REKLAMA

Historia: Poznańscy przedsiębiorcy zrobili zrzutkę na Okońskiego

Bodziach, źródło: Magazyn Futbol - Wiadomość archiwalna

W Legii spędził dwa lata i zdobył z nią dwa Puchary Polski. Mirosław Okoński, bo o nim mowa, nigdy nie ukrywał, że na Łazienkowską przyjechał tylko po to, by odbyć służbę wojskową. Tak właśnie "Okoń" trafił do Legii przed rundą wiosenną sezonu 1979/80. Po rundzie jesiennej sezonu 1981/82 wracał do Lecha, a zrzutkę na jego pozyskanie zrobili wielkopolscy biznesmeni.

Okoński trafił do Lecha m.in za pieniądze Henryka Zakrzewicza. "Trener Łazarek zwołał wtedy grupę prywaciarzy i poprosił o pomoc. Mówił, że jak chcemy mieć mistrza i jeździć po świecie, trzeba sprowadzić porządnych piłkarzy. Pierwsze nazwisko, które napisał na kartce to był Okoński. No i zrzuciliśmy się całą grupą, a trzech z nas dało najwięcej" - wspomina Zakrzewicz, który choć nie pracował w Lechu, to prywatne pieniądze przeznaczał na zakup nowych zawodników "Kolejorza".

Jak na całą sprawę patrzy Okoński? "Czym się zajmowali ci, którzy mnie kupili? Prowadzili interesy. Złożyło się na mnie tylu kiboli, że głowa mała. Pieniądze potrafili wyciągnąć spod ziemi. To byli bogaci ludzie, poznańscy rzemieślnicy. Wille pobudowali, furami się wozili po mieście. Dostawałem od nich premie za mecze. Warto było grać za te pieniądze. Gdy razem popiliśmy, płacili za mnie kary, które nakładał klub. "Lulek" trochę podupadł, żona go wykiwała, trochę przegrał w kasynie. Dwóch umarło. Jeden miał dwanaście sklepów. Cieszę się, że mnie wykupili z Legii, bo w przeciwnym razie długo bym jeszcze posiedział w Warszawie. W klubie strasznie musieliśmy się wykłócać z generałami. Jeden mnie wziął do fryzjera i fochy stawiał: 'Ma pan się ostrzyc'. A ja na to: 'Proszę? No, na pewno, już... Mam trening!'. Włosy sobie zmoczyliśmy, czapki nałożyliśmy i było po sprawie. Nikt nie widział, że mamy kudły. Był też taki numer, że chciano mnie ukarać za to, że nie było mnie na Legii, gdy akurat ktoś uderzył milicjanta. 'Kogo nie ma? Okońskiego!'. Przyjechali po mnie i za karę, że mnie w tym czasie nie było, kazali mi sprzątać. Pomyślałem: 'Co? Ja?'. Załatwiłem to tak, że wynająłem sprzątaczkę z hotelu. Wezwali nas na apel i dowódca mówi: 'Widzieliście jak szeregowy Okoński posprzątał u siebie? Idźcie, zobaczcie, weźcie z niego przykład!'" - wspominał Okoński w sierpniu zeszłego roku także na łamach Magazynu Futbol.

Razem z kilkuosobową delegacją "Luluś" Zakrzewski pojechał po Okońskiego do Warszawy. Transfer jednego z najbardziej niedocenianych polskich napastników sfinalizowano jak na tamte czasy błyskawicznie. Poznaniacy spotkali się z grupą wysoko postawionych wojskowych, dzięki czemu w 1982 roku czarował swoją grą poznańskich kibiców. "To był dla mnie Paganini piłki nożnej! Jego nie da się porównać ani do Pele, ani do tych wszystkich dzisiejszych gwiazd" - wspomina Zakrzewski.

Okoński już gdy przebywał w Legii przejawiał skłonności do imprezowania. "Mirek był kiedyś zawieszony, bo wszczął zadymę. Ale kilka dni później Legia pojechała na mecz do Zagłębia i przegrywała 0-2. Nie było komu wejść , to pod koniec meczu na własną odpowiedzialność trener wpuścił 'Okonia'. Wszedł, strzelił dwie bramki i z miejsca go odwiesili" - przypomina poznaniak, który pamięta także Mirosława Trzeciaka i do dziś nie może pojąć jak ten został dyrektorem sportowym w Legii.

"Gdzie tam 'Franek' się na dyrektora nadaje? W Poznaniu to on był golas! Musiałem mu sponsora znaleźć, Wesołowskiego, który miał w centrum miasta 17 kamienic" - przypomina.

Poprzednie teksty historyczne znajdziecie w dziale Historia.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.