Liga Europy
1. runda

13000
Warszawa
30.09.2004
20:45
Legia Warszawa
Austria Wiedeń
Legia Warszawa
1-3
Austria Wiedeń
85' Smoliński
(0-2)
Vachousek 32'
Poledica (s) 43'
Sionko 90+1'
1 Artur Boruc
3 Wojciech Szala
4 Marek Jóźwiak
17 Mirko Poledica
14 Bartosz Karwan
18 Jacek Magiera 46'
8 Łukasz Surma
20 Dariusz Dudek 46'
22 Tomasz Sokołowski I
9 Piotr Włodarczyk 75'
10 Marek Saganowski
12 Andrzej Krzyształowicz
7 Tomasz Sokołowski II
11 Tomasz Kiełbowicz
13 Marcin Smoliński 75'
19 Leo Kurauzvione 46'
21 Radosław Wróblewski
23 Anatolij Dorosz 46'
Joey Didulica 1
Rabiu Afolabi 2
Ernst Dospel 6
Sasa Papac 5
46' Fernando Troyansky 3
Jocelyn Blanchard 15
Michael Wagner 8
Libor Sionko 7
Stepan Vachousek 10
73' Ivica Vastic 9
82' Sigurd Rushfeldt 21
Szabolcs Safar 1
Vladimir Janocko 10
46' Florian Metz 18
Fernando Santos 25
82' Radosław Gilewicz 19
Richard Kitzbichler 23
73' Tosin Dosunmu 22
Trener: Dariusz Kubicki
Asystent trenera: Krzysztof Gawara
Kierownik drużyny: Ireneusz Zawadzki
Lekarz: Stanisław Machowski
Masażyści: Jerzy Somow i Zbigniew Sęktas
Trener: Lars Sondergaard
Asystent trenera: Hans Dihanich
Kierownik drużyny: Markus Schaffer
Lekarz: Alexander Kmen, Alexander Mildner
Masażyści: Christoph Ogris, Christian Hold
Sędziowie
Główny: Nicolai Vollquartz (Dania)
Asystent: Ole V. Hansen
Asystent: Bo Blankholm Pedersen
Techniczny: Martin Wulff
Relacja

Koniec pucharów...

W Wiedniu legioniści zaprezentowali się bardzo korzystnie stwarzając mnóstwo bramkowych okazji. Niestety to gospodarze strzelili jedynego gola tamtego spotkania. Do rewanżu miało dojść na nowej murawie stadionu Wojska Polskiego. Legia osłabiona brakiem Tomka Jarzębowskiego do spotkania podeszła dość optymistycznie. Z kolei goście z Wiednia zapowiedzieli grę mocno defensywną i zachowawczą (także ze względu na wypadnięcie kilku podstawowych zawodników). Na stadion przybył niemal komplet publiczności, a co więcej biletów na popularną „Żyletę” nie było już na kilka godzin przed meczem! O godzinie 20:45 sędzia tego spotkania zagwizdał po raz pierwszy.

Pierwszą połowę Legia zaczęła nieco dziwnie, bo od.. obrony. Nieatakowani gracze gospodarzy wymieniali między sobą podania na własnej połowie. W końcu sygnał do ataku dał Sokołowski oddając w miarę dobry strzał na bramkę Didulicy. W kolejnej akcji Marek Saganowski po długim podaniu Jóźwiaka mógł pokonać bramkarza gości, ale niestety jego uderzenie nie znalazło drogi do bramki. To była jedna z najlepszych akcji Legii w tej części meczu. Swoich sił próbował także Dariusz Dudek, ale jego uderzenie powędrowało nad poprzeczką. Na prawej stronie nieźle spisywał się Karwan, który raz po raz starał się przechodzić jednego z graczy gości a następnie celnie podać. Takie akcje nie zawsze kończyły się dobrze, ale mimo wszystko Bartek pozostawił po sobie dobre wrażenie. Kilkakrotnie świetnie interweniował Boruc. W 29 minucie Włodarczyk otrzymał świetne podanie z głębi pola, ale nie udało mu się opanować piłki. Gracze Austrii Wiedeń od początku grali „swoją piłkę”. Systematyczny pressing i krótkie celne podania. Wysoko ustawiona linia obronna Austryjaków była nie do sforsowania dla legionistów. W 32 minucie Stepan Vachousek wyprowadził gości na prowadzenie. Jego bardzo ładny strzał, niemal w „okienko”, był nie do obrony dla Artura Boruca. Od tej chwili Legia rzuciła się do rozpaczliwego ataku. Cała taktyka i koncepcja gry poszły w diabły. Z tyłu pozostało dwóch graczy, którzy mieli się nawzajem asekurować. Niestety w 43 minucie po rzucie rożnym piłkę lekko trącił Vachousek, a do własnej bramki wepchnął ją Poledica. W tym momencie jasno stało się, że aby awansować Legia musiałaby dokonać cudu. Kibice jednak bez przerwy dopingowali swój zespół ciągle wierząc w końcowy sukces.

W drugiej części meczu trener Kubicki dokonał dwóch zmian (to cud, że tak wcześnie). Za bardzo słabo grającego (nie od dzisiaj) Magierę wszedł Leo, zaś za Darka Dudka (także słaby występ) pojawił się Dorosz. Niestety żadna z tych zmian nie miała pozytywnego przełożenia na grę „Wojskowych”. Legia grała jeszcze gorzej. Praktycznie wszystkie akcje gospodarzy kończyły się na środku boiska. Grę prowadziłą Austria i trzeba powiedzieć, że robiła to bardzo dobrze. Krótkie celne podania, prostopadłe piłki do napastników siały popłoch w obronie Legii. Gdyby nie kapitalna postawa Artura Boruca (oraz fatalna napastników gości) już do 70 minuty wynik mógł być co najmniej 3:0... Legioniści nie potrafili pokazać nic, co napawałoby optymizmem. Nieprzemyślane długie zagrania, bezsensowne wybicia przed siebie. Niesamowicie o każdą piłkę walczył Marek Saganowski. Gdyby nie jego ofiarność i poświęcenie Legia nie stworzyłaby chyba żadnej okazji bramkowej. Właśnie po akcji Marka w czystej sytuacji znalazł się Dorosz, ale przestrzelił. Generalnie trzeba zaznaczyć, że nowy nabytek Legii nie specjalnie się sprawdził w roli napastnika... W 75 minucie trener Kubicki wpuścił (w końcu!) do gry Marcina Smolińskiego. Był to strzał w dziesiątkę i jednocześnie dowód na to, że niestety nasz trener popełniał przez cały sezon błąd nie stawiając na tego gracza. Marcin grał z pomysłem, widać u niego było chęć do gry oraz nieprzeciętne umiejętności. Dwa razy fantastycznie wypuścił w „uliczkę” Dorosza, ale napastnik Legii nawet tak dobrych okazji nie był w stanie zamienić na gola. W końcu nadeszła 85 minuta. Rzut rożny wykonywał Tomek Sokołowski I, piłkę głową wybili obrońcy austryjaccy, a z 30 metra potężnie huknął „Smolina” i zrobiło się już tylko 1:2!!! Kapitalny strzał młodego Warszawiaka. W tym momencie Legia jakby uwierzyła, że może jeszcze doprowadzić do remisu. Niestety... Artur Boruc w jednej z niegroźnych akcji źle wykopał piłkę, która trafiła wprost pod nogi Libora Sionko. Ten nie zastanawiając się przelobował Artura - 3:1. Był to piękny gol i w taki właśnie sposób Legia Warszawa pożegnała się w tym sezonie z Pucharem U.E.F.A.

Minuta po minucie










Relacja z trybun

Czy wygrywasz, czy nie...

Dwa tygodnie po najeździe na Wiedeń, czekał nas mecz rewanżowy z Austrią. Zainteresowanie meczem w Warszawie było ogromne. Przez tydzień kibice stali w kolejkach do kas. Oprócz wejściówek, trzeba było bowiem wyrobić sobie Tymczasową Kartę Kibica, wymaganą do wejścia na stadion. Pełny stadion może oznaczać, że wszystkim sztuka ta się powiodła.
O tym, że wiedeńczycy nie przebiją naszego wyjazdu mogliśmy być pewni. Do Warszawy zawitało ich zaledwie około 200. Nawet na polskie warunki jest to wynik słaby. Tym bardziej, że wynik pierwszego meczu był dla nich korzystny. Nasze sektory dosyć szybko wypełniały się kibicami. Co jakiś czas trochę kropiło, ale jak na tę porę roku, nie było tragedii.
Na płocie zawisły dwa niemieckojęzyczne transparenty. Wyraziliśmy w nich nasze zdanie odnośnie działań austiackiej policji, która po pierwszym meczu zatrzymała kilku niewinnych kibiców Legii. Na płocie pojawiło się też nowe legijne płótno - "Old Fashion Man Club".
Przed meczem Wojtek Hadaj podał informacje dotyczące dystrybucji biletów na wyjazdowy mecz z Lechem. Następnie wiceprezydent Warszawy, Andrzej Urbański powiedział że wszyscy warszawiacy czekają na wygraną najlepszego klubu stolicy na nowej murawie. Niestety, ta nie okazała się szczęśliwa. Były podziękowania dla ludzi odpowiedzialnych za remont murawy oraz budowę nowego stadionu. Następnie gratulacje za 50 lat spędzonych w Legii odebrał Lucjan Brychczy. Na "Żylecie" zaprezentowaliśmy sektorówkę z podobizną żywej legendy naszego klubu, a wszyscy zgodnie skandowali imię i nazwisko "Kiciego".
Niedługo później na murawę wybiegli zawodnicy obu drużyn. Na trybunie odkrytej powstała choreografia z pasów folii w barwach naszego klubu, po bokach której widniał herb Legii i eLka. Głośne "Mistrzem Polski jest Legia" miało być preludium do niesamowitego dopingu przez 90 minut. Słychać było mobilizację, którą spotęgował wczorajszy apel Stowarzyszenia. Wszyscy wierzyliśmy w to, że piłkarze sprawią nam wiele radości i w ładnym stylu awansują do fazy grupowej Pucharu UEFA. Część nadzieje straciła już po 32 minutach. Wtedy legioniści stracili pierwszą bramkę i do awansu potrzebowali trzech trafień. Jak to zazwyczaj bywa, stracona bramka wzmogła doping na trybunach. "Jesteśmy z Wami" - śpiewaliśmy. Wcześniej w górę poszła nasza największa flaga sektorowa - Panorama Warszawy. Chyba zrobiła ona wrażenie na przyjezdnych. Z ich sektora zaczęły błyskać flesze. Jak jesteśmy już, przy kibicach Austrii, to nie zaprezentowali nic godnego uwagi. Płot przyozdobili 18-oma niewielkich rozmiarów flagami. Doping prowadzili raczej dla nas niesłyszalny. W czasie meczu odpalili parę rac. Odnotować można jedynie zabawę przyjezdnych w "ciuchcię" oraz spontaniczną radość po bramkach. Podczas, gdy wszyscy wierzyliśmy w odmienienie losów meczu...piłkę do własnej bramki wpakował Poledica. Gol do przerwy, perspektywa że do awansu brakuje czterech bramek, była mało ciekawa.
Drugie 45 minut niewiele różniło się od pierwszej połowy. Na boisku Legia grała nieporadnie. Doping słabł z każdą minutą... Na początku tej części gry, na koronie stadionu powiewało kilkadziesiąt dużych flag na kijach. W ich asyście mogliśmy podziwiać kolejną naszą sektorówkę - Wielką Flagę. Ciekawie wyszła choreografia z flag i transparentów. Na środkowym sektorze zadebiutowały w tym czasie nowe transparenty, z postaciami kibiców. Po kilku minutach flagi przestały powiewać i skupiliśmy się już tylko na dopingu. Ten niestety nie był już tak dobry, jak jeszcze przed meczem. "Czy wygrywasz, czy nie..." śpiewane było już 20 minut przed końcem spotkania. Raczej nikt nie spodziewał się diametralnej zmiany wyniku. Bramka chłopaka z Targówka, Marcina Smolińskiego, była dla nas jedynym momentem radości. Goście jeszcze raz trafili do siatki Boruca i w takich mało przyjemnych okolicznościach zakończyliśmy tegoroczną przygodę z europucharami. Niektórzy próbowali się pocieszać, że...Puchar Polski też jest pucharem. Pocieszenie to żadne...nikomu nie było do śmiechu. W ponurych humorach udaliśmy się do domów. A w niedzielę czeka nas podróż do Poznania. Niestety w dosyć skromnym gronie...

Autor: Bodziach

Komentarze (0)

© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.