Damian Zapert - fot. Bodziach / Legionisci.com
REKLAMA

Zapert: Legia zawsze będzie w moim sercu

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

"Wątpię, żeby taka atmosfera jaka była ostatnio w Legii, miała miejsce w jakimkolwiek innym klubie. Czuliśmy się jak rodzina, bracia. Jeden za drugiego dałby się pociąć. Ta drużyna i ten klub zawsze będzie w moim sercu. To jest nie do opisania, jeśli ktoś nie był w takim zespole, nie będzie w stanie tego zrozumieć" - mówi Damian Zapert, skrzydłowy który po dwóch sezonach w Legii odchodzi do II-ligowego Sokoła Ostrów Maz.
Jakie wspomnienia zostaną Tobie z dwóch sezonów rozegranych w Legii?
Damian Zapert: Pierwszy sezon był bardzo dobry. Trzeba było przestawić się na trochę inną koszykówkę, pod wodzą Piotra Bakuna. Sezon może nie był specjalnie trudny, ale cel był postawiony jasno, czyli awans do I ligi. To się udało. Atmosfera na trybunach zawsze dopisywała. Podobnie atmosfera w drużynie. Wszystko funkcjonowało jak należy, dlatego też awansowaliśmy. Ostatni sezon miał być przełomowy, chciałem pokazać się w I lidze... Niestety problemy osobiste, wynikłe w między czasie, do tego niekończąca się walka z urazami. Jak tylko udało mi się nabrać pewności, znowu coś się działo ze zdrowiem. Na koniec, w styczniu nieszczęsna kontuzja kolana, która przekreśliła jakiekolwiek szanse na moją grę w tym sezonie. To wszystko sprawiło, że ten ostatni sezon nie do końca wyglądał tak, jak chciałem.

Jako jeden z nielicznych kontuzjowanych zawodników, jeździłeś z drużyną na wyjazdy. Chciałeś być cały czas przy zespole, to chyba również świadczy o świetnej atmosferze w szatni, tym że zżyliście się ze sobą.
- Część zawodników została jeszcze z sezonu II-ligowego, przyszło kilka nowych osób, ale wątpię, żeby taka atmosfera była w jakimkolwiek innym klubie. Czuliśmy się jak rodzina, bracia. Jeden za drugiego dałby się pociąć. Dlatego też było mi bardzo ciężko, że nie mogłem w tym wszystkim uczestniczyć na boisku. Starałem się wspierać chłopaków z ławki, jeździłem na wszystkie mecze. Niestety po operacji przez kilkanaście dni nie mogłem się ruszyć z domu - wtedy oglądałem spotkania w Internecie lub w telewizji, ale zawsze byłem z nimi. Byłem z drużyną, której przez dwa lata oddałem serce, wszystkie swoje umiejętności i dużo zdrowia. Ta drużyna i ten klub zawsze będzie w moim sercu. To jest nie do opisania, jeśli ktoś nie był w takim zespole, nie będzie w stanie tego zrozumieć. A tajniki wyjazdów i powrotów w autokarze to już temat na napisanie książki (śmiech).



Czego, z Twojej perspektywy, zabrakło do pokonania Stali Ostrów i awansu do finału play-off?
- Decydowała dyspozycja dnia. Pierwszy mecz zagrali dobrze i wygrali, w drugim grali już słabiej i to wykorzystaliśmy. Tak samo było w Warszawie. Ostatni mecz to była loteria - kto lepiej trafi z formą. Do tego Stal decydujące spotkanie grała przed własną publicznością, niesiona przez kibiców. To nie była drużyna dużo lepsza od nas, ale to oni weszli do ekstraklasy, a nie my. Mało brakowało, a skończylibyśmy serię u nas. Tymi meczami pokazaliśmy, że nie jest nam straszna żadna drużyna. Byliśmy w stanie sprawić niespodziankę w lidze, bo przecież byliśmy beniaminkiem i przed sezonem nikt na nas nie stawiał.

Gra przez cały miniony sezon w innej hali niż ta, w której trenowaliście, miała wpływ na Wasze wyniki?
- Na pewno to miało przełożenie na naszą grę i wyniki. Cały sezon graliśmy na wyjeździe. 1-2 treningi przed meczem nie zastąpią całotygodniowych przygotowań. Jestem przekonany, że gdybyśmy grali na Bemowie, wygralibyśmy 4-5 spotkań więcej. Część zawodników, którzy przyszli do nas przed ostatnim sezonem, pewnie nie spodziewała się takiej atmosfery. Mimo, że kibice w Wilanowie dopisywali, to atmosfera na Bemowie była o niebo lepsza. Bemowo to odpowiednie miejsce dla Legii. Atmosfera i klimat hali na Bemowie to coś, co wspominają wszyscy, którzy w niej grali - nie tylko koszykarze Legii, ale także rywale.



Jak widzisz Legię w najbliższym sezonie, bo wydaje się, że liga będzie bardziej wyrównana. Spoza czołówki wzmocniły się Gliwice, Tychy, czy Prudnik.
- W Legii jest nowy trener i wielu nowych zawodników. Trudno określić jak to będzie wyglądało na boisku. Jeśli trenerowi uda się utemperować charaktery niektórych graczy, doprowadzić do tego, żeby wszystko współgrało, a nie było na boisku indywidualności, to będzie dobrze. Trenerowi Bakunowi udało się to przed rokiem, dobrze dobrał ludzi i wszystko działało prawidłowo. Brak doświadczania wyszedł w niektórych meczach, które przegrywaliśmy małą ilością punktów. Czasem przeszkadzały nam kontuzje. Trudno na razie powiedzieć, jaki będzie efekt końcowy nadchodzącego sezonu. Celem jest awans, nie ukrywam, że może być ciężko, bo w lidze prawdopodobnie zostanie Stal, jest mocne Krosno. Liga będzie bardziej wyrównana i trzeba będzie bić się do końca o każdy punkt. Życzę Legii jak najlepiej i mam nadzieję, że na 100-lecie uda się zrobić awans.



Które przeżycie z Legii będziesz wspominał najmilej?
- Mecze na Torwarze. Wszystkie mecze przy fanatycznej publiczności, którzy nieśli nas dopingiem, to coś niezapomnianego. Do tego mecze na Torwarze - nie ukrywam, że przy takiej ilości kibiców nie miałem okazji grać nigdy wcześniej. Świetnie będę wspominał oba sezony w Legii, może poza nieszczęsnymi kontuzjami. Zawiązane przyjaźnie z kibicami, którzy byli z nami zawsze, nawet jak przegrywaliśmy. Tak samo zakończenie sezonu w II lidze i świętowanie awansu najpierw w hali, później na stadionie przy Łazienkowskiej. To są rzeczy, które na zawsze zostaną w pamięci i będzie o czym opowiadać dzieciom i pokazywać na zdjęciach.

Mecze na Torwarze pokazują, że Warszawa zasługuje na koszykarską ekstraklasę.
- Oczywiście. Warszawa jest głodna koszykówki, a drużyna w ekstraklasie jest potrzebna. To bardzo medialny sport i Legia świetnie by go wypromowała. Legia Warszawa jest rozpoznawalna w Polsce i na świecie. Jakby się udało, byłoby przepięknie. Przydałby się lepszy obiekt, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Będzie trzeba grać na Torwarze dopóki nic nowego się nie pojawi. Na pewno wiele osób przychodziłoby na spotkaniach Legii w ekstraklasie.

Które spotkanie zapamiętasz najlepiej? Największa dramaturgia w dwóch ostatnich latach miała miejsce przy okazji meczu z Basketem Piła na Torwarze.
- W ciągu dwóch ostatnich sezonów, wątpię czy był jakiś mecz z taką dramaturgią jak właśnie ten z Basketem Piła. "Działo się", jak Legia grała rok wcześniej z Piasecznem, ale jednak nie było wtedy aż takiej straty. Mecz z Piłą nie był może o wielką stawkę, ale zwrot akcji jaki nastąpił, to że udało się "wyciągnąć", to było coś niesamowitego. No i na koniec szał kibiców po końcowej syrenie! Cieszę się, że udało mi się dołożyć do tej wygranej swoją cegiełkę.



Tym bardziej, że wydawało się, że na parkiet już nie wejdziesz...
- 20 sekund przed końcem meczu usiadłem na ławkę i byłem przekonany, że już nie wejdę. Rozwiązałem buty i myślałem - oni sobie jakoś poradzą. Nagle trener w chwili uniesienia dojrzał mnie na końcu ławki i wpuścił mnie na boisko, licząc że może się jeszcze do czegoś przydam. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Wykonaliśmy założenia taktyczne, które nam rozrysował. Miały być 2 punkty, a było 2+1, czyli lepiej niż ktokolwiek oczekiwał. Trener mógł się cieszyć, że trafił z wyborem, a ja, że udało mi się spełnić jego oczekiwania.

W drugiej lidze nie tylko wtedy byłeś takim jokerem. Trenerzy w decydujących momentach meczów kilka razy stawiali na Ciebie, żebyś kończył ostatnie akcje. Mieli do Ciebie zaufanie.
- Ufali chyba z tego powodu, bowiem wiedzieli, że na parkietach II-ligowych spędziłem wiele lat - wiem jak się zachowywać. Mogę się tylko z tego cieszyć, że obdarzali mnie zaufaniem i nie bali się stawiać na mnie. Udało mi się tymi końcówkami kilka razy pomóc drużynie i poprowadzić ją do kolejnych zwycięstw. Cieszę się z zaufania do mnie obu trenerów - jeżeli uważali, że jestem jokerem i mogę im pomóc, to w jakiś sposób odwdzięczyłem się moją grą.



Jak wygląda obecnie Twoja sytuacja zdrowotna - jak z kolanem i kiedy będziesz mógł normalnie trenować?
- Kończę obecnie rehabilitację, biegam już w miarę normalnie, chociaż jeszcze nie na pełnych obrotach, ale gram już na całe boisko. Wszystko powoli wraca do normy. Cieszę się, że Sokół podał mi rękę i tam wrócę do pełnej dyspozycji. Chciałbym zacząć funkcjonować tak jak dwa lata temu, przed kontuzją. Sytuacja zdrowotna jest coraz lepsza.

Miałeś możliwość gry w I lidze w najbliższym sezonie, czy oferta Sokoła była jedyną?
- Nie będę oszukiwał nikogo, że jestem gotowy do gry w I lidze po takiej kontuzji i kilkumiesięcznej przerwie. Potrzebuję jednego sezonu, żeby odbudować się psychicznie i fizycznie. Szukanie klubu w I lidze w tym momencie uważałem za bezsensowne. Muszę odzyskać siłę i formę. Ten sezon pokaże na ile jestem w stanie doprowadzić się do najlepszego stanu. Nigdy nic nie wiadomo - może się okazać, że to będzie dla mnie przełomowy sezon. Może jeszcze ktoś będzie zainteresowany moimi usługami jako zawodnika.

Zobaczymy Cię w najbliższym sezonie na meczach Legii, kiedy mecze Twojego zespołu nie będą się pokrywały?
- Na sto procent. Z moją dziewczyną Magdą rozmawialiśmy już na ten temat i jak tylko terminy meczów nie będą się pokrywały, to będziemy razem przychodzić na mecze Legii. Każdy wolny termin będziemy wykorzystywać, żeby dopingować Legię. Oddałem dużo zdrowia i serca tej drużynie i nie potrafię z tego zrezygnować. Tak samo drużynie piłkarskiej, jak i koszykarskiej będę zawsze kibicował i będę je wspierał z całych sił.



Może na koszu zobaczymy Ciebie w młynie, bo nie jest tajemnicą, że na Łazienkowskiej regularnie pojawiasz się na Żylecie?
- Może się uda, nigdy nie wiadomo. Jeżeli ktoś mnie zaprosi, to czemu nie. (śmiech) Uwielbiam tych kibiców, ich wsparcie. To będzie dla mnie zaszczyt, znaleźć się między nimi i dopingować swoją ukochaną drużynę.

Rozmawiał Bodziach

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.