fot. Tomek
REKLAMA

Na stadionach świata: Barcelona - Osasuna

Tomek - Wiadomość archiwalna

Stadion Barcelony to miejsce szczególnie chętnie odwiedzane przez turystów. O ile widowiska piłkarskie na Camp Nou stoją na najwyższym poziomie, nie można tego samego powiedzieć o poziomie kibicowania. Tego właściwie brak, nie licząc "fetowania Kaki". Ciekawy przydomek mają kibice Barcy - "Cules", czyli... tyłki. Poniżej relacja Tomka z meczu Barcelony z Osasuną. Fotoreportaż z meczu - 15 zdjęć

FC Barcelona 8-0 CA Osasuna Pampeluna

Tegoroczne wakacje przyszło mi spędzić na hiszpańskim Dzikim Wybrzeżu, czyli popularnym wśród turystów i wczasowiczów Costa Brava. Jako że miejscowość, w której wypoczywałem, oddalona była o niecałe 60 km od Barcelony, wiadomo było, że podczas pobytu należy zwiedzić stolicę Katalonii. Oprócz sztandarowych punktów na mapie Barcelony, takich jak Sagrada Familia, wzgórze Montjuic, ulica La Rambla czy park Guell, jak na szanującego się kibica piłki nożnej przystało, na mojej mapie nie mogło zabraknąć odwiedzenia stadionu Camp Nou, na którym swoje mecze rozgrywa FC Barcelona.

Na początek może garść historii. Obecny stadion Blaugrany nie był jedynym w historii tego klubu. Po założeniu drużyny piłkarze rozgrywali mecze na kilku mniejszych obiektach, jednak dopiero w latach 1927-57 piłkarze dumy Katalonii mogli rozgrywać swoje mecze na stadionie z prawdziwego zdarzenia - Camp de Les Corts, mogącym pierwotnie pomieścić 25 000 sympatyków. Stadion rozbudowywano. Najpierw do liczby 30 000 krzesełek, potem ostatecznie do liczby 60 000 siedzisk. Po ostatniej modernizacji w 1955 roku stadion dalej nie mógł pomieścić wystarczającej liczby ludzi przychodzących na mecze. Nie było też funduszy na dalsze modernizacje.

Dlatego też bardziej opłacała się budowa nowego stadionu - Camp Nou. Nowy obiekt budowano przez 3 lata, a koszt całego przedsięwzięcia wyniósł 300 milionów peset. Obiekt w tamtych czasach mógł pomieścić 120 000 widzów. Na inaugurację stadionu piłkarze Barcelony zmierzyli się z reprezentacją... Warszawy, wygrywając tamto spotkanie w stosunku 4-2. Swojego czasu na tym obiekcie mecze rozgrywała reprezentacja Hiszpanii, jednak z racji antagonizmów na linii Katalonia - reszta Hiszpanii, praktyki tej zaprzestano. W chwili obecnej ze względów bezpieczeństwa UEFA ograniczyła liczbę widowni do około 99 000 krzesełek (choć nieoficjalnie stadion może pomieścić około 12 000 widzów więcej). Stadion mimo że wysłużony i nie wygląda super nowocześnie (wszak wybudowany pod koniec lat 50.), posiada 5 gwiazdek w rankingu stadionów UEFA - czyli ocenę najwyższą.

Warto dodać, że stadion Blaugrany zlokalizowany jest na terenie sporego kompleksu sportowego, do którego należą również Palau Blaugrana (hala koszykarzy, piłkarzy ręcznych, futsal itp.) oraz Mini Estadi, gdzie swoje mecze rozgrywają drużyny rezerwowe. Zaraz obok kas znajduje się również klubowe lodowisko.

Swoją wizytę na kompleksie sportowym Barcelony rozpocząłem od przejrzenia oferty tamtejszego sklepu kibica. Mieści się on zaraz przy kasach głównych. Na dwóch piętrach można zaopatrzyć się w bardzo dużą liczbę gadżetów związanych z katalońskim klubem. Oferta jest bardzo szeroka i skierowana zarówno do odbiorców dorosłych, jak i dzieciaków. Mało tego. Oprócz gadżetów związanych z piłkarzami, w sklepie można nabyć również pamiątki lub koszulki sekcji koszykówki czy piłki ręcznej. Włodarze naszego klubu powinni udać się tam na wycieczkę i podpatrzeć jak należy prowadzić sklep kibica z prawdziwego zdarzenia.

Kolejnym etapem zwiedzania było klubowe muzeum. Nie trzeba chyba dodawać, że kolekcja trofeów oraz medali jest imponująca. Nadmienię, że to nie dawne złote lata, a poprzedni sezon 2010/2011 był najlepszy w wykonaniu sportowców FC Barcelony. W zeszłym sezonie klub zdobył aż... 16 pucharów w różnych dyscyplinach sportowych. W muzeum znalazłem kilka polskich akcentów - np. puchar 50-lecia Przeglądu Sportowego wręczony w sezonie 84-85 za zdobycie Pucharu Zdobywców Pucharów. W jednej z prezentacji wyświetliła się również informacja na temat polskiego fanklubu Barcelony. Na kolejnym piętrze muzeum znajdują się wizualizacje historycznych meczów katalońskiego klubu. Na specjalnych dotykowych stołach można włączyć kilkuminutowy fragment wybranego spotkania lub film z jakiejś ciekawej akcji przynoszącej gola z sezonu obecnego, jak i lat poprzednich. Na próżno szukałem urywków z meczu Legia - Barcelona. Dziwne, że taka perełka nie znalazła miejsca w klubowym muzeum. Wszak Katalończycy grali przecież z najlepszą drużyną świata :)

Ciekawe były prezentacje, gdzie przy pomocy słuchawek można było posłuchać klubowego hymnu śpiewanego przez fanów przed i po meczu. (Hymn ten zaprezentowany jest w filmiku poniżej), a także odgłosów wrzawy z trybun. Kilka słów o wspomnianym hymnie. "Cant del Barca" jest oficjalnym klubowym hymnem. Został napisany w 1974 roku dla uczczenia 75-lecia klubu. Muzykę skomponował Manuel Valls Gorina, a słowa do niej napisali Josep Maria Espinas i Jaume Picas. Istnieją dwa słynne nagrania tego utworu: z jego inauguracji, gdy wykonał go trzy i pół tysięczny chór, oraz z obchodów stulecia klubu, zaśpiewany przez znanego katalońskiego pieśniarza Joana Manuela Serrata. W wersji katalońskiej brzmi tak:

Tot el camp
és un clam
som la gent blaugrana
Tant se val d’on venim
si del sud o del nord
ara estem d’acord, ara estem d’acord
una bandera ens agermana

Blaugrana al vent
un crit valent
tenim un nom
el sap tothom
Barça, Barça, Baaarça!

Jugadors, seguidors
tots units fem força
Son molt anys plens d’afanys
son molts gols que hem cridat
i s’ha demostrat, i s’ha demostrat
que mai ningu no ens podrà torcer

Blau-grana al vent
un crit valent
tenim un nom
el sap tothom
Barça, Barça, Baaarça!

Tłumacząc to na język polski otrzymujemy następujący tekst:

Cały stadion
Podnosi krzyk
Jesteśmy czerwono-niebiescy
Nieważne skąd jesteśmy
Czy to północ, czy południe
Ale jesteśmy zgodni, jesteśmy zgodni
Gdyż łączy nas flaga

Czerwono-niebiescy
niosą na wietrze
Bojowy krzyk
Nazywamy się, każdy wie jak
Barça, Barça, Baaarça!

Zawodnicy i kibice
Razem jesteśmy silni
Przez te wszystkie lata
Pełne wysiłku i poświęceń
Strzeliliśmy wiele goli
I pokazaliśmy, że jesteśmy niezwyciężeni
Czerwono-niebiescy
niosą na wietrze
Bojowy krzyk
Nazywamy się, każdy wie jak
Barça, Barça, Baaarça!


Po zwiedzeniu muzeum nastąpił czas na zwiedzanie stadionu. Obiekt Barcelony robi niezłe wrażenie. Na oko nie wygląda super nowocześnie i nie jest jakiś wielki. Jednak ciekawie ułożone 3-piętrowe trybuny pozwalają na pomieszczenie tak dużej liczby widzów. Widoczność niemal z każdego miejsca na stadionie jest bardzo fajna. W czasie zwiedzania, oprócz trybun, można zwiedzić stanowiska komentatorskie zlokalizowane na najwyższych piętrach stadionu, szatnię gości, miejsca konferencji prasowych oraz tunel prowadzący z szatni wprost na murawę. Jeśli ktoś będzie w Barcelonie, to uważam, że zwiedzenie Camp Nou jest priorytetem dla kibica piłkarskiego.

Może dość o samym obiekcie. Pora na relację z meczu. Na to spotkanie wybrałem się razem ze znajomkiem. W autokarze do Barcelony, starym polskim zwyczajem, wykonaliśmy grzecznie flaszeczkę. Po dojechaniu na stadion mieliśmy około 2,5h do meczu. Czas ten spędziliśmy na spacerze wkoło obiektu i na obserwacjach kibiców, którzy przybywali z każdą upływającą minutą do rozpoczęcia meczu. W okolicach stadionu policji niezbyt dużo. Jak już byli, to raczej niezauważalni. Nie było znanego z polskich meczów pajacowania, prowokowania. Kibice w spokoju popijali sobie piwko na każdym możliwym skrawku zieleni, a rola policji ograniczała się jedynie do spokojnej obserwacji i kierowania ruchem na przy stadionowych ulicach. Po znalezieniu sklepu monopolowego i zakupie kilku puszek zimnego piwka Estrella, zacumowaliśmy na ławce w parku nieopodal stadionu. Zaczęło również w to miejsce przybywać sporo miejscowych fanów w celu spożycia napojów wyskokowych. Po wypiciu piwa poszedłem do małej knajpki skorzystać z toalety. Po wyjściu zawołało mnie dwóch typków (miałem na sobie koszulkę naszego klubu). Jeden Polak, jak się okazało fan Legii, a ten drugi jakiś Anglik, który łamaną polszczyzną coś próbował zagadać, pokazując mi kartę kibica... Wisły. Obaj panowie również przebywali na wczasach i wybrali się na mecz. Na około 45 minut przed pierwszym gwizdkiem skierowaliśmy się do bram stadionu. Przy bramkach spotkałem jeszcze jednego Polaka. Tym razem był to kibic Korony w koszulce. Na większe dyskusje nie miałem czasu i ochoty, dlatego po zbyciu kolegi z Kielc skierowaliśmy się do naszego wejścia i sektora. Na obiekt weszliśmy bez problemu. Nie występuje tutaj popularne z naszych stadionów "macanko", dlatego udało się wnieść piwko. Ochroniarz chciał tylko abym otworzył swoją torbę, w której miałem aparat.

Miejscówki mieliśmy za bramką, więc była nadzieja, że przynajmniej z bliskiej odległości będzie widać padające gole. Tego dnia na stadionie zgromadziło się 70 500 widzów. Trzeba dodać, że na pewno spory odsetek widzów (w tym ja) to turyści wypoczywający w hiszpańskich kurortach. Dlatego na trybunach często słyszało się język rosyjski czy niemiecki. Słów kilka o miejscowych kibicach. Fani Barcelony mówią na siebie Cules. W wolnym tłumaczeniu z katalońskiego oznacza to nic innego jak tyłki. Ktoś kiedyś w starych czasach stwierdził, że kibice zasiadający na starym wspomnianym wcześniej Camp de Les Corts nie mieli jeszcze krzesełek, tylko ławki. Jakiś gość patrzył od tyłu z korony trybun na siedzących kibiców i po prostu wystawały im z gaci tyłki. Tak wzięło się to ciekawe, aczkolwiek dziwne, określenie kibiców Barcy. Wyżej wspomniani Cules nie zachwycili mnie w kwestii meczowego dopingu. W ogóle coś takiego jak zorganizowany doping na stadionie Barcelony nie występuje. Są co prawda sporadyczne, spontaniczne okrzyki, ale nie ma to nic wspólnego ze stadionowym dopingiem. Za jedną z bramek niby znajduje się jakiś mały młynek miejscowych, jednak liczba 150 osób na tle 70-tysięcznej widowni szału, a przede wszystkim hałasu, nie robi. Dlatego w tej kwestii my Polacy nie mamy sobie nic do zarzucenia. Podejrzewam, że nawet baaardzo przeciętna ekipa z Polski rozkręciłaby tam lepszą zabawę niż miejscowi fani. No ale nie ma również co porównywać sceny polskiej i hiszpańskiej, bo to dwa zupełnie inne światy.

W Barcelonie na Camp Nou niezwykle mocno fetuje się przysłowiowego "Kakę". Kibice bardzo żywiołowo reagują na boiskowe sytuacje, dlatego też najgłośniej robi się podczas akcji oskrzydlających, bądź po dobrych zagraniach zawodników. Wtedy na stadionie potrafi zapanować naprawdę niezła wrzawa. To samo się tyczy gry przeciwnika. Przeciągłe, głośne gwizdy towarzyszą gościom po faulach, golach czy niesłusznych decyzjach arbitra. Widać po prostu, że Katalończycy kochają piłkę nożną. Jest to dla nich swego rodzaju świętość. Niedaleko mnie stało dwóch ojców z trzema małymi łebkami. Chłopcy na oko 3-4 lata bez problemu potrafiący wymienić z marszu całą jedenastkę swojej drużyny, głośno komentowali z nazwiska podania od piłkarza do piłkarza. Młodzi od małego wychowywani są w miłości do piłki, drużyny i Katalonii. Dlatego mimo raczej piknikowej atmosfery czuć jednak trochę takiej magii i ducha futbolu. Nie wiem, może Hiszpanie mając takich piłkarzy skupiają się na oglądaniu meczu aniżeli na dopingu. Trzeba jednak przyznać, że mają na swoim stadionie piękno tego sportu w najczystszej postaci.

Zawodnicy Barcelony stworzyli świetne widowisko rozjeżdżając gości z Pampeluny 8-0. Hat-trick Messiego, gole Villi, Fabregasa i zero odpuszczania. Nawet przy stanie 6-0 nikt nie myślał o odpoczynku, tylko cały czas było parcie na bramkę. Na pewno było to dla mnie ciekawe doświadczenie i odskocznia od naszej szarej polskiej kopaniny. Zobaczyć na żywo to, za co właśnie kochamy piłkę nożną, czyli wielkich piłkarzy, dobre akcje i piękne gole. Dobra, dość tych fantazji. W przerwie spotkania udałem się na lustrację stadionowego cateringu. W ofercie browary i napoje oraz kanapki na ciepło. Browar 5% w cenie 3 euro za puszkę 0,33l do najtańszych nie należy. Mimo tego, kilka piwek na trybunie pękło. W czasie meczu również po sektorach chodzą sprzedawcy napoi i piwa, jednak u nich cena jest już nieco wyższa, dlatego lepiej zaopatrywać się w punktach cateringowych albo po prostu przed stadionem, skoro można wnieść co nieco na obiekt. Po zakończeniu spotkania wysłuchaliśmy jeszcze hymnu kibiców Barcelony i pełni wrażeń mogliśmy udać się w stronę parkingu. Przed stadionem morze ludzi i pełno sprzedających piwko z plecaka. Co ciekawe - piwko bardzo zimne ;). Mimo ogromnej liczby kibiców, tłum szybko się rozpływa po parkach i knajpach, a sprawne działania hiszpańskich policmajstrów powodują, że auta i autokary znikają z parkingów bez korków w około 20-30 minut. Pełni wrażeń zajęliśmy miejsca w autokarze i z piwem w ręku udaliśmy się w kierunku naszej miejscowości. Na pewno ciekawym doświadczeniem było dla nas spędzenie tego sobotniego wieczoru na Camp Nou. W końcu jak głosi klubowa maksyma: Mes que un club (Barcelona to coś więcej niż tylko klub).

Fotoreportaż z meczu - 15 zdjęć

Jeśli i Ty masz ochotę podzielić się swoimi spostrzeżeniami na temat innych aren piłkarskich (i nie tylko) - pisz koniecznie na ultras@legionisci.com.

Poprzednie relacje w dziale Na stadionach.




REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.