Bramki wejściowe na stadion - fot. Bodziach
REKLAMA

Felieton: Bezpieczeństwo w tłoku

Qbas - Wiadomość archiwalna

Wiosną mieliśmy dwa mecze przy Łazienkowskiej i dwa skandale przy wejściu na stadion. W dniu meczu z Polonią ponad pół godziny trzeba było odstać w kolejce do bramek wejściowych, i to mimo wcześniejszego przybycia na Łazienkowską. Podobnie rzecz się miała przed spotkaniem ze Śląskiem. W obu przypadkach legioniści próbujący dostać się na "Żyletę" stali wściekli, w ogromnym ścisku, bezradnie przesuwając się w żółwim tempie.
Wiadomo, wejście jest tylko z jednej strony, a więc zrozumiałym jest, że jego przepustowość jest mocno ograniczona. Nieporozumieniem jednak są metody pracy służby porządkowej.

Zacznijmy od tego, że pracownicy służby porządkowej na Legii przeszukują wszystkich, choć nie jest to ich bezwzględny obowiązek ustawowy. W ustawie o bezpieczeństwie imprez masowych jest mowa o prawie do "zrewidowania" uczestników imprezy, gdy zachodzi podejrzenie, że mają oni przy sobie materiały niebezpieczne, których wniesienia prawo zabrania. Tymczasem na bramkach "trzepani" są wszyscy: nastolatki, matki z dziećmi czy starsi panowie, i nie dotyczy to jedynie "Żylety". Nadgorliwość służby porządkowej na Legii wynika z decyzji ich szefów, którzy dla świętego spokoju wolą sprawdzić każdego. Tak na wszelki wypadek. Wszyscy więc jesteśmy podejrzani, a tym samym przeszukiwani, co oczywiście wydłuża czas wejścia na stadion. To pierwszy powód, przez który tworzą się zatory.

Do tego dochodzi sposób kontroli. Panie i panowie w żółtych kubraczkach czekają na nas już jakieś 2 metry za kołowrotkami. Aby mogli poradzić sobie ze swoimi obowiązkami, muszą spowolnić przepływ ludzi przez bramki wejściowe. Wpuszcza się po 5 osób przez jedną furtkę i następuje blokada.
W tej sytuacji, psu na budę zdaje się być wysoka przepustowość poszczególnych bramek, wynosząca teoretycznie około 1000 osób na godzinę (na wszystkich bramkach na Żyletę daje to łącznie ok. 10 tys. osób), którą latem zeszłego roku chwalił się klub. W praktyce, przez wszystkie furtki na "Żyletę" wchodzi ze 30 osób i stop. Dopiero po upływie około minuty ruch jest wznawiany, zatem nie ma mowy o jego płynności.
Wydaje się, że wiąże się to z liczbą pracowników służby porządkowej. Tych przy wejściu jest po prostu za mało, więc gdyby pozostawili więcej przestrzeni, nie byliby w stanie "zrewidować" wszystkich. A warto ponownie podkreślić, że nie jest to ich obowiązek ustawowy. Kto jak kto, ale akurat Bogusław Błędowski powinien wiedzieć, że takie metody pracy służby porządkowej wzbudzają frustrację i agresję w tłumie. Stąd już tylko krok do niebezpiecznych zachowań.

Jasne, był czas, że do korków przy bramkach zdążyliśmy przywyknąć. Dobrze pamiętamy warunki, w jakich wchodziło się często na starą "Żyletę" i na szczęście nigdy nie doszło do tragedii. Właściwie więc nie powinniśmy narzekać – kibol wszystko zniesie w ramach poświęceń dla swojego zespołu. Kłopot w tym, że kibic, od którego – jak słusznie zauważył wiceprezes Leszek Miklas – w dużym stopniu zależy budżet klubu, płaci (niemało) i wymaga (coraz więcej). Długo czekaliśmy na możliwość oglądania meczów w warunkach nieurągających człowieczeństwu. Miało być nowocześnie, bezpiecznie i po europejsku. Dostaliśmy w końcu piękny stadion, ułatwienia związane z nabywaniem biletów i szeroką ofertę cateringową. Niestety, nowa jakość przerosła możliwości niektórych umysłów z Łazienkowskiej i nie dotyczy to jedynie sposobu kontroli przed wejściem na "Żyletę".

Przede wszystkim, o czym pisaliśmy już wielokrotnie na łamach LL!, wciąż nie możemy doczekać się depozytu zarówno dla legionistów, jak i gości. Mimo upływu ośmiu miesięcy od otwarcia obiektu, wszystko, czego nie wolno wnieść na trybuny, nadal ląduje w koszu albo na trawie. Do tego dochodzi sprawa niezrealizowanych obietnic związanych z możliwością płatności przy pomocy kart kibica (podobno uda się to po wakacjach). Przy tym, miejmy nadzieję, że nasi włodarze będą łaskawi pamiętać o zeszłorocznej promocji dla karneciarzy, którzy mieli nabijane na karty bonusy finansowe za namówienie innych do kupna karnetu. To oczywiście szczegóły, ale niezwykle irytujące i składające się na ogólny obraz sytuacji.

Od dwóch lat obowiązuje nowa ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych, która powstała głównie w celu zwiększenia bezpieczeństwa na stadionach piłkarskich. Przy Łazienkowskiej stosuje się mnóstwo środków służących realizacji przepisów – kamery, podsłuchy, służba porządkowa, stewardzi itd., które mają przede wszystkim zapobiegać powstaniu zagrożeń ze strony agresywnych uczestników meczu. Tymczasem na Legii, jak na razie, największe niebezpieczeństwo czyha na kibiców przy wejściu na stadion i to z winy organizatora. Wkrótce otwarty zostanie Stadion Narodowy. Jeśli praktyki zachowań naszej służby porządkowej zostaną tam przeniesione, to nie chuligani będą największym zagrożeniem dla bezpiecznego przebiegu Euro 2012.


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.