REKLAMA

Barwy klubowe to rzecz święta

Andrzej Brandys - Wiadomość archiwalna

Dla kibica klubowe barwy i herb powinny być rzeczą świętą. To bowiem coś, co wpisane jest w historię i tradycję klubu, stanowi o jego tożsamości, odrębności, odróżnia od innych. To herb i barwy łączą kibiców, jednoczą we wspólnotę klubową, pomagają rozróżnić przeciwnika i przyjaciela. Nie bez powodu wstydem dla kibica jest utrata barw, a "zdobyczne" flagi "wrogów" płoną później na meczach. W barwach kibice pojawiają się nierzadko na uroczystościach np. państwowych, zaznaczając tym swój lokalny patriotyzm, przywiązanie do miejsca, w którym przyszło im żyć.

Zakładając barwy Legii - nie Wisły czy Barcelony - pokazuje się, że jest się związanym z Polską, a w niej z konkretnym miastem - naszą stolicą, że to właśnie Warszawa jest nam szczególnie bliska. Często barwy towarzyszą kibicowi aż do końca życia - na grobach przyjaciół ze stadionu składamy klubowe wieńce, znicze, a wiele osób na ich ostatnią ziemską drogę ubranych zostaje - na swoją prośbę - w szalik...

Dawniej kibice nie mieli wielkiego wyboru klubowych gadżetów. Szaliki w barwach robiły zwykle na drutach mamy lub babcie. Pierwsze wydawane seryjnie były proste, mało skomplikowane, bo i nie o to chodziło. Najważniejszy był herb i barwy. Te proste szale darzyło się sentymentem, szanowało, nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby porzucić gdzieś barwy bez opieki, "wycierać" nimi stadionowe krzesełka czy szargać po ziemi. Nawet zdjęcie barw podczas meczu w innym mieście było nieprzychylnie traktowane. Każdy był dumny, czuł się wyróżniony mogąc w dniu meczu założyć legijny szalik.

Dzisiaj z zaznaczaniem klubowej przynależności nie ma już najmniejszego problemu. W sklepach kibica dostępny jest szeroki wybór bogatych graficznie szalików, koszulek, bluz, kurtek. Są czapki na każdą porę roku, smycze do telefonów czy kluczy, dyskretne wpinki i znaczki pasujące choćby nawet do garnituru - i wiele innych rzeczy. Przy tak bogatej ofercie gadżetów kibic nie ma najmniejszego problemu, żeby podkreślić to, kim jest. Nie każdy na co dzień ma możliwość czy chęć obnoszenia się ze swoim zamiłowaniem, pasją. Jednak mecz powinien być dla kibica świętem, tym wyjątkowym dniem, jednym z zaledwie kilku w miesiącu. Dniem, kiedy zakłada się klubową bluzę czy choćby "tylko" szalik i dumnie ogłasza całemu światu, że jest się kibicem Legii Warszawa. Możliwość założenia barw klubowych to wyróżnienie, nobilitacja.

Jestem kibicem Legii od kilkudziesięciu lat; niestety teraz mogę pozwolić sobie uczestniczyć jedynie w wybranych meczach. Mieszkam w okolicy Szczecina i każdy mecz Legii to dla mnie "wyjazd", dość daleki w dodatku. Ale mimo to jeżdżę i do Warszawy, i na wyjazdy. Możliwość uczestniczenia w meczach mojej drużyny napawa mnie dumą, a barwy zawsze traktuję z należytym szacunkiem. Jakie jest moje zdziwienie za każdym razem, kiedy rozglądam się wokół...

Dla wielu kibiców barwy przestały obecnie mieć jakiekolwiek znaczenie. Szalik można rzucić bezładnie na krzesełko czy... na ziemię, niejeden dopiero zaczynający swoją przygodę z Legią chłopak już po kilku wyjazdach czuje się "za stary", żeby "wygłupiać się" (?!) noszeniem szalika. Nie wspomnę nawet o tym, że podnosząc szal do hymnu Legii, na wejście piłkarzy, wypadałoby go odwrócić - barwy "do góry nogami" odwracają nasi "wrogowie", żeby umniejszyć im na znaczeniu, dlaczego więc robimy to sami?! Nie jest chyba problemem spojrzeć, jak wygląda podniesiony przez nas szalik i czy nie należy odwrócić go do właściwej pozycji.

Najbardziej bulwersującą jednak dla mnie kwestią jest jeszcze coś innego. Barwy własnego klubu powinny być świętością. Nie do pomyślenia jest, żeby na mecz Legii wszedł ktoś w szaliku Lecha czy choćby "tylko" t-shircie Wisły Płock. Nikt jednak nie zwraca uwagi i nikogo nie dziwi sytuacja, gdy na trybunach przy ul. Łazienkowskiej, czy nawet na wyjazdach pojawiają się kibice... w koszulkach Barcelony, Celticu, Arsenalu, Bayernu, Interu, Realu etc. Nierzadkim widokiem są ludzie w czapkach tych samych klubów, co moim zdaniem nie tylko głupio wygląda, ale i przede wszystkim jest niestosowne. Swój mecz rozgrywa nasza Legia, a - rzekomo jej - kibice każdą częścią garderoby reprezentują inny klub.

Na meczu z Ruchem w Chorzowie widziałem "kibica" Schalke i Realu Madryt, a przed pucharowym meczem z FK Moskwa w Warszawie PSG i Panathinaikosu. Przed jednym z meczów pod Żyletą spotkałem kibica ubranego w... koszulkę PSV. Zwróciłem mu uwagę, pytając, co by zrobił, gdyby spotkał na trybunie naszego "zgodowicza" z Hagi. Ta uwaga tylko go rozzłościła, odburknął coś w moim kierunku i odszedł.
Moim zdaniem na trybunach Legii miejsce jest dla kibiców w jej barwach czy w barwach zgód. Jeżeli ktoś uważa, że barwy Legii Warszawa mu nie pasują albo go w jakiś sposób ośmieszają, to po co przychodzi na jej mecze? Jeżeli już kibic zakłada na siebie barwy klubowe, niech to będą barwy jego drużyny - albo żadne. Głupio wygląda człowiek z szalikiem Legii i w czapce Barcelony, a już na pewno w koszulce Celticu i czapeczce Arsenalu (a i takie przypadki wcale nie są odosobnione).

Obecnie, w dobie protestu, temat ten może wydać się błahy i nieznaczący. Uważam jednak, że jest odwrotnie. Jeżeli teraz nie potrafimy nic zrobić z taką sytuacją, to co dopiero na nowym stadionie, kiedy zaczną napływać przypadkowi ludzie? Trybuny przy ulicy Łazienkowskiej zaczną w końcu wyglądać jak Jarmark Europa, nie stadion Legii Warszawa... Uważam, że każdy z nas powinien zwrócić na to uwagę. Jeżeli mamy w sercu Legię - nośmy barwy Legii; fanami zagranicznej piłki możemy być po meczu. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ludziom wystrojonym w inne barwy kulturalnie zwrócić uwagę i poprosić o ich zdjęcie. Może po prostu są nieświadomi, jak to wygląda, a następnym razem zastanowią się, co zakładają wychodząc na mecz. Nie reagując udzielamy przyzwolenia na taki stan rzeczy.

Przez wiele lat kibice Legii byli wzorem dla innych ekip, to inni uczyli się od nas - począwszy od dopingu, wyjazdów, pieśni, po robienie gadżetów klubowych itp, itd. Teraz to my powinniśmy uczyć się od np. Lecha, co to znaczy poszanowanie barw klubowych. Tam na stadion nie wejdzie nikt, kto ma inne gadżety klubowe niż te w barwach Lecha czy zgód. Osobiście mi, kibicowi "starej daty", jest wstyd, że inne ekipy bardzo przestrzegają w jaki sposób powinien być ubrany kibic, a na Legii praktycznie nie ma to znaczenia...

Kiedy patrzy się na trybuny w Poznaniu, Białymstoku, Gdańsku, Kielcach itp. trudno wypatrzyć barwy inne, niż miejscowe. W Warszawie "moda na Legię" jest bardziej "modą na piłkę" i przyciąga na trybuny przypadkowych ludzi. Należy zwracać im uwagę. A już na pewno my, uważający się za kibiców Legii, sami powinniśmy przestrzegać pewnych zasad i dawać innym przykład. Kiedyś, na łamach starej "Naszej Legii", ten problem był już poruszany przez jednego ze starszych kibiców Legii. Ktoś zaproponował wtedy żartobliwie hasło: "Legijna młodzież nosi legijną odzież". Może warto potraktować je poważnie - odnosząc nie tylko do młodzieży. Pamiętajmy - te barwy i ten herb, to nasza historia i tradycja, szanujmy je!


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.