Jarosław Jankowski - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Jarosław Jankowski: Pasja stała się pracą z ogromną odpowiedzialnością

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Od kilkunastu tygodni jest członkiem zarządu Legii Warszawa. Wcześniej przez kilka lat miał duży wpływ na zarządzanie koszykarskiej Legii, która wywalczyła awans do ekstraklasy. W przeciwieństwie do wielu "działaczy", Jarosław Jankowski jest kibicem Legii, który po raz pierwszy przy Ł3 pojawił się 29 lat temu, a za naszym klubem jeździł także na wyjazdy. Zachęcamy do lektury rozmowy traktującej zarówno o Legii piłkarskiej, koszykarskiej, kibicowskim szlaku, jak i wielu innych legijnych kwestiach.

Kiedyś kibic, dzisiaj działacz. Czy trudna jest taka zmiana miejsc, bo pewnie z zewnątrz wiele rzeczy wygląda inaczej?
Jarosław Jankowski: - Bardzo trudna i to był jeden z powodów, dla których długo zastanawiałem się, czy wchodzić... może nie do "tej rzeki", co od tej strony. Miałem świadomość, że przekracza się pewien Rubikon, i że dotychczasowa pasja staje się też dzisiaj twoją pracą. Dalej jest pasją, ale jest zupełnie inaczej. Odpowiedzialność jest przeogromna. To nie jest problem ilości pracy, ale odpowiedzialności jaka spoczywa na zarządzie.

Z zewnątrz, zapewne dla większości kibiców, to wszystko wydaje się takie proste. Można rzec - najłatwiejsza praca, gdzie nic nie trzeba robić, i jeszcze dobrze płacą.
- I jeszcze ogląda się mecze i robi transfery. To trochę jak każdy jest dzisiaj świetnym trenerem, wie jaką zmianę zrobić i w którym momencie. Na koniec okazuje się, że to jednak najlepiej wie trener, który jest z zawodnikami na treningu, rozmawia z nimi i lepiej to czuje. Będąc już tutaj "w środku", dopiero widać, że jest mnóstwo pracy, którą wykonuje wiele osób. A tej pracy cały czas przybywa. Na pewno nie można narzekać na nudę.

Jak rozpoczęło się Twoje kibicowanie Legii?
- Pierwszy mój mecz na Legii miał miejsce w 1988 roku, miałem wówczas 11 lat. Legia grała z Szombierkami Bytom. Nie umiem przypomnieć sobie dlaczego akurat ten mecz był tym pierwszym. Na pewno narosła we mnie potrzeba pójścia na mecz i pamiętam, że siłą zaciągnąłem swojego ojca na stadion, który wielkim kibicem nie był. Później miałem przerwę i taka regularna moja obecność przy Łazienkowskiej miała miejsce od roku 1993. Od kiedy zabrany został Legii tytuł mistrza Polski. Wtedy wiedziałem, że to jest miejsce, na które zawitam na dłużej, choć pewnie wtedy nie domyślałem się, że na tak długo. Wtedy miałem już 16 lat i mogłem sam przychodzić na mecze, więc było łatwiej.

Czy klub nadal walczy o oddanie ukradzionego mistrzostwa Polski z 1993 roku?
- Dla mnie to jest kwestia mentalna. Uznajemy, że w 1993 roku mistrzem Polski była Legia Warszawa. Bez względu na to jakie są rozstrzygnięcia prawne. Ten tytuł jest nasz.

Wielu działaczy, którzy przychodząc do Legii opowiada, jakimi to wielkimi legionistami są od lat, a po zakończeniu pełnienia funkcji, najczęściej znika z Legii na zawsze. W Twoim przypadku można powiedzieć, że jest zupełnie inaczej.
- Skoro już jestem ponad 20 lat na Legii, to nie wyobrażam sobie, żebym jutro kończąc pracę, miał zniknąć z życia tego klubu. Legia już na zawsze będzie częścią mojego życia. Wierzę w to, że nie każdy kto przychodził do zarządu Legii jest legionistą. Wierzę w to, że się nim staje. Ja miałem ten komfort, że już nim byłem wcześniej. Od wspomnianego wcześniej 1993 roku, oglądałem większość meczów w Warszawie plus po kilka meczów wyjazdowych w sezonie dorzucałem. Byłem na Legii, byłem z Legią, i to stało się częścią mojego życia, bez względu na to, czy byłem w liceum, na studiach, w jednej, drugiej pracy, pojawiła się żona, dziecko - te kolejne etapy nic pod tym względem nie zmieniły. Teraz na przykład chodzę na mecze z córką i jest świetnie. Myślę, że dopóki zdrowie pozwoli, będę chodził na Legię.

Wyjazdy w latach 90-tych wyglądały trochę inaczej niż obecnie, gdzie niemal wszystko podstawione jest pod nos - specjal, przejazd autobusami, powrót.
- Lata 90-te to był taki folklor organizacyjny, jeśli chodzi o wyjazdy. Te były obarczone o wiele większym dyskomfortem i ryzykiem. Zresztą mecze u siebie też różniły się znacznie od tego, co jest dzisiaj. W kwestii infrastruktury stadionowej wiele się zmieniło w Polsce. Jeśli ktoś w latach 90. nie był na wyjeździe, trudno mu sobie wyobrazić, jak to wtedy wyglądało. Tak jak mnie pewnie trudno zrozumieć, jak wyglądały wyjazdy w latach 70. Aczkolwiek różnica między wyjazdami w latach 70. a 90. chyba była mniejsza niż między 90. a stanem obecnym. Bardzo miło wspominam te czasy szalonej młodości. To co zostało mi z tych czasów, to ludzie. Wiele przyjaźni z tamtych lat utrzymuję po dziś dzień i to jest dla mnie olbrzymia wartość.

Który mecz Legii z tamtych lat utkwił Ci najbardziej w pamięci?
- Chociaż widziałem w ostatnim czasie wszystkie mistrzostwa Polski na żywo i oba występy w Lidze Mistrzów, to najbardziej utkwił mi w pamięci mecz na Łużnikach ze Spartakiem Moskwa. Bramka Janusza Gola była wyjątkowa, szczególnie w obliczu przedmeczowych wydarzeń. Dodajmy, że nas na trybunach na stadionie było około 50. Nie pamiętam takiej dawki emocji i euforii jaką mieliśmy w sobie na sektorze. To chyba było to największe przeżycie związane z Legią, a miało miejsce stosunkowo niedawno.

fot. Woytek / Legionisci.com

Niedawno też mieliśmy wielkie emocje... Po meczu z Lechią wszyscy dowiedzieli się, że piłkarze Legii będący na placu do samego końca nie znali wyniku równolegle rozgrywanego spotkania w Białymstoku. Czy nie można było zaplanować tego w ten sposób, że ktoś na bieżąco przekazuje wynik na ławkę, a po akceptacji ławki, także do zawodników na boisku?
- Rzeczywiście wkradł się pewien chaos. Nikt nie spodziewał się, że mecz w Białymstoku zostanie przedłużony o 10 minut. Wydawało się, że w Warszawie wszyscy są szczęśliwi, bo w meczu z Lechią jest 0-0, a w Białymstoku 0-2, czyli Lechia w pucharach, a Legia mistrzem. Nagle w drugim meczu zaczęło się zmieniać bardzo dynamicznie. Rzeczywiście problem komunikacyjny z zawodnikami był, bo część zawodników naszych oraz Lechii wiedziała o aktualnym wyniku z Białegostoku, a część zachowała się jakby nie wiedziała. Nie będę ukrywał, że nerwów przez tych 10 minut było wiele. Chyba też nigdy nie doczekamy czasów, by choćby przez chwilę, podobnie jak w tamtym momencie, Warszawa "kibicowała" Lechowi.

Mówi się, że trener Probierz stosuje takie chwyty, że dzieciaki od podawania piłek są odpowiednio "wyedukowane", kiedy mają robić to ekspresowo, kiedy zwalniać grę. Podobnie z przekazywaniem wyników bezpośrednich spotkań.
- Do tego dochodzi długość trawy i sposoby jej zraszania. Są różne takie "nowinki", które przewijają się w różnych klubach. Część z nich ma być niebawem regulowana przez Ekstraklasę, jak choćby wspomniana długość trawy. To wpływa na tempo gry.

Niedawno zostało ogłoszone nazwisko nowego członka zarządu Legii. Jaki jest aktualny podział obowiązków?
- Łukasz Sekuła głównie zajmować się będzie obszarami administracyjnymi i finansowymi, czyli strefą finansowo-organizacyjną. Darek Mioduski jako prezes będzie nadzorował kwestie sportowe w klubie, które są najistotniejsze. Na moich barkache pozostają wszystkie pozostałe kwestie, czyli przede wszystkim bezpieczeństwa, relacji z kibicami, Ekstraklasą, PZPN-em oraz legijne sekcje.

fot. Woytek / Legionisci.com

Od kilku lat nasz stadion nie ma sponsora tytularnego. Czy jest szansa, że coś w tej kwestii zmieni się w najbliższym czasie?
- Myślę, że jest taka szansa, bowiem rozmowy są prowadzone z kilkoma bardzo poważnymi podmiotami. Pamiętajmy, że nie możemy się w tej kwestii zdecydować na wybór podmiotu, który nie będzie gwarantował jakości wizerunkowej. Nie każdy podmiot może dziś stać się partnerem do nazwy stadionu Legii. Dział marketingu i sponsoringu pracuje nad tym bardzo intensywnie.

Klub co prawda nie opublikował jeszcze oficjalnego wzoru koszulek na nowy sezon, za to do Internetu wyciekły już dwa z trzech nowych wzorów. Zgadzasz się z tym, że w tej kwestii klub stoi przed pewnie najtrudniejszym zadaniem w historii. To znaczy trudno zrobić lepszy wzór niż ten obowiązujący w ostatnich dwóch latach.
- Nie będę komentował na razie tego, czy to co pojawiło się w Internecie, to nasze, czy nie nasze projekty. Mogę tylko powiedzieć, że aktualny wzór koszulki był bardzo wyjątkowym projektem, łamiącym pewien stereotyp koszulek legijnych, nawiązującym do historii. Nowe koszulki bardzo mi się podobaj i tyle mam do powiedzenia w tej kwestii.

W jednym z wywiadów wyczytałem, że czeka nas koniec ekspansji legijnych sekcji. Ostatnio powstały, tudzież zostały reaktywowane, takie jak judo, żeglarstwo, czy łyżwiarstwo. Czy faktycznie kończymy z powstawaniem legijnych sekcji?
- Współpraca z sekcjami musi być wielopłaszczyznowa. Dzisiaj, ze względów oczywistych, nie możemy finansować funkcjonowania sekcji. Możemy dawać pewne narzędzia, które pomagają w funkcjonowaniu. Koszykarska Legia jest tego najlepszym przykładem. Kiedy powstawała przed siedmiu laty grupa reaktywująca sekcję koszykówki, otrzymała od klubu jedynie licencję na używanie herbu i nazwy. Z czasem ta pomoc była większa, w zależności od tego, jak klub się rozwijał, jaki osiągał awans sportowy i jakie płynęły z tego bezpośrednie korzyści dla Legii piłkarskiej. To od początku nie był projekt komercyjny. Natomiast dzisiaj mamy pewnego rodzaju "problem" z sekcjami, które są stricte komercyjne. Mamy również do czynienia z sekcjami, które dotyczą tylko i wyłącznie sportu dzieci i młodzieży, mamy też takie, które łączą jedno i drugie podejście. Musimy mieć takie podejście do sekcji, żeby można im było jasno powiedzieć, na co mogą liczyć z naszej strony, a na co nie. Można stymulować ich rozwój, ale za niego nie odpowiadać. Dla nas ważne jest to, by jednoczyć legijną społeczność, aby ona była wartością dla Legii Warszawa.

Sekcja koszykówki zaczynała od praw nazwy i herbu. Cały czas są sekcje, które nie mają podpisanej umowy choćby na ten "pakiet", a najlepszym przykładem jest choćby jeździectwo, ciężary, czy pięciobój. Oficjalna strona Legii o tych sekcjach milczy, ale jak Oktawia Nowacka zdobyła przed rokiem brąz na Igrzyskach Olimpijskich, to "wyjątkowo" zostało to odnotowane. Taka sekcja pięcioboju nowoczesnego, którą podaję jako przykład - nie jest sekcją z tzw. "legijnej rodziny", a prawdopodobnie nic więcej w zamian nie oczekuje.
- Do tej pory klub odpowiadał na zapotrzebowanie ludzi zgłaszających się do niego z konkretnymi projektami. My sami nie szukaliśmy sekcji, żeby je rozwijać, czekamy aż zgłoszą się do nas legioniści i wtedy siadamy i rozmawiamy, jak dane sekcje powinny się rozwijać. Pracujemy też nad projektem dla tych sportowców indywidualnych dyscyplin olimpijskich, bo padł przykład Oktawii Nowackiej.

Do tego grona dołączyła ostatnio Zofia Klepacka.
- Tak. Od kiedy przyszła do nas, zaczęła odnosić same sukcesy - żartuję trochę oczywiście. To jest jednak odpowiedź w tej kwestii - wspierania sekcji a wspierania indywidualnego zawodników, jego promocji i współpracy. Nie zawsze musi być taka potrzeba w danej sekcji z obu stron - tzn. od strony klubu oraz zawodnika.

Jesteśmy kilkanaście dni po premierze księgi na stulecie. Czy miałeś już okazję zapoznania się z tym dość bogatym materiałem?
- Okazja była, bo razem z Darkiem Mioduskim byliśmy oficjalnie pierwszymi osobami, którym wręczona została księga. Czapki z głów przed wszystkimi, którzy pracowali nad jej powstaniem. Sam jesteś zapaleńcem jeśli chodzi o historię i statystyki, więc tym lepiej rozumiesz, że to była tytaniczna praca, żeby powstała ta księga i super, że coś takiego zostało wydane. To spuentowało tych 100 lat Legii, nie tylko piłkarzy, bo opisywane są również inne sekcje. Gratulacje dla autorów, bo to wielkie dzieło, świetnie wydane, które robi wrażenie i zapewnia kilkanaście miesięcy czytania. Myślę, że kibice, którzy otrzymali księgę są bardzo zadowoleni.

Rozumiem, że w tym konkretnym przypadku - pomimo dość wysokiej ceny - aspekt biznesowy schodził na dalszy plan, a liczyło się coś więcej niż zysk ze sprzedaży.
- Jasne. To nie jest wydawnictwo, na którym klub ma zarabiać. Ci, którzy widzieli tę księgę, wiedzą że jest wielkości kilku dobrze wydanych książek. Ta księga została zrobiona by utrwalić historię Legii. Na pewno nie był to projekt stricte komercyjny.

Może wydanie tej księgi i ewentualne zachwyty nad nią sprawią, że Legia wróci do wydawania klubowych roczników. Od 1959 roku nasz klub publikował klubowe roczniki z informacjami o wszystkich sekcjach, drużynach młodzieżowych. To jaką mają wartość historyczną najlepiej wiedzą ci, którzy mieli okazję zapoznać się z nimi po tych kilkudziesięciu latach. W tym przypadku pewnie również nie byłby to projekt do końca biznesowy.
- Wiemy co to wartość edukacyjna, społeczna, czy historyczna, czego wydana księga jest najlepszym przykładem. To na pewno ciekawy pomysł, który z pewnością wymaga dużo zaangażowania i pracy. To nie jest takie łatwe. Będziemy się nad tym zastanawiać. Nie chcę dzisiaj niczego deklarować. Musimy to przedyskutować z naszą redakcją oraz działem marketingu, żeby zdecydować, czy jesteśmy dziś w stanie podjąć się tego wyzwania. Ale na pewno pomysł warty rozważenia.

fot. Woytek / Legionisci.com

Półfinałowe i finałowe spotkania Centralnej Ligi Juniorów tym razem rozgrywane były w Ząbkach, nie na głównym boisku przy Ł3. Czy to związane jest z pracami przy nawierzchni?
- Dokładnie tak. Odbywa się renowacja murawy, a najbliższy sezon zaczynamy niebawem, więc boisko musi być gotowe w krótkim czasie do gry. Z tego właśnie powodu nie byliśmy w stanie rozegrać tych meczów CLJ na głównym boisku. Dobrze, że boisko w Ząbkach jest dla nas szczęśliwe.

Legia kontynuować będzie współpracę z obiektem w Ząbkach, gdzie grały nasze rezerwy, ale również zespół w Młodzieżowej Lidze Mistrzów? W ostatnich latach drugi zespół przenosił się do Sulejówka, przez Nowy Dwór Mazowiecki, właśnie do Ząbek.
- Można powiedzieć, że zbliżamy się do Warszawy. Na pewno dobrze czujemy się w Ząbkach. Jest tam dobra infrastruktura, która robi wrażenie. Byłem tam niedawno z okazji 90-lecia Dolcanu. Wydaje się, że dalej będziemy tam funkcjonować, do czasu wybudowania nowego ośrodka w Książenicach w gminie Grodzisk Mazowiecki.

Kiedy rozpoczną się prace związane z jego budową?
- Kilka tygodni temu wybraliśmy inżyniera kontraktu dla tego kluczowego projektu, a teraz rozmawiamy z wiodącymi firmami w zakresie generalnego wykonawstwa. Harmonogram zakłada, że budowę rozpoczniemy jeszcze w tym roku.

A boiska od strony Czerniakowskiej powstaną wcześniej?
- Tu kluczowe są procedury i podejście miasta, które trzyma w ręku wszystkie karty. Porozumieliśmy się już z sekcją strzelecką, że opuści czasowo teren w styczniu 2018, a następnie wróci na część działki, aby budować nową strzelnicę. Liczymy więc, że będziemy mogli budować dwa boiska boczne dla dzieci i młodzieży pomiędzy marcem a majem i sprawnie je otworzyć, bo wykonawczo nie jest to skomplikowany temat.

Przed nami nowy sezon i już dziś można powiedzieć, że nie będzie łatwo powtórzyć wynik z ostatnich rozgrywek, czyli mistrzostwo Polski, awans do Ligi Mistrzów i 1/16 finału Ligi Europy. Chyba, że do takiego osiągnięcia, Legia dołożyłaby jeszcze Puchar Polski.
- Naszym celem jest obrona mistrzostwa Polski oraz dobra gra w europejskich pucharach. Oczywiście celem jest awans do Ligi Mistrzów. To jest sport i dużo zależeć może od tego, czy będziemy rozstawieni w czwartej rundzie eliminacyjnej. Aby tak się stało, we wcześniejszych rundach muszą odpaść dwa zespoły wyżej rozstawione od nas. Nie odpuszczamy żadnego trofeum, o pierwsze walczymy już 7 lipca - o Superpuchar z Arką. Taki jest nasz cel, nikt nie mówił, że będzie łatwo. Zresztą w zeszłym roku też łatwo nie było. Liczę na lepszy start w sezonie ligowym, czego nie było w zeszłym roku.

Rok temu Bogusław Leśnodorski mówił, że Legia w kolejnej, czyli najbliższej edycji Pucharu Polski grać będzie rezerwami. Doszło do wiadomych zmian właścicielskich, stąd pytanie, jak obecne władze zamierzają traktować rozgrywki Pucharu Polski?
- Traktujemy te rozgrywki bardzo poważnie. Jacek Magiera mówił, że zamierza wygrać Puchar Polski, podobnie zresztą jak mistrzostwo. Jak to będzie chciał osiągnąć, to jest jego osobista decyzja, ale nie zakładam, że będzie jakakolwiek taryfa ulgowa.

Poprzedni trener Legii, a obecnie szkoleniowiec Olympiakosu zamierza wyciągnąć z Legii przynajmniej jednego zawodnika. Ledwo co klub z Pireusu zaprzeczył, jakoby chciał ściągnąć Pazdana, ale nikt nie zaprzecza, że Grecy kuszą Odidję.
- Transfery lubią ciszę. Nie chodzi o to, by dzisiaj prześcigać się w mediach, kogo chcemy, czy kto przyjdzie, tylko by te transfery robić i dogadywać. Mieliśmy przykład, że pół Polski pisało, że Lech wygrał wyścig po jednego gracza [chodzi o Nicklasa Barkrotha - przyp. B.], a u nas nie było tematu tego zawodnika. Media żyją na własny sposób i wrzucenie takiego kamyczka do naszego ogródka podbija zapewne ich poczytność. Pracujemy nad transferami bardzo intensywnie, ale staramy się, by to nie przenikało do mediów, bo niczemu dobremu to nie służy.

Pierwszym transferem dokonanym latem był powrót na Łazienkowską Radosława Kucharskiego do działu skautingu. To było posunięcie pod kątem ruchów transferowych na lata kolejne?
- Radek jest jednym z lepszych, o ile nie najlepszym skautem pracującym dzisiaj w Polsce. Super, że wrócił do nas z Manchesteru, teraz czekamy na efekty jego pracy.

fot. Hugollek / Legionisci.com

Przejdźmy do koszykówki. 3,5 miesiąca przed startem nowego sezonu PLK nie wiadomo, kto w tych rozgrywkach wystąpi - to bardzo nieprofesjonalne podejście...
- Dla ligi jest to bardzo złe. Kształt ligi powinien być określony i to powinno być zrobione na trzy lata do przodu, żeby wszyscy uczestnicy wiedzieli jak będziemy grali, aby można było cokolwiek zaplanować. Sytuacja kiedy co roku wystarczy położyć 300-400 tysięcy złotych na stole i można w ten sposób "zdobyć" miejsce w ekstraklasie, to nie jest normalne rozwiązanie. Decydować się na to, by tylko załatać dziurę w budżecie, a nie by podnosić wartość sportową rozgrywek. Jaką wartość ma dziś awans sportowy do ekstraklasy, kiedy można go później kupić za 300 tys. złotych, a rozegranie pełnego sezonu w I lidze to kwestia 1-2 milionów złotych? To przestaje mieć cokolwiek wspólnego ze sportem.

W piłce nożnej na europejskich pucharach można przyzwoicie zarobić. Tymczasem europuchary w koszykówce równają się w dużej mierze z dokładaniem do interesu. Skoro za wygraną w koszykarskiej Lidze Mistrzów zarobić można zaledwie 1 milion euro, co i tak jest podwojeniem nagrody z lat ubiegłych, to można w tej właśnie chwili zakończyć biznesowe rozmowy o europucharach w koszykarskim wydaniu.
- Mało jest dzisiaj analogii pomiędzy koszykówką a piłką nożną, a szkoda. Na niektórych europejskich pucharach można zarobić, jeśli gra się naprawdę dobrze.

W Eurolidze na pewno, ale tam trzeba rozegrać 30 meczów i wyłożyć pewnie na to niemałe pieniądze.
- Na EuroCupie też można zarobić. Dzisiaj trzeba zastanowić się jak podnieść jakość wszystkich rozgrywek europejskich, żeby można było na nich zarabiać. Międzynarodowa konfrontacja ma swój smaczek, jest ciekawa i ważna, ale dobrze, by szły za tym także sukcesy komercyjne.

O co powalczą w najbliższym sezonie koszykarze Legii? Na tym etapie można chyba powiedzieć, że celem będzie uniknięcie spadku do I ligi.
- Nie zakładam, że Legia będzie broniła się przed spadkiem. Dzisiaj chciałbym rozmawiać o koszykarskiej Legii w perspektywie 3 najbliższych lat. Nie możemy mówić tylko o najbliższym, pierwszym po latach roku w ekstraklasie. Musimy także budować silną organizację, żeby była ona nowoczesna, realna i rozpoczęła pewne trendy. Wtedy sukces sportowy przyjdzie o wiele łatwiej. Naszym celem za 3 lata będzie walka o medal mistrzostw Polski. Teraz musimy sobie nakreślić jak do tego dojść.

W jednym w wywiadów mówiłeś o budżecie koszykarskiej Legii na poziomie 3-4 milionów złotych. To realne?
- Ostatnio ktoś mi bardzo mądrze powiedział, że nie ma sensu porównywania budżetów klubu, a trzeba patrzeć na budżet netto wynagrodzeń. To jest liczba, która pokazuje wartość sportową zespołu. Różne są koszty funkcjonowania w różnych miastach na różnych obiektach sportowych i to jest nieporównywalne. Całościowo budżet będzie prawdopodobnie zbliżony do tej kwoty, a jak to się przełoży na budżet wynagrodzeń, cały czas nie wiemy. Prowadzimy zaawansowane rozmowy ze sponsorami, z miastem i te rozmowy są kluczowe, by pokazać wielkość budżetu na najbliższy sezon. Mam nadzieję, że miasto chce i weźmie odpowiedzialność za to, by Legia dobrze się rozwijała. Jesteśmy też przykładem drużyny, która potrafiła zrobić sukces sportowy i z trzeciej ligi przebić się do ekstraklasy.

Najlepiej tę drogę zobaczyć oglądając dziś któryś z pierwszych meczów III-ligowych. W porównaniu z tym co mieliśmy okazję obserwować w finałach tych, czy poprzednich play-offów w I lidze, to jakaś przepaść.
- Dzisiaj jak przypomnę sobie mecze w trzeciej, czy nawet drugiej lidze, to rzeczywiście nadrabialiśmy tam atmosferą i innymi rzeczami, aby uatrakcyjnić widowisko, ale sportowo to jest rzeczywiście przepaść. Dzisiaj jednak widać, że można to wszystko pokonać, a przed nami przecież kolejne wyzwanie. Celem w końcu nie był sam awans do ekstraklasy, a zdobywanie co roku mistrzostwa Polski. To jest cel dla klubu, a nie awans, który jest może ważnym, historycznym momentem, ale sam w sobie nie jest celem.

Problemem koszykarzy Legii, co można niestety powtarzać od lat, jest brak odpowiedniej hali. Dziś można już powiedzieć, że w najbliższym sezonie Legia będzie grała zarówno na Bemowie, jak i na Torwarze?
- Chcielibyśmy grać na Bemowie i na Torwarze. Rozmowy w tej kwestii cały czas trwają, a halę na Bemowie czeka kolejny remont. Torwar mogący pomieścić 5 tysięcy ludzi nadaje się do promocji tej dyscypliny, jak i samej Legii. Kibice muszą uzbroić się w jeszcze trochę cierpliwości, byśmy mogli podać trochę konkretów.

Kibiców na pewno najbardziej interesuje to, kiedy będą transfery. Tak więc kiedy będziemy mogli poznać jakieś nowe nazwisko zawodnika, nie tylko tych, którzy przedłużą umowy.
- Cały czas rozmawiamy z wieloma zawodnikami, zarówno z nowymi, jak i z tymi, którzy grali do tej pory w Legii. To jeszcze chwilę potrwa. Pamiętajmy, że sezon koszykarski rozpoczyna się pod koniec września, więc mamy jeszcze trochę czasu, żeby dobrze zbilansować skład. Dzisiaj ceny za zawodników są dużo wyższe niż będą za chwilę, więc czasem warto poczekać, żeby nie przepłacić, bo to się później przełoży na mniejsze środki na kolejnych graczy. Musimy być w tej kwestii cierpliwi, ale myślę, że w lipcu pojawią się pierwsze nazwiska graczy, którzy do nas dołączą. Budujemy też zespół rezerw do rozgrywek drugiej ligi, a trzeba pamiętać, że pomiędzy trzecią a drugą ligą też jest przepaść. Na tym poziomie jest już dużo poważniejsze granie i dzisiaj pracujemy nad zawodnikami, którzy graliby nie tylko na tym poziomie, ale powalczyli również w mistrzostwach Polski juniorów, by awansować przynajmniej do finału tych rozgrywek.

fot. Woytek / Legionisci.com

W ostatnich latach wyniki juniorów nie były jakoś przesadnie dobre. Kiedy zespół przed dwoma laty zaczął rokować, część zawodników odeszła do konkurencji. Start rezerw Legii w drugiej lidze jest już przesądzony?
- Jesteśmy mentalnie oswojeni z tą decyzją. Dzisiaj budujemy też pierwszy zespół pod tym kątem, że będziemy korzystać z niektórych jego zawodników w zespole rezerw. Budujemy zespół trochę inaczej niż do tej pory. Budowaliśmy zawsze bardzo silny zespół i nie opieraliśmy się na zawodnikach z drugiej drużyny. Teraz chcemy, żeby stanowili oni większą część kadry, niż było to do tej pory. Po to, aby młodzi mieli możliwość trenowania z zespołem ekstraklasy, czy wyjeżdżania na mecze z tym zespołem, a przez to podnoszenie własnych umiejętności. Dla nas ważny będzie rozwój młodzieży.

Dla tych młodych graczy perspektywa treningów z zespołem PLK będzie na pewno atrakcyjna. Jeśli zaś chodzi o graczy dedykowanych pierwszemu zespołowi... nie jest tak, że część z nich automatycznie podbija swoją cenę, słysząc "Legia"?
- Myślę, że tak może być, ale mamy też dobrą znajomość rynku i wiemy, czy ktoś nie przesadza. Chcemy młodych zawodników, którzy będą rozumieli, że są w fajnym klubie, dobrze zorganizowanym, w którym mają perspektywę gry, a przynajmniej uczestniczenia w treningach zespołu ekstraklasowego.

Piotr Bakun jest w Legii pięć lat. Czy zwolnienie go z funkcji pierwszego trenera półtora roku temu można z tej perspektywy uznać za błąd? Czy można powiedzieć, że wyszło idealnie, bo trener spojrzał na zespół z innego miejsca i wrócił "do gry" z pełną mocą?
- Idealnie to byłoby, gdybyśmy jeszcze w tamtym sezonie wywalczyli awans [Legia przegrała finał 2:3 z Miastem Szkła Krosno - przyp.B.]. Piotrek Bakun w ostatnim wywiadzie dla Legiakosz.com powiedział, że tamta sytuacja wiele go nauczyła. Tamta decyzja była bardzo trudna i dla niego i dla mnie. Myślę, że dzięki temu Piotrek mógł zrozumieć pewne rzeczy, nabrać do pewnych spraw dystansu, spokornieć i przez to dojrzeć do roli trenera ekstraklasowego. Można powiedzieć, że wszystko dobrze się skończyło.

Czyli wierzymy, że Jacek Magiera będzie trenował przez wiele lat piłkarską Legię, a Piotr Bakun będzie przez wiele lat trenerem koszykarskiej Legii?
- Jednemu i drugiemu życzę tego z całego serca. Życie będzie weryfikowało nasze plany, ale wierzę, że jest to możliwe.

Rozmawiał Bodziach

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.