REKLAMA

"Wybaczamy i prosimy o przebaczenie"

KGB - Wiadomość archiwalna

Tytuł tego felietonu to cytat ze słynnego listu Biskupów polskich do niemieckich z 18 listopada 1965r. Jego autorzy narażali się na wiele zarzutów ze strony zarówno władz, jak i zwykłych obywateli, byli nazywani "zdrajcami", "faszystami", czy "sprzedawczykami". Nie ulega jednak wątpliwości, że list ów położył podwaliny pod wzajemne pojednanie dwóch sąsiadujących ze sobą narodów, których wzajemne relacje historyczne naznaczone są raczej krwią, niż braterstwem i współpracą. Cóż to wszystko może mieć wspólnego z Legią? Kiedyś nie miało nic, teraz ma bardzo wiele.
Te słowa są według mnie niezbędnym warunkiem jakiegokolwiek porozumienia między zwaśnionymi stronami w sporze, którym naszemu klubowi zgotował los.

Problem z każdym konfliktem jest taki, że albo zgasi się go w zarodku, albo zaczyna on żyć własnym życiem i tworzyć samo nakręcającą się spiralę. Kto z czytelników tej strony może w chwili obecnej, z ręką na sercu powiedzieć, że wie, jak się spór zaczął i o co chodzi walczącym stronom? Oczywiście co jakiś czas pojawiają się pewne podsumowania, ale mimo to podejrzewam, że większość kibiców dawno się już zgubiła i płynie z prądem informacji podawanych na bieżąco. Dotyczy to zarówno tych, którzy krzyczą i piszą "ITI spier...", jak i zwolenników hasła "LTM-y won!". Wszelkie postulaty straciły już tak naprawdę na znaczeniu. Coraz rzadziej mówi się o racach, o Wilnie, o zakazach, o Nieznanych Sprawcach... To już po prostu konflikt między "NAMI", a "NIMI".
Jaka jest zatem w tej chwili możliwość rozpoczęcia jakichkolwiek negocjacji? Mogliśmy się o tym przekonać w ostatnim czasie, kiedy za mediację wziął się Wojtek Kowalczyk. Co z tego wyszło, każdy widział. Strony nie zdążyły nawet usiąść przy wspólnym stole, a "Kowal" z tych negocjacji już się wycofał, oskarżając KP Legia o wykorzystanie do celów propagandowych faktu zatrzymania 700 kibiców Legii przez policję.
To wydarzenie (zerwanie negocjacji, nie akcja policji) zmobilizowało mnie do napisania tego tekstu. Chciałbym, bez opowiadania się po którejś ze stron, krótko przeanalizować tę "akcję mediacyjną".

1. Wojtek Kowalczyk ogłasza na blogu, że pragnie doprowadzić do zakończenia konfliktu na Legii i podjął już w tym celu pierwsze rozmowy - rośnie nadzieja w sercach zmęczonych kibiców.
2. Kowalczyk, po rozmowie z Miklasem, apeluje przez SKLW, aby zaprzestano obrażania właścicieli Legii i członków zarządu. Apel ten skutkuje, ale prezes Miklas mówi, że to jest tylko powrót powrót do pewnych norm i nie ma za co kibicom dziękować. Prezes ma oczywiście racje, bo normą jest, że nie obraża się ludzi, szczególnie tych, którzy wykładają pieniądze na funkcjonowanie klubu, ale prezes zapomina, że przez rok trwania protestu normy się trochę zmieniły i powinien jednak docenić taki gest, albo przynajmniej trzymać język za zębami i w ogóle tego nie komentować na tym etapie. Nie na tym polega dyplomacja, że patrzy się z politowaniem na wyciąganą rękę.
3. Kowalczyk informuje, że spotkanie zwaśnionych stron jest bliskie. SKLW informuje, że nic im o tym nie wiadomo, ale na rozmowę w każdej chwili są otwarci. W tym momencie niewielka część kibiców zaczyna sobie zadawać pytanie, co to za negocjacje, w których uczestniczy tylko jedna strona, ale u większości nadzieja nie ustępuje miejsca wątpliwościom.
4. Policja aresztuje 700 fanów Legii w mocno kontrowersyjnych okolicznościach. Prezes Miklas tym razem wypowiada się powściągliwie, jak na niego, ale i tak nie oszczędza sobie kilku kąśliwych uwag pod adresem "części kibiców". Kowalczyk rezygnuje z mediacji oskarżając w dość mocnych słowach Miklasa o prowokacje i przyszykowanie 700 zakazów stadionowych. Większość kibiców Kowalowi przyklaskuje, ale znowu pojawia się część, która chciałaby wiedzieć skąd wie o owych zakazach i co to za mediator, który wycofuje się z mediacji w najtrudniejszym momencie.

Przyznam szczerze, że ja po przeczytaniu listu Kowalczyka, w którym informował o swojej rezygnacji, załamałem się. Wcale nie tym, że się wycofał, bo wydaje mi się, że więcej było w jego dyplomatycznych działaniach szumu wokół własnej osoby, chęci zwiększenia ilości odwiedzin bloga i przypomnienia się (przypodobania się) kibicom Legii, niż realnych działań. Niemniej nie chcę mu od razu zarzucać złych intencji, bo to raczej mało prawdopodobne. Problemem w liście był fakt, że wycofał się w sposób, który zamyka drogę każdemu innemu mediatorowi na długi czas i zaognia konflikt. Rzucił on szereg oskarżeń, być może prawdziwych, ale nie do zweryfikowania przez większość kibiców. Zostawił spaloną ziemię, na której unosi się dym sfrustrowanej legijnej braci.

Co teraz? Według mnie jedyną (choć, nie ukrywam - nieprawdopodobną) możliwością porozumienia są słowa, które znajdziecie w tytule tego tekstu. Albo obie strony uderzą się pierś i będą potrafiły przyznać się do błędów, albo nastąpi kolejna eskalacja konfliktu. Do tego jednak potrzebne jest, aby obie strony przyjęły w ogóle do wiadomości, że błędy zostały popełnione. Prezes Miklas powinien zastanowić się nad językiem, którego używał i przyznać, że kilka jego działań było wylaniem dziecka z kąpielą. Kibice powinni zastanowić się, czy forma protestu jest właściwa, czy na Łazienkowskiej i na wyjazdach widzieli same sielskie obrazki i czy "bohaterowie wileńscy" to na pewno bliżej im nieznani przypadkowi bandyci.

Pozostaje jeszcze pytanie, kto powinien pierwszy wyciągnąć rękę i skierować do drugiej strony słowa zbliżone do tych, które kiedyś sformułowali polscy biskupi. Kto będzie w stanie powiedzieć: "Próbujmy zapomnieć. Żadnej polemiki, żadnej dalszej zimnej wojny, ale początek dialogu (...) Wyciągamy do Was (...) nasze ręce oraz udzielamy wybaczenia i prosimy o nie"

Zdaję sobie oczywiście sprawę, że niemożliwe są aż takie sformułowania, ale każdy list otwarty, pozbawiony choć jednej złośliwości oraz roszczeniowego tonu, będzie miał podobny wymiar i podobnie wiele może znaczyć. Ten, kto na taki gest się zdobędzie, zostanie w moich oczach prawdziwym zwycięzcą tego konfliktu.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.