Karol Dębski w barwach SKK Siedlce przeciwko Legii - fot. LegiaLive!
REKLAMA

Karol Dębski: Mieliśmy najlepszy doping w kraju

Bodziach - Wiadomość archiwalna

Karol Dębski jest wychowankiem koszykarskiej Legii. W naszym klubie grał we wszystkich drużynach młodzieżowych, aż w końcu pod koniec 2002 roku awansował do pierwszej drużyny. "Załapał" się na ostatni sezon gry Legii w ekstraklasie i był z nią aż do... barażów o utrzymanie w II lidze. Dziś Dębski występuje w SKK Siedlce, ale z sentymentem wspomina lata gry w Legii oraz warszawskich kibiców. "Półtora tysiąca fanów na trybunach, wspaniały doping. Było tak jak dzisiaj, tylko 10 razy więcej ludzi" - mówi w rozmowie z LegiaLive!

Jesteś wychowankiem Legii. Powiedz jak zaczynała się Twoja przygoda z koszykówką? Kiedy trafiłeś do Legii?
Karol Dębski: Jestem wychowankiem Legii, trafiłem tu w piątej klasie szkoły podstawowej. Najpierw trenowałem przez pół roku u trenera Chabelskiego, a później u trenera Malinowskiego. Grałem w drużynie kadetów, juniorów, juniorów starszych. Później dołączyłem do zespołu ekstraklasy, następnie po spadku z ekstraklasy grałem w I lidze. Kolejny sezon spędziłem z Legią w II lidze, bo nie było pieniędzy na I ligę i po jednym sezonie w II lidze odszedłem do Polpaku, bo w Legii nie było żadnych perspektyw. Z tamtej drużyny praktycznie tylko ja, Grzesiek Malewski i Piotrek Nawrot nadal gramy w kosza.

Zanim trafiłeś do I drużyny Legii grałeś w juniorach. Wasz najlepszy wynik to piąte miejsce.
- Dwa razy zajęliśmy piąte miejsce z juniorami (rocznik 82). Za pierwszym razem turniej finałowy odbywał się na Legii [MP juniorów starszych w sezonie 2001/02 - przyp. B.], za drugim - w tym samym roku turniej odbywał się we Wrocławiu [juniorzy Legii zajęli 5. miejsce po wygranej z Sudetami Jelenia Góra 91-89 - przyp. B.]. Dwa lata później zajęliśmy szóste miejsce w Kwidzynie w Mistrzostwach Polski juniorów starszych [turniej w dniach 23-27 marca 2004 roku - przyp. B.].

Pamiętasz swój awans z juniorów do pierwszej drużyny Legii?
- Jeszcze jak trenerem Legii był Marek Jabłoński, w czasie ferii zimowych, przychodziliśmy na treningi pierwszego zespołu. Wtedy była przerwa, kiedy Amerykanie wyjechali do domu i aby uzupełnić skład trener wziął juniorów. To był jednak krótki okres. Dopiero w następnym sezonie, za trenera Gembala, po mistrzostwach Polski juniorów we Wrocławiu, dołączyłem razem z Grześkiem Malewskim, Kamilem Kozłowskim i Piotrkiem Otto do pierwszego zespołu. Piotrek Otto nie mógł wtedy grać, ze względu na kontuzję.

Pamiętasz swój debiut w Legii?
- Nie pamiętam już tak dobrze samego meczu, ale to prawdopodobnie było spotkanie z Notecią Inowrocław na Bemowie [faktycznie był to drugi mecz w Legii. Debiut miał miejsce 20 grudnia 2002 roku w meczu z Prokomem Trefl Sopot, przegranym 81-118 - przyp. B.].

Kiedyś Legia startowała w Mazovia Cup. Była szansa zagrać przeciwko zagranicznym drużynom.
- Pamiętam dobrze, że graliśmy wtedy w Pruszkowie, m.in. z Albą Berlin. To było już po moim debiucie w pierwszym zespole.

Do drużyny wchodziłeś razem z Grześkiem Malewskim. Długo trzymaliście się razem. Do dziś utrzymujecie kontakt?
- Pewnie. Cały czas mamy kontakt ze sobą. Grzesiek gra teraz w Pruszkowie. Przez kilka miesięcy byłem z nim w drużynie, ale później przeniosłem się do Siedlec.

Początkowo nie grałeś w Legii zbyt wiele...
- W pierwszym sezonie za trenera Jacka Gembala, kiedy byli jeszcze Amerykanie to nie graliśmy. Później, gdy zespół spadał z ekstraklasy, na dobre przebiliśmy się do składu.

Można powiedzieć, że problemy Legii były szansą do pokazania się dla młodych?
- Tak, to była dla nas szansa pokazania się. Część sezonu graliśmy juniorami. Z tych co grali już wcześniej w pierwszej drużynie zostali wówczas Kamil Sulima, Andrzej Sinielnikow, Bartosz Błaszczyk. Później doszli Dominik Czubek, Wojciech Leśniak i Tomek Lipiński.

W I lidze mieliście naprawdę niezłą pakę. Dlaczego osiągnęliście tak słaby wynik (ósme miejsce)?
- Miała być niezła paka, miały być pieniądze, ale ponownie pojawiły się kłopoty z wypłatami. Przez pierwsze 4 miesiące nie było w ogóle wypłat. Był wtedy jeden mecz, na który pojechaliśmy samymi juniorami - na wyjazdowy mecz z Albą Chorzów. I choć było nas sześciu, to mogliśmy się wykazać. Alba była wówczas na drugim miejscu w tabeli, czyli znacznie wyżej od nas, a przegraliśmy tamto spotkanie dopiero po dogrywce. Można powiedzieć, że ta drużyna rozpadła się także z tego samego powodu - braku pieniędzy. Po tym sezonie [2003/04 - przyp. B.] Legia właściwie się rozpadła i nie przystąpiła już do rozgrywek na zapleczu ekstraklasy. Od tego czasu wygląda to już tak samo do dzisiaj.

Starsi nie mieli do Was pretensji, że pojechaliście do Chorzowa? To miała być w końcu forma protestu.
- To była ich forma protestu. Zawodnicy pozałatwiali sobie różne zwolnienia. Nie mieli do nas pretensji, bo od razu było ustalone, że pojadą młodzi, żeby nie było walkowera. Andrzej Sinielnikow jeszcze przed wyjazdem pokazywał nam różne zagrywki.

Mimo tych kłopotów finansowych, wydaje się, że mogliście wtedy osiągnąć więcej?
- Mogliśmy, ale atmosfera spowodowana brakiem pieniędzy, była słaba. Były różne strajki - nie tylko ten mecz w Chorzowie. W meczu z Zastalem Zielona Góra, w ramach protestu, w pierwszej akcji w ogóle nie broniliśmy. Wyrzucono trenera Gembala, później przyszedł trener Łączyński, który ściągnął swoich zawodników. W drużynie nie było chemii. Do play-off weszliśmy dopiero z ósmego miejsca i trafiliśmy na bardzo mocny Turów Zgorzelec, który po prostu musiał awansować do ekstraklasy. Przegraliśmy z nimi 3-0.

W tamtym sezonie hala Legii przeżywała oblężenie. Pamiętasz te tłumy?
- Pewnie! Trybuny były pełne na każdym meczu. Półtora tysiąca fanów na trybunach, wspaniały doping... było tak jak dzisiaj, tylko 10 razy więcej ludzi [rozmawialiśmy po meczu Legia - SKK Siedlce]. Mieliśmy najlepszy doping w kraju. To było super uczucie.

Grałeś w wielu halach, w różnych ligach. Jak kibice Legii prezentują się na tle pozostałych?
- Myślę, że kibice Legii są najlepsi, lub jednymi z najlepszych w Polsce, w tym co robią. Pokazuje to choćby obecny sezon w II lidze. Nawet w tej klasie rozgrywkowej legioniści przychodzą i dopingują cały mecz. Zorganizowany doping w II lidze zdarza się naprawdę bardzo rzadko. A w ekstraklasie to już była bajka... Każda drużyna, która do nas przyjeżdżała obawiała się kibiców. Oni byli naszym szóstym zawodnikiem.

Którego zawodnika z czasów gry w ekstraklasie w Legii, uważasz za najlepszego jaki grał w naszym klubie?
- Zdecydowanie center Ron Draper, który świetnie grał z Jerrym Hesterem. Świetnie się uzupełniali. Jerry grał na dystansie, a Draper zbierał wszystko i dobijał spod kosza. To był bardzo dobry center.

W sezonie, który zaczęliście w II lidze, już broniliście się przed spadkiem na samo dno...
- Graliśmy wtedy głównie juniorami i zawodnikami młodszymi ode mnie. To wyglądało podobnie jak w sezonie obecnym. Nie było pieniędzy w klubie, a większość z nas musiała już zacząć zarabiać na swoje utrzymanie. Gorzej wtedy było z treningami, nie było aż takiego zaangażowania. Cudem utrzymaliśmy się w II lidze po barażach z Doralem Nysa Kłodzko.

W barażach graliście z nożem na gardle? Ty akurat w tych meczach nieźle punktowałeś (po 19).
- To prawda, przegrywając spadlibyśmy już najniżej jak się da. W samym sezonie najdziwniejsze było to, że wygrywaliśmy z zespołami, które były w czubie tabeli, a przegrywaliśmy z teoretycznie słabszymi. Najważniejsze, że się utrzymaliśmy. Najważniejsza była wygrana w wyjazdowym meczu barażowym. Rewanż na Bemowie był już tylko formalnością.

W derbach na AWF-ie z Polonią [14.01.2003] byłeś najlepszym legionistą, mimo że wysoko przegraliście (74-95). To najlepszy Twój występ w Legii?
- Tak, zdecydowanie to mój najlepszy występ w Legii. Trafiłem wtedy cztery trójki i bardzo miło wspominam ten mecz. To była już końcówka tej lepszej drużyny, bo w naszej kadrze byli jeszcze wszyscy zawodnicy.

Tamta drużyna chyba również mogła osiągnąć więcej, gdyby nie problemy z pieniędzmi?
- Z pewnością. Zawodnicy wówczas byli naprawdę bardzo dobrzy. Gdyby były pieniądze, to myślę, że gralibyśmy w play-offach - o zupełnie inne cele. Ale wtedy na treningach graliśmy w piłkę nożną...

Z Legii odszedłeś do Polpaku Świecie. Długo się zastanawiałeś?
- Myślałem, że to będzie dla mnie dobry krok. Rozmawiałem o tym dużo z rodziną, znajomymi. Nie odszedłem ze względów finansowych, bo nie zarabiałem tam dużych pieniędzy. Gdy tam odchodziłem, wiedziałem że nie będę tam grał tyle, ile grałem w Legii w II lidze. To jednak była ekstraklasa... Dostałem szansę od trenera Krutikowa. Chociaż może nie grałem zbyt dużo w Polpaku, to wiele się w tym czasie nauczyłem. Świetnie wspominam tamte czasy.

Z perspektywy czasu nie żałujesz tego wyjazdu? W Świeciu nie pograłeś zbyt wiele.
- Nie żałuję. No, może trochę, tego ostatniego, trzeciego sezonu. Miałem wtedy możliwość odejścia, ale zostałem. Ale sama decyzja o przenosinach do Świecia była na pewno dobra.

Jak odnajdowałeś się w małej miejscowości, po przeprowadzce ze stolicy?
- Obawiałem się trochę tej przeprowadzki, bo był to pierwszy rok poza domem. Zostałem jednak bardzo dobrze przyjęty, szczególnie przez Krzysztofa Szubargę i Rafała Franka. Oni wzięli mnie pod swoje skrzydła i czułem się bardzo dobrze. Miałem u nich wsparcie w każdym momencie.

Później przeniosłeś się do Pruszkowa, ale nie zagrzałeś tam miejsca. Dlaczego tylko pół roku spędziłeś w Zniczu?
- Po trzech latach spędzonych w Polpaku przeniosłem się, żeby grać zdecydowanie więcej. Początkowo obiecywano mi, że będę dostawał szansę, by grać dłużej. Jednak po jednym, czy dwóch nieudanych turniejach trener powiedział, że nie będę grał. Do tego wtedy musieli być w składzie młodzieżowcy, a że akurat jeden z nich był na mojej pozycji, to odszedłem wkrótce z drużyny. Nie interesowało mnie granie po 8 minut w meczu.

Dlaczego przeniosłeś się do Siedlec?
- Po tym jak rozwiązałem umowę ze Zniczem, zadzwoniłem do Marcina Ciszewskiego. Powiedział, że w Siedlcach budują mocną drużynę - jest dobra atmosfera, organizacja i pieniądze. I SKK potrzebował wtedy wysokiego zawodnika, żeby się utrzymać w lidze, bo w zespole byli wtedy sami zawodnicy, którzy wywalczyli awans z III ligi. W dwa dni podjąłem decyzję o przenosinach i bardzo się z tego cieszę.

Nie uważasz, że II liga to poziom za niski na Twoje umiejętności?
- W tamtym momencie nie miałem za bardzo wyboru, bo było już na tyle późno, że zespoły I-ligowe miały pozamykane składy. Do ekstraklasy nie chciałem natomiast odchodzić, bo wiedziałem, że i tak nie dostałbym szansy na grę. Chciałem się wtedy odbudować, po trzech latach, w których grałem mniej. W tym sezonie zostałem w Siedlcach, bo cele drużyny zmieniły się diametralnie - mamy walczyć o I ligę. Atmosfera jest super, są pieniądze i wszystko jest w porządku. Może faktycznie druga liga to trochę nisko, ale wierzę, że awansujemy w tym sezonie.

Jak oceniasz Wasze szanse na awans? Najpoważniejszych przeciwnikiem będzie chyba Astoria?
- Chyba tak. W Bydgoszczy przegraliśmy jednym punktem, ale myślę że jest to drużyna w naszym zasięgu. Sezon jest jeszcze długi, ale myślę, że nie będziemy mieli problemów z awansem do play-off, a tam to wszystko jest możliwe. Na pewno będziemy się bili o awans.

Jak oceniasz Legię na tle innych drugoligowców? W trakcie sezonu w klubie mówiono, że powalczymy o czołowe lokaty.
- To jest niezły żart, jeśli prezes mówi, że klub może zająć trzecie miejsce. Myślę, że Legia zajmuje miejsce adekwatne do swojej gry. Wydaje mi się, że wyżej już w tabeli nie będzie, bo nie ma ku temu żadnych podstaw. Może personalnie Legia wygląda dobrze, ale wiemy jaka jest otoczka wokół niej i to jest przykre, że klub w którym się wychowałem zajmuje tak niskie miejsce i dzieje się w nim tak źle.

Czy jest szansa, że kiedyś jeszcze zagrasz w Legii? Może na zakończenie kariery?
- Na pewno chciałbym jeszcze kiedyś zagrać w Legii, ale w tym momencie jest to mało realne. To co się tu dzieje jest po prostu przykre. Uczestniczyłem w tym praktycznie przez 3 lata i na razie nie chcę wracać do takiej 'organizacji'. Choć nie ukrywam, że bardzo bym chciał grać w Legii, kiedy tylko wszystko będzie odpowiednio poukładane.

Interesujesz się losami swoich byłych zespołów? Polpak podobnie jak Legia, z ekstraklasy wylądował na dnie...
- To była specyficzna drużyna, która była sponsorowana przez jednego sponsora, pana Medeńskiego. Gdy powiedział dość, po prostu drużyna upadła. W małym miasteczku nie ma szans na utrzymanie tak dużej drużyny. Pan Medeński wykładał rocznie ponad 3 miliony złotych rocznie na klub. To ogromne koszty i miasto nie było w stanie tego udźwignąć. Dlatego musieli zaczynać od III ligi.

Jak organizacyjnie wygląda SKK Siedlce? Niczego Wam nie brakuje?
- Niczego nam nie brakuje. Jak na II ligę klub jest zorganizowany bardzo dobrze. Może jedynie mamy za mało treningów, bo część zawodników mieszka w Warszawie. Mamy jednak całe zaplecze. Gdy potrzebujemy lekarza to go mamy. Podobnie z odnową biologiczną. Pieniądze są na czas. Na naszych meczach zawsze jest pełna hala, miasto tym żyje.

Po awansie zostaniesz w Siedlcach?
- Na razie za wcześnie by o tym mówić. Czas pokaże... Na razie jednak awansujmy, a potem będziemy się zastanawiać.

Wspominacie może z byłymi legionistami Wasze dawne występy w Legii?
- Bardzo często je wspominamy z Kamilem Sulimą. Właściwie na każdym treningu przypominamy sobie jakąś akcję, albo historię z szatni. Trochę żal, że teraz dzieje się tu tak źle... Każdy z nas na pewno chciałby kiedyś grać w Legii. Tutaj się wychowaliśmy.

Co wspominasz najmilej?
- Najmilej wspominam mecz Legii z Polonią na AWF-ie, bo to mój najlepszy występ. Miło wspominam także moją drużynę juniorską - to były moje najlepsze lata w Legii. Tutaj, u trenera Malinowskiego wszystkiego się nauczyłem. Cały czas mam kontakt z chłopakami z tamtej drużyny. Właśnie nie ekstraklasa, I, czy II ligę wspominam najmilej, a występy w zespole juniorów.

Legia nie płaci zawodnikom, bo ponoć na tym poziomie rozgrywek koszykarze powinni grać za darmo. Jak Ty to widzisz, z perspektywy klubu, w którym płaci się koszykarzom?
- Moim zdaniem to kiepskie podejście, skoro większość klubów II-ligowych płaci zawodnikom za grę. Jest wielu dobrych zawodników, którzy z dnia na dzień przenieśliby się do Legii, gdyby na przykład klub był w stanie płacić im 400 złotych.

Rozmawiał Bodziach

Imię i nazwisko: Karol Dębski
Pozycja: skrzydłowy
Wzrost: 200 cm
Data urodzenia: 11.02.1984

Kluby:
1997 - 2004/05 Legia Warszawa
2005/06 - 2007/08 Polpak Świecie
2008 - Znicz Pruszków
2008/09 - 2009/10 - SKK Siedlce

Liczba meczów w Legii (łącznie): 60
Mecze w Legii w ekstraklasie: 16
Mecze w Legii w I lidze: 14
Mecze w Legii w II lidze: 30




Karol Dębski za czasów gry w Legii - fot. LegiaLive!


Karol Dębski i Kamil Sulima w barwach SKK Siedlce - fot. Ruda
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.