Podobas kontra Filipiak - fot. Hagi
REKLAMA

Grali falami, wygrali pewnie

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

W środę Legia awansowała do finału play-off i miała o kilka dni mniej na przygotowanie się do pierwszego meczu finałowego. Mimo to wśród naszych graczy panowało przekonanie , że dobra forma z meczu z MKS-em Kalisz tylko zaprocentuje w pojedynku z Notecią. Legia zagrała słabiej niż w meczu z Kaliszem, ale i tak zwyciężyła pewnie, pozwalając rywalom na prowadzenie przez pierwszych kilkanaście sekund.

Po meczu trenerzy Legii najbardziej zadowoleni byli z wyniku, gry obronnej i dobrej postawy dalekich zmienników. Z Notecię legioniści rozpoczęli w składzie: Holnicki, Paszkiewicz, Kobus, Zapert, Cechniak. Ten ostatni o dziwo zagrał niespełna 6 minut, a alternatywą dla niego byli tego dnia Bojko i Koźluk. Początek pojedynku to walka punkt za punkt, w efekcie czego przyjezdni wyszli na moment na prowadzenie 8-6 - jedyne w całym meczu. W pierwszych minutach świetnie w ataku grał Kobus, z którym inowrocławianie zupełnie sobie nie radzili. Jak się później okazało, to nie był tak dobry mecz Arka, jak choćby ostatni z Kaliszem. W pierwszej kwarcie Kobus pokazał jednak kilka świetnych zagrań, jak m.in. wsad w asyście rywala, wyprowadzając nasz zespół na prowadzenie 16-9. Chwilę wcześniej skuteczne wejście pod kosz zaliczył Holnicki, a niedługo później "Świder".

Już w pierwszej w kwarcie na boisku pojawił się Koźluk, których od kilku tygodni ani na moment nie pojawił się na parkiecie. Niektórzy mogli przecierać oczy ze zdziwienia, ale trenerzy Legii wiedzieli co robią. Koźluk pokazał tego dnia, że potrafi grać dobrze w obronie. Więcej minut dostał także Bartek Ornoch. Trenerzy już szykowali Bartka do wejścia na boisko, po kilku niecelnych trójkach Świdra, ale gdy Ornoch czekał na zmianę, Świderski właśnie trafił i trenerzy cofnęli zmianę. Młody rzucający Legii pokazał, że dobro zespołu jest najważniejsze i nawet nie skrzywił się, a tylko oklaskiwał "Świdra" za celny rzut. Na parkiecie i tak pojawił się chwilę później i swoją robotę wykonał bardzo dobrze.

W pierwszej kwarcie legioniści zdołali osiągnąć 7-punktową przewagę. W drugiej kwarcie dystans wynosił przez dłuższy czas 7-9 punktów. Wspomniany wcześniej Ornoch nie trafił w jednej z akcji za 3, ale jak gdyby nigdy nic, kilkanaście sekund później spróbował po raz kolejny i tym razem trafił. Po tej akcji w naszych szeregach pojawił się zastój, przez co goście doszli nas na 3 punkty (33-30), ale wtedy znowu dał o sobie znać Ornoch. Po tym jak zablokowany został Bojko, Ornoch rzucał za 3 punkty. Nie trafił, ale sam zebrał piłkę, odegrał ją do rozgrywającego, ten oddał Ornochowi i rzucił po raz drugi, tym razem celnie. Końcówka pierwszej połowy była bardzo nerwowa. Legioniści odetchnęli po celnych wolnych Bojki i dwóch niecelnych rzutach za 3 Korólczyka, a sami mieli do końca 7 sekund na rozegranie akcji. Kobus próbował wejścia na kosz, ale spudłował, jednak piłkę w sprytny sposób zebrał Paszkiewicz, zszedł do narożnika, boiska i równo z syreną (i okrzykiem kibiców "rzucaj!") oddał rzut. Piłka leciał, leciała i czyściutko zatrzepotała w siatce. Szał radości na trybunach, na ławce Legii i zdenerwowanie w ekipie rywali. Do przerwy 41-31 na korzyść Legii.

Trzecia kwarta rozpoczęła się niemal idealnie - najpierw "Czarny" ponownir trafił za 3 punkty, chwilę później Paszkiewicz zaliczył asystę przy punktach Zaperta i po 22. minutach prowadziliśmy już 46-31. Nasza przewaga w ciągu kolejnych paru minut wzrosła nawet do 18 punktów i wydawało się, że już nic złego nie może nas spotkać. Legioniści chyba za bardzo wyluzowali się, co wykorzystali Jankowski (dwie trójki z rzędu), Filipiak i Korólczyk. Zmniejszyli straty do 8 punktów i poczuli, że może się udać. Trener Sikora poklepywał swój zespół, przekonując, by poszedł za ciosem. Legioniści po czasie na żądanie zagrali jednak zupełnie inaczej. Najpierw trafił Ornoch, a w kolejnych akcjach zdobyliśmy jeszcze 6 punktów z rzędu, zaś rywale w tym czasie ani razu nie trafili do kosza. Przed ostatnią partią znów prowadziliśmy pewnie, 60-43.

Czwarta kwarta rozpoczęła się od trójki Królikowskiego, ale w odpowiedzi najpierw Podobas, a później ornoch trafiali za 3. Przewaga wzrosła w pewnym momencie do 19 oczek i nawet słabsza końcówka, w której legioniści grali już bardzo spokojnie, nie tak agresywnie jak przez cały mecz, nie mogły zmienić losów. Wygrana 73-59 była bardzo pewna, choć największym mankamentem w grze naszej drużyny, były częste przestoje. Po serii dobrych akcji, następowało kilka błędów. Najważniejsze, że wobec słabszej dyspozycji w ataku Kobusa (w obronie spisywał się bardzo dobrze), "odpalili" inni i tak naprawdę Legia jest na najlepszej drodze do I ligi. Brakuje nam tylko jednej wygranej. Tylko i aż. Czekamy na środowy mecz w Inowrocławiu!


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.