Paszkiewicz: Trener mówił, że mam nie wahać się, więc rzucałem

"W pierwszej połowie miałem 1/4 za 3 punkty i to mnie przerażało, bo 5 rzutów to oddałem ostatnio w czterech, albo pięciu meczach łącznie. Trener w przerwie nakrzyczał na mnie, żebym się nie wahał i w drugiej połowie już nie mogłem. Mimo to nadal trochę się obawiałem" - mówi Andrzej Paszkiewicz po meczu z Notecią, w którym trafił 5/12 za 3 pkt.

"Ostatnio byłem na treningu naszych juniorów starszych, bowiem nie wyrobiłem się na trening pierwszej drużyny. Trochę brakuje im zadziorności, rzucania się po piłkę, grają zbyt delikatnie, żeby buta nie uszkodzić...
Słyszałem, że nasz styl nie jest najfajniejszy, ale ciężko utrzymać koncentrację, gdy udaje nam się odjechać rywalom. Kiedy wkrada się rozprężenie w przeciwnej drużynie, to sami zaczynamy grać trochę pod publikę. Dzisiejsze podanie do "Kukły"? Mogłem podać normalnie, ale nie byłoby fajnie. Po to kibice przychodzą i płacą za bilety, żeby oglądać efektowną grę. Gdybym zrobił stratę, to trener wcale by się nie obraził, bo pewnie był nastawiony, że i tak zrobię stratę. Co do rzutów, to Łukasz Wilczek był trochę niezadowolony, bo ze 2-3 razy widział, że stoję w rogu, ale dawałem mu znaki, że nie chcę rzucać. Faktycznie obrona Noteci była taka, że prawie cały czas byłem czysty i tych rzutów mogłem oddać znacznie więcej. (...) Każdy trener powie, że woli efektywność nad efektowność, ale kibice raczej nie chcą patrzeć na mecze, w których prowadzimy 20. punktami cały czas. To, że rzucamy i wpada, pewnie jest fajne, ale też brakuje dreszczyku emocji. Po to też trenujemy różne sztuczki, żeby później zaprezentować je w meczu - rzucić "alley-oopa", czy podać za plecami. Grzesiek Kukiełka powiedział nam przed meczem, że nie ma możliwości, by dziś nie zrobił wsadu, bo już wszyscy znajomi pytali go, kiedy trafi z góry. No i dzisiaj na ławce cały czas czekaliśmy na jego wsad" - powiedział w pomeczowej rozmowie rzucający obrońca Legii Warszawa.