Puchar Polski
1/4 finału

20000
Poznań
10.05.2005
20:45
Lech Poznań
Legia Warszawa
Lech Poznań
0-0
Legia Warszawa
22 Waldemar Piątek
5 Zbigniew Wójcik
24 Rafał Lasocki
19 Mariusz Mowlik
4 David Topolski 69'
13 Maciej Scherfchen
29 Ariel Jakubowski
37 Piotr Świerczewski
18 Marcin Wachowicz 63'
11 Zbigniew Zakrzewski 74'
9 Piotr Reiss
27 Krzysztof Kotorowski
66 Błażej Telichowski
8 Paweł Bugała
10 Damian Nawrocik 74'
6 Paweł Sasin 63'
24 Matias Favano
11 Krzysztof Gajtkowski 69'
Artur Boruc 1
Wojciech Szala 3
Dickson Choto 2
Jacek Magiera 18
Tomasz Kiełbowicz 11
Tomasz Sokołowski II 7
Veselin Djoković 16
Paweł Kaczorowski 26
40' Bartosz Karwan 14
Aleksandar Vuković 21
80' Marek Saganowski 10
Andrzej Krzyształowicz 12
80' Dariusz Zjawiński 17
40' Marcin Smoliński 13
Tomasz Sokołowski I 22
Marcin Rosłoń 19
Trener: Czesław Michniewicz
Asystent trenera: Rafał Ulatowski
Kierownik drużyny: Marek Pawłowski
Lekarz: Jarosław Pers
Masażyści: Mariusz Lis, Robert Dominiak
Trener: Jacek Zieliński
Asystent trenera: Lucjan Brychczy
Kierownik drużyny: Ireneusz Zawadzki
Lekarz: Stanisław Machowski
Masażyści: Jerzy Somow, Zbigniew Sęktas
Sędziowie
Główny: Hubert Siejewicz
Asystent: Piotr Sadczuk
Asystent: Radosław Siejka
Techniczny: Zbigniew Marczuk
Relacja

Bezbramkowe emocje

Po wysokiej wygranej Legii z Lechem w Warszawie kilka dni temu w lidze, teraz czekała nas wyprawa do Poznania by ta zmierzyć się w pierwszym ćwierćfinałowym meczu Pucharu Polski z „Kolejorzem”. I choć legioniści 3-0 pokonali u siebie zespół z Wielkopolski to tak naprawdę chyba nikt się nie spodziewał, że taki sam rezultat uda się powtórzyć na boisku rywala. Ostatecznie trener gości Czesław Michniewicz wymienił niemal pół wyjściowego składu na spotkanie z Legią. Mniejsze pole manewru miał Jacek Zieliński, który nie mógł skorzystać m.in. z usług Jakuba Rzeźniczaka oraz Piotra Włodarczyka, którzy zdawali w tym dniu maturę. Tym samym w miejsce młodego obrońcy w defensywie od pierwszych minut zagrał Dickson Choto. Był to pierwszy mecz od pierwszych minut piłkarza z Zimbabwe po dłuższej absencji spowodowanej kontuzją.
Zaplanowany na godzinę 20:45 mecz rozpoczął się z lekkim opóźnieniem. Od samego początku żadna z drużyn nie rzuciła się do ataków, bardziej badając rywala, wyczekując na bieg wydarzeń. Od pierwszych minut bardzo widoczny był w szeregach gospodarzy Piotr Świerczewski, który raz po raz uruchamiał grającą ofensywnie trójkę – Reiss, Zakrzewski, Wachowicz. Jednak jeszcze lepiej spisywała się defensywa Legii, dla której dużym wzmocnieniem jak się okazało był powrót Choto. Przez dłuższy okres żadna z drużyn nie zagroziła poważnie bramkarzom. Obaj owszem mieli trochę pracy, ale były to pewne, spokojne interwencje zarówno ze strony Boruca, jak i Piątka. Pierwszą dobrą okazję do strzelenia gola miał Marek Saganowski. W 37. minucie Jacek Magiera posłał piłkę w kierunku napastnika Legii. Wyskoczył do niej Zbigniew Wójcik, ale źle ją strącił i ta spadła wprost na nogi „Sagana”. Legionista wpadł w pole karne, zwodem ograł jednego z rywali, ale futbolówka lekko mu odskoczyła przez co Saganowski oddał nieczysty i zarazem lekki strzał w kierunku bramki gospodarzy. Bez trudu wyłapał Waldemar Piątek. Po chwili niespodziewanie boisko musiał opuścić Bartosz Karwan, który jak się okazało nabawił się uraz mięśnia dwugłowego uda i w jego miejsce wszedł Marcin Smoliński. Zaraz po tym jeszcze lepszą okazję na strzelenie upragnionego gola w pierwszej części gry mieli podopieczni Czesława Michniewicza. Tuż przed końcowym gwizdkiem sędziego pierwszych 45. minut wyśmienitą szansę zmarnował Zakrzewski z Reissem. Pierwszy z nich otrzymał piłkę po błędzie Choto i uderzył prosto w Boruca. Odbita piłka wylądowała pod nogami Reissa, który sprytnym lobem chciał pokonać bramkarza Legii. Jednak na szczęście futbolówka przeszła nad poprzeczką gości i na zegarze widniał wynik 0-0. Po chwili sędzia dał znak na przerwę.
Po zmianie stron wiadomym było, że Lech będzie za wszelką cenę chciał zdobyć gola, który ułatwiłby im znacznie w kontekście rewanżu na Łazienkowskiej. To potwierdziło się zaraz po rozpoczęciu drugich 45. minut. Gospodarze od razu zaatakowali, ale na posterunku był niezawodny Artur Boruc, który w 50. minucie pewnie wyłapał uderzenie głową Świerczewskiego. Na tym jednak lechici nie poprzestali. Raz po raz sunęły ataki Lecha w kierunku pola karnego Legii, ale dobrze spisywała się defensywa drużyny z Warszawy. Ofensywne akcje gospodarzy pobudziły nieco do gry w ataku także gości. W 58. minucie akcję rozpoczął Jacek Magiera, który zagrał do Marcina Smolińskiego. Młody pomocnik bardzo dobrze dostrzegł wybiegającego na wolne pole Tomasza Kiełbowicza. Jednak w chwili podania sędzia dopatrzył się spalonego, choć to Saganowski, który nie brał udziału w akcji znalazł się na tej pozycji, a nie wspomniany Kiełbowicz. To był pierwszy poważny błąd sędziego, który dość dobrze prowadził te zawody. Na dodatek arbiter był bardzo oszczędny w karaniu piłkarzy kartonikami. Efekt? Pierwszą żółtą kartkę ujrzał w 62. minucie Maciej Scherfchen za faul na Kaczorowskim. Po chwili pierwszej zmiany dokonał szkoleniowiec gospodarzy, który w miejsce Zakrzewskiego wprowadził Sasina. Od tego momentu obie strony bardzo się uaktywniły. Atak za atak, kontra za kontrę, co chwila pod bramkami obu drużyn piłkarze stwarzali zagrożenie. Jednak to nie dało efektów w postaci bramek, gdyż bardzo solidnie spisywały się linie defensywne obu jedenastek. By jeszcze bardziej wzmocnić siłę ofensywną trener gospodarzy zdecydował się na wpuszczenie w 69. minucie Krzysztofa Gajtkowskiego kosztem Davida Topolskiego oraz 5 minut później Damiana Nawrocika w miejsce Zbigniewa Zakrzewskiego. Po chwili kolejną groźną akcję przeprowadzili piłkarze Lecha. Piotr Reiss zagrał do Krzysztofa Gajtkowskiego, który silnym strzałem zza pola karnego chciał zaskoczyć Artura Boruca. Jednak piłka poszybowała tuż nad bramką strzeżoną przez legionistę. Do końca spotkania pozostawało już coraz mniej czasu, a na zegarze było wciąż 0-0. W 80. minucie doskonałą okazję do zdobycia gola z rzutu wolnego miał Tomasz Kiełbowicz. Na około 30 metrze został sfaulowany Aleksandar Vuković przez Mariusza Mowlika. Do piłki podszedł wspomniany „Kiełbik”, który ładnie strzelił w światło bramki Piątka, ale bramkarz gości wspaniale interweniował wybijając futbolówkę na rzut rożny. Po chwili trener Zieliński zdecydował się na drugą roszadę w tym meczu. Plac gry opuścił Marek Saganowski, a w jego miejsce desygnowany został Dariusz Zjawiński. Tym samym szkoleniowiec Legii ewidentnie dał sygnał, że bezbramkowy remis w zupełności go zadowala. Jednak z takiego wyniku szczęśliwi z pewnością nie byli zawodnicy Lecha, którzy starali się atakować. Cóż z tego, skoro akcje te kończyły się tak jak poprzednio. Albo strzały były niecelne albo bardzo dobrze spisywała się obrona Legii z Dicksonem Choto na czele. I choć sędzia przedłużył mecz o 3 minuty to żadnej z ekip, a w szczególności poznaniakom nie udało się zdobyć bramki. Tym samym pierwszy mecz o półfinał Pucharu Polski zakończył się bezbramkowym remisem.
Rezultat 0-0 nie premiuje żadnej z drużyn przed rewanżem. Jedno jest pewne przy Łazienkowskiej nie zabraknie emocji. Zatem zapraszamy – 18 maja, godzina 20:00.

Autor: Fumen

Minuta po minucie










Relacja z trybun

Wstyd, błoto i kamienie

Po sobotnim meczu ligowym, tym razem przyszło nam zmierzyć się z Lechem w ramach rozgrywek o Puchar Polski. Przekonująca wygrana naszych piłkarzy w lidze, zapewne skłoniła część niezdecydowanych osób do podroży do Wielkopolski. Ta przypadła nam we wtorek. Choć termin to niewygodny, zebrało się nas na dworcu Warszawa Wschodnia ok. 600. Część musiała zrezygnować z zajęć w szkołach, inni musieli wziąć urlop w pracy, aby móc uczestniczyć w tej podróży. Wyjechaliśmy kilkanaście minut po godzinie 13. "Specjal" zorganizowany przez Stowarzyszenie "Sekcja Sympatyków" cieszył się sporym zainteresowaniem. Właściwie tylko nieliczni zdecydowali się inaczej podróżować do Poznania. Sama podróż przebiegała sprawnie. Nie było zbyt wielu postojów, atmosfera była raczej zabawowa, a do Poznania dojechaliśmy prawie trzy godziny przed meczem. Ten bowiem miał się rozpocząć, niczym mecze Ligi Mistrzów - o 20:45. Póki co, Lech zgłosił się do rozgrywek o Puchar Intertoto ;-)
Na dobrze nam już znanej stacji Poznań Wola czekały na nas przegubowe autobusy, które pod eskortą policji zawiosły nas w okolice stadionu Lecha. Na trasie "pozdrawiali" nas kolejni fani Lecha - od kilkuletnich dzieciaków, po emerytów. Wszyscy wychowani w nienawiści do Legii. Autobusy zawiozły nas dokładnie w to samo miejsce, co ostatnio. Tak więc czekała nas jakże przyjemna przeprawa przez błoto. Gdy doszliśmy do bram stadionu, każdy był niemiłosiernie umorusany w błocie. Czy to się kiedyś zmieni?
Przy wejściu czekało nas tradycyjne fiskanie. Aby wejść na sektor trzeba było poczekać, aż wszyscy przejdą pierwszą bramkę. Trwało to dosyć długo, ale się doczekaliśmy. Co ciekawe...nikt nie wpadł na pomysł sprawdzania biletów, stąd też cała 600-osobowa grupa weszła na obiekt. "Powitanie" ze strony Lechitów było standardowe. Trzeba przyznać, że mimo słabych wyników poznańskich piłkarzy, frekwencja była bardzo przyzwoita. Około 20 tysięcy widzów to liczba o jakiej na razie możemy tylko pomarzyć. Lechici jak zawsze dobrze oflagowali swoje sektory. W tym elemencie nie możemy nic ująć również sobie, bowiem na płocie wywiesiliśmy 20 flag. W tym momencie pewnie przeszedłbym do opisywania wydarzeń na trybunach w czasie meczu... ale muszę się zatrzymać przy jednym, jakże przykrym incydencie(?). Otóż przez kilkanaście minut na płocie pośród legijnych płócien wisiała swastyka. Czym kierowała się osoba, która wpadła na taki pomysł - nie chcę wnikać. Jest to zwykłe skurwysyństwo, bo jak inaczej nazwać gloryfikowanie ludzi, z rąk których ginęli nasi dziadkowie walczący o wolną Polskę?!
Przejdźmy jednak do meczu, bo szkoda poświęcać więcej miejsca na tak idiotyczne zachowania. Poznaniacy na początku zaprezentowali sektorówkę z napisem "Ten puchar jest nasz", a ponad nią pojawiły się kartony i szarfy. Prawie każda prezentacja okraszona była pirotechniką. Doping Lecha był niezły, choć do nas nie dochodziły śpiewy "Kotła" - raczej mogliśmy słyszeć to, co śpiewają kibice na nowej trybunie. A przynajmniej tu motywem przewodnim było ubliżanie Legii. Fajnie wyglądało, gdy cały stadion stanął tyłem do murawy i trzymając się za bary tańczył. Gospodarze postanowili zrobić mały dowcip, a mianowicie na fladze z zasłużonymi piłkarzami, pojawiła się na parę minut twarz Pawła Kaczorowskiego. Aby fakt ten nie umknął nikomu, fani "Kolejorza" podświetlili flagę stroboskopem. W tym jednym aspekcie obie ekipy miały takie samo zdanie - ich stosunek do "Kaczora" jest zdecydowanie negatywny, czemu dały wyraz wulgarnymi okrzykami.
Nasz doping był całkiem niezły - na pewno wielokrotnie słyszalny na całym stadionie. Przodowało "Jesteśmy zawsze tam..." oraz hit z Wiednia "Legiaaaa Warszawaaa". Poznaniacy przygotowali na ten wieczór jeszcze parę atrakcji. Jedną z nich miał być zapewne przezabawny według autorów transparent oraz sektorówka, mająca ośmieszyć zgodę Legii z Pogonią. Dowcip zdecydowanie na niskim poziomie, choć poznaniacy cieszyli buźki niesamowicie. Naszą odpowiedzią były bluzgi pod adresem zgód Lecha - Arki i Cracovii. Najwięcej "oberwało się" tej pierwszej, szczególnie w momencie, gdy paliliśmy na płocie ich flagę "Władysławowo". Warto natomiast wspomnieć o kilku fanach Lecha, którzy przez całą drugą połowę zabawiali się w najlepsze z dmuchaną lalą. Wzbudzili nawet zainteresowanie kamer telewizyjnych. Mieliśmy jeszcze okazję zobaczyć sektorówkę Lecha w kształcie koszulki oraz całą gamę pirotechniki - m.in. stroboskopy i race. Można śmiało podsumować, że gospodarze mocno przygotowywali się do pucharowego meczu z nami.
My ze swojej strony w drugiej połowie machaliśmy ponad setką dużych flag na kijach. Te prezentowały się bardzo efektownie, ale dosyć krótko korzystaliśmy z nich, bowiem "kamieniarze" z nowej trybuny bezustannie ostrzeliwali nasz sektor. Trudno się oprzeć wrażeniu, że Lech czerpie w pewnych aspektach wzorce z Widzewa. Na boisku tymczasem trwała twarda walka. Obie strony miały kilka sytuacji, po których powinny paść bramki. Ze dwa razy tylko Arturowi Borucowi zawdzięczać możemy, że uchronił nas przed utratą gola. Nam także serca zabiły mocniej. Parę razy "Sagan" powinien wpisać się na listę strzelców, a dwie minuty przed końcem meczu, wręcz wymarzoną sytuację zaprzepaścił Darek Zjawiński. Jęk zawodu dało się słyszeć z sektora gości. Kilkaset sekund później sędzia zakończył mecz. Wynik 0-0 w lepszej sytuacji stawia Legię...choć tak naprawdę wszystko jest jeszcze możliwe.
Dziękujemy zawodnikom za grę, oni nam za liczny przyjazd. A gospodarze kontynuowali rzuty w kierunku sektora gości. Jeden pocisk, w postaci butelki, poszybował również w kierunku opuszczających boisko piłkarzy...ale trafił w głowę dziennikarza. Wszystko to w asyście obojętnie podchodzącej do sprawy ochrony. W końcu do akcji wkroczyli policjanci, którzy przegonili pozostałych na trybunach kibiców. Zostaliśmy na stadionie sami. Oczekiwanie na otwarcie bram urozmaicił nam Piotr Reiss. Zawodnik ten wyszedł na pomeczowe rozbieganie i nasłuchał się od kibiców wielu niezbyt miłych tekstów pod swoim adresem. Około 30 minut po zakończeniu meczu w końcu mogliśmy opuścić stadion. Na szczęście po raz drugi nie musieliśmy przebijać się przez błoto, bowiem autobusy podjechały znacznie bliżej. Czy nie można tak było od razu?
W pociągu większość pierwsze kroki skierowała do przedziału z cateringiem, gdzie można było kupić kanapkę i napoje. Później czekała nas kilkugodzinna podróż, po której o 5 rano zameldowaliśmy się w Warszawie. Kąpiel, śniadanie...i do pracy. Wyjazd możnaby zaliczyć do udanych, gdyby nie opisana sytuacja, przez którą możemy się tylko wstydzić. Pozostaje nadzieja, że nigdy więcej nic na tak żenującym poziomie nie będzie miało miejsca...
W sobotę ponownie udamy się do Wielkopolski. Tym razem zmierzymy się z Groclinem Grodzisk Wielkopolski. Być może ten mecz zadecyduje o wicemistrzostwie kraju.

Frekwencja: 20000
Kibiców gości: 600
Flagi gości: 20

Autor: Bodziach

Komentarze (0)

© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.