Niepełnosprawni kibice Legii na meczu z Polonią Warszawa - fot. Legia LIVE!
REKLAMA

"Nigdy nie zostaniesz sam" - cz. V, ostatnia

Qbas - Wiadomość archiwalna

To już ostatnia część przygód niepełnosprawnych kibiców Legii. Tym razem bliżej poznacie dwóch fanów - Przemka Platę i Bartka Ciołka oraz początki ich fascynacji „wojskowymi”. Dowiecie również się jak powstał pewien transparent i jak doszło do pewnego zagranicznego wyjazdu grupy. Zapraszamy do lektury!
Szlachectwo zobowiązuje.

Przepływ informacji między członkami grupy odbywa się głównie przez telefon. To najszybszy sposób, ale Bartek Pawlisiak śmieje się, że najbardziej cierpi na tym jego domowy budżet: - Gdy dzwonię i rozmawiam z którąś z mam, to nie wypada tylko poinformować, że o tej i o tej wyjazd, z tego i tego punktu. Pytam co słychać, jak zdrowie. No i również ja jestem pytany. Zresztą, niektórzy tak się wycwanili, że puszczają mi sygnał, a ja oddzwaniam.
Od czasu do czasu spotykają się, żeby pewne rzeczy ustalić ze wszystkimi. Zazwyczaj ma to miejsce w kultowej knajpce kibiców Legii -„Źródło” w pobliżu stadionu. Dyskusje często zamieniają się w kłótnie. Podopieczni Bartka to nie jest grupa łatwa we wzajemnych kontaktach. Część z nich to indywidualiści, którzy nie potrafią koegzystować z innymi. Często zapominają, że nie są jedyni. Kłócą się o to, że ktoś jedzie na wyjazd, a ktoś musi zostać, że ktoś chce postoju, a inny nie. Są wobec siebie bardzo krytyczni. Na szczęście w ciągu tych dwóch lat wszyscy zrobili postępy i starają się nie wywoływać niepotrzebnych sporów: - Zawsze im powtarzamy, że oni są Legią Warszawa. W związku z tym powinni trzymać fason i nie schodzić poniżej pewnego, wysokiego poziomu. To działa najlepiej. Wówczas chłopaki przypominają sobie, że są częścią wielkiej rodziny z „eLką” w sercu. Szlachectwo zobowiązuje.

Jak wszędzie, ludzie są różni. Niektórych interesuje tylko sam mecz. Odzywają się wtedy, gdy zbliża się termin kolejki ligowej. Inni potrafią telefonować do siebie ot tak, zwyczajnie pogadać. Mają plany, pomysły na życie w grupie i jej rozwój. Myślą o własnej fladze, dzięki której staliby się bardziej rozpoznawalni. Na pomysł wspomnianego banerka z podziękowaniami dla Stowarzyszenia wpadła pani Marta: - Chcieliśmy jakoś wyrazić swoją wdzięczność Stowarzyszeniu za ogromną pomoc, jaką otrzymujemy. Dzięki nim nasi synowie częściej są uśmiechnięci. Najpierw chciałam, po kosztach, wymalować podziękowania sprayem. Potem, przy pomocy znajomego, udało się wydrukować na bardzo dobrym materiale, w sposób profesjonalny. Na zarzut dyrektora Dziewulskiego, że SKLW podjęło się organizacji wyjazdów na mecze po tylko by poprawić swój wizerunek, odpowiada: - A co to za różnica czemu to zrobili? Ważne, że robią! Tymczasem klub palcem nie kiwnął. To oburzające! Przypomina sobie telefon ze Stowarzyszenia w lipcu 2006 roku: - Odebrałam, a tam ktoś pyta czy nie chcielibyśmy pojechać na mecz do Doniecka z Szachtarem. Mówię, że bardzo bym chciała, ale mnie nie stać. Usłyszałam, że mam się pakować, jutro podjedzie po nas bus i zawiezie na lotnisko. Wszystko za darmo. Popłakałam się ze szczęścia... - mówi, patrząc z wdzięcznością na Bartka Pawlisiaka.

Jedyna miłość.

Nie mają lidera. Jest kilka osób, które w przypadku, gdy jechać nie może Bartek Pawlisiak, biorą na siebie kontrolę nad grupą. Wówczas, też dużo pomagają rodzice, choć niestety nie wszyscy. Bartek tylko koordynuje wszystko przez telefon: - Zdarza się, że jestem na urlopie z żoną i stamtąd pomagam grupie. To nieco uciążliwy, ale mimo wszystko miły obowiązek.
Gdy nie ma Bartka sprawy organizacyjne przejmuje jego imiennik - Bartek Ciołek. To 28-letni grafik komputerowy. Swego czasu wystąpił w popularnym teleturnieju „Milionerzy”. Wygrał niedużo, ale i tak był bardzo zadowolony. Nie zaprzepaścił okazji by pokazać do kamery palcami literkę „L”, tradycyjny znak rozpoznawczy legionistów. Widać, że ma spory dystans do życia. Na pierwszy rzut oka jest bardzo spokojny, choć w jego oczach można dostrzec niepokorny błysk. Od urodzenia miał poważne problemy z nogą, szczegółów jednak nie zdradza. Trzy lata temu, po namowie lekarzy, zdecydował się na amputację: - I teraz jest o wiele lepiej niż przed zabiegiem! Poruszam się o kulach, mam protezę, ale przynajmniej nie odczuwam bólu - cieszy się. Z całej ekipy najspokojniej podchodzi do wyników i stylu gry zespołu. Po raz pierwszy pojawił się na Legii w sezonie 1993/94: - Pamiętam, że trafił do nas wtedy Jurek Podbrożny. Atmosferka była fajna i tak mnie wciągnęło. Potem jeszcze parę razy byłem z ojcem i zacząłem sam śmigać, urywać się ze szkoły na treningi. Wsiąkłem całkowicie. Chyłkiem udawało mu się wymykać na mecze, aż do pamiętnego finału Pucharu Polski Legia - GKS Katowice w 1995 r. Po zakończeniu spotkania miały miejsce największe w historii zamieszki na stadionie Legii. Bartek solidnie oberwał kamieniem, a potem...: - Przycięli mnie na przystanku rodzice, którzy wracali od wujka. Więc, niewiele myśląc, uciekłem. Potem miałem „zakaz stadionowy”, ale władza domowa nie była w stanie poskromić mojej pasji.

Specyficzny początek miał natomiast Przemek Plata. Jego debiut przypadł na wspomniany finał. Koledzy śmieją się z Przemka, że to właśnie ten „klimat” tak go wciągnął. Natomiast powód, dla którego znalazł się Łazienkowskiej był całkiem prozaiczny: jego ojciec był żołnierzem zawodowym, a Legia przez wiele lat funkcjonowała pod patronatem armii.
W domu wiele się o klubie mówiło, a jego zainteresowanie sportem rosło. W końcu poszedł na mecz, by zaspokoić ciekawość. Przypadek sprawił, że był to ów feralny finał.

Mimo, że sezon się już skończył, sprawy związane z klubem są wciąż tematem przewodnim rozmów. Wspominają osiągnięcia Legii, na temat których mają podzielone zdania. Za to, stanowczo podkreślają swój podziw dla trenerskich umiejętności szkoleniowca Legii, Jana Urbana: - To świetny gość! Najlepszy trener od dawna - zachwyca się Przemek. Obawiają się również o przyszłość klubu, który wystąpi w europejskich pucharach. Po zeszłorocznych awanturach w Wilnie UEFA nałożyła na Legię karę wykluczenia z pucharów w zawieszeniu. Aby przejść okres próby, kibice muszą zachowywać się poprawnie na meczach Pucharu UEFA.

Zaciętą dyskusję wywołało też przyjście do Legii piłkarza Piotra Rockiego. Zawodnik nie był za bardzo lubiany w środowisku warszawskich fanów. Wśród niepełnosprawnych również wzbudził wiele kontrowersji. Wreszcie doszli do konsensusu i uznali, że popularny „Rocky” mimo 34 lat na karku, przyda się i jeszcze będą mieli okazję oklaskiwać jego świetne występy z „eLką” na piersi. Bartek Pawlisiak śmieje się: - Mówiłem ci, że są trudni we współżyciu.
Sport jest ich jedynym hobby, na inne nie mają już czasu. Piłka nożna, piłka ręczna, siatkówka, hokej, skoki narciarskie, ostatnio wyścigi formuły 1 - to ich pasja. Tymczasem Legia to niemal religia. Słowa popularnej piosenki stadionowej - „Moja jedyna miłość, to jest Legia, ja kocham ją, a ona gra...” - w ich ustach brzmią niezwykle wiarygodnie.

Wiedzą, że mimo przeciwności losu, mają też szczęście. Trafili na ludzi, którzy - w myśl kibicowskiej jedności - chcieli i potrafili się nimi zająć.

Idąc przez wichry i burze,
Wysoko trzymaj głowę,
I nie obawiaj się ciemności,
Po burzy zawsze świeci słońce,
I możesz usłyszeć czysty śpiew skowronka.
Idź przez wiatr,
Idź przez deszcz,
Chociaż twoje marzenia ulatują i powracają.
Z nadzieją w sercu posuwaj się do przodu, do przodu,
Wtedy nie będziesz szedł sam...
NIGDY NIE ZOSTANIESZ SAM.

„You`ll never walk alone”

muzyka - Richard Rodgers, słowa - Oscar Hammerstein II
wersja polska: tłumaczenie własne.

Nigdy nie zostaniesz sam - cz. IV
Nigdy nie zostaniesz sam - cz. III
Nigdy nie zostaniesz sam - cz. II
Nigdy nie zostaniesz sam - cz. I

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.