Ostatnia oprawa NS - zgodowa choreografia na meczu Wisła Płock - Pogoń - fot. Hagi
REKLAMA

Nieznani Sprawcy: Od początku wejścia ITI, byliśmy traktowani jako potencjalne zło

Bodziach - Wiadomość archiwalna

Nieznani Sprawcy od dłuższego czasu nie prezentowali na trybunach żadnej oprawy. Przedstawiciele grupy NS w rozmowie z LegiaLive! wyjaśniają dlaczego obecnie ultrasi nie przychodzą na stadion. "To w Kopenhadze nastąpił kres współpracy z Klubem, a nie jak stara się wmówić wszystkim obecny prezes Kosmala, z powodu zachowania kibiców na meczu z Ruchem 31. października 2009" - mówi w rozmowie z LL! legijna grupa ultras. Zachęcamy do lektury.

Coraz ciszej o grupie Nieznani Sprawcy. Czyżbyście zawiesili działalność?
Nieznani Sprawcy: Nie zawiesiliśmy działalności. Nadal staramy się podróżować za Legią, a także wspierać przyjaciół. Dlatego cały czas zachęcamy wszystkich kibiców Legii do jeżdżenia na mecze zaprzyjaźnionych drużyn. Jednak obecnie nie możemy robić tego co najbardziej kochamy, czyli opraw.

Pamiętacie jeszcze kiedy ostatni raz zaprezentowaliście oprawę?
- Wspólnie z grupą ultrasów z Pogoni Szczecin-Młode Wilki zaprezentowaliśmy oprawę w Płocku. Na stadion Legii ostatni raz mogliśmy wnieść oprawę w zeszłym sezonie na mecz z Ruchem Chorzów. Później nasze sektorówki, flagi i bębny, zdaniem klubu, stały się nielegalne.

Od czasu "Przyłapani na dopingu" na meczu z Ruchem nie było na Łazienkowskiej oprawy, która zrobiłaby furorę w Polsce. Dlaczego?
- Klub wydał komunikat, że na meczach Legii zabronione są sektorówki. Oczywiście mimo tego staraliśmy się zaprezentować oprawę w Warszawie w innej formie. Niestety prawie od początku tego sezonu nie byliśmy wpuszczani z flagami na mecze. Klub wycofał się ze wszelkich ustaleń, nad którymi pracowaliśmy przez kilka miesięcy.

Na początku obecnego sezonu wydawało się, że wszystko będzie dobrze... Był‚ doping, Wy również raz na jakiś czas prezentowaliście flagi itp. Czy mieliście wtedy jakąś umowę z klubem na piśmie odnośnie - co możecie, czego nie, kiedy musicie wnosić elementy oprawy itd.?
- Umowa była przygotowana we współpracy z prawnikami i praktycznie gotowa do podpisu. Klub tej umowy nie podpisał, a potem wycofał się z ustaleń, które sam wcześniej zaakceptował.

Jak wyglądała współpraca z klubem w tym okresie, czyli do meczu z Ruchem 31. października 2009?
- Cofnijmy się do meczu w Kopenhadze. To wówczas Klub dosłownie wypiął się na własnych kibiców. Kilka dni przed meczem z Broendby, do Danii przybyła kilkuosobowa delegacja KP Legia. Członkowie tej delegacji oświadczyli Duńczykom, że kibice Legii, którzy przybędą na mecz bez tzw. voucherów to stadionowi bandyci z zakazami stadionowymi. Stąd zakaz sprzedaży biletów Polakom w Kopenhadze i agresywne zachowanie policji. Ponadto dyrektor ds. bezpieczeństwa Bogusław Błędowski oznajmił zebranym pod bramą ludziom, że cytując:
„Kibice Legii nie są Klubowi potrzebni”. Z tego powodu fani, którzy podróżowali do Kopenhagi z różnych zakątków Polski i Europy, a nie mogli nabyć voucherów w Warszawie zostali potraktowani jak bandyci. Nikt z Zarządu nie przejął się losem niesłusznie zatrzymanych, podobnie zresztą jak przy okazji słynnej akcji „Widelec”. To w Kopenhadze nastąpił kres współpracy z Klubem, a nie jak stara się wmówić wszystkim obecny prezes Kosmala, z powodu zachowania kibiców na meczu z Ruchem 31. października 2009.

Czy zatem do meczu z Broendby współpraca z KP Legia układała się pomyślnie?
- Ustalenia to jedno, a mało eleganckie zachowanie Błędowskiego to drugie. Wielokrotnie mieliśmy utrudnione wejście na stadion, a Błędowski starał się pokazać, że nam nie ufa. Jednak nie tylko naszą pracę utrudniał szef bezpieczeństwa, ale także pracownikom firm cateringowych, sanitariuszom pogotowia oraz ekipie Canal+. Nie byliśmy jedyni, więc nie narzekaliśmy. Najważniejsze dla nas było stworzenie dobrej atmosfery, to w miarę możliwości się udawało. Doping legionistów przecież pomógł chociażby w meczu z ŁKSem, kiedy w ostatnich minutach piłka dosłownie sama wpadła do bramki… no może trochę też pomógł łódzki obrońca (śmiech), ale radość po zwycięskim golu dla Legii była niezapomniana!

Czy porozumienie obu stron, do którego może wkrótce dojść (sądząc po ostatnich wydarzeniach) będzie jednoznaczne z tym, że wrócą prezentowane przez Was oprawy?
- Należy podkreślić, że do rozmów doszło w dużej mierze dzięki władzom miasta St. Warszawa, które wyłożyły pieniądze na nowy stadion. Klub musi w końcu wyrazić wolę współpracy z kibicami, a do tej pory tego nie robił. Na każdym kroku pojawiają się dyskredytujące kibiców i SKLW klubowe komunikaty. Nawet teraz Jarosław Ostrowski określa protesty kibiców mianem szantażu. Kibice mają pełne prawo do wyrażania swoich poglądów z czym zresztą zgadzają się władze miasta czy niezawisły sąd przy okazji sprawy tzw. „tortowego terrorysty”.

Ale członkowie Zarządu mówią, że nie chcą jedynie wulgaryzmów na nowym stadionie.
- Kiedy był doping wulgaryzmy ograniczone były do minimum, nie było szyderczych okrzyków w stronę piłkarzy, a obraźliwe piosenki kibiców gości były zagłuszane. Słowa prezesów oczywiście pięknie brzmią, ale brak w tym rozumowaniu spójności. Do dziś Klub nie poradził sobie z obraźliwymi gestami piłkarzy w stronę własnych kibiców i odwrotnie. Można się tylko zastanowić co będzie, jeśli przy braku atmosfery na stadionie Legii pojawią się kibice Lecha, Widzewa czy Wisły. Jak Klub poradzi sobie z przyjezdnymi śpiewającymi często wulgarne piosenki o Legii? Sektor gości zostanie zamknięty? Klub twierdzi, że nie akceptuje jedynie wulgaryzmów w zorganizowanej formie. To jednak kolejna niespójność, bo w wywiadzie udzielonym kilka dni temu przez Jarosława Ostrowskiego mogliśmy dowiedzieć się, że naganne są również słowa, którymi motywujemy się do dopingu, a mianowicie wyrażenie „rusz dupę”. To zadziwiające oburzenie, bowiem z loży VIP zdecydowanie bliżej do ławki trenerskiej, gdzie nie takimi słowami chętnie operował trener Urban motywując piłkarzy do lepszej gry. Tym bardziej, że w ostatnich latach były to zazwyczaj jedyne głośne okrzyki na Łazienkowskiej. Można również przypomnieć sobie konferencje prasową po meczu ze Śląskiem z przed półtora miesiąca, kiedy to trener Wrocławian wypytywał retorycznie czy wszyscy piłkarze Legii… „ruszają dupę”. Jeśli więc takie słowa tolerowane są publicznie przed dziesiątkami kamer, mikrofonów i dziennikarzy to tym bardziej nie powinno dziwić, że używane są wśród znajomych zgromadzonych na jednej trybunie.

Teraz nie ma zorganizowanego dopingu, a na atmosferę przy Łazienkowskiej narzekają sami piłkarze. Jak długo zamierzacie prowadzić taką formę protestu?
- Wiele się mówi, że taki klimat meczów w Warszawie nie sprzyja przede wszystkim piłkarzom. Jednak to my, kibice Legii stworzyliśmy tą atmosferę, za którą teraz wszyscy tęsknią. M. in. nasza grupa była odpowiedzialna za organizację dopingu. Poświęcaliśmy swój czas i energię, to była nasza, wolna wola, robiliśmy to z miłości do Legii. Nie jest tak, że nagle się od Legii odwróciliśmy, ale dziś jako Nieznani Sprawcy nie mamy fizycznie możliwości robić tego co dawniej. Klub żąda od nas dopingu, ale nie akceptuje nas samych. My byliśmy odpowiedzialni za organizację dopingu, obecnie to Klub jest odpowiedzialny za jego brak.

Co przez to rozumiecie?
- Dwukrotnie, wspólnie z SKLW, zgodziliśmy się na porozumienie z Klubem i dwukrotnie nasza grupa na tym ucierpiała. Rekordziści w grupie mają nawet do 3 zakazów stadionowych na koncie. W tym roku jednemu z członków kończy się ostatni zakaz wydany za czasów Stefana Dziewulskiego. Prawdopodobnie z tego powodu znów uderzono w grupę NS. Klub w ostatnich miesiącach za wysiłek włożony w oprawy nagrodził członków grupy wielotysięcznymi karami - m. in. karą 6 tysięcy złotych za mecz z maja… 2008 roku, kiedy na płocie wywieszono transparent „Stop Katom w niebieskich mundurach”. Dla Klubu jesteśmy rozpoznawalni, więc za byle wykroczenie jesteśmy karani bezpośrednio. Dlatego obecnie nie przychodzimy na mecze przy Łazienkowskiej, gdyż może się to skończyć zakazem stadionowym pod byle pretekstem. Jak widać, nie ma zatem opraw ani dopingu, jest tylko chora atmosfera, której już wszyscy mają dość.

Klub wraca do herbu z 1957r. Wierzycie w porozumienie pomiędzy klubem a SKLW? Jakie są na to szanse?
- Ciężko wyrokować jakie są szanse, ale chcemy w to wierzyć. Należy podkreślić, że nie tylko oprawy są istotne dla zawarcia porozumienia walczymy również o odpowiednie ceny biletów, jasne zasady wydawania zakazów oraz o zwyczajną wolność słowa. Klub po prostu musiał wrócić do herbu z roku 1957. Obecnie Legia wciąż posługuje się zwyczajną podróbką, a wiadomo, że podróbek nie należy kupować. Czarna trumna to nie jest historyczny herb, z którym kibice Legii mogliby się identyfikować. Dlatego niezrozumiałe było czemu właściciel posiadając pełnię praw do czerwono-biało-zielonej tarczy z eLką nie chciał z niego korzystać.

Niedawno w wywiadzie, członek Zarządu KP Legia, Jarosław Ostrowski stwierdził, że kibice chcą przychodzić przede wszystkim na mecz, a nie na równoległe show na trybunach. Zgadzacie się z tą opinią?
- Jeszcze do niedawna działacze twierdzili, że oprócz meczu ważne są różne inne czynniki, które przyciągną kibiców na mecz. Pragnęli, by kibice spędzali na stadionie czas nie tylko z powodu meczu piłkarskiego. Ostrowski po prostu pokazuje pewną obojętność dla pracy kibiców i ich wkładu w budowanie mody na Legię. Jeszcze kilka lat temu trybuny zapełniały się przy okazji meczów z Odrą Wodzisław, gdy pojawiało się kilka opraw w meczu. Dziś jest problem z zapełnieniem jednej trybuny. Przygotowanie oprawy trwa wiele godzin, a nawet dni. Czasem zarywaliśmy noce, szkołę czy sprawy rodzinne kosztem Legii. Tymczasem przychodziliśmy kilka godzin przed meczem i szef bezpieczeństwa trzyma nas pod bramą na deszczu doszukując się na sektorówce zbyt dużej ilości białego materiału. Od początku wejścia grupy ITI nie byliśmy traktowani jak partnerzy, ale jako potencjalne zło. Nie było wdzięczności ze strony Klubu za przyciągnięcie ludzi na trybuny, lecz zakazy stadionowe. Owszem, kibice przychodzą zobaczyć mecz piłkarski, ale potrzebują również emocji. My te emocje zapewnialiśmy. Oprawy, doping i bramki sprawiały, że kibice nie pamiętali, że przez 3/4 meczu była kopanina i wynik 0-0, lecz to, że były emocje. Pragniemy, aby Klub zaczął traktować wszystkich kibiców z odpowiednim szacunkiem, żeby fani nie bali się przyjść na mecz, bo mogą dostać zakaz za... opuszczenie swojego miejsca.

Na ostatnich meczach przy Łazienkowskiej pojawiały się różne transparenty, to Wasze produkcje?
- Nie są to nasze produkcje. Wiemy, że transparenty są przygotowywane przez współpracowników Klubu, którzy próbują imitować zachowania kibiców.

Czy macie już jakieś pomysły na oprawy meczów na nowym stadionie?
- Oczywiście tych pomysłów jest wiele i naszym marzeniem jest to, abyśmy znów mogli prezentować oprawy. Zwłaszcza, że nowy stadion daje wiele nowych możliwości, jesteśmy pewni, że znów nasze oprawy będą znakiem firmowym fanów Legii w Europie. Zawsze największą satysfakcję sprawiało nam, gdy wszyscy kibice Legii traktowali oprawy jako wspólne dobro, coś z czym sami się identyfikowali. Bez pomocy pozostałych kibiców warszawskiej drużyny wiele opraw nie mogłoby być zaprezentowanych. To kibice zawsze wpierali nas finansowo, z szacunkiem odnosili się do naszej pracy i często przy niej pomagali. Bez tej współpracy niemożliwe byłoby stworzenie kartoniady, rozwinięcie sektorówki czy zawieszenie transparentu. Czuliśmy, że oprawy i wspólny doping tworzą pewną jedność, jedność, której nie można stworzyć wynajmując jakąś firmę eventową.

Dziękujemy za wywiad.
- Również dziękujemy i życzymy wszystkim kibicom Legii dużo wiary! A także zachęcamy już teraz, aby 22. maja wspierać Pogoń na finale Pucharu Polski w Bydgoszczy!

Rozmawiał Bodziach

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.