REKLAMA

Z deszczu pod rynnę

Bodziach - Wiadomość archiwalna

Niektórzy działacze Legii na siłę szukają dziury w całym. Nie twierdzę, że okrzyki wydawane z Żylety w czasie meczu z Polonią były najbardziej elokwentne i kulturalne, ale to nie one są problemem. Gdyby bowiem Żyleta milczała, działaczom prawdopodobnie przeszkadzałoby bzyczenie muchy, którą usłyszeliby przez chamów z odkrytej. "Podkreślamy, że warunkiem wyjściowym do wszelkich rozmów jest całkowite zaprzestanie wyzwisk pod adresem właścicieli i zarządu Klubu." - pisał 29 lipca zarząd KP Legia. I gdy na meczu z Polonią wulgaryzmów pod adresem wspomnianych nie było, prezes Legii ku zdziwieniu wszystkich mówił (na łamach dziennika Polska the Times): "Nieobrażanie nas to jest wyłącznie powrót do zachowania na poziomie elementarnym. Czy z tego powodu powinienem być komuś wdzięczny?".
Skąd ta nagła zmiana? Obstawiam, że co by się nie działo na pseudo-derbach Warszawy, prezes Miklas byłby niezadowolony i na każde zachowanie przygotowałby specjalny scenariusz. Taki, żeby przypadkiem nie doszło do rozmów, bo jeszcze nie daj Boże, spadłby mu włos z głowy. Unoszenie się honorem w takim przypadku jest dosyć dziwne. No chyba, że co innego mówi się w prasie, a co innego sądzi się na dany temat. Jaki był tylko sens nakręcania przed meczem opinii publicznej i mimo wszystko wielu fanów, że porozumienie z protestującymi (czyli zdecydowaną większością kibiców chodzących na mecze) jest możliwe? W oświadczeniu pisano, że klub wyciąga rękę do kibiców, tymczasem późniejsze słowa prezesa wydają się temu zaprzeczać. Czy nie lepiej było od razu powiedzieć "Porozumienia nigdy nie będzie"? Warto tylko przypomnieć, że to prezes Legii twierdzi, że kibice protestują, bo jest to sensem ich życia i że na każdym kroku szukają wrogów. Ciekawe, panie prezesie, bardzo ciekawe.

Oczywiście Miklas zapowiedział, że z Wojtkiem Kowalczykiem się spotka, jednak obawiam się, że dla "Kowala" będzie to strata czasu. Wszak ten dla naszego prezesa jest tak bardzo cenny, że nawet, gdy konfliktu nie było, nie miał on chwili na spotkanie z SKLW (jeszcze przed Wilnem). Pamiętam, jak narzekaliśmy na prezesa Zygo. Dzisiaj jednak można śmiało powiedzieć, że spadliśmy z deszczu pod rynnę. Co by nie mówić o byłym prezesie, to by przedyskutować sporne kwestie regularnie znajdował czas dla kibiców. Dla Miklasa kompromis z kibicami nigdy nie był rzeczą istotną. Przed kilkoma laty, za pierwszej prezesury Miklasa, również miały miejsce protesty na trybunach. W końcu prezes ustąpił i zawarł porozumienie z fanami. Nie wszyscy wiedzą, że... nie z własnej woli. "Miklas został przeze mnie zwolniony za brak lojalności. Zawiódł w momencie gdy było ciężko i nie wydaje mi się, by jego osoba była odpowiednią na to stanowisko. Nie sądzę też, by jego intencje porozumienia z kibicami były szczere. Nieporozumienia z naszych czasów zaczęły się od represji, które Miklas samowolnie chciał wprowadzić - zlikwidował gniazdo, próbował podnieść ceny biletów. Dopiero inicjatywa Pol-Motu, a nie Leszka Miklasa, zaowocowała współpracą z SKLW." - mówił w październiku zeszłego roku na łamach niezależnej "Naszej Legii" prezes Pol-Mot Holding, Andrzej Zarajczyk.

Nadal wierzycie, że konflikt na Legii można szybko zakończyć? Ja łudziłem się tylko przez chwilę. Bardzo krótką zresztą. Wypowiedzi Leszka Miklasa po meczu z Polonią sprowadziły mnie na ziemię. A na koniec jeszcze jedna wypowiedź Andrzeja Zarajczyka odnośnie sytuacji na Legii. Udzielona co prawda rok temu, ale... wciąż jak najbardziej aktualna. "Obecne działania zarządu to buńczuczne pokrzykiwania i próby siłowego rozwiązania problemu przez faceta, który takiej siły nie reprezentuje. Najbardziej dramatyczne jest to, że Leszek Miklas doskonale wie, jak nawiązać dialog z fanatykami. Kiedyś go przecież pod nasze dyktando przeprowadził." - powiedział prezes Pol-Motu.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.