Ekstraklasa
8. kolejka

17000
Poznań
3.10.2004
13:00
Lech Poznań
Legia Warszawa
Lech Poznań
1-1
Legia Warszawa
32' Goliński
(1-1)
Saganowski 9'
22 Waldemar Piątek
66 Błażej Telichowski
4 Paweł Wojtala
5 Zbigniew Wójcik
18 Adam Majewski
9 Piotr Reiss
6 Paweł Sasin 82'
11 Krzysztof Gajtkowski 49'
77 Michał Goliński
19 Mariusz Mowlik
22 Paweł Kaczorowski 77'
27 Krzysztof Kotorowski
10 Damian Nawrocik 82'
11 Zbigniew Zakrzewski 49'
4 David Topolski 77'
18 Arkadiusz Czarnecki
Artur Boruc 1
Wojciech Szala 3
Marek Jóźwiak 4
Mirko Poledica 17
58' Bartosz Karwan 14
Łukasz Surma 8
Dariusz Dudek 20
55' Marcin Smoliński 13
Tomasz Kiełbowicz 11
87' Marek Saganowski 10
Piotr Włodarczyk 9
Andrzej Krzyształowicz 12
59' Tomasz Sokołowski II 7
Maciej Korzym 15
87' Jacek Magiera 18
Radosław Wróblewski 21
Tomasz Sokołowski I 22
55' Ireneusz Kowalski 24
Trener: Czesław Michniewicz
Asystent trenera: Waldemar Kryger
Kierownik drużyny: Marek Pawłowski
Lekarz: Jarosław Pers
Masażyści: Mariusz Lis, Robert Dominiak
Trener: Krzysztof Gawara
Asystent trenera: Jacek Zieliński
Kierownik drużyny: Ireneusz Zawadzki
Lekarz: Stanisław Machowski
Masażyści: Zbigniew Sęktas, Jerzy Somow
Sędziowie
Główny: Tomasz Pacuda
Asystent: Patryk Podwysocki
Asystent: Mariusz Kowalski
Techniczny: Maciej Heinrich
Relacja

Szczęśliwy remis

Do ligowego spotkania z Lechem drużyna Legii przystąpiła z kilkoma zmianami. Najważniejsza z nich zaszła na stanowisku trenera i w związku z tym zespół prowadzili Krzysztof Gawara oraz asystujący mu Jacek Zieliński. Kolejną nowością było desygnowanie do gry od pierwszych minut młodego Marcina Smolińskiego kosztem Jacka Magiery oraz brak Tomasza Sokołowskiego I, za którego na lewej pomocy zagrał Tomasz Kiełbowicz.
Kilka minut po godzinie 13:00 sędzia Tomasz Pacuda dał znać do rozpoczęcia zawodów. Ledwo mecz się zaczął, a już wyśmienitą sytuację mieli gospodarze, ale po strzale z kilku metrów Piotra Reissa piłka trafiła w słupek i opuściła boisko. Po chwili dobrą akcją popisali się legioniści, którzy powinni zakończyć atak bramką, jednak Piotr Włodarczyk będąc w polu karnym rywali, strzelił wprost w bramkarza poznaniaków. Jak się okazało, co się odwlecze, to nie uciecze i w 9. minucie było 1-0 dla Legii! Waldemar Piątek nie opanował piłki, którą przejął Marek Saganowski i napastnik legionistów wpakował ją do pustej bramki. Od tej chwili tempo gry zdecydowanie siadło. Akcje obu zespołów nie były już tak dogodne jak na samym początku spotkania. Dopiero gdy mijała 24. minuta meczu szansę podwyższenia na 2-0 miał Piotr Włodarczyk. Napastnik Legii dostał celne podanie od Tomka Kiełbowicza, ale uderzenie "Włodara" przeszło obok bramki Piątka i na tablicy wciąż widniał wynik 1-0 dla gości. Choć podopieczni Gawary przeważali, to w 32. minucie do wyrównania doprowadzili gospodarze. Mirko Poledica sfaulował tuż przed polem karnym Adama Majewskiego i sędzia gwizdnął rzut wolny dla Lecha. Ten stały fragment gry na bramkę zamienił Michał Goliński, który posłał piłkę bezpośrednio do siatki Boruca i zrobiło się 1-1. Chwilę później gospodarze drugi raz pokonali golkipera legionistów, ale gol nie został uznany, gdyż sędzia dopatrzył się spalonego. Gdy dobiegał koniec pierwszej połowy znakomitą szansę na podwyższenie mieli ponownie goście. Bartosz Karwan podał do Piotra Włodarczyka, który ładnie odegrał do Marka Saganowskiego, ale ten strzelił tuż przy słupku bramki strzeżonej przez Waldemara Piątka. Ze względu na kilka przerw w pierwszej odsłonie meczu arbiter doliczył dwie minuty, po upłynięciu których piłkarze udali się do szatni na przerwę.
Do drugiej połowy Legia przystąpiła w nie zmienionym składzie, zaś trener Michniewicz w miejsce Gajtkowskiego do gry desygnował Zakrzewskiego. Od samego początku oba zespoły dążyły do zdobycia drugiej bramki. Jednak zarówno gospodarzom, jak i gościom ta sztuka się nie udawała. Dobrą okazję ku zmianie rezultatu miał Marcin Smoliński, ale jego strzał zza pola karnego w 54. minucie zdołał złapać bramkarz Lecha. Po chwili młody pomocnik Legii opuścił plac gry, a w jego miejsce pojawił się Ireneusz Kowalski. Nie upłynęło 180 sekund gry, a trener Gawara postanowił wpuścić na boisko Tomka Sokołowskiego II w zamian za Bartosza Karwana, który na koniec został ukarany żółtą kartką za... zbyt wolne opuszczanie murawy. Choć legioniści starali się przedrzeć pod pole karne rywali, to nic z tego nie wynikało. Za to wyśmienitą szansę na 2-1 mieli gospodarze w 68. minucie gry. Dwójkowa akcja Reiss - Goliński zakończyła się strzałem tego drugiego, a mogła bramką. Młody lechita trafił futbolówką w Boruca, ale tak, że ta zmierzała do bramki legionisty. Na szczęście tuż przed linią bramkową znalazł się Dariusz Dudek, który zdołał wybić piłkę na rzut rożny i kibice z Warszawy mogli odetchnąć z ulgą. Od tej chwili coraz śmielej zaczynali sobie poczynać gospodarze. Z łatwością przenosili się pod pole karne Boruca stwarzając sobie kolejne sytuacje do zdobycia upragnionej drugiej bramki. Zaś ataki Legii nie były aż tak porywające, nie wspominając o skuteczności. Gdy do końca gry pozostawał mniej niż kwadrans, szkoleniowiec gospodarzy dokonał dwóch zmian. Wkrótce podobny manewr musiał poczynić Krzysztof Gawara. Powód? W 83. minucie za brutalny faul Dariusz Dudek ujrzał drugi żółty kartonik i w efekcie wyleciał z boiska. W związku z tym by bronić wyniku, w miejsce Marka Saganowskiego pojawił się Jacek Magiera. Zatem Legia kończyła mecz w dziesiątkę i choć sędzia doliczył 5 minut do drugiej części spotkania, to wynik nie uległ już zmianie.
Piłkarze Legii wywieźli z tego spotkania jeden punkt, z którego powinni się cieszyć, gdyż mogli równie dobrze przegrać. Teraz legionistów czeka w środę mecz z Mazowszem Grójec w Pucharze Polski, a następnie 10-dniowa przerwa w rozgrywkach ligowych. Oby ten okres został należycie wykorzystany przez sztab szkoleniowy przed ciężkimi spotkaniami z Groclinem oraz Wisłą Kraków.

Autor: Fumen

Minuta po minucie










Relacja z trybun

A melanż trwa...

Godzina 3:50. Budzik dzwoni... Zerkając jednym okiem na zegarek, zadaję sobie pytanie: czy my jesteśmy normalni? Nie znajdując pozytywnej odpowiedzi, po 3,5 godzinnej drzemce, zwlekam się z łóżka i ogarniam przed podróżą na dworzec.
Godzina 5:20. Z dworca Warszawa Wschodnia rusza pociąg specjalny, zorganizowany przez Stowarzyszenie "Sekcja Sympatyków". Niestety sporo miejsc pozostaje wolnych. Jaki jest tego powód - nie wie nikt. Fakt jest taki, że w bardzo skromnym jak na nas gronie, ruszamy w kierunku Wielkopolski. Jeszcze na Zachodnim czekamy kilka minut na śpiochów. Kolejny postój czeka nas w Ursusie. Tutaj, stojąc na światłach, dobiega do nas kibic z Gołąbek, który ładny kilometr przebiegł po torach, licząc że zatrzyma pociąg ;-) Miał szczęście, bo właśnie staliśmy, więc i zdyszany maratończyk mógł z nami jechać. Dalsza droga mija spokojnie. Jedni odsypiają zarwaną noc, inni tymczasem od rana zaczynają melanż. Nie brakuje śpiewów. Pewnym urozmaiceniem podróży jest postój w Żychlinie. Tam mamy kilkuminutową przerwę, więc większość naszej wycieczki udała się w poszukiwaniu sklepu. Niestety, obydwa przez nas napotkane były zamknięte. Ponad półgodzinne opóźnienie do minumum zostało zredukowane dzięki prowadzącym pociąg. Ok. 10:30 wysiadamy na stacji Poznań Wola.
Tutaj czekały na nas dwa przegubowe autobusy. Zanim do nich wsiedliśmy wszyscy zostali spisani i dokładnie przeszukani. Procedura trwała kilkanaście minut, ale wobec kulturalnego podejścia policji, nikt nie narzekał. Wpuszczeni do autobusu zostali również kibice bez "wyjazdówek" oraz dokumentów tożsamości. Podróż na stadion zajęła kolejne kilkanaście minut. Po drodze "pozdrawiali" nas młodociani poznaniacy. Jedni nawet przygotowali transparent zawieszony na dwóch sztachetkach...płotu. Wysiadając w okolicach stadionu, czekał nas jeszcze marsz pod nasz sektor. Ten nie był usłany różami, a...błotem. Gdy wreszcie dotarliśmy pod odpowiedni sektor, wpuszczani byli tylko ci, którzy znajdowali się na liście wyjazdowej. Działo się tak, bowiem bramki chipowe w Poznaniu nie działały [lub nie było ich w ogóle]. Wobec wolnego procesu wpuszczania, padło kilka uwag, aby sprawdzaniem nazwisk zajęli się ci policjanci, którzy znają przynajmniej alfabet. Mimo drobnych uszczypliwości, weszli wszyscy - nawet ci, których na owej liście nie było. Wśród donośnego "Bo w nienawiści do tej drużyny..." ze strony gospodarzy, zajmowaliśmy miejsca na naszym sektorze. Na płocie zawisło 9 flag, a nas było niestety tylko około 160. Ci, którzy nie wybrali się na ten wyjazd mają się czego wstydzić...oraz żałować. Mimo skromnej liczby, zaznaczamy swoją obecność głośnym, jak na taką liczbę osób, śpiewem.
Lech również dopingował nieźle. Śpiewał głównie "Kocioł". Reszta stadionu włączała się do dopingu w przypadkach bluzgania na Legię. Zaznaczmy też, że na naszym sektorze zastaliśmy kilkaset ulotek świadczących o kompleksie Lecha wobec nas. Ale to chyba nic nowego. Przed wyjściem piłkarzy na murawę, miejscowy spiker przypominał o prawidłowym podniesieniu kartonów na wyjście piłkarzy. Te utworzyły datę powstania Lecha - 1922. Wraz z pierwszym gwizdkiem sędziego obie strony ruszyły z dopingiem. Przewaga oczywiście była po stronie Lecha...ale w 9 minucie wszystko się zmieniło. Bramkę zdobył Marek Saganowski, a nieliczna grupa z Warszawy miała powody do radości. Po bramce odpalamy 5 rac i przez dłuższy czas nie ustajemy w dopingu. Lechici w pewnym momencie zupełnie odpuścili, co dało nam możliwość zaistnienia. Częste bluzgi Lecha, nie znajdowały odpowiedzi aż do 75 minuty. Lechici kilkakrotnie dawali do zrozumienia, czyją stronę trzymają w derbach Krakowa, rozgrywanych zaraz po meczu Lech-Legia. W 32 minucie niestety Legia straciła bramkę i to pobudziło młyn Lecha do lepszego dopingu. W pierwszej połowie fani "Kolejorza" odpowiedzieli jedynie na zeszłoroczne "Cały Poznań chórem" - sektorówką z hasłem "Zły dotyk prowadzi na Łazienkowską!". Legioniści odpowiadają hasłem "Poznańskie słowiki", skandowanym w kierunku fanów Lecha. Czy wymiana argumentów w kontekście pedofilskim będzie kontynuowana? Przekonamy się na wiosnę.
W przerwie wzięciem cieszyły się zimne napoje. Przez cały mecz w Poznaniu, mocno świeciło słońce, było zupełnie nietypowo jak na tę porę roku. Po wznowieniu gry, lechici zaprezentowali ostatnią tego dnia prezentację. Chyba najmniej udaną. Hasło na transparentach "Suma wszystkich waszych strachów" w połączeniu z sektorówką z jakimś diabło-szkieletorem nie bardzo trafiała do nas. Po bokach sektorówki pojawiły się baloniki w biało-niebieskich barwach. Ponadto Lech odpalił tego dnia 7 rac. Pora rozgrywania meczu [g.13] z pewnością nie mobilizowała do pirotechnicznych pokazów. W drugiej połowie nasz doping był nieco słabszy niż w pierwszej. Mimo to, nasze przestoje były naprawdę krótkie. Głównym naszym problemem była liczebność. Mimo tego, dawaliśmy sobie radę. Ostatnie 7 minut graliśmy w dziesiątkę, ale w tym momencie tym jedenastym zawodnikiem byliśmy właśnie my. "Legiaaa Warszawaaaa" niosło się z naszego sektora. W ostatniej minucie meczu odpaliliśmy jeszcze jedną racę. Remis 1-1 utrzymał się do 90 minuty i spotkanie zakończyło się podziałem punktów. Po meczu dziękujemy zawodnikom za grę [choć niektórym podziękowania się nie należały]. Następnie czekało nas ponad półgodzinne oczekiwanie na wypuszczenie z sektora. Gdy w końcu usłyszeliśmy "Panowie, możecie opuścić sektor", wszyscy skierowali się do autobusów. Te sprawniej niż w pierwszą stronę dowiozły nas na dworzec. Po zajęciu swoich miejsc, okazało się, że mamy balast w postaci policji. Pasażerowie na gapę chcieli dotrzeć z nami do Swarzędza. Tak więc ten odcinek nie był zbyt rozrywkowy. Gdy tylko funkcjonariusze opuścili nasz pojazd, nastąpiła kontynuacja melanżu. Nie brakowało śpiewów...i gdy w końcu zaczęły się kończyć nasze zapasy, z pomocą przyszedł nam postój w Kutnie. 20 minut przerwy wystarczyło, aby dostatecznie dozbroić się w napoje z gatunku wyskokowych. Trasa Kutno-Warszawa minęła nam niezmiernie szybko. Zabawa trwała non-stop. Już dawno "specjal" nie był tak wesoły i roztańczony, jak tego wieczora. Dominowały hity "Otwieram wino ze swoją dziewczyną..." oraz "A melanż trwa...". Chyba nikt z obecnych nie miał prawa żałować wyjazdu. Żałować mogą tylko ci, którzy znaleźli jakieś powody, aby z nami nie jechać. Do naszego pięknego miasta docieramy około 21:30. Teraz czekamy na decyzję, czy mecz z Mazowszem Grójec rozegrany zostanie w Warszawie, czy też w Grójcu. Tak, czy siak - a melanż trwa...

Autor: Bodziach

Komentarze (0)

© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.