Taki napis pojawił się na boisku podczas obozu Legii w Hennef - fot. Tomek Janus
REKLAMA

Mirek, dzięki!

Qbas - Wiadomość archiwalna

To już kolejna runda, która zaczyna się od problemów Legii z napastnikami, a właściwie z ich brakiem. Na mecz Pucharu Ekstraklasy do Bełchatowa nie pojechał żaden nominalny atakujący. Z konieczności na tej pozycji przeciwko GKS zagrał Kamil Majkowski i spisał się tak jak należało tego oczekiwać – poprawnie, ale bez rewelacji. Nie znając realiów naszego klubu byłoby trudno uwierzyć, że zespół walczący o mistrzostwo ma w kadrze właściwie jednego napastnika.

Wynika to z faktu, że dyrektor sportowy Mirosław Trzeciak od półtora roku nie potrafi wywiązać się ze swych obowiązków i ściągnąć na Łazienkowską zawodnika potrafiącego dać zespołowi przynajmniej tyle, co Takesure Chinyama. I nie ma sensu się tłumaczyć brakiem pieniędzy, kryzysem, czy pechem Bartłomieja Grzelaka. Skoro za Jakuba Wawrzyniaka Legia zarobiła 1,5 mln. euro, a do tego zaoszczędziła ok. 500 tys. euro na kontraktach po odejściu Edsona i Aleksandara Vukovicia, to za choćby połowę tej kwoty można było kupić naprawdę niezłego napastnika. O problemach „Grzela” wszyscy wiemy od dawna, a kryzys finansowy dotyka wszystkich i nie jest niczym więcej jak próbą taniego usprawiedliwienia niekompetencji. Wystarczy tylko trochę więcej wysiłku i zmiany sportowej polityki ITI względem klubu. Nie można być trochę w ciąży i tylko trochę zbudować zespół. Wiele wskazuje na to, że właściciel po prostu wciąż nie znalazł odpowiedzi na pytanie, co chce z Legią osiągnąć. Ale, co gorsza, dalej nie wie, jak tego dokonać.

Trener Urban ostatnio powiedział jasno „Chcę mieć czterech napastników, z czego jeden z nich ma być młodszy i ma się uczyć od kolegów”. Słowa szkoleniowca powinny być priorytetem dla wszystkich działań na polu transferowym. Tymczasem alternatywą dla Chinyamy jest młodziutki Adrian Paluchowski, a on przecież zgodnie z planem miał zdobywać doświadczenie. Nie odmawiam piłkarskich umiejętności „Paluchowi”. Dobrze, że wrócił ze Znicza i wyjątkowo mam wrażenie, że będą z niego ludzie. Chłopak przypomina nieco Marka Saganowskiego – dużo walczy, szarpie się obrońcami, jest szybki, ruchliwy i ma takie same wahania skuteczności. Ale, do licha, niedoświadczony i wciąż zbyt grzeczny Adrian to za mało by myśleć o mistrzostwie.
Tymczasem zimą doczekaliśmy się testów tylko jednego atakującego Evansa Chikwaikwai`a, który okazał się słabiutki. Zresztą tak samo było latem, gdy trochę na siłę sprowadzono Mikela Arruabarrenę, i poprzedniej zimy, gdy do Legii nie trafił nikt. Teraz jeszcze mówi się o próbach pozyskania atakującego rosyjskiej młodzieżówki. Przypominam, że w juniorskich reprezentacjach Rosji to i Roman Oreszczuk grywał. Do tego, o czym w ogóle mowa, skoro załatwienie wizy dla piłkarza z Zimbabawe urasta do nierozwiązywalnego problemu? Wszystko to wygląda nieco dramatycznie, ale najbardziej martwią wnioski.

Przez nieudolność Trzeciaka trener Urban został wręcz przywiązany do jednego schematu taktycznego i może zapomnieć o próbach gry z dwoma napastnikami. Nasz zespół staje się coraz bardziej przewidywalny i coraz łatwiejszy do rozpracowania dla rywali. Co gorsza, w coraz większym stopniu Legia jest uzależniona od formy i … humoru lidera klasyfikacji strzelców. Chinyama doskonale zdaje sobie sprawę, że jego pozycja jest niepodważalna i zaczyna to skrzętnie wykorzystywać. Zdarza mu się odpuszczać na treningach, a podczas meczów nie realizuje założeń taktycznych, nie chce mu się biegać i zwyczajnie „sępi” pod polem karnym rywali. Urban to człowiek cierpliwy i podkreśla, że „Czini” musi sobie zdawać sprawę, że jest dobrze dopóki trafia do siatki, ale każdy się kiedyś zacina: „Takesure w takiej sytuacji, jeśli nie zmieni podejścia, stanie się dla nas bezużyteczny i nie będzie sentymentów” – grozi trener. Tyle, że to trochę takie groźby bez pokrycia. Strach w ogóle myśleć, co będzie, gdy Chinyama naprawdę się „wystrzela”, albo, odpukać, dozna kontuzji.
Urban stara się nie oceniać publicznie pracy swojego dyrektora sportowego, ale już pod koniec jesieni dało się odczuć, że ma dość transferowej fuszerki. Bo nawet cierpliwość pana Jana ma swoje granice.

Zatem Mirek, dzięki za to, że w ataku gra prawy pomocnik. Coco jumbo i idziemy na mistrza!


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.