Prawdopodobnie najlepsi kibice na świecie - fot. Hagi
REKLAMA

Relacja z trybun: Probably the best fans in the world!

Bodziach - Wiadomość archiwalna

Wyjazd do Eindhoven będzie przez nas z pewnością wspominany długo i, mimo porażki piłkarzy, bardzo dobrze. Wbrew obawom nieprzychylnych osób pokazaliśmy, że potrafimy stanąć na wysokości zadania - świetnie dopingować, zrobić oprawy, jakich nie powstydziłaby się żadna europejska ekipa i do tego zachować jak należy. Polskie kluby mogą się natomiast uczyć, jak traktować kibiców przyjezdnych. Relacja z trybun

Zdecydowanie za mało biletów
Zainteresowanie wyjazdem do Eindhoven było olbrzymie. Z perspektywy czasu możemy żałować tylko jednego - że gospodarze nie przeznaczyli dla nas całej trybuny za bramką, którą z pewnością byśmy wypełnili. Sami dzięki temu zarobiliby kilkakrotnie więcej na wcale nie tanich biletach (110 złotych). Można przyjąć, że bez większej mobilizacji, 5 tysięcy pojechałoby nas spokojnie.

Podróż
Najszybciej do Eindhoven można dotrzeć samolotem. Niestety w wielu przypadkach ceny połączeń, w tym czarteru, były stosunkowo wysokie. Tym bardziej, że do leżącego ok. 60 km za granicą niemiecko-holenderską miasta można dotrzeć z Warszawy w zaledwie 12 godzin. W stronę Eindhoven ruszyły setki samochodów osobowych, mnóstwo busów i kilka autokarów. Większość startowała w środę, w godzinach popołudniowych. My w trasę ruszyliśmy ok. 20. 1200 km na dwóch kierowców nie jest specjalnie trudnym zadaniem, nawet po ciężkim dniu pracy. Szczególnie, że nie licząc 200 km w Polsce, trasę pokonuje się autostradami. Te w Niemczech nie mają (z wyjątkiem niektórych odcinków) ograniczeń prędkości, więc tak naprawdę podroż nie należała do przesadnie męczących. No, może z wyjątkiem kierowców, którzy nie mogli umilać sobie czasu napojami wyskokowymi.

Niepotrzebna demagogia
Przed meczem media informowały, jakoby kibice Legii mieli być specjalnie (w sensie mało kulturalnie) traktowani przez holenderską policję. Wiele osób obawiało się, że po dotarciu do miasta zostanie skoszarowana w jednym miejscu, skąd nie będzie można się ruszyć przez kilkanaście godzin - do samego meczu. Podziałało to trochę na wyobraźnię i zanim zajechaliśmy do Eindhoven, postanowiliśmy (jak się później okazało - nie jedyni) zwiedzić leżące przy trasie Venlo. Po paru godzinach porannego zwiedzania, połączonego z małym piwkiem i kawą, gdy już mieliśmy cynk, że w Eindhoven jest luz, ruszyliśmy dalej. Jadąc z Venlo do Eindhoven (ok. 50 km) na trasie widać było znaki, które miały pomóc w dotarciu do celu kibicom z Warszawy, Szczecina, Elbląga, Sosnowca... i wielu, wielu innych.

Parking, catering - organizacja na tip top
Po zaparkowaniu pojazdu na wyznaczonym, sporym parkingu, ruszyliśmy wymienić vouchery. Od samego początku widać było, że gospodarze bardzo dobrze przygotowali się do odpowiedniego przyjęcia kibiców Legii (docenić trzeba oczywiście także SKLW, które bardzo pomagało wszystkim docierającym na parking). Na miejscu dostępny był catering, napoje (w tym piwo) oraz muzyka (zdecydowanie za głośna). Bez żadnych problemów można było wyjść do miasta, co od rana czynili legioniści. Największe oblężenie przeżywały okoliczne sklepy, w których można było kupić piwo w większych ilościach oraz coffee shopy.

Telebim przy parkingu
Czas do meczu kibice spędzali różnie. Kierowcy, których czekała jeszcze droga powrotna (niektórzy nocowali w Holandii lub Niemczech), postanowili parę godzin wykorzystać na regenerację sił, śpiąc w pojazdach lub na trawce. Pogoda zdecydowanie temu sprzyjała. Wiele osób bawiło się w najlepsze, a osoby bez biletów oferowały góry złota za upragnioną wejściówkę na mecz. Przed spotkaniem okazało się, że mimo medialnych zapowiedzi, nie ma większych problemów z zakupem biletów na sektory gospodarzy. Pozostawała jednak niepewność, czy na te wejściówki (niezbyt tanie) uda się przedostać na sektor gości, lub w ogóle na stadion. Dla tych, którym nie udało się kupić biletów, a przyjechali do Holandii (ok. 300 osób), Holendrzy przygotowali telebim przy parkingu. W ten sposób chcieli z pewnością zapewnić porządek - tak, by osoby bez biletów mogły obejrzeć spotkanie, a nie próbowały "wjazdu z bramą" (co przy bramkach na stadionie PSV i w ogóle w całej Holandii było wręcz niemożliwe).

Niestety do Eindhoven nie udało się dojechać 200 fanom FC Den Haag, których pociąg zawróciła policja.

Przemarsz
Z godziny na godzinę zmieniały się wersje transportu kibiców Legii z parkingu na stadion. Parking dla nas przygotowany znajdował się ok. 15 minut na piechotę od stadionu. Początkowo Holendrzy chcieli dowieźć nas pociągiem, później podstawić autobusy. Ostatecznie udało się uzyskać zgodę na przemarsz na stadion. Ten wyglądał efektownie. Na czele kilkusetmetrowego pochodu odpalona została pirotechnika, a maszerujący kibice rozgrzewali się, sławiąc najwspanialszy klub na świecie. Dopiero przed stadionem znajdował się wóz policyjny, który rejestrował kibiców przechodzących w okolice obiektu. Od początku naszego przyjazdu aż do końca pobytu w Eindhoven miejscowa policja zachowywała się bardzo dobrze wobec kibiców - nie było niepotrzebnego pokazywania siły, chamskiego zachowania, czyli tego, z czego znani są polscy funkcjonariusze.

Wejście na stadion
Wejście na stadion przebiegało w miarę sprawnie od momentu, kiedy kontrolę przeszły wszystkie flagi oraz elementy oprawy. Trzeba przyznać, że gdyby w takim tempie kibice przyjezdni byli wpuszczani w Polsce, byłoby naprawdę super. Przez 45 minut na trybuny wpuszczono 1650 osób. Jak się tylko chce, to można. 100 osób z wejściówkami na sektory PSV zostało przeprowadzonych na inną trybunę i tam zajęli miejsca na górnym piętrze.

Trybuny stadionu PSV są zdecydowanie bardziej strome od naszych. I tak wycieczka na nasze sektory (dwa obok siebie, przedzielone pleksi) znajdujące się na górnym piętrze nie była usłana różami. Wiele osób łapało zadyszkę, bowiem do pokonania było naprawdę sporo schodków. Mniej więcej połowa tego, co na sektor gości w Barcelonie. Z dołu nasz sektor oddzielony był również pleksi oraz specjalną siatką podwieszoną do dachu - ta ma uniemożliwić kibicom gości rzucanie przedmiotów na sektory gospodarzy, które znajdują się m.in. pod ich sektorem. Szybko pleksi została wypełniona flagami naszego klubu oraz zgód. A jak można się było spodziewać, tego dnia wspierali nas fani wszystkich zaprzyjaźnionych ekip.

The best fans in the world
Jako że do rozpoczęcia meczu pozostało naprawdę niewiele czasu, ultrasi musieli się szybko uwijać, by zdążyć z prezentacją pierwszej oprawy na wyjście piłkarzy. Udało się, a efekt zrobił piorunujące wrażenie. Na choreografię składały się dwa transparenty tworzące hasło znane z reklam jednego z browarów - "Probably the best fans in the world", pomiędzy nimi rozciągnięto sektorówkę w kształcie kapsla z nazwą naszego klubu, a do tego odpalono kilkanaście rac.

Legia, Den Haag
Nasz doping początkowo zostawiał sporo do życzenia, ale na szczęście szybko udało się nam osiągnąć odpowiedni poziom decybeli. Najtrudniej było zgrać oba sektory, bo w synchronizacji przeszkadzała znajdująca się pomiędzy nimi pleksi, strasznie tłumiąca wszystkie okrzyki. I tak w pierwszej połowie Levi prowadził doping w jednym sektorze, a po przerwie w drugim. Nieźle wychodziła nam pieśń "Goooool, hej Legia goooool, hej Legia gol, hej Legia gol" czy" Legia gol allez allez". Nie mogło zabraknąć częstych pozdrowień dla naszych przyjaciół z Hagi. Szkoda, że na trybuny nie udało się dotrzeć wszystkim Holendrom (z zatrzymanego pociągu). Szczególnie to, co działo się na trybunach po przerwie, pokazało nasz olbrzymi potencjał.

Fanatyczna końcówka
Podobnie jak na wyjeździe do Krakowa, sporo śpiewaliśmy na dwa sektory i dawało to naprawdę ekstra efekt, szczególnie że za każdym razem wewnętrzna rywalizacja stała na coraz wyższym poziomie. Mimo szybko straconej bramki, nie było chwili ciszy na naszej trybunie. A to co działo się w końcówce spotkania można nazwać tylko kwintesencją fanatyzmu. Fani niczym w amoku śpiewali "Ole ole, ole ola, i tylko Legia, Legia Warszawa". Nikt nie szczędził gardeł! Warto dodać, że w trakcie spotkania Legię dopingowali także kibice znajdujący się na sektorze PSV. Z nimi dwukrotnie śpiewaliśmy na dwie trybuny i obie strony były naprawdę nieźle słyszalne.

Poszukiwacze przygód
Legioniści przygotowali na mecz więcej atrakcji niż oprawa zaprezentowana na początku spotkania. Przez całe spotkanie na naszych sektorach powiewało kilkadziesiąt flag na kiju. Dwukrotnie jeszcze w naszych sektorach płonęła pirotechnika. Za drugim razem podświetlając foliowy napis "Nigdy Sam". Podczas tej prezentacji kibice nałożyli na twarze jednakowe białe chusty z hasłem "Poszukiwacze przygód".

W sektorze gości wywieszony został także transparent "Idę na wybory, nie głosuję na Donka" oraz spalona została zdobyczna flaga PSV.

PSV jak Wodzisław
Jeśli ktoś spodziewał się, że fani PSV pokażą się na meczu z nami z dobrej strony, musiał czuć się zawiedziony. Holendrzy utworzyli skromny młyn za bramką, naprzeciwko naszej trybuny. Doping prowadziło w porywach parę setek, ale w naszym sektorze byli słyszalni w ciągu całego meczu może ze dwa razy. PSV zresztą z takim młynkiem mógłby się co najwyżej równać z Odrą Wodzisław. Osobną kwestią jest bardzo niska frekwencja na trybunach. Mecz obejrzało raptem 13 tysięcy widzów, a większość stadionu była pusta. Fani z Eindhoven zajęli tylko dolne sektory. Tym bardziej szkoda, że działacze PSV nie zdecydowali się przekazać nam większej liczby biletów.

Szybkie wyjście z sektora, czyli czego Polacy muszą się jeszcze nauczyć
Nasz doping nie ustawał jeszcze kilka minut po zakończeniu meczu przez sędziego. Mimo że piłkarze przegrali, my bawiliśmy się w najlepsze, a o tym, że wychodziło nam to naprawdę konkretnie, niech świadczą oklaski od fanów PSV. Ci po meczu przyznawali, że takiej lekcji dopingu jeszcze nie doświadczyli. Inna sprawa, że sami prezentowali mizerny poziom.

Przyzwyczajeni jesteśmy, że po meczach, czy to w Polsce, czy Europie, trzymani jesteśmy często grubo ponad godzinę. Jak zorganizować wyjście przyjezdnych ze stadionu, Polacy powinni uczyć się od Holendrów. Bramy zostały otwarte od razu, a kibice Legii znajdującym się przy sektorze zamkniętym tunelem szybko przeszli na stację kolejową, przylegającą do stadionu. 1700 fanów zajęło miejsca w pociągu i po ok. 15 minutach zostali przewiezieni na znajdujący się ok. 1 km dalej parking.

Mecz z Polonią na telebimie
Nie wszyscy kibice wrócili już do kraju. Sporo osób nadal bawi w Hadze, gdzie udali się po meczu. Jak wiadomo, wobec śmiesznej liczby biletów przekazanej nam przez Polonię, na Konwiktorską nie idziemy. Udało się natomiast zorganizować (klub i SKLW) telebim, który zostanie rozstawiony na stadionie. Bilety można już kupować. Spotkanie będzie można oglądać ze wszystkich sektorów Żylety. Wstęp kosztuje 10 złotych.

Bez nas w Katowicach, wyjazd do Bełchatowa
Już w środę Legia zagra wyjazdowe spotkanie Pucharu Polski z rezerwami Rozwoju Katowice. Niestety na remontowany stadion w Katowicach nie zostaną wpuszczeni kibice z Łazienkowskiej. Co prawda nadal ciąży na nas zakaz wyjazdy na wszystkie spotkania PP w tym sezonie (za majowy finał PP w Bydgoszczy), ale organizatorzy przekonują, że głównym powodem braku biletów dla kibiców gości jest brak pozwolenia na organizację imprez masowych. W przyszłą sobotę natomiast nic nie stanie nam na przeszkodzie, żeby wspierać Legię w Bełchatowie. Szkoda tylko, że jak zwykle liczba biletów, którą otrzymamy, będzie niewspółmierna do naszych potrzeb.

Frekwencja: 13000
Kibiców gości: 2000 (1750 na trybunach)
Flagi gości: 13

Doping PSV: 3
Doping Legii: 9

Autor: Bodziach



REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.