W pełnym składzie niespodzianka była możliwa
Mało kto dawał szansę Legii w pojedynku z wiceliderem z Piaseczna. Klub spod Warszawy mimo problemów finansowych (zawodnicy nie dostają wypłat od dłuższego czasu) jest zdecydowanie silniejszy i w walce o drugie miejsce przed play-off nie mógł pozwolić sobie na stratę punktów z o wiele niżej notowaną Legią. W hali na Bemowie niespodzianki nie było, ale legioniści długo dotrzymywali kroku mocniejszemu rywalowi. Może, gdyby nasz zespół zagrał w pełnym zestawieniu, byłaby szansa na niespodziankę? Ponownie w meczu naszej drużyny zabrakło potrafiącego świetnie wchodzić pod kosz Roberta Pacochy. Ten całe spotkanie przesiedział na ławce rezerwowych, skąd dyrygował kolegami z drużyny. Nawet na ławce zabrakło natomiast dwóch rozgrywających - Szymona Złomańczuka i Michała Kowalika. W końcu na parkiet wrócił Piotrek Nawrot, który ostatnio pauzował w dwóch meczach za faule techniczne.
Legia zaczęła dobrze - szybko osiągając 4 punktowe prowadzenie (jak się później okazało 8-4 to najkorzystniejszy wynik w przekroju całego spotkania). Do stanu 14-13 było nawet nieźle, ale później legioniści stracili 6 oczek z rzędu i wydawało się, że rywal odjechał nam bezpowrotnie. Stało się jednak inaczej, bo w II kwarcie nasi gracze zaczęli stopnio zmniejszać straty i gdyby w końcówce pierwszej połowy zachowali się trochę lepiej (dwie niewykorzystane akcje), mogli zmniejszyć dystans nawet do dwóch punktów. Ostatnia akcja gości, zakończona celnym rzutem minimalnie po syrenie, nie została uznana przez sędziów.
Tuż po przerwie Legia zaczęła doskonale. Szybko doprowadziła do remisu 53-53. Niestety, później nie wykorzystaliśmy okazji do wyjścia na prowadzenie. Ta nadarzała się jeszcze parę razy, aż w końcu rywale ponownie osiągnęli bardziej wyraźną przewagę (w IV kwarcie). W pewnym momencie Piaseczno prowadziło już nawet różnicą 20 punktów (96-76), ale ostatecznie straty udało się minimalnie zmniejszyć. Gdyby jeszcze nasz zespół lepiej zachował się w ostatniej akcji, przyjezdni nie przekroczyliby bariery 100 punktów.
W zespole Legii ponownie najskuteczniejszym zawodnikiem był Artur Kijanowski, zdobywca 31 punktów. Kilka razy "Kijek" w dobrym stylu wchodził pod kosz rywala, a będąc przy tym faulowanym zaliczał akcje 2+1. Znacznie słabiej prezentują się pozostałe statystyki Kijanowskiego - jedna asysta i aż 8 strat! Kijanowski był natomiast najczęściej faulowanym zawodnikiem Legii (9 przewinień). Kibicom zapadła na pewno w pamięci akcja, po której Rafał Pietrzak w bardzo efektowny sposób zaczapował naszego rozgrywającego. W drużynie Piaseczna świetnie spisywali się Dominik Majewski i Sebastian Okoła. Ten ostatni długo zastanawiał się, jak doszło do tego, że został zablokowany przez Tomka Rudko. Zresztą nasz skrzydłowy w tym meczu zaliczył dwie "czapy". Na wyróżnienie zasłużył także Andrzej Paszkiewicz - rozgrywający Piaseczna miał imponujący wynik - 13 punktów, 7 asyst i 8 przechwytów.
Był to przedostatni mecz obecnego sezonu, a ostatni przed własną publicznością. Fani nie zawiedli - stworzyli gorącą atmosferę, jednak liczebność młyna powinna być zdecydowanie lepsza. Oby tak było w kolejnym sezonie. Na środowym meczu nie pojawili się fani z Piaseczna. Na razie nie wiadomo, w której hali swoje mecze rozgrywać będzie wówczas nasza drużyna. Sezon 2009/10 Legia zakończy w niedzielę w Gniewkowie.
Autor: Bodziach