Stłumieni Barcą...
Sobotni mecz z Pogonią miał być rekompensatą dla kibiców za ostatnie remisy oraz porażkę ze słynną Barceloną. Przed meczem okazało się, że w składzie, a nawet na ławce rezerwowych Legii, brakuje Radka Wróblewskiego. Jak się później dowiedzieliśmy, "Wróbel" wczoraj skręcił nogę w kolanie. Minutą ciszy została uczczona pamięć niedawno zmarłego Władysława Grotyńskiego. Ten wspaniały niegdyś bramkarz był sławą i chlubą naszego klubu w latach 70-tych. Wielokrotnego reprezentanta Polski kibice pożegnali z godnym szacunkiem. Atmosfera została nieco popsuta po komunikacie, w którym klub zawiadamiał o cenach biletów na mecz z Barceloną. My pozostawiamy tę kwestię bez komentarza...
Sędzia Pacuda z Częstochowy rozpoczął spotkanie Legii i Pogoni z 5 minutowym opóźnieniem. Sygnał do ataku pierwsi dali legioniści. Ich akcje kończyły się jednak na nogach rywali. W końcu do roboty postanowił wziąć się Czarek Kucharski (odebrał od Władysława Gilera puchar "Naszej Legii" dla najlepszego gracza zeszłego sezonu), przeprowadzając kapitalną akcję w polu karnym Pogoni. Wyrobił sobie czystą pozycję strzelecką, ale jego uderzenie poszybowało nad poprzeczką. Od tego momentu Legia zupełnie przestała grać. Jej ataki były w dziecinny sposób rozbijane przez "Portowców". Jeszcze w pierwszej połowie boisko opuścił Darek Dudek z podejrzeniem wstrząśnienia mózgu. Zastąpił go Sebastian Nowak, który jak zawsze, raził nieporadnością w obronie... Kilka ataków przeprowadzili również goście, ale nic konkretnego nie potrafili sobie wypracować. Jedynym zagrożeniem były rzuty wolne wykonywane przez Dariusza Dźwigałę (bardzo ładnie przywitany przez warszawską publiczność). W końcówce pierwszej odsłony na bramkę Pogoni znów ruszyła Legia. W jednej z takich akcji w polu karnym znalazł się Magiera, ale jego uderzenie zatrzymało się niestety na poprzeczce. Sędzia przedłużył tę część gry jeszcze o 3 minuty, ale czas ten upłynął głównie na grze "na czas" Pogoni.
Druga odsłona to już zupełnie inna Legia. Właśnie taka drużyna, jaką chcielibyśmy częściej oglądać. Akcje nabrały większego tempa, a goście nie mogli już nic zrobić, poza rozpaczliwą obroną. Strzał za strzałem, akcja za akcją - tak wyglądała teraz gra Legii. Nie oznacza to jednak, że były to udane próby. Strzelali zarówno napastnicy (Kucharski pudłuje sam na sam), jak i pomocnicy (Magiera w niebo, Majewski w niebo, Vuković w obrońców). Nie próżnowali także obrońcy, na co dowodem jest minimalnie niecelny strzał Omeljańczuka z rzutu wolnego. Białorusin był zdecydowanie najlepszą postacią Legii w tym meczu. Grał pewnie i niezwykle skutecznie w odbiorze. Fantastycznej okazji w końcówce nie wykorzystał Svitlica, trafiając jedynie w słupek. Do szybkiej gry Legii dostroili się także kibice głośno dopingując swoich pupili. Mogliśmy zobaczyć bardzo efektowne pokazy pirotechniczne na "Żylecie", co tylko podgrzało atmosferę widowiska sportowego. Legia zremisowała ten mecz. Legioniści sprawiali wrażenie stłumionych po porażce z Barceloną. Bardzo duże brawa należą się kibicom, którzy ich nie wygwizdali, tylko nagrodzili brawami za walkę do końca spotkania. Oklaski zebrał nawet Moussa Yahaya... Nie zmienia to jednak faktu, że straciliśmy już 6 punktów i czołówka coraz bardziej nam ucieka. Może w następnej kolejce się uda?
Autor: Michał Szmitkowski