REKLAMA

Nie odejdę do przeciętnego klubu

Jan Mucha, źródło: Polska the Times - Wiadomość archiwalna

Obejrzał Pan już na wideo niedzielne spotkanie Legii z Wisłą?

Jan Mucha: Nie, jeszcze nie. Nie miałem czasu. Po spotkaniu wróciłem późno do domu, spędziłem czas z rodziną. Na pewno jednak przy najbliższej okazji, gdy będę miał chwilę wolnego, zrobię to, bo zawsze analizuje swoje występy.



Czy któryś z Pana kolegów z drużyny przyniósł Panu do szatni skrzynkę piwa w podzięce za ten występ?

- Nie, nie piję piwa ani żadnego innego alkoholu (śmiech).



Z trybun stadionu menedżerowie z całej Europy mieli oglądać Rogera, Dicksona Choto i Pawła Brożka, tymczasem wszystkich przyćmił Ján Mucha?

- Mówiłem to już kilka razy: bardzo lubię takie spotkania, gdy naszym rywalem są Wisła Kraków, Lech Poznań czy Polonia Warszawa. Dla takich właśnie meczów, które oglądają pełne trybuny, codziennie się trenuje.



Niektórych piłkarzy takie mecze paraliżują. Co by Pan podpowiedział młodszym, niedoświadczonym kolegom?

- Przede wszystkim trzeba być pewnym swoich umiejętności. Ja tak właśnie postępuję. Jestem w formie, świetnie czuję się fizycznie i psychicznie. To jest właśnie podstawa.



Przyznał Pan, że przed spotkaniem z Wisłą razem z trenerem Krzysztofem Dowhaniem analizował grę Pawła Brożka. Czy to miało kluczowe znaczenie, że obronił Pan kilka strzałów krakowskiego snajpera?

- Na pewno. Z trenerem Dowhaniem świetnie się współpracuje. To jeden z najbardziej niedocenianych szkoleniowców bramkarzy w Polsce. Wychował już tylu zawodników, na których klub zarobił mnóstwo pieniędzy. Należy mu się znacznie większy szacunek. Co do interwencji, to na pewno analiza pomogła. Wiedziałem, że piłkarze Wisły grają dużo piłek na Brożka, a on wbiega na ślepo i bardzo szybko reaguje. Tak choćby jak przy tym golu. Wszystko robiłem, jak trzeba, przesuwałem się na linii, ale złapał mnie na wykroku i wpadło. Może gdyby Inaki [Astiz - red.] się nie poślizgnął, to trochę by mu przeszkodził w tym uderzeniu i bramka by nie padła.



Jednak czy można przewidzieć, że w 90. minucie Brożek złoży się do piłki i uderzy ją nożycami, a Pan będzie wiedział, gdzie poleci piłka?

- To akurat był moment, reakcja instynktowna. W tym momencie byłem tak skoncentrowany, że powiedziałem sobie, iż nie puszczę żadnej bramki i już. To był taki trans, nie kojarzyłem nic poza boiskiem i piłką. Nie słyszałem żadnych głosów z trybun, kompletnie nic do mnie już nie docierało.



Wróćmy do kwestii menedżerów handlujących piłkarzami i Pana przyszłości. Jakie są Pana marzenia?

- Spokojnie, na razie mam kontrakt z Legią, który jest jeszcze ważny przez półtora roku, i nigdzie się nie wybieram. Wiadomo, każdy ma jakieś ambicje. I nie chodzi o kwestie finansowe, tylko czysto sportowe. Wszyscy wiemy, w jakich klubach występują Łukasz Fabiański i Artur Boruc.



Czyli kierunek Wyspy Brytyjskie?

- Tego nie powiedziałem. Proszę nie wyciągać zbyt szybko wniosków (śmiech). Zobaczymy, jak to się potoczy. Liga angielska jest na pewno dobra, ale nie każdy ma tyle szczęście, by do niej trafić.

Zostawmy to na razie w spokoju.



Podobno Arsenal potrzebuje pierwszego golkipera, bo rezerwowego już ma...

- Pierwszym bramkarzem Arsenalu wkrótce będzie Fabian, nie mam wątpliwości.



To która liga jest Pana ulubioną?

- Nie odpowiem na to pytanie.



Zatem proszę powiedzieć, który dekoder ma Pan w domu.

- Mam wszystkie (śmiech). Żona się wkurza, że za dużo tej piłki oglądam.



Jak wysoko stawia Pan sobie poprzeczkę?

- Gra w wielkim klubie i reprezentacji kraju to marzenie każdego piłkarza. Zdaję sobie sprawę, że gdybym występował w lepszym klubie, to nie martwiłbym się o miejsce w pierwszej jedenastce kadry Słowacji. Wiadomo, że to też kwestia oferty. Po prostu: czy będzie z niej zadowolony klub, czy usatysfakcjonuje mnie. Jednak nie odszedłbym z Legii do jakiegoś przeciętnego europejskiego klubu. Na pewno mówimy o trochę wyższej półce.



Wówczas może selekcjoner Vladimir Weiss wybrałby się na trybuny, by obejrzeć Pana w akcji. Wyśle mu Pan płytę z niedzielnym meczem?

- Szczerze mówiąc, jestem trochę wkurzony, że do tej pory nikt ze sztabu reprezentacji nie pofatygował się do Warszawy. Trenerzy powinni na takie mecze jeździć. Tym bardziej, że do Polski ze Słowacji nie jest daleko.



Mówi Pan to z żalem w głosie. Czuje się Pan najlepszym słowackim bramkarzem?

- Hm... Tego nie powiem w ten sposób. Wiem natomiast, że mógłbym spokojnie w tej drużynie bronić i będę robił wszystko, by udowodnić to trenerowi.



Rozmawiał Piotr Wierzbicki


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.