REKLAMA

Janas, czyli opowieść o prawdziwym trenerze

źródło: Polska the Times - Wiadomość archiwalna

Paweł Janas wraca na Łazienkowską. Nie, jeszcze nie jako trener Legii, ale ponownie w roli szkoleniowca przeciwników swojej ulubionej drużyny, z którą osiągnął wiele jako zawodnik, ale o niebo więcej jako coach. - Nazywam się Paweł Janas. Róbmy swoje - powiedział niegdyś w telewizyjnej rozmowie pytany o tajemnicę sukcesów prowadzonej przez niego ekipy w Lidze Mistrzów.
Prostota i pokora. Charakteryzował się nimi od zawsze. Dzięki nim znakomicie znajdował się w futbolowym światku. I dzięki nim zdobył więcej niż znacznie od niego zdolniejsi, zarówno piłkarze, jak i trenerzy.

Znał swoje miejsce w szyku i nigdy nie pchał się przed szereg. Potrafił słuchać, obserwować i wyciągać wnioski. Znakomicie adaptował się do każdych warunków. I spłacał się tym, co najważniejsze - wynikami.

Obrońca Janas trafił do Legii już jako reprezentant Polski. Jak mówi, wybrał drużynę z Łazienkowskiej z powodów praktycznych - wolał grać w wojskowym klubie niż biegać po poligonie czy stać na warcie przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Wcześniej występował w Widzewie, dokąd ściągnął go z Włókniarza Pabianice trener Leszek Jezierski. Odtąd jego losy splatają się ze Zbigniewem Bońkiem, choć nigdy jakoś specjalnie za sobą nie przepadali. Tworzyli z "Zibim" wielki Widzew i ćmili pokątnie fajki.

Razem zadebiutowali nawet w tym samym meczu reprezentacji - z Argentyną, gdy selekcjonerem był Kazimierz Górski. Na mundial do Argentyny '78 jednak Jacek Gmoch go nie zabrał, w przeciwieństwie do Bońka. Ale cztery lata później na mundialu w Hiszpanii zdobył już z "Rudym" trzecie miejsce. Jako doświadczony stoper Legii, po czteroletniej służbie.

Po mundialu w Hiszpanii zamknął - jak twierdzi - Stadion Dziesięciolecia, strzelając samobója w meczu z Finlandią (1:1). Kadra już nigdy potem nie zagrała na tym obiekcie, który na lata zamienił się w jarmark. Spektakularnego zamknięcia dokonał już jako gracz Auxerre, gdzie pobierał nauki u słynnego trenera Guya Roux.

Grający asystent trenera - taką rolę zaproponował mu Rudolf Kapera (dziś prezes SEMP-a Ursynów) po powrocie do Legii z francuskich wojaży w 1986 r. Na mundial do Meksyku nie pojechał, bo jak wspomina, nie zamierzał wkupić się w łaski Antoniego Piechniczka sprowadzeniem z Zachodu silnika do jego samochodu, co zrobił Stefan Majewski.

W Legii pomagał prowadzić drużynę Kaperze i Lucjanowi Brychczemu. A że szło mu to całkiem nieźle, to do pomocy przy reprezentacyjnych juniorach wyciągnął go Władysław Stachurski.
Z juniorów już tylko krok do młodzieżówki. Skusił go więc większym splendorem Janusz Wójcik. I zaczęło się życie!

"Wójt" zaznajomił "Janosika" z tym, jak smakuje prawdziwy sukces i... szlachetna whisky. Obficie oblewany srebrny medal olimpijski w Barcelonie dał obu porządnego kopa. Gdy nie udał się zamach na kadrę, przejęli Legię, w której akurat pojawiły się wielkie pieniądze i tym samym nieograniczone możliwości. Wójcik był do orderów, a Janas do roboty. Sytuacja się zmieniła, gdy pryncypał dał nogę do Emiratów skuszony petrodolarami.

Trener "Pawka" wystrzelił niczym z dubeltówki: pif-paf i od razu ustrzelił z Legią potrójną koronę - majstra, puchar i superpuchar. Mocy nie starczyło na Hajduka Split. I Ligę Mistrzów przyszło zaatakować ponownie rok później. Skutecznie. Do bólu, a właściwie do ćwierćfinału rozgrywek, gdzie Legia oddała pole Panathinaikosowi. To jednak i tak największy dotychczas sukces polskiego trenera w Champions League. Choć ówczesny właściciel Legii, Janusz Romanowski, miał na ten temat trochę inne zdanie: - Taki zespół to i moja teściowa mogłaby prowadzić - wytknął "Janosikowi".

Urażony trener odszedł do kadry olimpijskiej, której zapewnił cieplarniane warunki we Wronkach. Zbyt cieplarniane, bo z U21 tym razem nie zdołał awansować do igrzysk w Syndey.

Wronki jednak przypadły mu na tyle do gustu, że podjął pracę w miejscowej Amice.
Dyrektor sportowy klubu to była spokojna robota, która pozwoliła odzyskać wiarę w życie po dramatycznej, ale na szczęście udanej walce z rakiem.

Wzmocniony psychicznie mógł podjąć wyzwanie najważniejsze w zawodzie trenera - poprowadzić kadrę Polski!

Selekcjoner Janas przejął reprezentację po dezerterze Bońku. I spisał się rewelacyjnie. Do czasu, czyli nieszczęsnego meczu z Ekwadorem na mundialu w Niemczech. Niesłusznie zaszczuty przez media po odstrzeleniu ulubieńców tłumu - Dudka i Frankowskiego schował się za... kucharzem i przepadł.

Odnalazł się dopiero w Kielcach. I znowu wrócił do świata żywych w Bełchatowie.


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.