Marcin Burkhardt będzie miał teraz okazję wystąpić przeciw Legii - fot. LegiaLive!
REKLAMA

Grali w Legii: Marcin Burkhardt

Fumen - Wiadomość archiwalna

Przez 2,5 roku zdobył z Legią mistrzostwo oraz Puchar Polski. Kiedy przegrał rywalizację o miejsce w składzie z Piotrem Gizą, zdecydował się na wyjazd do Szwecji. Krainę "Trzech koron" zamienił na ukraińskie klimaty, po czym wylądował w Białymstoku. W poniedziałek Marcin Burkhardt po raz pierwszy, od czasu opuszczenia Łazienkowskiej, będzie miał okazję zagrać przeciwko swej byłej drużynie.

Debiut przed 18-tką
Urodzony w Elblągu zawodnik naukę piłkarskiego rzemiosła pobierał w Olimpii Poznań, z przerwą na lokalny SKS 13. Gdy "Bury" stanął przed wyborem kolejnego klubu, zdecydował się na Amikę, gdzie jak twierdził, miał najlepsze warunki do rozwoju. W efekcie tuż przed 18. urodzinami zadebiutował w ekstraklasie, jako piłkarz wronieckiego zespołu. Uchodząc za utalentowanego pomocnika, przed którym prawdziwa kariera stoi otworem, należał do podstawowych graczy klubu z Wielkopolski. Dobra gra w Amice zaprocentowała powołaniem do reprezentacji Polski, w której Burkhardt wystąpił w 10 spotkaniach.

650 tysięcy euro za "Burego"
Piłkarski rozwój Burkhardta regularnie był hamowany przez wydarzenia pozaboiskowe. Popadł w konflikt z trenerem Stefanem Majewskim. Został przyłapany z puszką piwa podczas jednego ze zgrupowań Amiki. Konsekwencją było przesunięcie do rezerw. Z tej okazji skorzystała Legia, która zdecydowała się najpierw na wypożyczenie zawodnika, a następnie na transfer definitywny. W zespole prowadzonym przez Dariusza Wdowczyka "Bury" należał do podstawowych graczy. Potrafił ładnym podaniem uruchomić kolegów z ataku, a gdy była potrzeba, samemu przechylić szalę zwycięstwa. W pamięci kibiców szczególnie zapadła bramka zdobyta w wyjazdowym meczu z Odrą Wodzisław. Wkrótce "Burinho", jak został okrzyknięty przez kolegów, sięgnął z Legią po mistrzowski tytuł, zapewniając sobie transfer definitywny na Łazienkowską. Do Wronek powędrowało 650 tysięcy euro.

Za młody na szachy
Jednak mylił się ten, który sądził, że forma i umiejętności Marcina Burkhardta będą cały czas zwyżkowały. W prasie równie często jak o jego grze, zaczęto pisać o wyczynach bankietowych. W mediach szybko zostało wykreowane trio Burkhardt – Surma – Włodarczyk, które rządziło nie tylko na murawie, ale i grało pierwsze skrzypce podczas nieformalnych spotkań. "Urodziłem się takim samym człowiekiem, jak każdy inny. Momentami to żenujące, że pójdzie się cztery razy do lokalu i już zrobią z ciebie imprezowicza. To staje się po prostu śmieszne. Nie zaprzeczę, że w pewnym stopniu bardziej medialnym od innych, ale czasami też potrzebuję się odstresować i odreagować. Może kiedyś będę to robił grając w szachy. Dziś jestem jednak na to jeszcze za młody" – mówił wówczas Marcin Burkhardt, odpowiadając na pytanie czy tworzył w Legii "grupę bankietową".

Gorszy od Gizy
Jednak wracając do aspektów piłkarskich "Burego" - w kolejnym sezonie, kiedy już stał się legionistą pełną gębą, nie wiodło mu się już tak dobrze. Dobre występy przeplatał gorszymi, na domiar złego w maju 2007 roku doznał kontuzji, która wykluczyła go z gry do końca sezonu. Wkrótce z warszawskim zespołem pożegnał się Dariusz Wdowczyk, który lubił stawiać na kreatywnego piłkarza. Nieco inną wizję miał następca "Wdowca". Jan Urban równie często jak w lidze, stawiał na Burkhardta w mało prestiżowym Pucharze Ekstraklasy. Takiej sytuacji nie mógł znieść sam zainteresowany, który usłyszał od sztabu szkoleniowego, iż przegrał rywalizację o miejsce w składzie z Piotrem Gizą. W efekcie rozpoczęły się transferowe spekulacje. Choć był bliski przejścia do ŁKS-u Łódź, ostatecznie zdecydował się ruszyć na północ. Wybór padł na szwedzki IFK Norrköping. Żegnając się z Łazienkowską stwierdził: "Te 2,5 roku można zapisać na mały plus. Wiadomo, że różnie bywało. Początek miałem dobry, później przytrafiły się kontuzje i przez to rzadziej pojawiałem się na boisku. Aczkolwiek cieszę się, że mogłem w takich, a nie innych nastrojach pożegnać się ze wszystkimi. Trener ma swoją wizję budowania zespołu i inaczej to widzi. Ja to rozumiem i musiałem się z tym pogodzić. Znalazłem takie, a nie inne rozwiązanie. Aczkolwiek nie narzekam. Cieszę się, że jadę do Szwecji. Wiążę z tym transferem duże nadzieje i głęboko wierzę w to, co sobie założyłem." Natomiast Legia już bez "Burego" sięgnęła po Puchar Polski. Dorobek Burkhardta przy Łazienkowskiej to 74 mecze i 10 bramek.

Dwa lata w Norrköping i powrót do Polski
Marcin Burkhardt zaraz po zmianie barw klubowych, choć stał się podstawowym graczem, to furory nie robił. Na domiar złego ponownie dały znać o sobie drobne urazy. Tym samym "Bury" nie miał okazji pomóc swej ekipie uniknąć spadku ze szwedzkiej ekstraklasy. Jednak perspektywa gry w II lidze wcale nie przeszkadzała byłemu piłkarzowi Legii. Tym bardziej, iż wokół polskiego pomocnika miała być budowana drużyna, która miała za zadanie wywalczyć powrót do elity. Planu nie udało się zrealizować. Natomiast sam zainteresowany zdecydował się na zmianę klimatu. W sierpniu 2009 roku podpisał 3-letni kontrakt z Metalistem Charków. W barwach ukraińskiego klubu zdążył zagrać zaledwie siedmiokrotnie, po czym po piłkarza zgłosiła się Jagiellonia Białystok. Działacze szybko doszli do porozumienia i od marca "Bury" regularnie pojawia się na murawie w stroju "Jagi".

Można się spodziewać, iż w poniedziałek Marcin Bukrhardt wybiegnie na boisko przy Łazienkowskiej. "Do Warszawy jedziemy po trzy punkty. Gramy o utrzymanie, więc w każdym spotkaniu trzeba dać z siebie wszystko" – zapowiada "Bury".





Marcin Burkhardt - fot. LegiaLive!
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.