fot. turi
REKLAMA

Relacja z trybun: Dziki kraj, dzicy ludzie

Bodziach - Wiadomość archiwalna

Za nami kolejny wyjazd w Lidze Europy. O ile po wyjeździe do Eindhoven mogliśmy mówić o świetnej organizacji, to po meczu w Bukareszcie mamy dokładnie odwrotne spostrzeżenia. Rumuni zupełnie nie byli przygotowani do ludzkiego przyjęcia kibiców na nowoczesnym stadionie. To, co działo się przy wjeździe do miasta i wejściu na stadion, można określić tylko jednym słowem - skandal! Relacja z trybun

Męcząca trasa
Do stolicy Rumunii podróżowaliśmy na różne sposoby. SKLW zorganizowało wyczarterowany samolot dla fanów, część osób poleciała samolotami rejsowymi na własną rękę, a zdecydowana większość w trasę ruszyła samochodami i autokarami. Droga do Rumunii zdecydowanie różni się od tej, którą niedawno podróżowaliśmy do Holandii. Zamiast autostrad, przyszło nam podróżować dość przeciętnymi drogami. Trasa przez Słowację i Węgry i tak nie była zła. Najgorsze zaczynało się po minięciu granicy węgiersko-rumuńskiej. Górskie serpentyny, jednopasmówka i około 600 km do przejechania, to zdecydowanie najgorsza część trasy. Co jakiś czas było widać leżące w rowach tiry. W końcu jednak przebrnęliśmy przez tę dość męczącą trasę i po ponad 20 godzinach jazdy (wiele osób podróżowało znacznie dłużej, nawet ponad 30h) zameldowaliśmy się na miejscu.
Mniej szczęścia miał jeden z autokarów z fanami Legii, który spłonął 100 km przed Bukaresztem. Części osób udało się nawet dojechać w okolice stadionu, ale obejrzenie meczu nie było im dane. Nie mówiąc o cholernie skomplikowanej opcji powrotu do kraju, bowiem zastępczego pojazdu nie udało się zorganizować.

Kontrola przed miastem i więźniarkami na stadion
Przy wjeździe do Bukaresztu najpierw natrafiliśmy na korek, a następnie kontrolę policji. Przeszukiwano bagaże kibiców w poszukiwaniu pirotechniki. Osoby, u których znaleziono piro, musiały na kilka godzin udać się na komendę. Przed meczem planowaliśmy zbiórkę na jednym z placów, stosunkowo niedaleko stadionu narodowego. Zebranie fanów w jednym miejscu było chyba nie na rękę policjantom, więc wszystkie osoby zmierzające na miejsce zbiórki zatrzymywali i odwozili na stadion. Wieści szybko rozeszły się wśród kibiców i większość z nas na własną rękę udała się na mecz. Nie dane nam było dotrzeć na obiekt z buta, bowiem w pewnym momencie mundurowi zajechali nam drogę i wsadzili do więźniarki, którą przewieziono nas na stadion. Nie byliśmy jedynymi, których spotkała ta wątpliwa przyjemność. Policjanci tłumaczyli, że ma to na celu ochronę legionistów przed czekającymi fanami Rapidu, których określali jako "nieobliczalne bestie".

Dzika policja
Jak się później okazało, jedynymi bestiami w tym mieście można określić bukareszteńską policję. Mundurowi w pełnym rynsztunku zachowywali się niczym psy spuszczone ze smyczy, nadużywając swoich uprawnień na każdym kroku, niestety bez konsekwencji. To już jednak nikogo nie dziwi - także w Polsce pan władza ma zawsze rację. Po wyjeździe do Eindhoven przekonaliśmy się, że są na tym świecie miejsca, gdzie organizatorzy meczu i policja myślą. Rumunia się do nich nie zalicza.

Kradziono pieniądze i klucze...
Osoby przewiezione więźniarkami na stadion wchodziły razem z kibicami Rapidu i w tym przypadku nie były wcale sprawdzane przez ochronę. Gorzej mieli ci, którzy wchodzili przeznaczonymi tylko dla legionistów bramkami. Z taką kontrolą nie spotkaliśmy się jeszcze nigdy w całej Europie, a trochę już przez kilkanaście lat widzieliśmy. Fanom zabierano nie tylko zapalniczki, kosmetyki (kobietom), jedzenie, ale także wszystkie posiadane przy sobie monety (!), a niektórym nie dane było wnieść na stadion nawet kluczy do mieszkania. Co najważniejsze - wszystkie rzeczy nie były chowane do depozytu, bowiem takowego na stadionie narodowym nie ma (!), a wyrzucane były pod płot. Złodziejstwo pełną gębą. Słowa z jednego z kawałków Parias - "oni chowają się za immunitetem, nas i tak przeszukają od czapki do skarpetek" - niestety sprawdziły się. Wchodzący na stadion musieli zdejmować obuwie i skarpetki. W takich warunkach co i rusz dochodziło do spięć z nadużywającymi władzy ochroną i policją, która ochoczo używała pałek i gazu.

...oraz flagi
Selekcji nie przeszła większość przywiezionych przez nas flag, bęben i inne akcesoria. Nie weszła również okazjonalna oprawa przygotowana przez Nieznanych Sprawców. Płótna ochrona postanowiła sobie przywłaszczyć, co oczywiście spotkało się z szybką reakcją kibiców, którzy nie zamierzali oddawać za frajer swoich świętości. Tym bardziej, że wiedzieliśmy jak skończyło się zatrzymanie flag MU na meczu ze Steauą na tym stadionie - płótna kibiców zostały Anglikom skradzione. Dziki kraj, dzicy ludzie.

Policja zapowiadała, że jeśli szybko i sprawnie nie wejdziemy na nasz sektor, wyrzuci nas za stadion, otoczy i przetrzyma do zakończenia meczu, a w międzyczasie pokaże na co ich stać. Gadanie z debilami nie było proste, tym bardziej, że w tym średnio cywilizowanym kraju prawie nikt na stadionie nie potrafił porozumiewać się w języku angielskim. Raz informowano nas, że flagi są za duże, bęben ma nietypowo dwie membrany, czyli o jedną za dużo, a innym, że wszystko zostanie wpuszczone, gdy wyrazi na to zgodę delegat UEFA. Ten nie miał jednak czasu, by pofatygować się pod nasz sektor i sprawdzić jak traktuje się kibiców.

Pierwsza połowa na promenadzie
Większość osób weszła na sektor gości sporo przed rozpoczęciem meczu. Przed bramami pozostawało jeszcze parę setek fanów oraz osoby pilnujące flag, bębnów i innych atrybutów. W związku z tym podjęta została decyzja, że na trybuny nie wchodzimy i zostajemy na promenadzie obiektu. Cały czas trwały pertraktacje, ale niewiele z nich wynikło. Ostatecznie zapadła decyzja, że na trybuny wejdziemy dopiero na drugą połowę, ale nie zaprezentujemy oprawy przygotowanej przez ultrasów. Nie odpalono także wniesionej na stadion, mimo niemal prześwietlania rentgenem przy wejściu, pirotechniki. Po odliczaniu od 10 do 1 wbiegliśmy na sektor na pełnej k... Gospodarze od razu przywitali nas przeciągłymi gwizdami, środkowymi palcami itd.

2050 osób na dalekim wyjeździe
Swoją obecność od razu zaznaczyliśmy pieśnią "Jesteśmy zawsze tam...". Początek w naszym wykonaniu był naprawdę dobry, a gdy piłkarze wyszli na boisko na drugą połowę, od razu zachęcono ich do maksymalnego wysiłku i wygranej z nieprzyjaznymi Rumunami. "Hej Legio jazda z k..." - niosło się po całym stadionie. Młyn Rapidu znajdował się po przeciwległej stronie, na trybunie dolnej (na oko 5 tysięcy osób). Zresztą gospodarze zajęli tylko dolną część trybun, a i tak było tam sporo wolnych miejsc. Nas było 2050, ale trudno ustalić ile osób mecz zamiast na stadionie spędziło na komendzie. My natomiast mieliśmy przygotowane sektory na górnej trybunie, a pod nami na dolnym piętrze normalnie siedzieli gospodarze. Dopingiem kierował "Szczęściarz", któremu pomagali "Alchim" i Piotrek, rozstawieni na poszczególnych sektorach. Na takiej powierzchni nie było zbyt łatwo ogarnąć doping, ale szybko przyzwyczailiśmy się do zaistniałych okoliczności.

Doping na maksa
Nie mogło zabraknąć "pozdrowień" dla policji oraz Rumunów. Bardzo dobrze wychodziło nam "Ole ole", śpiewane raz ciszej, raz z maksymalnym pier...nięciem. Rapid dopingował nieźle, ale zrywami. Potrafili śpiewać tak głośno, że trudno nam było przebić się z dopingiem, ale później następowała kilkuminutowa zamuła. Więcej śpiewali melodyjnych pieśni niż skandowali okrzyków. My kilka razy głośnym "Ceee...." zaznaczyliśmy swoją obecność. Doping z naszej strony był ekstra od bramki Radovicia. Wtedy już chyba nikt nie myślał o trudach podróży, upierdliwej policji czy braku kluczy do mieszkania. Każdy zdzierał gardło na maksa, a przedwcześnie opuszczających stadion gospodarzy żegnaliśmy przyśpiewką "Pazie, pazie na razie". Warto dodać, że przez większość meczu cały nasz sektor dopingował bez koszulek, w jednakowych czerwono-biało-zielonych czapkach.

Po meczu podziękowaliśmy piłkarzom za wygraną, zaśpiewaliśmy wspólnie "Warszawę" i po kilkunastu minutach mogliśmy opuścić nieprzyjazny kibicom obiekt. Podobno problemy z ochroną mieli także fani Rapidu, którzy na co dzień swoje spotkania rozgrywają na innym stadionie. Po opuszczeniu obiektu wiele osób udało się na poszukiwanie wyrzuconych przez ochronę kluczy i innych rzeczy. Przedmeczowe dzikie zachowanie policji niektórym mundurowym nie wystarczało i ci postanowili uprzyjemnić nam życie także po meczu, nakazując wszystkim rozejście i popędzając spokojnych kibiców w sposób daleki od kulturalnego.

Po spotkaniu wiele osób szukało miejsca noclegowego w Bukareszcie lub okolicznych miejscowościach, co wcale nie należało do najłatwiejszych. Niektórzy piątek poświęcili na zwiedzanie Bukaresztu, inni udali się do Budapesztu. My z samego rana opuściliśmy nieprzyjazną stolicę i ruszyliśmy w dłużącą się drogę powrotną. Do Warszawy dojedziemy w sobotę nad ranem... a już dzień później czeka nas ligowy mecz z Widzewem.

Frekwencja: 15000
Kibiców gości: 2050
Flagi gości: 4

Doping Rapidu: 8
Doping Legii: 8

Komunikat Nieznanych Sprawców:

Po rekordowej zbiórce pieniędzy na oprawy meczów Legii w Lidze Europy przyszedł czas, aby przedstawić nasze pomysły. Pierwsza okazja do tego nadarzyła się już wczoraj na wyjeździe do Bukaresztu. Nasza kilkudniowa praca poszła jednak na marne. Organizatorzy meczu, wraz z rumuńską policją, kategorycznie odmówili jej wniesienia, w żaden sposób nie argumentując swojej decyzji. Sektorówka, którą przygotowaliśmy, nie została nawet poddana kontroli, natomiast transparent został skonfiskowany.

Niestety choreografia, którą przygotowaliśmy, była okazjonalna - tyczyła się właśnie tego spotkania i jej zaprezentowanie na innym meczu pozbawione jest sensu... Nie zrażamy się jednak tym faktem i mamy nadzieję, że nasze kolejne prezentacje obejdą się już bez przeszkód.

Nieznani Sprawcy


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.