Puchar Polski
1/4 finału

7000
Warszawa
18.05.2005
20:00
Legia Warszawa
Lech Poznań
Legia Warszawa
2-1
Lech Poznań
17' Vuković
90' Sokołowski II
(1-1)
Zakrzewski 32'
1 Artur Boruc
7 Tomasz Sokołowski II
25 Jakub Rzeźniczak 89'
3 Wojciech Szala
11 Tomasz Kiełbowicz
13 Marcin Smoliński 56'
16 Veselin Djoković
18 Jacek Magiera
26 Paweł Kaczorowski 56'
21 Aleksandar Vuković
10 Marek Saganowski
12 Andrzej Krzyształowicz
2 Dickson Choto
6 Tomasz Jarzębowski
9 Piotr Włodarczyk 56'
17 Dariusz Zjawiński 89'
19 Marcin Rosłoń
22 Tomasz Sokołowski I 56'
Waldemar Piątek 22
Rafał Lasocki 24
Zbigniew Wójcik 5
Mariusz Mowlik 19
Maciej Scherfchen 13
Ariel Jakubowski 29
62' Paweł Bugała 8
Piotr Świerczewski 37
79' Marcin Wachowicz 18
81' Zbigniew Zakrzewski 11
Piotr Reiss 9
Krzysztof Kotorowski 27
Marcin Kuś 22
81' Błażej Telichowski 66
62' Krzysztof Gajtkowski 11
79' Paweł Sasin 6
David Topolski 4
Matias Favano 24
Trener: Jacek Zieliński
Asystent trenera: Lucjan Brychczy
Kierownik drużyny: Ireneusz Zawadzki
Lekarz: Stanisław Machowski
Masażyści: Jerzy Somow, Zbigniew Sęktas
Trener: Czesław Michniewicz
Asystent trenera: Rafał Ulatowski
Kierownik drużyny: Marek Pawłowski
Lekarz: Jarosław Pers
Masażyści: Mariusz Lis, Robert Dominiak
Sędziowie
Główny: Krzysztof Słupik
Asystent: Dariusz Wardak
Asystent: Piotr Mazur
Techniczny: Grzegorz Gromek
Relacja

Nerwówka z happy endem

Po meczu trener Jacek Zieliński, mówił iż cieszy się, że mogliśmy się emocjonować do samego końca. To bardzo miło ze strony trenera, że postanowił nam urządzić taki horror ;-) . W pierwszym spotkaniu padł bezbramkowy remis, ale ze wskazaniem na Legię. Do Warszawy Lech przyjechał w najsilniejszym składzie z Reissem i Świerczewskim włącznie. Legioniści (już z Jarzębowskim na ławce) przystąpili do tego meczu także w podstawowym składzie.

Na pierwszą dobrą akcję podopiecznych Zielińskiego nie trzeba było długo czekać. Lewą stroną pomknął Kaczorowski i celnie dośrodkował do Magiery, ale ten minął się z piłką. W 4 minucie Sokołowski II odebrał piłkę na 20 metrze i uderzył ponad bramką Piątka. W 12 minucie Kiełbowicz dośrodkował z rzutu wolnego, a piłkę, prawdopodobnie ręką, trącił obrońca Lecha. Sędzia nie zareagował. Po kwadransie gry Vuković podał prostopadle do Smolińskiego, który wpadł prosto w obrońcę. Pomocnik Legii do końca jednak nie rezygnował i jeszcze raz udało mu się odebrać piłkę, po czym oddał niecelny strzał. W 16 minucie Aleksandar Vuković w fantastyczny sposób pokonał z rzutu wolnego Piątka! Kapitalny strzał w okienko okazał się nie do obrony. Z kolei Lech pierwszą dobrą akcję przeprowadził dopiero w 22 minucie, kiedy to po rzucie wolnym piłkę pewnie złapał Boruc. W 31 minucie Lech doprowadził do remisu. Po odbiciu piłki przez Boruca, Zakrzewski nie mógł nic innego zrobić, jak wbić futbolówkę do pustej bramki. Chwilę później Kaczorowski (często nagradzny brawami z trybuny krytej) wpadł w pole karne i próbował wymusić rzut karny. Sędzia nie dał się nabrać na tą sprytną sztuczkę zawodnika Legii. W 37 minucie Paweł Bugała uderzał bardzo mocno i minimalnie niecelnie z 25 metrów. Na kilka minut przed końcem, piłka minęła wszystkich obrońców Legii we własnym polu karnym, i tylko sam Zakrzewski wie jakim cudem nie wbił piłki do bramki Boruca. W ostatnich sekundach Saganowski strzelał niewiele obok bramki z rogu pola karnego.

W drugiej połowie przyszło nam czekać prawie 10 minut na pierwszą dogodną sytuację Legii. Doprowadził do niej świeżo wprowadzony Włodarczyk, który zagrał do Saganowskiego, a ten znalazł się w sytuacji sam-na-sam. Niestety Marek fatalnie skiksował i Piątek zaczął grę od bramki. Nie upłynęło 60 sekund jak Włodarczyk, po błędzie obrony Lecha, znalazł się sam przed golkiperem Lecha, ale strzelił obok bramki. Jeszcze w 57 minucie Vuković posłał długie podanie do Włodara, jednak i tym razem Piotrkowi nie udało się pokonać Piątka. Od tej chwili na trybunach zrobiło się niemal zupełnie cicho. Kibice mieli pretensję do szefa ochrony m.in. o to, jak zostali potraktowani przed meczem. Na znak protestu jeszcze w pierwszej połowie zdjęto wszystkie flagi. Dopiero ok. 30 minuty drugiej połowy, po apelu Boruca, doping ruszył na nowo i to ze zdwojoną siłą! Już po minucie Włodarczyk był pociągany za koszulkę w polu karnym, ale arbiter nie zareagował. W 36 minucie Sokołowski I znalazł się w świetnej sytuacji, ale za daleko wypuścił sobie piłkę i ta opuściła boisko. Na pięć minut przed końcem z rzutu wolnego ponownie szczęścia szukał Vuković, jednak strzelił minimalnie niecelnie. W ostatniej minucie zapanował szał na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej! Rzut wolny egzekwował Kiełbowicz, piłka odbiła się od słupka po czym dopadł do niej Sokół II i zapewnił Legii dalszą grę w Pucharze Polski!

Autor: Szmiciu

Minuta po minucie










Relacja z trybun

Jak lepiej?

Po raz trzeci na przestrzeni kilkunastu dni spotkaliśmy się z Lechem, po raz drugi w Warszawie. Rewanżowy mecz 1/4 finału Pucharu Polski zaplanowany został na środowy wieczór. Niestety przez cały dzień w Warszawie padało i aura nie zachęcała do odwiedzenia stadionu. Zaledwie 10 stopni, nieustanny deszcz... zapewne warunki atmosferyczne miały wpływ na kiepską frekwencję tego dnia. Na trybunach zasiadło zaledwie ok. 7000 kibiców, czyli mniej niż na meczu ligowym pomiędzy obiema drużynami. Do frekwencji Lecha z pierwszego meczu nawet nie mamy się co porównywać...
Lechici co ciekawe liczniej stawili się na meczu pucharowym, rozgrywanym w tygodniu, niż na spotkaniu, które rozgrywane było w sobotę. Do Warszawy przyjechało ich ok. 300, a na płocie wywiesili kilkanaście flag. Również legioniści nieźle prezentowali się pod tym względem. Choć część płotu była w tym czasie "zajęta" na poczet oprawy. Flagi miały się pojawić w tym miejscu na początku meczu, zaraz po początkowej prezentacji. Pojawiły się, ale właśnie od tego zaczął się nowy rozdział tego meczu.
Przed wyjściem piłkarzy na boisko stadion kipiał. Naszemu hymnowi "Mistrzem Polski jest Legia" towarzyszyła dziś wspaniała oprawa na trybunie odkrytej. Praktycznie przez całą wiosnę ultrasi Legii nie pokazali nic specjalnego. Powodów takiego stanu rzeczy nie zamierzamy tutaj zgłębiać, ale kibice mieli swoje powody. Pewniakiem były jednak efektowne oprawy na spotkaniu pucharowym z Lechem i ligowym meczu z Wisłą. Na płocie przed odkrytą zawisł kilkudziesięciometrowy transparent z folii, przestawiający płomienie i napis "ULTRAS" w płomiennym klimacie. Na G pojawiła się sektorówka przedstawiająca postać diabła - specjalnie podwieszana. Na bocznych sektorach foliowe flagi w barwach oraz mnóstwo pirotechniki, podświetlającej sektorówkę oraz sprawiającej diabelskie wrażenie. Była to jakby kontynuacja "Ultra Inferno". Pomysłowe, wykonanie bardzo staranne i efektowne! O tym, że na scenie ultras nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa, przekonaliśmy chyba niedowiarków. Sama "piekielna" prezentacja nie dałaby takiego efektu, gdyby towarzyszyła jej głucha cisza. Na szczęście na trybunach był ryk aż miło. Takiego początku już dawno nie słyszałem w naszym wykonaniu! Szkoda, że wszystko popsuło się za sprawą jednego człowieka.
Dyrektor ds. bezpieczeństwa na Legii. Stefan Dziewulski, bo o nim mowa, pokazał nie po raz pierwszy, że dane słowo nie znaczy dla niego zupełnie nic. Osoby, które miały za zadanie usunąć transparent z płotu (w celu poprawienia widoczności) i wywiesić w tym miejscu flagi nie mogły tego uczynić. Taka była wolna pana Stefana. Gdybyśmy zawiedli się po raz pierwszy, zapewne skończyłoby się na paru okrzykach. Tym razem dla niektórych jednak miarka się przebrała i w ruch poszły bardziej drastyczne "środki". Z płotu zniknęło ok. 40 wywieszonych do tej pory flag. Wspaniały doping dla Legii w jednej chwili ucichł. "Jak było lepiej, Dziewulski, jak było lepiej" - retorycznie pytali kibice. "Podziękujcie Dziewulskiemu" - skandowali kibice w kierunku piłkarzy, jakby tłumacząc się, że nie będą ich już tego wieczora wspierać dopingiem. Obie trybuny nawiązały dialog, w którym jednoznacznie wyklinały wspomnianego dyrektora ds. bezpieczeństwa.

W przerwie starał się interweniować Wojtek Hadaj. "Jeśli to możliwe - dopingujcie Legię." - mówił. Nie miało to prawa "zaskoczyć". Kibice nie dadzą sobą sterować nawet osobom, które tak dobrze sobie niegdyś radziły z kontrolą obywateli. Fani zresztą poszli na całość, nawiązując do przeszłości "Pana dyrektora". "Stefan! Co? ZOMO!" - tak wyglądał dialog Żylety z Krytą. Starający się mieć wszystko i wszystkich pod kontrolą - S. - chyba zwątpił do reszty, gdy na murawie zaczęły lądować kolejne race. "Jak było lepiej" - dalej retorycznie pytali kibice. Po którejś z kolei serii rac, pod środkowy sektor trybuny odkrytej podbiegł Artur Boruc. Większość zapewne nawet nie słyszała jego słów. "Pozwólcie nam pokonać Lecha" - mniej więcej takie słowa wypowiedział bramkarz Legii. Tym razem, nawiązując do wcześniejszych okrzyków, cały stadion skandował: "Podziękujcie Borucowi". Po czym ruszyliśmy z dopingiem dla Legii! Do końca meczu zostało zaledwie 20 minut. Był to czas, aby pokazać się w końcu z dobrej strony. Wobec naszego protestu, wokalnie dominował Lech. Zmieniło się to właśnie z chwilą "interwencji" Boruca. Do końca spotkania prowadziliśmy całkiem niezły doping. Piłkarze nie potrafili jednak za nic zdobyć bramki na wagę awansu do półfinału PP. "Puchar jest nasz, ten puchar do Lecha należy" - próbowali nas wkurzyć lechici. Zapomnieli jednak, że spotkanie trwa 90 minut. Gdy na tablicy wyników brakowało tylko jednej podziałki do tej minuty, rzut wolny wykonywali legioniści. Strzał, interwencja Piątka, słupek, zamieszanie pod bramką i w końcu GOOOOOOOOOLLLLLLLLL!!!! Jak ubrać w słowa takie emocje... taką radość?! Wszyscy padli sobie w ramiona. Mój szal na kilka minut zmienił właściciela, po czym wrócił na moją szyję :-) Cóż to była za radość!!! Stadion oszalał niczym po bramce Kucharskiego w pamiętnym meczu z Panathinaikosem. Już dawno nie mieliśmy okazji cieszyć się w końcówce meczu z gola dającego nam wygraną. Zapłonęło błyskawicznie kilkanaście rac i tym razem nie w celu rzucania ich na murawę. Po trzech minutach sędzia gwizdnął po raz ostatni i mogliśmy świętować awans do półfinału Pucharu Polski. Awans, o którym już praktycznie mogliśmy zapomnieć! Załamani wydawali się jedynie goście z Poznania. Tak pewnie wymachujący przywiezionymi ze sobą "łapkami" nagle zamilkli. Druga ich wizyta w Warszawie nie zakończyła się po ich myśli. Dodajmy tylko, że wobec protesu na tym meczu, poza pierwszą choreografią, nie pokazaliśmy z zaplanowanej na ten dzień oprawy, nic więcej.

Trudno cokolwiek wyrokować przed meczem z Wisłą. Nikt z nas nie zna konsekwencji, jakie zostaną wyciągnięte po dzisiejszym meczu. Domyślać się można, że nie unikniemy surowych kar. Planowana efektowna oprawa na Wisłę, wobec powyższego, prawdopodobnie nie dojdzie do skutku. W tej chwili trudno cokolwiek przewidzieć. Na zmianę zachowania pewnych ludzi nie mamy co liczyć. A dopóki to nie nastąpi, nie widzimy szans na poprawę. Ubeckim metodom na Legii mówimy stanowcze NIE!

Frekwencja: 7000
Kibiców gości: 300
Flagi gospodarzy: 0 (protest)
Flagi gości: 16

Autor: Bodziach

Komentarze (0)

© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.