fot. Mishka
REKLAMA

Legia - Lech, czyli kto kiedy strzela

Fumen - Wiadomość archiwalna

W niedzielne popołudnie dojdzie nie tylko do pojedynku obecnie najlepszych ekip w kraju, ale również do najskuteczniej grających w ofensywie. W 24. kolejkach piłkarze Legii trafiali do siatki rywali 42 razy. Natomiast poznański Lech ustępuje pod tym względem stołecznej jedenastce zaledwie o jedno trafienie. Jednak uwagę zwraca fakt, iż wiosną "Kolejorz" wyspecjalizował się w zdobywaniu bramek tuż przed ostatnim gwizdkiem sędziego. Dla fanów z Wielkopolski bez wątpienia daje to powody do radości, a pozostałych z pewnością mocno irytuje.

Grają do końca
Zaczęło się już w pierwszej kolejce rundy wiosennej. Wówczas zawodnicy Franciszka Smudy mierzyli się z GKS Bełchatów. Gdy na trybunach kibice oczekiwali na ostatni gwizdek sędziego, do bramki trafił Robert Lewandowski. Efekt? 3-2 dla "Kolejorza" i komplet punktów trafił do Poznania. Cóż, jak mówi stare piłkarskie porzekadło – gra się do końca. Jak się później okazało w przypadku chłopców "Franza", hasło to obowiązywało jeszcze trzykrotnie! W Zabrzu, Gliwicach oraz w konfrontacji u siebie z ŁKS-em Łódź lechici zapewniali sobie punkty, gdy na zegarze wybiła już 90. minuta gry. Do tego należy doliczyć remis na Bułgarskiej z krakowską Wisłą. W meczu na szczycie punkt uratował Semir Stilić, na osiem minut przed końcem pojedynku. Efekt? Na dziewięć ligowych trafień aż pięć piłkarze Lecha zdobywali w końcówce spotkań. Dla porównania tylko dwukrotnie poznaniacy cieszyli się w pierwszej połowie gry.

"Wiara jest ważna, ale fundamentalne znaczenie ma fakt, że wytrzymujemy kondycyjnie pełne 90 albo 95 minut gry. Potrafimy, kiedy rywal już słania się na nogach, zadać decydujący cios i to jest nasz atut" - wyjaśnia Marcin Kikut. Gracz "Kolejorza" będzie miał okazję w niedzielę do setnego występu w rozgrywkach ekstraklasy. "Poza tym gramy spokojnie do samego końca. Nie ma ataku na hurra, bez głowy, bez ładu i składu. Wiara we własne umiejętności i pewność siebie powodują, że gramy konsekwentne swój futbol, a to przynosi w końcu efekt" - tłumaczy na łamach tygodnika "Piłka Nożna" obrońca Lecha.

Im wcześniej, tym lepiej
Inny sposób na zapewnianie sobie punktów przyjęła Legia. Wygląda na to, że podopieczni Jana Urbana wychodzą z założenia, iż "im wcześniej, tym lepiej". Coś w tym jest, bo piłkarze z Łazienkowskiej popisy strzeleckie rozpoczynają głównie w pierwszej odsłonie meczu, a szczególnie między 16 a 30 minutą. Na jedenaście ligowych trafień, aż cztery z nich padły w tym przedziale czasowym. Natomiast dobijanie rywala w ostatnim kwadransie gry legionistom zdarzyło się tylko dwukrotnie – z Odrą Wodzisław oraz Cracovią. Sęk w tym, że w najlepszym momencie dla Takesure'a Chinyamy i spółki na strzelanie goli, lechici wiosną... jeszcze nie stracili bramki. Zatem w niedzielę będzie świetna okazja, aby to zmienić.

Rozkojarzeni po przerwie
Słabiej z upilnowaniem rywali poznaniacy radzą sobie tuż po rozpoczęciu drugiej połowy. Rozkojarzenie po wizycie w szatni wykorzystali już bełchatowianie, zabrzanie oraz gracze "Białej Gwiazdy". A Legia? Pierwszy kwadrans drugiej odsłony nie przynosi rywalom radości z bramek, ale również gracze z "eLką" na piersi nie mają się wówczas z czego cieszyć. Dopiero od 61. minuty legioniści ponownie zaczynają trafiać do siatki.

Chinyama kontra... Stilić
Z powyższego wiadomo już kiedy obie drużyny lubią sobie postrzelać, a kto wciela się w rolę snajpera? Wydawać by się mogło, że wiosna ponownie będzie należeć do Roberta Lewandowskiego. Jednak najlepszy strzelec "Kolejorza" ustępuje swemu koledze z linii pomocy. W siedmiu ligowych potyczkach 2009 roku to Semir Stilić popisuje się najcelniejszym uderzeniem, czego efektem są 4 bramki. Takim samym dorobkiem może pochwalić się wspomniany już "Tejkszur". A gdyby lidera strzelców dopadła niemoc, wówczas z pomocą mogą przyjść Piotr Giza oraz Maciej Rybus (obaj zdobyli po 2 bramki). Z kolei gracze z Poznania mogą upatrywać wsparcia u "Lewego", autora dwóch trafień w pojedynkach ekstraklasy.

Tylko liczby
Kto kiedy strzela i traci bramki – to tylko statystyka. Statystyka, która w niedzielne popołudnie najzwyczajniej będzie miała znikome znaczenie. Dla obu drużyn będzie to kolejna walka o komplet punktów, które mają przybliżyć do upragnionego mistrzostwa. Jeżeli Legia zagra do końca jak Lech, a poznaniacy zaczną strzelanie tak wcześnie, jak ma to w zwyczaju stołeczna jedenastka, to możemy być świadkami emocjonującego pojedynku. Jednak dla nas istotne jest to, aby po ostatnim gwizdku sędziego, tych bramek było przynajmniej o jedną więcej... oczywiście na korzyść Legii.




REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.