 1966-1971
Sukcesy w reprezentacji Polski: Uczestnik Mistrzostw Świata w 1966, 67, 69, 70 i 71 roku
Brązowy medalista Spartakiady Armii Zaprzyjaźnionych w 1975 roku



Artykuł w Przeglądzie Sportowym


Puchar Przeglądu Sportowego dla Włodzimierza Komorskiego



Włodzimierz Komorski w barwach Legii


Włodzimierz Komorski z wnuczkiem Filipem
fot. Archiwum Włodzimierza Komorskiego
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.