REKLAMA

Kibicowskie podsumowanie rundy jesiennej

Bodziach - Wiadomość archiwalna

Rok 2005 powoli dobiega końca. Czas więc na podsumowanie rundy jesiennej sezonu 2005/06 w wykonaniu kibiców Legii. W związku z awansem Polaków do przyszłorocznych Mistrzostw Świata, PZPN postanowił jeszcze w grudniu rozegrać dwie kolejki rundy rewanżowej. Uwzględniliśmy je w tym podsumowaniu.

Niestety nie był to rok, który będziemy wspominać sympatycznie. Więcej niż sukcesów było w naszych szeregach kłótni i nieporozumień. Wszystko to doprowadziło do protestu kibiców w czasie pięciu spotkań Legii w Warszawie. Teraz można się jedynie zastanawiać, czy było to potrzebne, ale na to pytanie każdy z nas odpowie sobie sam. Czasu nie cofniemy. Trzeba patrzeć naprzód. A przed nami niestety zamglona przyszłość. Sporo zależy od postanowień, które zapaść mają w czasie przerwy zimowej. Czy ultrasi dogadają się z klubem? Czy na Łazienkowskiej znowu pojawi się pirotechnika? Czy na Legii nie będziemy musieli słuchać głosu kibica Polonii? Czekamy na odpowiedzi na postawione pytania.



Zanim jednak doszło do protestu minęło trochę czasu. Po kiepskiem piłkarsko poprzednim sezonie (żadnego trofeum), kolejny rozpocząć mieliśmy od meczu w Gdyni. Nikomu nie trzeba mówić jakim zainteresowaniem cieszył się w Warszawie wyjazd na Arkę, gdy tylko poznaliśmy terminarz. Niestety gdyńscy prezesi wcale nie podzielali naszego entuzjazmu i postanowili bawić się we własnym gronie, bez kibiców przyjezdnych. Pomysł ten bardzo spodobał się policji, a jeszcze bardziej PZPNowi, który bez wahania poparł inicjatywę działaczy Arki i inauguracja ekstraklasy nie miała oprawy na jaką zasługiwała. Szkoda. Z drugiej strony, w czerwcu daliśmy podstawy PZPN-owi do wydania zakazu wyjazdowego naszym zachowaniem w Płocku... W Gdyni oczywiście nie zabrakło legionistów, bo 'dziadki' rozkazywać to mogą sobie, a nie nam. Kilkadziesiąt osób incognito, rozsianych po całym stadionie - tak wyglądał mecz Arka - Legia z trybun.

Kolejny wyjazd odbył się już z naszym udziałem. Choć w Łęcznej ochrona przyzwyczaja nas do niechęci do warszawiaków, nic sobie z tego nie robiąc, na Lubelszczyznę udaliśmy się w ok. półtysięcznej grupie. Przed meczem przedstawiciele Stowarzyszenia podziękowali Tomkowi Sokołowskiemu za kilka lat spędzonych w Legii, pokazując działaczom, jak powinno się żegnać swoich piłkarzy. W sektorze gości, oprócz głośnego dopingu, pojawiła się oprawa, którą przygotowali zarówno warszawscy ultrasi, jak i legijny fan-club East Front. Szkoda, że do poziomu fanów nie dopasowali się piłkarze, którzy zanotowali drugi remis ze słabym rywalem.

Jak podróżować to na całego! Trzeci kolejny mecz sezonu również rozgrywaliśmy na wyjeździe - tym razem w Bełchatowie. Dla młodszych stażem wyjazdowców była to pierwsza okazja do zobaczenia stadionu GKSu. Obiekt, na którym swoje mecze rozgrywa beniaminek prezentuje się naprawdę ciekawie. No, może w wyjątkiem sektora gości, który jest bardzo niski i widoczność z niego do najlepszych nie należy. Na szczęście nie można narzekać na jego pojemność, dzięki czemu 500 legionistów bez problemu pomieściła się w sektorze usytuowanym za bramką. Ponownie na wyjeździe pokazaliśmy kilka atrakcji ultras, przygotowanych przez Nieznanych Sprawców, a wśród nich flagi na kijach, transparenty i race. Te ostatnie odpalone zostały m.in. po pierwszych w tym sezonie bramkach dla naszej drużyny, których autorem był Marcin Klatt. Oznaką dobrych humorów w naszych szeregach były powiewające nad naszymi głowami koszulki, których się pozbyliśmy. W drugiej połowie na naszym płocie zawisła do góry nogami flaga Widzewa. Po pierwszym komplecie punktów, do Warszawy wracaliśmy w dobrych nastrojach.



Przyszedł w końcu czas na mecz w Warszawie. Na Łazienkowską przyjechał słynny Bayern Monachium. Czyżby monachijczycy tak słabo radzili sobie w Bundeslidze, by rozgrywki europejskich pucharów rozpoczynali od wizyty w Warszawie? Niestety nie ;-) Powodem przyjazdu słynnej niemieckiej jedenastki był mecz towarzyski w ramach akcji Visiting Friends. Dzięki temu, po wizycie na naszym stadionie Bayeru Leverkusen, mogliśmy po raz drugi na żywo obejrzeć mecz naszych zawodników z gwiazdami światowego formatu.

"Właściwym" przeciwnikiem pucharowym dla Legii był szwajcarski FC Zurich. Skazywani na porażkę goście poradzili sobie przy Łazienkowskiej niespodziewanie dobrze i przed rewanżem to oni stali się faworytem. Kibice, którzy przez cały mecz głośno wspierali swój zespół pokazali, że wyniki nie są dla nich najważniejsze... Choć po cichu każdy z nas liczył na awans do kolejnej rundy i dalsze promowanie Legii w Europie. Kibice z Zurychu obejrzeli w stolicy dwustronną kartoniadę z napisem "Warsaw Warriors" oraz sektorówkę z Panoramą Warszawy. Na koniec zadebiutowała nowa sektorówka, przedstawiająca żyletkę, dla której uzupełnieniem było tło z flag na kijach. Goście przyjechali do Warszawy w 100 osób i zostawili po sobie niezłe wrażenie. Zupełnie inne niż nasi piłkarze.

O tym, że nie zawsze wygrywają faworyci przekonaliśmy się również kilka dni później, w meczu z Groclinem, który akurat rundy jesiennej do udanych zaliczyć nie może. Frekwencja na stadionie była zbliżona do tej z meczu z Zurychem. W sektorze gości było tylko jakby bardziej przestrzennie, bowiem wyjazd na Legię zainteresował zaledwie 20 Dyskobolów, którzy przyjechali z jedną flagą. Legioniści pokazali działaczom swojego klubu co myślą o lansowanym przez nich nowym logo. Kilkadziesiąt szalików, które były dodatkiem do karnetów zostało rzuconych na murawę. Zamiast oprawy kibice Legii pokazali tego dnia co sądzą o sporze pomiędzy Bartkiem Karwanem i osobami ze sztabu szkoleniowego, odnośnie sytuacji, która miała miejsce po meczu z FC Zurich. Na trybunie odkrytej pojawiła się sektorówka w kształcie koszulki oraz transparent "Jak koszulek macie mało, to tę naszą bierzcie śmiało!". Wobec kiepskiej postawy zawodników, nie obyło się bez wyzwisk pod adresem działaczy, których kolejne decyzje coraz mniej podobały się kibicom. Przez większość drugiej połowy fani wspierali nieporadnych grajków piosenką "Nie poddawaj się, ukochana ma, nie poddawaj się, Legio Warszawa...", która już na stałe zagościła w naszym repertuarze.

Wyjazd do Zurychu, jeszcze przed wyjazdem pesymiści określali jedyną szansą na pokazanie się w Europie. Zainteresowanie wyjazdem było spore, ale niektórzy ze względu na koszty (Szwajcaria do najtańszych państw w Europie nie należy) musieli zrezygnować z tej na pewno atrakcyjnej wycieczki. Na wszystkie możliwe sposoby docieraliśmy do krainy Helwetów, która przywitała nas słoneczną pogodą. Każdy w pamięci miał jeszcze nasz najazd na Wiedeń i wspaniałą oprawę w stolicy Austrii. Tym razem było nieco skromniej, ale i tak pokazaliśmy się z bardzo dobrej strony. Wraz z nami na sektorze zasiedli kibice Juventusu, Zagłębia i Olimpii Elbląg. Jako, że wejście na sektor było bardzo powolne, kibice postanowili je usprawnić stosując tzw. "wjazd z bramą". Dzięki temu udało się przemycić na trybuny różne elementy oprawy. A jej głównym punktem był foliowy napis ULTRA FACTORY podświetlony pirotechniką oraz flagi na kijach. Oczywiście, jak to zwykle bywa w przypadku takich wyjazdów, szczelnie zapełniliśmy płot flagami Legii i naszych przyjaciół. Niestety, nawet głośny, fanatyczny doping nie podziałał mobilizująco na piłkarzy, którzy polegli aż 4-1. Choć wynik ten oznaczał awans gospodarzy, po meczu doszło do dogrywki. Szwajcarzy postanowili sprawdzić się na pięści z Polakami i konfrontacji tej nie będą zbyt miło wspominać. Szkoda, że tak szybko zakończyliśmy przygodę z europejskimi rozgrywkami.



Na krajowym podwórku po raz drugi w sezonie przywitał nas zamknięty sektor dla kibiców gości. Tym razem oficjalnym powodem takiego stanu rzeczy był zakaz wyjazdowy nałożony na kibiców Legii, za zachowanie w Łęcznej. Stadion przy ul. Kałuży pozbawiony był więc odpowiedniej atmosfery, bo był to mecz z udziałem kibiców tylko jednej drużyny.

Przed meczem z Odrą znowu dał znać o sobie "wspaniały" system sprzedaży biletów, z którego musimy korzystać. Dzięki awarii systemu sporo osób na stadion nie weszło. Znacznie sprawniej przebiegała zbiórka pieniędzy na derby z Polonią, którą prowadzili NS. Tym razem legioniści uradowali 6-cio tysięczny tłum, strzelając zwycięską bramkę w doliczonym czasie gry.

Niespełna tydzień później przyszło nam jechać do przyjaciół ze Szczecina, bowiem w 7. kolejce ekstraklasy na boisku zmierzyć się miały Pogoń z Legią. Spora odległość i piątkowy termin meczu nie zniechęcił 450 fanów stołecznej jedenastki od odwiedzenia stadionu Portowców. Pierwszą połowę warszawska brać spędziła w sektorze gości. Po przerwie natomiast wszyscy przenieśli się obok młyna Pogoni i razem prowadzili doping dla obu drużyn. Na boisku padł chyba najlepszy wynik "zgodowych" meczów, czyli remis. Choć bardziej z remisu cieszyli się gospodarze, którzy przegrywali już 0-2, to po meczu nikt nie pamiętał o rywalizacji na boisku, a wszystkich łączyła wspólna zabawa. Na tym wyjeździe legioniści wywiesili aż 18 flag.

Do wyjazdów w tygodniu musieliśmy się już przyzwyczaić. Wtedy zazwyczaj zaplanowane są mecze Pucharu Polski. Rozgrywki PP rozpoczęliśmy od konfrontacji w Ostrowcu Świętokrzyskim z KSZO. Po paroletniej przerwie, ponownie odwiedziliśmy przyjemny stadion "kszoków". Tym razem, aby ugościć kibiców z Warszawy potrzebne były dwa sektory, co świadczyć może o naszej dobrej formie wyjazdowej oraz odpowiedniej organizacji autokarów, którą zajęło się SKLW. W czasie drogi głównym tematem były decyzje działaczy, którzy postanowili wydać prawdopodobnie pierwsze w Europie dożywotnie zakazy stadionowe, którymi ukarana została m.in. osoba prowadząca doping na Legii oraz kibic, który chciał wnieść na stadion jedną racę. O tym, że chyba komuś coś się pomyliło, cały czas dawali wyraz fani Legii. Dominowały wulgarne przyśpiewki na prezesa i jego "szajkę". Prezentacja zarówno nasza, jak i gospodarzy stała na wysokim poziomie, toteż wyjazd można zaliczyć do udanych. Po meczu dalej trwała dyskusja na temat zakazów...



Temat był o tyle ważny, że 3 dni później graliśmy derby z Polonią. Czy będzie oprawa? Kto poprowadzi doping? To główne pytania kibiców sprzed tego meczu. Ultrasi doszli do wniosku, że nie mogą odpuścić tak prestiżowego spotkania, pomimo niewątpliwego 'alibi'. Derby przyciągnęły na stadion ok. 10 tysięcy kibiców, w tym 300 fanów gości. Kibice z Konwiktorskiej nie wytrwali na stadionie zbyt długo, a pretekstem dla nich do opuszczenia trybun było niewpuszczenie kilku osób, znajdujących się pod wpływem alkoholu. Tak więc przez większość spotkania sektor gości pozostawał pusty. Oprawa przygotowana przez NS pokazała, że Legia w temacie ultras - jeśli tylko chce - może nadal być dla wszystkich niedoścignionym wzorem. Najpierw kilkanaście minut przed meczem... w ramach rozgrzewki zaprezentowana zostałą pierwsza odsłona przedstawienia. Flagi na kijach, race oraz transparent z wyjaśnieniem "to dopiero rozgrzewka...". Na płocie zadebiutowały dwie flagi - "Warszawiacy" i "FooTBall". Główna choreografia została przedstawiona na wyjście piłkarzy i składała się z transparentu z hasłem "To trzeba przeżyć, żeby to zrozumieć, żeby w to uwierzyć" oraz sektorówki przedstawiającej kibica z wyciągniętą ręką, w którego dłoni świeciły race. Dopełnieniem były kolorowe flagi na kijach... Warto przypomnieć, że legioniści nie "pozdrawiali" tego dnia rywali zza miedzy i skupili się tylko na dopingu dla swojej drużyny. Po "odliczaniu" zaprezentowaliśmy jeszcze Panoramę Warszawy... ale później sielanka na trybunach zakończyła się. Na murawie wylądowało kilkadziesiąt rac, które miały być formą protestu przeciwko decyzjom działaczy, wydającym coraz mniej zrozumiałe dla kibiców decyzje.



Kontynuacja protestu w takiej samej formie miała miejsce również w Poznaniu. Po raz kolejny nasz wyjazd do Wielkopolski zakończył się słabym wynikiem - zarówno piłkarskim, jak i kibicowskim. Zaledwie 400 osób w sektorze dla gości to liczba, która dla innych może być powodem do dumy, ale nam powinna dać trochę do myślenia. Wychodzi na to, że mecze z Lechem nie wzbudzają już takiego ciśnienia jak wcześniej. Główna grupa z Warszawy, podróżująca autokarami dotarła na stadion dopiero w przerwie meczu. Wcześniej było nas zaledwie ok. 40. Wraz z wejściem na sektor, niespodziewanie zaatakowali kibice Kolejorza. Lechici chyba nie spodziewali się tak szybkiej reakcji warszawskich kibiców, którzy pogonili lechitów na ich sektor. Jakież było nasze zdziwienie, gdy młyn Lecha zaczął skandować hasła przeciwko... działaczom Legii. Hasła te nagrodzone zostały oklaskami, a w ramach kontynuacji protestu, legioniści znów kilkakrotnie przerywali spotkanie rzucając na boisko zapalone race. O tym, że rzucanie racami nie przyniesie oczekiwanych rezultatów wszyscy zdawali sobie sprawę. Przyszedł czas na zmianę strategii protestu.



Przed meczem z Wisłą Płock kibice postanowili nie wchodzić na trybuny. Tzn. nie wszyscy tak postanowili, bo za niektórych decyzję podjęli działacze z piłkarskiej cetrali, zamykając dla sympatyków trybunę odkrytą. Legioniści zebrali się pod Torwarem i stąd prowadzili doping dla Legii. Niestety doszło do kilku niepotrzebnych incydentów, które później wytykały kibicom media. Napisy pozostawione na elewacji Torwaru, zniszczony dach i inne - to wszystko nie uszło uwadze prasie i zarządowi KP. Na trybunach, wśród 500 osób, ponad połowę stanowili goście zaproszeni na trybunę VIP, a także przyjezdni, którzy w 170 zasiedli w sektorze pod zegarem. Również oni pokazali swoje poparcie dla naszego protestu kilkakrotnie skandując "Nie ma Legii bez Żylety" oraz... opuszczając swój sektor na kilka minut. Zgodnie z obietnicami działaczy, trybuna odkryta miała zostać częściowo otwarta już na kolejnym meczu, ale liczba widzów na niej ograniczona początkowo do tysiąca. Trwały dyskusje, czy należy kontynuować protest w takiej formie jak na Wiśle Płock, czy też z trybun stadionu. Wygrała opcja "Torwar". Warto zauważyć, że często nawet ci, którzy decydowali się wejść na stadion, byli przeciwni decyzjom działaczy i popierali "postulaty" protestujących spod stadionu kolegów.



PZPN nie umila nam życia. Po zakazie wyjazdowym na Cracovię, tym razem związek "dowalił" nam karę trzech meczów bez naszego udziału. Pierwszym z nich miał być Lubin. O tym, że kibice w niektórych kwestiach potrafią się zjednoczyć pokazał choćby ten mecz. Lubinianie przygotowali dla warszawiaków bilety i udostępnili dla nich swój sektor, co spotkało się oczywiście z podziękowaniami ze strony przyjezdnych. 130 osób, które mimo zakazu zasiadło na trybunach stadionu Zagłębia "pozdrawiało" ulubioną trójkę - Zygo, Dziewulski, Walter. Na płocie pojawiły się dwie flagi - "Legia to my" i barwówka. Po meczu piłkarze nie podeszli pod sektor podziękować kibicom za przybycie, co było tematem rozmów w kolejnym tygodniu.



Kolejne dwa mecze na Legii toczone były w podobnej, ponurej atmosferze (zarówno rewanżowy mecz z KSZO, jak i ligowe spotkanie z Koroną). Na trybunach ponownie zasiadła garstka widzów, a jedyny doping prowadzili przyjezdni. Jedni, jak i drudzy wyrażali swoje poparcie dla protestujących legionistów, którzy w obu przypadkach doping prowadzili spod stadionu. Po bramkach dla Legii (a w meczu z KSZO padło ich kilka) odpalane były race i inne środki pirotechniczne. Dobre wyniki, które w końcu stały się normą, a nie rzadkością, napawały nas optymizmem. Tylko rozmowy pomiędzy działaczami a Stowarzyszeniem nie mogły znaleźć rozwiązania... Na pewno pomóc nie mogły zajścia, które miały miejsce po meczu z Koroną, kiedy nieliczni protestujący pobili i zwyzywali osoby, które "odważyły" się obejrzeć mecz Legii z trybun stadionu. To zachowanie zostało potępione... ale ogormny niesmak pozostał.



Kolejnym meczem z serii "zakazanych" był wyjazd do Wronek. Podobnie jak w przypadku Lubina, fani Amiki ułatwili legionistom zadanie, przeznaczając dla nas bilety oraz sektor. Było sympatycznie, kameralnie oraz... wulgarnie. Przez niemal cały mecz dało się słyszeć inwektywy pod adresem działaczy klubu. Amica to kolejna ekipa, która stanęła po naszej stronie w sporze fanów Legii z działaczami.



Dzień przed kolejnym wyjazdem - do Zamościa dowiedzieliśmy się paru ciekawych rzeczy o zorganizowanych wyjazdach. Otóż PZPN postanowił przedłużyć zakaz wyjazdowy dla kibiców Legii, twierdząc, że Ci nie wykonali kary nałożonej na nich przez związek. Ponadto ukarane zostały Zagłębie i Amica za wpuszczenie kibiców z Warszawy. Wobec takich wniosków z Miodowej chyba nikogo nie dziwiło, że do Zamościa każdy z nas udawał się zupełnie indywidualnie, a pasażerowie niektórych aut na wstępie przedstawiali się sobie - wszak wcześniej się nie znali. Tylko, czy "łykną" to związkowi działacze, dla których utrudnianie życia kibicom to cel numer 1? Do Zamościa dotarło 850 osób, co jak na niezorganizowany wyjazd należy uznać za wynik całkiem słuszny. W czasie meczu za gościnę podziękowaliśmy Hetmanowi, który tego dnia zmobilizował się odpowiednio. Jako, że mecz rozgrywany był 11 listopada nie zabrakło akcentów narodowych. Gospodarze zaprezentowali sektorówkę z orzełkiem oraz biało-czerwone szarfy, a cały stadion odśpiewał Mazurka Dąbrowskiego. Wydarzenia na boisku były dla nas jak najbardziej radosne, toteż nie zabrakło tradycyjnego wyginania ciała po drugiej bramce. Bardzo udany wyjazd z naszej strony. Szkoda, że w tej rundzie wiecznie trzeba jeździć na ściemie...



Mecz z Górnikiem był czwartą już "odsłoną" protestu. W sektorze gości zasiadło więcej osób niż na Żylecie i łuku. "Żabole" kilka razy namawiali kibiców obecnych na stadionie do jego opuszczenia i protestu wraz z 1000 osób spod Torwaru. Po raz kolejny nie zobaczyliśmy wygranej naszych piłkarzy. Po bramkach tradycyjnie odpalone zostały race.

Ci, którzy liczyli, że na trybuny wrócimy na mecz z Hetmanem, zawiedli się. Również i tym razem stadion wypełnił się w jednej...czterdziestej. Wiara zebrana pod stadionem wcale nie była liczniejsza, ale z pewnością głośniejsza. Nikt nie żałował gardeł, a kolejne trafienia legionistów poprawiały nam samopoczucie. Hetman był kolejną ekipą, która zawitała na nasz stadion. Szkoda, że przy tej okazji nie poznali jego magicznej atmosfery, ale ta jest tylko wówczas, gdy na stadionie są kibice.



Jak mecz w Warszawie to protest, jak wyjazd to... zakaz. Zakaz wyjazdowy dla kibiców Legii nieco usprawiedliwiał działaczy Wisły, którzy przez cały rok nie wpuszczają na swój stadion kibiców drużyn przyjezdnych i dla nas z pewnością nie uczyniliby wyjątku. Tak więc decyzja PZPN była na rękę zarówno krakusom, jak i działaczom Legii oraz policji. Nie zabrakło niepokornych warszawiaków, którzy wbrew wszystkim pojawili się na stadionie przy Reymonta. Kilkadziesiąt osób musiało jednak skrywać swoje sympatie klubowe przez 90 minut, bo wiślacy starali się wyłowić fałszywych kibiców Wisły ;-)



Nareszcie! Mecz z Koroną Kielce (w ramach PP) w końcu odbył się w obecności większej niż dotychczas liczbie kibiców Legii. Po proteście kibice zapomnieli chyba o tym, że system sprzedaży biletów na Legię jest wciąż fatalny i kilkuset chętnych nie weszło na stadion. Sporym zainteresowaniem cieszyły się bilety na łuk, które w końcu w bardzo ludzkiej cenie pojawiły się w sprzedaży. Tutaj brawa za decyzję dla Klubu. Słabszą frekwencję w porównaniu do meczu ligowego zanotowali goście z Kielc. Na "gnieździe" zabrakło Starucha, któremu, jak i pozostałym "dożywotnio skazanym", działacze nie odwiesili wtedy jeszcze zakazu. To właśnie o swojego wodzireja upominała się Żyleta. W końcu nasi piłkarze mogli poczuć wsparcie ze strony kibiców. Nagroda w postaci bramek Janczyka i Choto była chyba wystarczającą rekompensatą zdzierania gardła na mrozie. Na sympatyczne przyjęcie nie mógł liczyć narodowy ulubieniec i następca Zenka Burzawy, "Kiełbasa".



Choć ostatnim meczem rundy jesiennej był mecz na szczycie z Wisłą, w grudniu czekały nas dwa "ekstra" mecze. Tegoroczne rozgrywki PZPN chce zakończyć wcześniej niż zwykle, co spowodowane jest przygotowaniami reprezentacji do Mistrzostw Świata, wobec czego dwa mecze rundy wiosennej zostały przełożone na grudzień. Pierwszym z tych spotkań był pojedynek z odwiecznym rywalem, Arką. Co ważne, w przeciwieństwie do meczu w Gdyni, tym razem na stadion mieli zostać wpuszczeni kibice gości. Stadion przy Łazienkowskiej nareszcie wyglądał okazale. Prawie po brzegi wypełniony stadion i wspaniała atmosfera - tak powinno być zawsze! Przygotowana na ten mecz oprawa związana była z jubileuszem jednej z legijnych grup. Na oprawę składał się transparent "Tegoroczni jubilaci pozdrawiają sympatyków swojej działalności" oraz szarfy z datami '95 i '05 oraz "dziesiątką", czyli liczbą lat, którą jubilaci mają za sobą. Arkowcy do stolicy przyjechali w skromnym, 300-osobowym składzie, a wśród nich byli obecni kibice Lecha i Cracovii. Wcześniejsze zapowiedzi, jakoby 500 biletów przeznaczonych dla gdynian nie spełniało zapotrzebowania można było włożyć między bajki. Goście opuścili stadion 10 minut przed końcem meczu, w czym skutecznie pomagała im policja. Szkoda, bo goście nie obejrzeli na żywo Panoramy Warszawy. Po raz kolejny nie zawiedli nasi piłkarze, którzy dwukrotnie pokonali golkipera z Gdyni.



Ostatni mecz z Górnikiem Łęczna miał zadecydować, czy Legia wskoczy na pozycję lidera przed 3-miesięczną przerwą w rozgrywkach. Dobra passa tym razem została przerwana, a powody do radości miała 100-osobowa grupa kibiców gości. Szkoda, bo legioniści naprawdę głośno wspierali swój zespół. Żyleta życzyła Krytej Wesołych Świąt, w przerwie cheerleaderki tańczyły w rytm bardzo popularnej wśród kibiców piosenki, a po przerwie cały stadion kolędował w rytm świątecznej wersji "Legia gol, Legia gol, Legia Legia gol". Kolejny mecz dopiero na początku marca.



Runda jesienna sezonu 2005/06 nie była dla nas udana. Zamiast skupić się na tym co potrafimy robić najlepiej, kłóciliśmy się z działaczami. Aż 5 meczów musieliśmy opuścić, aby doszło do porozumienia obu stron. O tym, że jeszcze nie jest normalnie niech świadczy choćby pomysł zatrudnienia na Łazienkowskiej w roli spikera... kibica Polonii. Chyba osobie odpowiedzialnej za taki pomysł coś ciężkiego na głowę spadło...



Spośród dwunastu meczów rozegranych przez Legię w Warszawie, tylko 7 toczyło się w normalnej atmosferze (o ile uznamy atmosferę na derbach jako normalną). Co ciekawe za każdym razem w sektorze gości zasiadali kibice. Najbliżej wyjazdowego zera na Łazienkowskiej byli kibice z Wodzisławia, ale jeden fanatyk przybyły spod granicy uratował honor Odrze. W największej grupie zjawili się kibice Polonii, Korony (liga) i Arki. Poloniści jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego opuścili trybuny. Naszym zdaniem najlepiej zaprezentowali się kibice Wisły Płock, którzy nie tylko dobrze dopingowali swój zespół (choć mieli ułatwione zadanie z powodu protestu), ale i przygotowali na mecz specjalną oprawę.

Tylko w poniedziałek i wtorek legioniści nie grali na własnym stadionie. Najczęściej nasze mecze "u siebie" wypadały w sobotę - 5 razy (wszystkie w lidze). Spotkania Pucharu Polski tymczasem rozgrywaliśmy w środę - tego dnia trzykrotnie zjawialiśmy się na... bądź pod stadionem.

Najwięcej kibiców na stadion przyciągnęły mecze z Arką (11.000) i Polonią (10.000). Szkoda, że taka frekwencja nie była regułą, ale aby tak się stało, sprzedaż biletów musi być bardziej przyjazna dla kibiców. Nie może dochodzić do tego, że godzinne wyczekiwanie w kolejce nie przynosi rezultatu, a obecnie to dosyć częste zjawisko. Najmniej osób, zaledwie 300, przyciągnął na trybuny pucharowy mecz z KSZO.

Czy możemy spodziewać się lepszej frekwencji na wiosnę? Jeśli wyniki naszych piłkarzy będą zbliżone do ostatnich, mamy prawo podejrzewać, że tak. Istotne będzie również utrzymanie obecnych cen biletów. Na Łazienkowskiej najciekawsze powinny być mecze z dwoma krakowskimi drużynami - Cracovią i Wisłą oraz spotkanie z poznańskim Lechem.

Jednym z optymistycznych akcentów, które pominęliśmy na razie w podsumowaniu, było odejście z naszego klubu piłkarza, który legionistą właściwie nigdy nie został. Paweł Kaczorowski, bo o nim mowa, teraz już w barwach innej drużyny, będzie mógł sobie śpiewać co mu się podoba. I to nie tylko przy goleniu.



Wyjazdy w tej rundzie w naszym wykonaniu stały na przyzwoitym poziomie, ale rewelacyjnych wyników nie osiągnęliśmy. Z pewnością brakowało... swobody poruszania się. Kilka razy musieliśmy ruszać w drogę, bez pewności, że uda nam się obejrzeć mecz. Takie "atrakcje" zatrzymywały w domu nawet mocno zwariowanych wyjazdowców. Innym przeszkadzać mogły niedogodne terminy – aż połowa wyjazdów wypadała w tygodniu. W przypadku pucharowych gier był to wtorek, czwartek lub piątek, natomiast jeśli chodzi o mecze ligowe, to parokrotnie musieliśmy przedłużać sobie weekend, bo Canal+ najchętniej na mecz Legii wyznacza piątek.

Już pierwszy wyjazd odbył się bez naszego udziału. W Łęcznej i Bełchatowie zaprezentowaliśmy ciekawe oprawy, ale na kolejnych meczach i w tym temacie odpuściliśmy. Oczywiście, głównie z powodu konfliktu z działaczami, czego efektem zamiast ładnych dla oka racowisk były rzucane na boisko środki pirotechniczne. W imieniu kibiców Legii serdecznie dziękujemy wszystkim kibicom innych klubów, którzy wspierali nasze walki z zarządem i PZPN. Osobne podziękowania należą się Andrzejowi Strejlau, którego roli jako mediatora w dyskusjach pomiędzy SKLW a KP nie sposób przecenić. Dziękujemy także wszystkim ekipom, które pomogły nam wejść na ich stadiony, mimo zamkniętego sektora gości. Jak widać wartości kibicowskie są dla niektórych ważniejsze od animozji klubowych. To cieszy. Gdyby nie wspomniane zakazy, na pewno jeszcze lepiej byśmy wspominali tę jesień. Żałować można również postawy piłkarzy Legii w Pucharze UEFA. Najgorszy w historii klubu wynik w europucharach sprawił, że nie pojeździliśmy sobie przesadnie. Nasz wyjazd do Zurychu na pewno zapadnie w pamięć nie tylko nam, ale również szwajcarskim fanom, tamtejszym służbom porządkowym i naszym działaczom, bo po raz kolejny Legia musi zapłacić wysokie kary za zachowanie kibiców. Oby za rok wyjazd na MŚ do Niemiec nie był dla nas jedyną atrakcją turystyczną...

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.