Michał Spychała podczas meczu Legia - Znicz na Torwarze - fot. Bodziach / Legionisci.com
REKLAMA

Michał Spychała: To dla mnie zaszczyt, że będę pracował w Legii

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Michał Spychała w środę został trenerem koszykarskiej Legii na sezon 2015/16, a postawiony przed nim cel to awans do ekstraklasy w najbliższych rozgrywkach. Szkoleniowiec, który jest wychowankiem Legii, a przed kilku laty miał okazję trenować Legię w II lidze, w przeszłości współpracował także z Piotrem Bakunem. Zachęcamy do lektury wywiadu z Michałem Spychałą:

Obserwował trener na żywo półfinałowe mecze Legii ze Stalą Ostrów. Czy już wtedy był temat pracy w Legii?
Michał Spychała: Tematu nie było, to była moja ciekawość basketu. Miałem możliwość przyjść na mecz, ale oglądałem też mecze Legii w Ostrowie, a także wcześniejsze. To nie była kwestia pracy w Legii, ja chodzę na wiele meczów w Warszawie i to nie tylko na I ligę. Nie ukrywam, że dochodziły mnie pogłoski od znajomych już w trakcie sezonu, ale podchodziłem do tego spokojnie. Tematu jeszcze nie było.

Długo zastanawiał się trener nad ofertą Legii?
- Byliśmy w rozmowach dosyć konkretni. Czuję się doceniony, bo zespół zajął 4. miejsce w I lidze, a przed sobą ma jasny cel - awans. Wiadomo o co mamy walczyć, to będzie duże przedsięwzięcie i ja nie miałem czego szukać i oczekiwać od innych klubów, że ktoś zaproponuje mi coś lepszego. Miałem swoje plany, marzenia, by pójść do ekstraklasy w roli asystenta.

Czyli oferta z AZS-u Koszalin to nie tylko plotka?
- Tu nie chodzi o zapytania z zeszłego sezonu, tylko moje myślenie o tym, co robić dalej, bo ja też mam swoje ambicje. Cieszę się z szansy, którą dostałem w Pruszkowie i uważam, że ją wykorzystałem. Nie chciałbym, żeby moja praca pozostawała na tym samym poziomie. Kto stoi w miejscu, ten się cofa. Chciałem czegoś więcej. Wiedziałem, że w Pruszkowie pewnie musiałbym robić to samo co każdego roku, czyli szybko zbierać tani zespół, który nie będzie miał określonego zadania i to mi, przy możliwości pracy w Legii, znacznie zmieniło postrzeganie. W Legii sprawa jest prosta, cel jest ambitny, z perspektywą. Podjąłem decyzję dość szybko.

Czyli lepiej być pierwszym trenerem w mocnym klubie I ligi, bijącym się o awans, niż asystentem w ekstraklasie?
- To zależy kto co pojmuje jako lepsze. Dla jednych lepsza może wydawać się praca w roli asystenta w ekstraklasie, może za lepsze pieniądze, przyjrzenie się koszykówce na tym poziomie z bliska, jednocześnie z mniejszym obciążeniem psychicznym. Inni wybiorą bycie pierwszym trenerem w niższej lidze. Ja jestem z Warszawy i to dla mnie duża szansa i zaszczyt, że będę mógł pracować w Legii.

Działacze Pruszkowa nie robili problemów?
- Zanim podjąłem rozmowy z Legią, rozmawiałem z działaczami Znicza o tym, co będzie w przyszłym sezonie. Nie chodziło o to, czy ja zostanę, czy nie, tylko jak może wyglądać zespół i jakie będą cele. Działacze byli wobec mnie w pełni szczerzy i powiedzieli, że jeśli znajdę dobrą okazję, żebym nie przeczekał jej, bo w Pruszkowie na ten moment nikt nie może zagwarantować dużych pieniędzy, czy walki o ambitne cele. Oficjalna wiadomość, że zostaję trenerem Legii pojawiła się w czwartek, ale już dzień wcześniej dzwonili do mnie działacze Pruszkowa z gratulacjami i przyjęli to z dużym uśmiechem. Życzyli powodzenia i na pewno liczą na dobrą współpracę z nami, na przykład przy okazji sparingów. Pożegnanie było sympatyczne. Jak ktoś zerknie na pruszkowskie portale, czy forum kibiców, z pewnością zobaczy, że tam nikt nie ma do mnie pretensji, a myślę, że sporo osób cieszy się, że mogłem pójść krok dalej.



Wynik Znicza w minionym sezonie to chyba jedna z największych, pozytywnych niespodzianek.
- Zagraliśmy naprawdę dobre mecze w play-offach i gdybyśmy tak zagrali w 2-3 meczach w sezonie zasadniczym - w Tychach, czy Ostrowie, wówczas moglibyśmy mieć 1-2 zwycięstwa więcej. Może nie uszło z nas powietrze, ale była euforia, że zagramy w play-offach z dość wysokiego miejsca, może nawet z przewagą parkietu. Walczyliśmy o to zażarcie. Czy wynik był niespodzianką? Nie wiem, my zagraliśmy sezon może trochę powyżej oczekiwań. Cel przed sezonem nie był sprecyzowany, najważniejsze było, żeby się utrzymać, nikt nie wiedział jak to zafunkcjonuje. Początek mieliśmy niezły, chociaż uważam, że wygrane mecze z Prudnikiem i Legią nie były w naszym wykonaniu najlepsze, a później przyszedł kryzys. Wyszliśmy z niego. Koniec rundy był bardzo dobry - mieliśmy 7 zwycięstw z rzędu, graliśmy fajnie i szkoda, że nie skończyliśmy sezonu zasadniczego oczko wyżej. Zajęliśmy szóste miejsce, ale mieliśmy tyle samo zwycięstw co Legia i Spójnia. Niewiele zabrakło.

Obserwował trener mecze Legii - czego naszej drużynie zabrakło, choćby w półfinałach. Tam legioniści zagrali cztery świetne mecze ze Stalą, ale w piątym byli już wyraźnie gorsi od rywali.
- Kluczową rzeczą w grze Stali była skuteczność rzutów za 3 punkty. W każdym meczu, w którym wygrywali, potrafili ten element wykonać skutecznie, na dużym procencie. To było podstawą ich grania. Jeśli tylko "trójka" im nie siedziała, jak było w drugim meczu w Warszawie, od razu mecz wyglądał inaczej. W pierwszym meczu mieli fantazję, trafiali wszystko. W drugim wyglądało to zupełnie inaczej. To było kluczem, można to sprowadzić do sloganu - dyspozycja dnia, bo uważam, że Legia mogła wygrać decydujący mecz w Ostrowie. Przed nim nie postawiłbym żadnych pieniędzy na któryś z zespołów, jeszcze wobec absencji Andrzejewskiego i dłuższej ławki Legii, bo rezerwowi Stali nie byli tak efektywni. Skończyło się wygraną Stali, tak bywa, to jest tylko sport. Na tym poziomie trudno wskazać faworyta. Proszę mi wierzyć, Krosno też miało ciężką przeprawę z nami w I rundzie. Nawet jeśli mecz skończył się porażką 11-12 punktów, to trzeba spojrzeć na poziom całego meczu.

W związku z tym, że celem przed nowym sezonem jest awans Legii do ekstraklasy - jak duże muszą zajść zmiany kadrowe i na jakich pozycjach, bo pewnie trener ma już jakieś przemyślenia?
- Ja przez cały sezon uważałem, że Legia ma bardzo dobry skład - szeroki, wyrównany. Wchodzący z ławki, trzeci, czy czwarty zawodnik na danej pozycji, na przykład Paszkiewicz - wchodził i rzucał kilka trójek, wychodził Świderski i zdobywał 18 punktów. Wiem, że bardzo przeszkadzały kontuzje i Piotrkowi na pewno rozbijało to trenowanie. Ja natomiast w Pruszkowie średnio mogłem liczyć na 10-11 zawodnika. Zmiany jakie nastąpią? Czekam na rozmowy prezesów z obecnymi zawodnikami, dopiero potem będziemy podejmować dalsze decyzje. Jeśli część zawodników z Legii, którzy są dla nas priorytetem dojdzie do porozumienia z zarządem, wówczas będę myślał o następnych krokach. Chciałbym kręgosłup drużyny, a nawet dużą jej część zostawić i do niej dobierać zawodników, którzy będą mi pasowali. Nie będzie tak, że przychodzę i robię swoje porządki, wrzucam granat i wszystko zostanie zaorane. Jestem zwolennikiem rozwoju i spokojnie poczekam na rozmowy zawodników z zarządem i dopiero później będę realizował swoje pomysły.



Trener świetnie zna zawodników Pruszkowa. Czy ktoś z nich ma szansę na przenosiny do Legii? Oglądając tylko kilka meczów Pruszkowa, na pewno warto byłoby pomyśleć o Linowskim i Pucie.
- To są twoje opinie, ja poczekam spokojnie na informacje, z kogo z obecnego składu będę mógł skorzystać. Niewątpliwie część tych zawodników jest brana przeze mnie pod uwagę jako ci, którzy zostają i walczą dla Legii. Tych, których wymieniłeś to oczywiście osoby, na które trzeba zwrócić uwagę i na pewno zrobi to również część I ligi. Jakąś hierarchię osobową ustaliliśmy sobie, ale też jest tak, że jedna osoba zależy od drugiej. Każdy zawodnik jest inny. Patrząc chociażby po moich byłych zawodnikach - Linowski nie ma absolutnie rzutu, a Kowalewski ma świetny, Linowski zagra świetnie pod tablicami, zaś Kowalewski zrobi to gorzej. Będę musiał tak to układać i szukać, żeby ludzie się zazębiali i nie było trzech takich samych, bo tego nie potrzebuję.

Na pewno nie jest tajemnicą, że Legia potrzebuje wzmocnień pod koszem. Czarek Trybański w tym sezonie grał bardzo nierówno, na przykład świetnie grał czwarty mecz w Stargardzie, a w piątym ze Stalą właściwie go nie było. Ze zmiennikami na pozycji centra też było różnie.
- Ciągle słyszę o słabościach Czarka i oczywiście wiele ich widziałem, jak choćby w meczu ze Zniczem na Torwarze, który nie był jego wybitnym. Czekam aż rozwiążą się sprawy personalne i później będę mógł rzucać nazwiskami. Wzmocnienia potrzebne są nie tylko na tej pozycji, więc nie wchodźmy na razie w to głębiej, dajmy sobie spokojnie popracować. Jestem w stałym kontakcie z trenerem Bakunem, będziemy rozmawiali jakie osoby będą nam pasowały, jakie on ma opinie o niektórych sprawach. Uważam, że Marcel Wilczek jest na tę ligę zawodnikiem, który może grać zarówno na centrze, jak i na "czwórce". Nie upierałbym się, że to jest "czwórka", cieszę się, że świetnie rzuca za 3 punkty i oby rzucał jak najdłużej, ale gra takiego człowieka jest też do wykorzystania blisko kosza, takie jest moje zdanie.

Z trenerem Bakunem znacie się ze wspólnej pracy przed 10. laty w Legionowie, a także w kadrze młodzieżowej. Jak się kiedyś dogadywaliście i czy dziś ta współpraca również będzie dobra? Czytałem już komentarze, że może być trudno pogodzić na ławce dwóch trenerów o tak różnych temperamentach.
- Trudno mi porównywać nasze temperamenty, ja też jakiś spokojny nie jestem. Może mam inny sposób przekazywania pewnych spraw, czy myślenia o różnych rzeczach, ale kwestia temperamentu nie jest kluczowa w wielu rzeczach. Dobrze wspominam te wszystkie wspólne czasy, niektóre lepiej, inne gorzej. W Legionowie to był mój pierwszy sezon w roli trenera i jak patrzę na to dziś... minęło wiele lat, Piotrek już wcześniej prowadził drużyny juniorskie i był przy sztabie Polonii. Na pewno wtedy wyglądało to inaczej, to były moje początki, byłem wtedy osobą na pozycji trenera, który trenował zespół w II lidze, mieliśmy dobry start w tej lidze, ale później było trudniej i w trakcie sezonu zamieniliśmy się miejscami. Nikt mnie nie chciał zwolnić z Legionowa, ale wspólnie uznaliśmy, że najlepiej będzie jak taka zmiana nastąpi i ona była dobra. Niestety Legionowo nie pociągnęło dalej i nie mogliśmy tego kontynuować, chociaż mieliśmy takie plany. Piotrek cenił sobie moją pomoc, merytorykę i to zaowocowało później tym, że spotkaliśmy się w kadrze U-18. Były też propozycje przy innych reprezentacjach, chociaż wyszła akurat tylko ta jedna. Dobrze to wspominam. Myślę, że współpraca w odwrotnej kolejności nie ma takiego znaczenia. Jestem pierwszym trenerem, będę wszystkie rzeczy przyjmował na siebie, będę decydował, ale pomoc Piotrka będzie bardzo przydatna, efektywna. Na pewno jego praca, która już została wykonana w Legii, będzie przeze mnie w jak najlepszej wierze wykorzystana.

Czy wiadomo już, jak wyglądać będzie reszta sztabu szkoleniowego - czy zostaną fizjoterapeuta Kuba, skaut Miłosz i trener przygotowania motorycznego Michał?
- Za wcześnie bym o tym dziś mówił, ja nie chcę o tym decydować. Dostałem propozycję pracy w roli pierwszego trenera, Piotrek ma być asystentem, myślę, że on nie ma do mnie żadnych pretensji, bo ja go w żaden sposób nie "podkopywałem", po prostu dostałem taką propozycję. Skorzystałem z niej, to samo mogło spotkać mnie w Pruszkowie. Reszta osób, to w głównej mierze kwestia moich rozmów z Piotrkiem - ja tych osób nie znam, nie pracowałem z nimi i będę opierał się na opinii Piotrka oraz jak wyglądają ustalenia tych osób z zarządem klubu. Na razie jeszcze jest wcześnie, dzień przed naszą rozmową zapadła decyzja, że będę trenerem Legii i kolejne decyzje będziemy podejmować stopniowo. Myślę, że nikt nie musi się obawiać, że przyszedł Spychała i teraz rzuca tu granat. Granat musiałem rzucić w zeszłym sezonie.

W Legii są już zawodnicy, z którymi trener współpracował wcześniej w Pruszkowie - "Kwiatek", "Panda". "Kwiatek" był szykowany na pierwszego rozgrywającego, po przyjściu Wilczka był drugi i grał niezbyt wiele, zaś "Panda" miał pewne miejsce w piątce, był jednym z najlepszych zawodników drużyny. Trener był zaskoczony tak dobrą postawą Aleksandrowicza?
- Ani trochę, bardzo chciałem, żeby on został u mnie w Pruszkowie, to był jeden z dwóch graczy, których bardzo chciałem, żeby zostali. Było mi przykro, że odchodził, ale rozumiałem go tak samo, jak teraz rozumieją mnie działacze Znicza. Chcemy iść do przodu. W ogóle nie jestem zdziwiony jego postawą, uważam nawet, że powinien brać na siebie jeszcze więcej. Przed rokiem właśnie tylko o to miałem do niego pretensje. Rozumiałem go, że ma na sobie wielką presję i na pewno nie mogę być zaskoczony jego dobrą postawą w Legii. Myślę, że on może grać jeszcze lepiej.

Słyszałem, że przez sezonem trener chciał ściągnąć z Legii do Pruszkowa Damiana Cechniaka. W tym sezonie Damian grał w Legii niewiele, a trener Bakun często w miejsce Czarka wprowadzał niższych od niego zawodników - czy to Bojkę, czy Zaperta, a później Marcela.
- Ustalmy pewne kryteria. Jeśli ktoś wie, w jaki sposób mieliśmy możliwość robienia składu w Pruszkowie, ma świadomość, że nie mogliśmy z Legią bić się o Marcela Wilczka, czy o Czarka Trybańskiego. Mogłem myśleć o człowieku, który dostałby tam szansę i uważam, że Damian by u mnie pograł i miałbym z niego pożytek. Nie ukrywam, że niewielu jest w tej lidze centrów o wzroście 208-210 centymetrów. Oni z reguły są mniej mobilni, mniej rzucają, ja preferuję inne rzeczy, uważam że w tej lidze center może mieć 200 cm, ważne będzie się bił pod koszem, ustawiał, jego dynamika. Chciałem Damiana i tego nie ukrywam, ale on uznał, że zostanie w Legii i będzie się uczył przy Czarku. To już kwestia jego oceny, czy postąpił dobrze. Nigdy już tego nie sprawdzimy, jakby to było w Pruszkowie w minionym sezonie.

Kto był najlepszym centrem w minionym sezonie w I lidze?
- Można powiedzieć, że Wojtek Żurawski. Wszedł do ekstraklasy, zrobił świetną robotę w finale. Na pewno bym go docenił. Świetną zmianę stylu gry dał w Krośnie Kuba Dłuski i trzeba docenić to, czego się spodziewałem - sporą różnicę, swoim doświadczeniem i parametrami robił Rafał Bigus. Jakbym miał wybierać, kto grał najrówniej, to z tej trójki chyba najwięcej dawał Bigus dla Spójni.

Kiedy możemy spodziewać się pierwszych transferów. Czy będziecie czekali w niektórych kwestiach na "spady" z ekstraklasy, jeśli faktycznie wejdzie w życie zapis o możliwej grze większej liczby obcokrajowców w TBL?
- Z tego co słyszałem, zostanie przepis o dwóch Polakach, więc proporcje mogą się wcale nie zmienić. Ustaliliśmy pewien harmonogram prac - najpierw rozmowy z obecnymi zawodnikami. Nie chcę prowadzić rozmów z zawodnikami z dalszych miejsc "listy", nie wiedząc kto zostanie w Legii. Potem będziemy rozmawiali z innymi zawodnikami, biorąc pod uwagę zarówno ich rolę w drużynie, jak i finanse. Żadnych terminów podawać nie będę. Rozmawiamy w czwartek, ja rozmowy z Legią rozpocząłem w poniedziałek, zakończyły się one w środę. Na razie za szybko na takie deklaracje. Jestem w stałym kontakcie z wieloma osobami, dostaję mnóstwo sms-ów, telefonów, dostaję maile od agentów, jakiś przegląd mam. Mam swoje pomysły i to jest najważniejsze, kogo mam w zeszycie zapisanego, w jakiej kolejności i z tej listy zamierzam korzystać. Wszystko w swoim czasie.

Zgrupowania, obozy - już myśli trener o tym, czy też za wcześnie. Chodzi mi bardziej, kiedy początek przygotowań, w którym momencie obóz?
- Dopiero dziś spotkam się z Piotrkiem od jakiegoś czasu, więc będziemy rozmawiali. Oczywiście myślę już kiedy należałoby zacząć, ale tu jest wiele czynników - chociażby nie wiem, kiedy zacznie się liga, muszę wziąć pod uwagę kilka czynników. Zakładam, że będzie to początek sierpnia, ale jest za wcześnie by mówić o szczegółach. W zeszłym roku Legia miała obóz w Pomiechówku, trudno mi powiedzieć, co będzie można zaproponować w tym roku.

Miniony sezon Legia grała cały czas w halach, w których nie trenowała na co dzień. Niewykluczone, że na początku kolejnego będzie podobnie. Jak trener widzi tę kwestię - czy na przykład zaplanowanie wszystkich treningów w hali, w której odbywać się będą mecze?
- Nie zastanawiałem się nad tym, jakieś sygnały dotyczące miejsca rozgrywania dostałem. Liczę, że to będzie hala na Bemowie, w której właśnie rozmawiamy. Nie rozpatrywałem tego jeszcze. Pewnych rzeczy bym nie przejaskrawiał. Nie wiem jak to było w Legii, ale my w Pruszkowie wiele treningów mieliśmy na sektorze, nie na głównym boisku. Mimo to w Pruszkowie wygraliśmy prawie wszystkie mecze - to nie jest kwestia samego budynku, ścian, a bardziej mentalności. Gdzie będzie trzeba, tam będziemy grali.



Miał okazję trener prowadzić Znicza podczas meczu z Legią na Torwarze, ale wówczas był jeszcze trenerem gości. Prawdopodobnie w kolejnym sezonie ponownie nasz zespół zagra jakieś spotkanie w tej hali i to chyba spore wydarzenia dla warszawskiej koszykówki? Teraz trener będzie miał kilka tysięcy kibiców "za sobą", a takie mecze w Polsce w kosza rzadko mają miejsce.
- To prawda, mecze Znicza, na których było więcej kibiców, to ze 3 lata temu w półfinale play-off, kiedy było 1800 osób w naszej hali, żywiołowy doping. Atmosfera na Torwarze w tym sezonie była świetna. Byłem szczęśliwy, że mogę wziąć w tym jakiś udział, szkoda że tak mało mogłem zwracać na nią uwagę. Tam jest taki prostokąt 28x15 metrów i ja muszę się nim zająć, tutaj wszystko organizować, a nie patrzeć na to, co się dzieje na trybunach. Wiem, że to było duże święto i oby takich świąt było jak najwięcej, oby jak najwięcej ludzi przychodziło na nasze mecze, żywiołowo dopingowali. Może część jeszcze bardziej będzie poznawała basket i polubi ten sport i będzie grała razem z koszykarzami.

Akurat na Torwarze Legia na Torwarze miała takie mecze, że wygrywała dość gładko, przez co trochę trudniej "zajarać" się samą koszykówką, niż w przypadku meczów jak rok wcześniej z Basketem Piła, czy choćby meczów ze Stalą w obecnym sezonie - trzymających w napięciu do samego końca.
- Czuję się trochę ugodzony w serce, że z nami był taki łatwy mecz.

Chodzi mi o wysoką wygraną i brak emocji w samej końcówce.
- Zgadza się. Przez 3 kwarty był to mecz bardzo wyrównany i jakby ktoś miał obstawiać końcowy wynik, to nie obstawiłby nic pewnego. Natomiast mecze z Siedlcami, czy Poznaniem emocji sportowych przynieść nie mogły, jak również końcówka meczu z nami. Liczę na to, że niezależnie od meczu, będzie głośny doping. Pamiętam jak byłem trenerem Legii przed kilku laty i graliśmy spotkanie z Polonią 2011 w tej hali, kiedy było na Bemowie 1500, czy 1800 osób. Po to są mecze, po to się gra. Marzeniem każdego jest gra przy tysiącach widzów i z czułością oglądam filmiki z hal koszykarskich Fenerbahce, czy Olympiakosu - jak ci ludzie żyją basketem, jak reagują na wszystko co się dzieje. Piękna sprawa widzieć takie trybuny.

Wracając jeszcze do okresu, w którym pracował Pan jako trener w Legii - w pierwszym sezonie w roli asystenta u boku "Chabla", w kolejnym pierwszy trener, ale dość szybko się to skończyło. Podał się Pan wtedy do dymisji, czy został zwolniony, bo dziś znajduję różne wersje tamtej sytuacji?
- Zostałem zwolniony. Nie wiem, czy każdy to pamięta, ale ja już w pierwszym sezonie bardzo często prowadziłem zespół. Słowo "asystent" wynikało w dużej mierze z tego, że w klubie nie było pieniędzy na drugą licencję trenerską. Ten pierwszy sezon wyszedł fantastycznie, bo do samego końca biliśmy się o awans z drużynami, które później weszły ligę wyżej - z Żubrami i Polonią 2011.

Zabrakło wtedy play-offów.
- Dokładnie, to była wtedy normalna liga. Zostały poczynione pewne obietnice przez osoby, które rządziły wtedy w klubie [Waldemar Kijanowski - przyp. B.]. Nie poznałem tych osób, nie było mi dane otrzymać wypowiedzenia z ich strony. Zostałem z dnia na dzień poinformowany przez Roberta Chabelskiego, że taka jest decyzja ówczesnego zarządu. Bolało to o tyle, że w ostatnim meczu za mojej kadencji Kamil Sulima nie zagrał, bo po prostu ci panowie nie wywiązywali się z obietnic. Michał Exner odszedł wtedy do Łodzi, Sulima do Gniewkowa i z tego co pamiętam, zespół ledwo utrzymał się w lidze, a później wcale nie został zgłoszony do rozgrywek. To nie była kwestia mojej rezygnacji.



Wśród komentarzy odnośnie zatrudnienia trenera w Legii i było kilka odnoszących się do podawania się do dymisji. W rozumieniu takim, że trener zbyt szybko poddaje się. Czy takiej sytuacji nie będzie w Legii?
- Taka sytuacja miała miejsce w poprzednim sezonie. Wtedy trudno było mi znaleźć sposoby, żeby zespół zagrał tak jakbym chciał. Ci ludzie zostali wtedy źle zebrani, do tego przyznaję się. Nikt jednak nie ma prawa oceniać zebrania tych ludzi, nie znając realiów i możliwości jakie mieliśmy w Pruszkowie. Był taki moment, w którym uznałem, że efekt "nowej miotły" - niezależnie od tego, czy to będzie trener lepszy, czy gorszy ode mnie, będzie dobrym impulsem. Nie ukrywam, że jestem zżyty z ludźmi z Pruszkowa, którzy oddają temu serce, żeby basket w tym mieście był. Chyba powinno o mnie też świadczyć to, że nikt się na takie rozwiązanie nie zgodził i ocena sportowa wzięła górę. Może część osób wtedy zrozumiała, że jednak jestem potrzebny i nikt inny z tymi ludźmi lepiej współpracować nie będzie. Łatwo jest oceniać, ale proszę mi wierzyć, że w ciągu kilku lat pracy w Pruszkowie, trudnych momentów było o wiele więcej. Nikt nigdy nie usłyszał tego, ani ja nigdy tego nie powiedziałem, że się poddam. Jeśli dobrze pamiętam, tamten sezon zaczęliśmy od dwóch zwycięstw, a później zanotowaliśmy 4 porażki z rzędu. Następnie wygraliśmy u siebie z kimś słabszym i później znowu przyszły 4 porażki pod rząd. Nie poddałem się, a potem przyszło 8 zwycięstw. Taki jest sport, cały sezon pracuje się, by zagrać gdzieś wyżej, a dopiero później można ocenić - po końcowym efekcie. Od razu widać, czy jest jakaś poprawa, czy nie. Przede mną w Pruszkowie co roku był inny trener. Nikt nie robił afery z powodu tego, że się ich zwalnia. Pracowałem w Pruszkowie 4,5 roku i to może stanowić dobrą wykładnię.

Pamiętam, że podczas ostatniej pracy w Legii, trener po każdym meczu przybijał piątki z kibicami. Czy taki rytuał pozostał, czy też pozostanie w najbliższym czasie?
- Nie podchodziłem sam, podchodziła cała drużyna. Uważam, że to jest normalne, w Pruszkowie również to robiliśmy. Nie raz w Pruszkowie wdrapywałem się na trybuny, które są wyżej i przybijaliśmy piątki z kibicami prowadzącymi doping, czuję się z tym dobrze. Czuję się doceniony, że ktoś szanuje moją pracę i cieszy się z tego co zobaczył.

Wróćmy jeszcze do czasów, kiedy Michał Spychała grał w koszykówkę. Pięć sezonów w Legii, ale czy właśnie w naszym klubie rozpoczynał Pan swoją karierę?
- Można tak powiedzieć. Zaczynałem grać w kosza w klubie satelitarnym Legii na Woli i w wieku kilkunastu lat zostaliśmy przerzuceni do hali przy 29 Listopada, gdzie prowadził mnie trener Pawlak, ojciec Piotrka Pawlaka. Potem szybko musieliśmy skończyć wiek juniorski, bo takie były wówczas przepisy. Od 18. roku życia trenowałem z seniorami. To były trudne czasy II ligi, z której ze słabym składem spadliśmy do III ligi, ale szybko podnieśliśmy się i grałem później znów dwa sezony w drugiej lidze. Grałem jakiś czas na zapleczu ekstraklasy. Nie mam do nikogo żadnych pretensji, bo ekstraklasa to nie był mój poziom. Jak przyszedł moment walki o nią [sezon 1999/2000 - przyp. B.], musiałem stąd odejść, po to, żeby grać, bo lubiłem to robić. Zawsze z sentymentem wspominam czasy, które tutaj były. Nie było mi dane zostać przy zespole i grać później na najwyższym poziomie, ale bardzo dobrze to rozumiem.

Wtedy była też okazja zagrania jedynego sezonu w Legii z Czarkiem Trybańskim, zanim ten odszedł do Pruszkowa, a później do USA. To dość niespotykane, by trener z zawodnikiem był w jednej drużynie.
- Myślę, że takich sytuacji trochę by się znalazło.

Chodzi mi o to, że to wszystko następuje po tylu latach. Akurat dla Czarka był to jedyny sezon w seniorskiej drużynie Legii, aż do ostatnich rozgrywek.
- Tak samo można powiedzieć, gdy przyszedłem do Pruszkowa i zostałem trenerem Dominika Czubka, który był ode mnie starszy. To nic dziwnego. Byłem w Legii, a był wtedy w Legii Michał Exner, który jest ode mnie starszy. Czy Czarek wtedy grał? On wtedy był w drużynie. Jak na tamten poziom rozgrywek można powiedzieć, że ja wtedy grałem, a Czarek dopiero zaczynał. Świetnie, że jego kariera tak się potoczyła, że zaszedł tak wysoko.

I liga w najbliższym sezonie będzie przynajmniej 16-zespołowa, a jak Stal nie dostanie licencji na TBL, może nawet z 17. drużynami. Jeśli Stal musiałaby znów grać na zapleczu ekstraklasy, cel jakim jest nasz awans do ekstraklasy, byłby trudniejszy do osiągnięcia.
- O taki cel nigdy nie jest łatwo. Zawsze zespoły, które grają z nastawieniem na awans mają trudno. Myślę, że wszyscy w Krośnie są zawiedzeni tym, co się stało. Tam wszyscy liczyli tam na awans. Przecież nie po ściągali Dłuskiego, żeby tylko wejść do czwórki. Na pewno będzie ciężko, bo każdy się spina, a jak jeszcze słyszy słowo "Legia", to spina się jeszcze bardziej. Jestem tego świadomy. Zobaczymy, trzeba wykonywać swoją pracę - solidnie trenować i grać, a potem zobaczymy jaki będzie tego efekt. Kto będzie przeciwko nam grał, w jakich zestawieniach, okaże się niedługo, bo pewnie już w sierpniu. Na pewno nie będę się niczym asekurował. Nie ukrywam, że miałem duży ubaw w ostatnim sezonie, kiedy wszystkie zespoły chciały walczyć o ósemkę i nikt nie mówił o awansie. Trzeba powiedzieć sobie wprost. Musimy bić się o awans, bo taki stawiamy sobie cel. To jest tylko sport, więc wszystko może się zdarzyć. Ale o naszym celu mówimy szczerze i głośno. Mamy od samego początku pracować na awans i w końcu go zrobić. To jest nasz cel.

Czy jeżeli rozgrywki Pucharu PZKosz były w takiej formule jak w sezonie minionym, byłby trener za tym, żeby Legia do nich przystąpiła?
- Trudno powiedzieć...

Chyba ostatnia formuła tych rozgrywek była najmniej ciekawa - zwycięzca nie miał możliwości zagrania z drużyną ekstraklasy.
- W turnieju finałowym grały w tym sezonie drużyny często drugoligowe. Chyba dziś nikt nie pamięta, kto wygrał te rozrywki i to najlepiej świadczy o tym, że poziom był niski. Jeśli będę miał duży przegląd zawodników, może bym spróbował zagrać tymi, którzy grają mniej, może młodszymi zawodnikami. Jakbym miał wybierać, mając w perspektywie za 3 dni mecz w lidze, wolałbym się do niego przygotować. Jeśli nagrodą w takim turnieju byłaby gra ze słabymi drużynami w finale, z małym zainteresowaniem, to nie wiem, czy to ma jakikolwiek sens i prestiż dla klubu. Trzeba by było inaczej to skonstruować. Bez zbędnego nacisku na to, że obligatoryjnie wszyscy, pod rygorem kar, muszą grać, żeby to miało sens i żeby kluby wiedziały o co walczą, a nie grać tylko po to, by wydać parę złotych na organizację meczu.

Rozmawiał Bodziach

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.