Ekstraklasa
17. kolejka

9000
Kraków
10.04.2005
15:30
Cracovia
Legia Warszawa
Cracovia
1-0
Legia Warszawa
90+4' Bojarski
(0-0)
33 Marcin Cabaj
13 Łukasz Skrzyński
16 Michał Świstak
15 Marek Baster
20 Krzysztof Radwański
8 Arkadiusz Baran
7 Piotr Giza 46'
29 Krzysztof Przytuła 60'
18 Tomasz Moskała
33 Marcin Bojarski
11 Piotr Bania 68'
30 Sławomir Olszewski
2 Witold Wawrzyczek
6 Marek Citko 68'
6 Karol Piątek
22 Paweł Nowak 60'
23 Łukasz Szczoczarz
14 Paweł Drumlak 46'
Artur Boruc 1
Tomasz Sokołowski II 7
Jakub Rzeźniczak 25
Wojciech Szala 3
Tomasz Kiełbowicz 11
Tomasz Sokołowski I 22
65' Marcin Smoliński 13
Łukasz Surma 8
74' Aleksandar Vuković 21
Piotr Włodarczyk 9
Marek Saganowski 10
Andrzej Krzyształowicz 12
Veselin Djoković 16
Jacek Magiera 18
Marcin Rosłoń 19
65' Ireneusz Kowalski 24
Maciej Korzym 15
74' Dariusz Zjawiński 17
Trener: Wojciech Stawowy
Asystent trenera: Robert Jończyk
Kierownik drużyny: Maciej Madeja
Lekarz: Bartłomiej Kita
Masażyści: Piotr Socha
Trener: Jacek Zieliński
Asystent trenera: Lucjan Brychczy
Kierownik drużyny: Ireneusz Zawadzki
Lekarz: Stanisław Machowski
Masażyści: Jerzy Somow
Sędziowie
Główny: Tomasz Mikulski
Asystent: Konrad Sapela
Asystent: Krzysztof Myrmus
Relacja

Śmiać się czy płakać?

Niedzielne, zapowiadane jako najciekawsze wydarzenie siedemnastej kolejki ekstraklasy spotkanie, odbyło się w cieniu smutnych wydarzeń w Watykanie. Przed pierwszym gwizdkiem sędziego kibice i piłkarze minutą ciszy i modlitewną zadumą uczcili pamięć zmarłego Ojca Świętego. Fani obydwu zespołów odśpiewali też "Barkę" – ulubioną piosenkę Jana Pawła II. Na znak pokoju w niebo zostały wypuszczone gołębie.

Pierwszą groźną akcję przeprowadzili legioniści. W 3. minucie gry Włodarczyk dograł piłkę prosto na głowę Sokołowskiego I, ten jednak uderzył niecelnie. Trzy minuty później to "Włodar" otrzymał niezłe, lecz nieco zbyt długie podanie, w efekcie czego został uprzedzony przez bramkarza gospodarzy. Potem inicjatywę przejęła Cracovia, a obydwa zespoły, głownie ze względu na śliską i słabo przygotowaną do meczu murawę zaczęły grać niefrasobliwie, na przemian tracąc piłkę w prostych sytuacjach. W 8. minucie, wykorzystując stratę rywali z około 25 metrów próbował uderzać Smoliński, jednak jego strzał można określić jedynie mianem fatalnego. W kolejnych minutach gry gospodarze atakowali coraz groźniej. Gdy stadionowy zegar wskazywał 12. minutę spotkania w stuprocentowej sytuacji znalazł się zawodnik "Pasów". Na szósty metr pięknie dośrodkował Bojarski, znajdując tam kompletnie niepilnowanego Banię, który, na nasze szczęście, chybił. W 25. minucie gry okazję do strzelenia gola mieli legioniści. Sokołowski I dośrodkowywał w pole karne do czekającego tam Włodarczyka, jednak podanie to okazało się zbyt mocne. Dziesięć minut później kolejną groźną akcję przeprowadzili krakowianie, ale dobry strzał Moskały pewnie wyłapał Boruc. 38 minut po pierwszym gwizdku sędziego efektowny strzał z woleja Saganowskiego obronił znakomicie ustawiony Cabaj. Najlepszą okazję do zdobycia bramki w pierwszej części spotkania warszawiacy mieli w ostatniej minucie, gdy Vuković dobrze wypuścił Włodarczyka, a ten znajdując się w sytuacji sam na sam z bramkarzem z ostrego kąta uderzył... wprost w niego.

Po pierwszej, obfitującej w chaotyczne i przypadkowe zagrania połowie wszyscy mieliśmy nadzieję na lepszą, przynajmniej w wykonaniu legionistów, grę po przerwie. Niestety, mimo szczerych chęci poczynania gości cały czas cechowała niedokładność. Druga część meczu rozpoczęła się od wyrównanej walki w środku pola, jednak z biegiem czasu gracze Cracovii znów zaczęli zaznaczać swoją przewagę. Do nich też należała pierwsza godna odnotowania sytuacja bramkowa. W 54. minucie po kilkudziesięciometrowym rajdzie Świstak zagrał prostopadłą piłkę do znajdującego się jednak na minimalnym spalonym Bani. Trzy minuty później z dystansu uderzał Skrzyński, ale był to chyba strzał na wiwat... 68. minuta meczu to kolejna szansa dla Cracovii. W narożniku boiska Bojarskiego sfaulował Vuković, a zaskakujący, bezpośredni strzał Skrzyńskiego z najwyższym trudem wypiąstkował drugi bramkarz reprezentacji Polski. Osiem minut po tym wydarzeniu wprowadzony wcześniej na murawę Citko podał do Bojarskiego, który przewrócił się, wbiegając z futbolówką w pole karne. Sędzia mimo wszystko nie zdecydował się na podyktowanie rzutu karnego. W 78. minucie po dośrodkowaniu z lewej strony boiska z pięciu metrów beznadziejnie przestrzelił Saganowski. Pod koniec meczu gra nieco się ożywiła, a ataki Legii były częstsze, jednak nie wynikało z nich właściwie żadne realne zagrożenie dla bramki strzeżonej przez Cabaja. Po dwóch minutach doliczonego czasu gry sektor kibiców z Warszawy wręcz eksplodował radością. Zawodnik gospodarzy bardzo niefortunnie zagrał piłkę ręką we własnym polu karnym, arbiter wskazał na "wapno" a... Łukasz Surma oddał lekki strzał właściwie prosto w ręce bramkarza. Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić, szkoda tylko, że to my musieliśmy się o tym przekonać w tak brutalny sposób. Znów ostatnia minuta gry, znów niezadowolenie z remisu, który oznacza stratę dwóch punktów i znów bramka strzelona przez rywali... Gdzieś już to chyba w rundzie wiosennej widzieliśmy. Boruc bardzo źle zaczął grę od własnej bramki, do piłki dopadł Bojarski, a co się stało potem, wszyscy wiemy.

Po raz kolejny nasi ulubieńcy nie zachwycili swoją postawą. Po spotkaniu z Zagłębiem Lubin można było (bez znaczenia, że na siłę) doszukiwać się w grze podopiecznych Jacka Zielińskiego jakiś plusów. Dzisiaj chyba mało kto ma na to siłę oraz chęci. Pozostaje wierzyć i kibicować, pokazując, że jesteśmy z naszymi piłkarzami nie tylko w dobrych, ale też w tych gorszych momentach. Oby skończyły się one jak najszybciej...

Autor: Konrad Czopek

Minuta po minucie










Relacja z trybun

Hipokryzja

Gdy po raz ostatni Legia grała w lidze wyjazdowy mecz z Cracovią, byłem zbyt młody, aby się nim emocjonować. Nazwa "Cracovia" znana mi była jednak od najmłodszych lat, mimo iż obie drużyny grały w innych klasach rozgrywkowych. Chętnych do obejrzenia tego meczu było wielu. Biletów starczyło tylko dla 500 osób, a to i tak głównie dzięki wstawiennictwu prezesa Cracovii. Do Krakowa ruszyło jednak więcej osób - również ci nieposiadający wejściówek (a właściwie niewpisani na listę imienną).
Trasę Warszawa-Kraków większość przebyła jednym z dwóch pociągów rejsowych. W okolicach krakowskiego dworca czekały już na nas podstawione autobusy, które przewiozły wszystkich pod stadion przy ulicy Kałuży. Kibice, którzy udali się na mecz samochodami i autokarami, mogli wcześniej odwiewdzić ul. Franciszkańską. Na niej znajduje się słynne okno papieskie, a w okolicach znicze, kwiaty i...szale wielu polskich drużyn złożone w geście "pojednania dla Papieża". O tym, że "pojednanie" to głównie wymysł naiwnych dziennikarzy, przekonały nas sobotnie mecze pierwszej i drugiej ligi.
Autokary z kibicami, które podjechały pod stadion Cracovii wzbudzały spore zainteresowanie wśród miejscowych. "Wypierdalać!" - witały nas "pojednawcze" okrzyki krakowian. Dookoła stadionu kibice gospodarzy bez żadnego problemu spożywali napoje nisko i wysoko procentowe. Policja nie zwracała na to uwagi. Później część z tych buletek miała wylądować na naszych głowach. Wejście na sektor odbywało się w miarę sprawnie. Żadne listy, czy bilety nie były sprawdzane. Wpuszczeni zostali wszyscy. Jedyny minus to brak na sektorze gości depozytu, a do zakazanych przedmiotów należała m.in. kamera. Nie było także obiecanego przez PZPN cateringu. Na sektorze panował trudny do opisania ścisk. Było nas zdecydowanie więcej niż zakładali organizatorzy - według naszych szacunków ok. 700. Na płocie wywiesiliśmy tego dnia tylko jedną flagę - "Legię" w barwach narodowych, przepasaną żałobnym kirem. Po przeciwnej stronie, wisiało płótno "Ojcze Święty żegna Cię twoja Cracovia" oraz flagi zaprzyjaźnionych z Cracovią klubów - m.in. Czarnych Jasło. Już przed meczem obie strony nie szczędziły sobie uprzejmości - nawzajem wykrzykując obraźliwe hasła pod adresem rywala.
Przed meczem niektórzy kibice raczyli się lekturą programu meczowego, w którym to m.in. była opisana historia...naszego klubu. Jak można się domyślać, autor tekstu nie przyłożył się do rzetelnego przedstawienia historii Legii.
Spiker poprosił przed meczem o uczczenie minutą ciszy śmierci Ojca Świętego. Obie strony przez minutę w milczeniu oddały się zadumie. Później miała miejsce modlitwa oraz odśpiewanie ulubionej pieśni Jana Pawła II - "Barki". Większość kibiców ochoczo śpiewała pieśń z szalami uniesionymi nad głowami. Wobec późniejszych, już mniej kulturalnych śpiewów i zachowań...przedmeczowe "święte zachowanie" było niczym innym, jak szopką. Hipokryzja - trafnie skwitował to jeden z fanów Legii. Spiker poprosił kibiców obu drużyn, aby przez pierwsze 45 minut nie prowadzić dopingu, a akcje obu zespołów nagradzać brawami. Z naszego sektora w pierwszej połowie nie dało się słyszeć ani jednego okrzyku. Krakowianie tymczasem kilka razy coś zaśpiewali, po czym chyba zreflektowali się, że sektor przyjezdnych milczy i również ucichli. W pierwszej połowie gospodarze kilka razy rytmicznie klaskali, lekko nadinterpretowując apel spikera ;-) Sama gra piłkarzy naszego klubu wołała o pomstę do nieba. Beniaminek z Krakowa wyraźnie dominował na boisku, nie pozwalając Legii rozwinąć skrzydeł. Było to chyba najdłuższe 45 minut jakie miałem okazję oglądać.
W przerwie w okolicach naszego sektora zawisły kolejne flagi Cracovii oraz płótno GKSu Tychy. Okrzyki "Hej Hej Cracovia" były naprawdę donośne i zsynchronizowane. Niestety, poza nimi gospodarze nie zaprezentowali innych pieśni klubowych. My zaczęliśmy naszym firmowym "Jesteśmy zawsze tam...". Później kilka razy pokazaliśmy swój stosunek do kibiców, którzy korzystają z ostrego przedłużenia dłoni... Doping z naszej strony prowadzony był zrywami. Raz lepiej, raz gorzej. Nie pomagały na pewno przemioty rzucane z sektorów Cracovii. Butelki, kamienie - taki asortyment co i rusz lądował wśród nas. Część z nich po chwili wracała do adresatów. Mogliśmy poczuć się zupełnie jak w Łodzi. Po "przyjęciu" wielu kamieni, odpowiedzią z naszego sektora była raca, która wylądowała na jednej z flag miejscowych. Wydawało się, że będzie to punkt zapalny i rozpocznie się konkretna awantura. Tak jednak nie było. Choć płot oddzielający obie strony od sektorów buforowych ruszał się coraz częściej, policja nie pozwoliła na bezpośrednie starcie.
Na murawie cały czas dominowali krakowianie. Legia przez cały mecz grała wręcz żałośnie. Z taką grą droga do europejskich pucharów może być długa i kręta... Mimo bezbarwnej gry, mieliśmy szansę na wygraną. W ostatniej minucie meczu sędzia wskazał na punkt oddalony o 11 metrów od bramki Cabaja. Piłkę ustawił Łukasz Surma. Zanim jednak podbiegł do futbolówki, na sektorach Cracovii ropoczęły się walki z policją. Surma tymczasem w sobie tylko znany sposób...podał piłkę do bramkarza biało-czerwonych. Zdumieni fani gospodarzy cieszyli się z takiego obrotu sprawy. Po chwili mieli jeszcze więcej powodów do radości. Bramka strzelona w trzeciej minucie doliczonego czasu gry zapewniła im zasłużone zwycięstwo. Z jednej strony ogromna radość krakusów, z drugiej spuszczone głowy warszawian - łatwo można było wyczytać wynik potyczki po twarzach kibiców. Wydawało się, że wszystkie emocje mamy za sobą.
Nic bardziej mylnego. Oczekując prawie godzinę na wypuszczenie z sektora, mieliśmy okazję obserwować walki Cracovii z policją. Doszło do nich przed hotelem "Cracovia". Policjanci użyli armetek wodnych, pałek i broni gładkolufowej. Chuligani rzucali wszystkim, co mieli pod ręką. Kostka brukowa, deski i pręty - taki arsenał fruwał w stronę funkcjonariuszy. My tymczasem, wbrew temu co podają media, cały czas staliśmy na sektorze opustoszałego już stadionu i nie mieliśmy z tymi zachowaniami nic wspólnego.
Po godzinie oczekiwań, brama wyjściowa została otwarta i mogliśmy zająć miejsca w autobusach. Te w eskorcie policji dowiozły nas na dworzec główny. Podobnie jak to miało miejsce w pierwszą stronę, kibice podzielili się na dwie grupy. Jedna z nich do Warszawy wracała pociągiem pospiesznym, druga ekspresem. A w drodze motywem przewodnim rozmów było zapowiadane "pojednanie".
W środę ciąg dalszy cyklu wyjazdowego. Tym razem czeka nas wyjazd na pucharowy mecz do Zabrza.

Autor: Bodziach

Komentarze (0)

© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.