Marcin Stokłosa, rozgrywający Spójni - fot. Bodziach
REKLAMA

Stokłosa: Wygramy dwa razy u siebie i widzimy się ponownie w Warszawie

Radosław Kaczmarski, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Jeden z liderów Spójni Stargard Szczeciński, Marcin Stokłosa, zapewnia, że rywalizacja nie jest jeszcze rozstrzygnięta, a jego zespół powalczy w meczach na własnym parkiecie. Poniżej nasza rozmowa po niedzielnym meczu w Wilanowie.

Świetnie weszliście w mecz, taki mieliście plan, żeby ruszyć od razu na Legię?
Marcin Stokłosa (rozgrywający Spójni): Tak właśnie chcieliśmy zagrać, wiedzieliśmy, że po wczorajszym meczu dziś gospodarze będą pewni swego, ale pokazaliśmy, że jesteśmy równorzędnym przeciwnikiem dla Legii. Przez własną głupotę przegraliśmy ten mecz, bo prowadziliśmy już bardzo wysoko, ale coś się zacięło. Kilka błędów w obronie, zostawiliśmy rywali na wolnych pozycjach, a oni potrafią trafiać i wykorzystali to.

Dziś zagraliście bardziej zespołowo, choć pewnie wąska rotacja była przeszkodą w osiągnięciu dobrego wyniku? Graliście w zasadzie w ósemkę, co wymagało od Was sporego wysiłku na parkiecie.
- Dokładnie, ale to wyszło dopiero pod koniec trzeciej kwarty i w ostatniej części meczu. Trochę nam tych sił zabrakło. Tempo dzisiejszego spotkania było dość szybkie. Dziś my również graliśmy szybko i skutecznie, póki mieliśmy siłę. Później osłabliśmy, a jak wiadomo, gdy się nie ma wystarczającej energii, rzuty są niedokładne. Legia ma szeroki i wyrównany skład, w którym grali wszyscy. Ktokolwiek by nie wyszedł z ławki, potrafił rzucić, spenetrować pod kosz, popracować w obronie. To na pewno był czynnik, który pomógł Legii wygrać.

Na początku trzeciej kwarty odgwizdano Panu dyskusyjny błąd kroków, z czym się Pan mocno nie zgadzał. Jak to wyglądało Pańskim zdaniem?
- Co mogę powiedzieć? Myślę, że nie popełniłem błędu. Podkozłowałem, rzuciłem trojkę, trafiłem i nagle sędzia gwiżdże i pokazuje, że zrobiłem kroki... Były, nie były – takich rzeczy się nie gwiżdże. Nie odniosłem żadnej korzyści z tego, nikt obok mnie nie stał, byłem zupełnie sam, nikogo nie minąłem. Nie powinien tego zagwizdać, należało puścić grę, ale trudno – zagwizdał. Szkoda, że było to w ważnym momencie, bo Legia nas goniła, wynik był już zbliżony i ta trójka mogła ich trochę przyhamować.

Na jakie elementy gry uczulał Was szczególnie trener Krutikow?
- Zwracał naszą uwagę na zbiórkę w ataku i konieczność zatrzymania szybkiego ataku Legii, bo to była ich główna siła. W ataku pozycyjnym radzą sobie różnie, raz im idzie, a raz nie, ale kiedy mają zbiórkę po swojej stronie - a mają od tego dobrych zawodników - to robią z tego przewagę. Łukasz Wilczek świetnie nakręca atak, Legia również dobrze przechodzi do "transition offense" i mieliśmy temu zapobiec. Na początku to się udało, ale tak jak już mówiliśmy: z braku sił, mniejszej ilości zawodników, dobra gra się skończyła.

Widać to zwłaszcza jeśli spojrzymy na ilość zbiorek: pierwsza połowa to 23:12 na Waszą korzyść, ale w całym meczu, to Legia miała ich minimalnie więcej.
- Właśnie, nawet zdołaliśmy przegrać na tablicach jednak. To wynik braku organizacji gry jaką mieliśmy na początku meczu. Wszystko było dokładnie ustalone, każdy wiedział gdzie ma biegać i za kim biegać, a tego już zabrakło po przerwie.

Brak zrozumienia wkradł się w Wasze szeregi w czwartej kwarcie, jakieś rozmowy, ustalenia po nieudanych akcjach. Trudno tu mówić o pretensjach, ale ewidentnie coś przestało funkcjonować.
- Niestety tak to wyglądało, np. mamy rozkaz od trenera, że bronimy strefą, tymczasem dwóch kryje strefą, dwóch stoi przy swoich zawodnikach, a Bierwagen stoi w rogu sam i rzuca nam trzy punkty. To niezrozumienie, nie wiadomo do końca z czego wynikało...

Dużo musicie poprawić w swojej grze aby wygrać u siebie?
- Myślę, że nie. Wygraliśmy z Legią w rundzie zasadniczej u siebie, ale teraz niestety możemy nie mieć swojego podstawowego centra i Łukasza Żytki, więc może zagramy bez dwóch zawodników z podstawowej piątki. Tutaj dziś właśnie tak było, a graliśmy jak równy z równym. Sądzę, że damy radę, wygramy dwa razy u siebie i widzimy się ponownie w Warszawie.

A jak ze zdrowiem wspomnianych zawodników?
- Dopiero zobaczymy, bo ciężko było tu zrobić USG, jest weekend i przychodnie są pozamykane. Przyjedziemy do domu i zobaczymy co i jak. Mam nadzieję, że obaj wrócą i pomogą chociażby w mniejszym stopniu niż zwykle, na parę minut.

Będziecie też mieli wsparcie swojej publiczności, co nie jest bez znaczenia.
- Tak, myślę, że kibice nas nie zawiodą i zjawią się w hali licznie, by nas dopingować.

Rozmawiał Radosław Kaczmarski

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.