Legioniści mieli sporo pretensji do decyzji sędziego Marczyszyna w sobotnim meczu - fot. Bodziach
REKLAMA

Sędziowie w III lidze... mogą wszystko

Bodziach - Wiadomość archiwalna

Nasi koszykarze mają za sobą dwa przegrane spotkania w fazie strefowej. Oba były diametralnie różne - w Białymstoku nasz zespół nie pokazał nic i zasłużenie przegrał bardzo wysoko, natomiast w spotkaniu z Rosą przeciwstawiając się rywalowi, Legia miała do samego końca szanse na wygraną. To co łączy oba mecze to tragicznie niski poziom sędziowania. Niestety sędziowie na tym szczeblu rozgrywek, zgodnie z tekstem popowej piosenki "mogą wszystko".

Dlaczego tak się dzieje? Po prostu na meczach III ligi nie ma żadnej weryfikacji pracy sędziów. Ich decyzje są wiążące i niepodważalne... bo niby kto je zakwestionuje? Sędziowie tak naprawdę mogą na boisku robić co chcą i nikt nie będzie w stanie ich usunąć, bo na spotkania nie przychodzą ich przełożeni, którzy mogliby podjąć decyzję o ukaraniu, czy dyskwalifikacji sędziego.

Aby obniżyć koszty, postanowiono, że mecze sędziować będą arbitrzy z danego regionu. Dlatego mecz Biatrans - Legia prowadzili sędziowie z Białegostoku, zaś mecz Legia - Rosa, z Warszawy. O ile w przypadku spotkań pierwszej rundy, takie rozwiązanie, spowodowane oszczędnościami Związku, można jeszcze jakoś zrozumieć (zazwyczaj grają dwa zespoły z jednego miasta), to w przypadku meczów fazy strefowej, jest to kompletnym nieporozumieniem.

Andrzej Malinowski i Jakub Kurcewicz, którzy prowadzili mecz naszego zespołu w Białymstoku na tyle gubili się na parkiecie, że czasem musiał im podpowiadać trener gospodarzy, Tomasz Kujawa... który gdy sędziowie nie wiedzieli komu należy się piłka, pokazywał uczciwie, że piłka należy się Legii. "Dziś starałem się bardzo spokojnie reagować na to, co wyczyniali panowie sędziowie... u nas w okręgu lepiej sędziuje się dzieciom; może to i lepiej. Tak się zastanawiam, czy nie ma lepszych sędziów w Białymstoku?" - mówił po meczu Robert Chabelski.

Wydawało się, że gorzej niż w Białymstoku nie da się prowadzić meczów. Jakby zaprzeczyć temu chciał Wojciech Marczyszyn, jako główny prowadzący mecz Legia - Rosa. Pomagał mu Michał Gąsiński, co do którego raczej nie można mieć pretensji. Prawie wszystkie kontrowersyjne decyzje podejmował główny. Niestety to co wyprawiał Marczyszyn (zresztą pod jego adresem pretensje pojawiły się nie po raz pierwszy) woła o pomstę do nieba. Legionistom nie zaliczono punktów, po akcjach, w których byli faulowani i trafiali do kosza. Raz piłka odbita od tablicy opadała już do kosza Rosy, po czym została zbita przez jednego z zawodników gospodarzy, a Marczyszyn nakazał grać dalej, nie zaliczając należnych Legii punktów. Jeszcze gorzej sędzia główny radził sobie przy faulach, często podejmując decyzję "na czuja", do czego sam w jednym z przypadków się przyznał. Szkoda, że był to jeden z decydujących momentów spotkania, a Marczyszyn nie widząc zajścia, bez zastanowienia odgwizdał faul ofensywny Legii.

"Podczas meczu z Rosą zwłaszcza jeden z sędziów wyrządził nam dużą krzywdę. Z jednej strony nie odgwizdywał fauli na naszą korzyść, gdy zawodnicy z Radomia nas przytrzymywali, nie pozwalali się uwolnić i zachowywali się nie fair, a z drugiej strony przy podwajaniu dyktował kontrowersyjne faule przeciwko nam" - mówił Piotr Nawrot. Negatywnie o pracy sędziów wypowiadali się także pozostali legioniści wraz ze sztabem szkoleniowym Legii. Dość powiedzieć, że kolejna z rzędu nieprawidłowa decyzja sędziego w sobotnim meczu była przyczyną kontuzji naszego trenera, który wbiegając na parkiet doznał urazu.

Nie chodzi nam bynajmniej o to, że Legia oba mecze przegrała przez sędziów. Warto jednak zastanowić się, czy gra prowadzona przez tak niekompetentnych arbitrów ma w ogóle sens?



Sędziowie w Białymstoku: Andrzej Malinowski i Jakub Kurcewicz - fot. Gacek
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.