REKLAMA

Kątem oka - rok z głowy cz. 1

Qbas - Wiadomość archiwalna

Łatwo powiedzieć, że rok z głowy. Ale jaki to był rok! Czy w kwietniu mogliśmy mieć jakiekolwiek nadzieje na jesienne sukcesy? Czy po porażce 2-3 z Ruchem przy Łazienkowskiej, i to mimo prowadzenia 2-0, byli tacy, którzy wierzyli, że ten zespół w analogicznych okolicznościach zwycięży w Moskwie Spartaka i zagra w fazie grupowej Ligi Europy, ba, awansuje dalej? Mamy za sobą emocjonalną sinusoidę i nie ma żadnych wątpliwości, że z Legią nie można się nudzić. Spójrzmy zatem kątem oka na minione 12 miesięcy. Na początek pierwsze półrocze.

Styczeń. Zaczęło się z grubej rury. Marek Jóźwiak postanowił bowiem błysnąć już na wstępie i zaserwował nam złotą myśl godną rocznego wyróżnienia. Pisaliśmy o tym tak: "Na Legii będą czekać do zamknięcia okienka transferowego w klubach zachodniej Europy (31 stycznia) i wówczas będą chcieli sprowadzić piłkarzy, którzy dysponują swoją kartą zawodniczą. "W takim przypadku piłkarze wezmą pod uwagę naszą propozycję, która wcześniej nie wydawała im się atrakcyjna" – powiedział nasz ulubiony "Beret". Nobel z ekonomii? Nobel z zarządzania? To wszystko mało. Może do tego pokojowy Nobel na zachętę? Zaiste, stworzenie takiej strategii transferowej godne jest królestwa". W tym samym czasie trwały już jednak negocjacje dotyczące transferu Janusza Gola, którego domagaliśmy się z całą mocą: "W tym momencie pragnę wyrazić me stanowcze poparcie dla tego transferu! My chcemy Gola! Jeszcze jeden Janusz na Legii! W końcu "Janusze" mieliby swojego człowieka w drużynie". A skoro już o zimowych wzmocnieniach mowa, to pojawił się też wątek Dejana Kelhara: "Facet wygląda na całkiem niezłego grajcara, ale powiedzcie, co z nim jest nie tak, skoro po grze w Belgii zgadza się na testy w Polsce?". Ostatecznie Słoweniec do nas trafił (nie dlatego, że Skorża jakoś bardzo go chciał, ale dlatego, że nie miał wyboru). Okazało się przy tym, że pozory mogą mylić, a z nim było wszystko w porządku. Oprócz tego, że nie za bardzo potrafił grać w piłkę. Hitem miesiąca była jednak połajanka na cypryjskim zgrupowaniu, a w roli głównej wystąpił, niezadowolony z organizacji obozu, Maciej Skorża, który kazał Markowi Jóźwiakowi wypier... z ławki rezerwowych. To musiało być boskie!

Luty. Do Legii trafił długo oczekiwany Janusz Gol, co w "KO" powitaliśmy następująco: "Proponuję na początek przyśpiewkę "Janusz Gol, allez, allez!". Jak się potem okazało, stała się ona przebojem po meczu w Moskwie. Oprócz niego w last minute do Legii trafili Felix Ogbuke (cypryjski wynalazek trenera Skorży) i Michal Hubnik, lider klasyfikacji strzelców w Czechach. O Ogbuke, zwanym przez nieżyczliwych "Bukkake", niewielu już pamięta, bo i nie ma o czym. Hubnik natomiast, jeszcze dobrze nie wysiadł z samolotu, a już strzelił w sparingu dwa gole Widzewowi. Od razu stał się ulubieńcem kibiców z Ł3. Niestety, w lidze przez całą rundę strzelił tyle samo bramek. Grał jednak na blokadzie i w końcu musiał na dobre przegrać z kontuzją. Na wiosnę ma być gotowy i oby tylko trenerowi nie przyszło do głowy wystawiać go na skrzydle. Wcześniej zaś byczyliśmy się na zgrupowaniu Legii w Hiszpanii. Tzn. my się byczyliśmy, a legioniści próbowali zrozumieć, o czym do nich rozmawia trener Skorża. Ciekawie było też podczas sparingu przeciwko półamatorskiemu zespołowi Kadyksu, którego gracze nie bardzo chcieli uwierzyć, że grają z zawodowcami. W lidze zaś zanotowaliśmy falstart i nikczemny remis 3-3 z ostatnią wówczas w tabeli Cracovią.

Marzec. To był jeden z dwóch najgorszych miesięcy w tym roku. Rozpoczęło się fajnie od skromnego (1-0), ale w pełni zasłużonego zwycięstwa w derbach. Przed meczem rozpędził się prezes Wojciechowski, który powiedział "To Legia ma się nas bać!". Nie boimy się, choć trzeba przyznać, że na Konwiktorskiej od dłuższego czasu (ponad 5 lat!) nie umiemy wygrać. Trochę to żenujące. Prawdziwa żenada miała jednak dopiero nadejść, bo zamiast po derbach złapać wiatr w żagle, nasz legijny balon zupełnie sflaczał. W efekcie przegraliśmy trzy mecze z rzędu, z czego jeden już w kwietniu. Najpierw zlał nas słabiutki Śląsk, przeciwko któremu piękną bramkę z dystansu zdobył Ariel Borysiuk (zapowiadaliśmy, że następną taką bramę strzeli w 2017...), a potem GKS Bełchatów, drużyna prowadzona przez "ochroniarza dyskoteki w Ciechocinku". Co ważne, we wszystkich spotkaniach błyszczał Wojciech Skaba. Błyszczał tak bardzo, że doczekał się milusińskiego przydomku "Dziurawe łapy". Tak, to były czasy! Na szczęście lepiej nam szło w Pucharze Polski, gdzie bez problemu wyeliminowaliśmy "niebieskich" z Chorzowa.

Kwiecień. Z Ruchem przyszło nam się mierzyć zaraz na początku tego miesiąca. Mecz przeszedł do historii przede wszystkim z powodu "Starucha", który odbył wychowawczą rozmowę z Jakubem Rzeźniczakiem. Nasz gniazdowy m.in. nakazał obrońcy "szanować mordę". Określenie to na stałe weszło do legijnego słownika. Ze zdarzenia zrobił się dym na całą Polskę i był to początek medialnej nagonki na "Starucha". Pojawiły się milusińskie określenia, jak "herszt kiboli" czy "nadkibol". Rezultaty całego zamieszania znacie. Pisaliśmy wtedy tak: "Otwieram lodówkę, a tam Rzeźniczak. Otwieram komórkę, a tam "Staruch", wchodzę do piwnicy, a tam Leniarski i Dybalski z "GieWu"." Ponadto, przerżnęliśmy ten mecz 2-3, mimo że prowadziliśmy już 2-0. To był drugi i pożegnalny mecz Dejana Kelhara w Ekstraklasie. W obu ruszał się jak wóz z węglem i skutecznie przyczynił się do straty w sumie 6 bramek. Równie dobrze przeciwko "niebieskim" zagrał Marijan Antolović, który także wystąpił w Ekstraklasie po raz ostatni (jak na razie). W "KO" mogliście wówczas przeczytać "W każdym razie, sprawdziły się przepowiednie z początku sezonu i z pewnością tym razem bramkarz nie zostanie wybrany najlepszym zawodnikiem w drużynie". Bawiliśmy się też we wróżby: "Wygląda na to, że będzie rekordzik i sezon skończymy z przynajmniej 11 przegranymi". Trafiony, zatopiony! Zatopiony miał zostać również Maciej Skorża, a na jego miejsce "świetnie poinformowani" dziennikarzole szykowali Henryka Kasperczaka. Ponadto, pojawiły się pierwsze transferowe plotki: "A do tego polowanie na "Rybę" zaczęło podobno Udinese. Maciek, powiem Ci tak szczerze: uciekaj stąd! Nic dobrego Cię nie spotka w gamońsko zarządzanym klubie. Wprawdzie w Serie A sobie nie pograsz, ale będzie ciepło, ładnie i dobre wino. A może i pograsz? Skoro Błażej Augustyn grywa, to i Ty możesz. Aha, zabierz ze sobą swego druha Borysiuka, szkoda by się chłopak u nas marnował. Choć, jeśli wierzyć innym źródłom, to raczej może on zabierze Ciebie?". Również w kwietniu miał miejsce kultowy już wybuch emocji Macieja Skorży (zapraszamy na fejsbukową stronę poświęconą temu wydarzeniu) po skandalicznej decyzji sędziego Małka, zwanego również nieco inaczej przez warszawskich kibiców. Po remisie z Zagłębiem Lubin w Warszawie, miesiąc zakończyliśmy wyjazdową porażką w lidze z Lechią Gdańsk, którą parę dni wcześniej stuknęliśmy 4-0 w półfinale Pucharu Polski. Odżyły wówczas niezniszczalne hasła o pucharze za ligę. W tym czasie do Argentyny wybrał się Marek Jóźwiak: "Podobno potrzeba tam pasterzy kóz, a w tej roli nawet nasz "Berecik" niczego nie mógłby schrzanić. Chyba... Potem bez większych emocji obejrzałem kolejny ligowy wpier... zebrany przez naszych milusińskich. Nie wdając się już w szczegóły, trzeba kategorycznie stwierdzić, że Wojtek Skaba powinien polecieć za Jóźwiakiem. Może pomoże mu znaleźć tam inną robotę?".

Maj. To był wreszcie nasz miesiąc. Zdobyliśmy Puchar Polski po meczu, w którym swojego pierwszego gola dla Legii strzelił Manu. To właśnie wtedy Portugalczyk stał się bożyszczem "Żylety". Niestety, tuż po zakończeniu spotkania doszło do zadymy, z której media zrobiły Armagedon. Swoje pięć groszy dołożył też organizator, bo stadion w Bydgoszczy nie nadaje się do rozgrywania na nim meczów podwyższonego ryzyka takiej rangi. W "KO" pisaliśmy o tym tak: "Od początku nieuniknionym był najazd kibiców z Warszawy i Poznania. I od początku też wiadomo było, że tego kalibru spotkanie nie powinno się odbywać na lekkoatletycznym obiekcie w Bydgoszczy. Wiedzieli to wszyscy, oprócz organizatora. Ale cóż, nie jest tajemnicą, że tłuściochy z PZPN rozsądkiem nie mogą się pochwalić. Co najwyżej brzuchami". W wyniku całego zamieszania, do walki z "kibolami" ruszyła administracja rządowa, zamykając stadiony Legii i Lecha, a także podejmując inne szykany. Z kontrą ruszyły środowiska kibiców i do końca kampanii wyborczej manifestowały swą niechęć do rządzących. Najczęściej śpiewali coś o Toli i o Donaldzie. Paranoja sięgnęła zenitu podczas spotkania "wojskowych" z Koroną (bez udziału publiczności), gdy ochroniarze nie pozwolili piłkarzom podziękować kibicom za doping zza stadionu. Niewiele brakowało, a by ich pobili. Legia w maju nie przegrała już meczu. Inna sprawa, że goliła głównie słabiaków i pijaną Wisłę. Podczas meczu z krakowianami, w ramach happeningu przeciwko zamykaniu kolejnych stadionów, na "Żylecie" gościliśmy Krzysztofa Kononowicza. Ostatecznie zakończyliśmy rozgrywki na 3. miejscu, notując aż 11 porażek. W mediach za pewnik przyjmowano, że Macieja Skorżę zastąpi Vladimir Weiss, ale na Łazienkowskiej niczego nie można być pewnym. I gdy wszystko wydawało się być jasne, okazało się, że jednak działacze nie dogadali się ze Słowakiem. Z konieczności postawiono na pogodzonego już z losem Skorżę. Przytoczyliśmy Wam wówczas następującą rozmowę:
- Panie Maćku, jest pan do bani, ale że nie udało nam się dogadać z Weissem, to może pan zostać.
- Dziękuję, panie Leszku.
- Pan wie, komu pan to zawdzięcza. Rozumiemy się?
- Tak. Dziękuję, panie Leszku.
- Będzie zgoda, będzie dobrze. Nie będzie zgody, nie będzie dobrze. Rozumiemy się?
- Tak jest! Dziękuję, panie Leszku.
Dziś już wiemy, że szansa, którą nasz trener przypadkiem dostał, była najlepszym posunięciem zarządu w tym roku. Podobno skórę Maciuniowi uratował sam Mariusz W...

Czerwiec. Czas urlopów i spekulacji transferowych minął nam bardzo szybko. W "KO" donosiliśmy: "Portugalczyk obiecał w wywiadzie, że w przyszłym sezonie poprawi swe statystyki strzeleckie. Patrząc na jego dotychczasowe dokonania, nie wydaje się, by było to nadmiernie trudne. Istnieje więc realna szansa, że strzeli dwa, trzy, a może nawet i cztery razy więcej bramek. Pod warunkiem jednak, że nauczy się kopać prosto piłkę". I rzeczywiście tak się stało! Tylko w jednym meczu jesienią zdobył dwa razy więcej bramek niż przez całe poprzednie rozgrywki. Cóż, że to były jego jedyne gole w lidze? Wydarzeniem miesiąca był jednak ślub trenera Jacka Magiery, a wśród gości niezaproszonych na wesele znalazło się znane i (nie)lubiane trio z zarządu KP.

Zdjęcie półrocza:

Komentarz internauty LL!: "Maciek i jak dobry buszek? ; )".

Qbas


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.