Kibice Legii w Kielcach - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Relacja z trybun: Kibolski Puchar Polski

Bodziach - Wiadomość archiwalna

We wtorek w Kielcach świętowaliśmy zdobycie przez Legię Pucharu Polski. Organizacyjnie Kielce nie dały rady - wpuszczanie na stadion to istny horror, a jak było widać, kto chciał, ten wniósł co chciał. Prawie połowa stadionu pozostała tymczasem pusta, chociaż chętnych w Warszawie na wyjazd nie brakowało. Pod względem ultras oraz liczebności wypadliśmy zdecydowanie lepiej od Ruchu. Przyczepić można się jedynie do dopingu, bo w tym brakowało konkretnego pier... Relacja z trybun

Niestety nie obyło się bez cyrków organizacyjnych. Najpierw były problemy ze znalezieniem odpowiedniego obiektu, po tym jak okazało się, że nie uda się go zorganizować na stadionie Narodowym. Szukano i szukano, aż w końcu poinformowano - finał w Kielcach. Na stadionie Korony zmierzyli się Legia i Ruch. Co prawda ciążył na nas zakaz na wyjazdowe spotkania PP, ale... po losowaniu okazało się, że gospodarzem finału będzie nasz klub. Nic już nie stało na przeszkodzie organizacji wyjazdu. Co prawda nie było jeszcze pewne, czy do Kielc pojedzie Ruch, który podymił na meczu ligowym z Górnikiem, ale i w tym przypadku znaleziono rozwiązanie prokibolskie.

Ruchu wyraźnie mniej
Legia i Ruch otrzymali po 3100 biletów. Legioniści bardzo szybko rozprowadzili wszystkie przyznane wejściówki, a zainteresowanie wyjazdem było o wiele większe. Ruch wszystkich biletów nie był w stanie sprzedać i to pomimo faktu przekazania części wejściówek zgodom: Widzewowi (100), Slovanowi (60) i Elanie (20). Po raz trzeci z rzędu na finale PP było nas wyraźnie więcej od rywali (Wisła w Bełchatowie, Lech z Bydgoszczy, a można do tego dodać także finał z udziałem Pogoni przeciwko Jagiellonii w Bydgoszczy). Ruch nie wypełnił całej trybuny za bramką - z naszej strony cały sektor był zajęty, a dodatkowo kilkaset osób zajęło miejsca na bocznych trybunach. Obie ekipy do Kielc podróżowały pociągami specjalnymi - legioniści trzema, chorzowianie dwoma. Z dworca PKP na stadion przewiezieni zostaliśmy podstawionymi autobusami. I właśnie przed bramami obiektu zaczął się poważny problem.

Skandal organizacyjny - wejście na stadion
Organizatorzy meczu kazali nam wchodzić na całą trybunę za bramką... jedną bramką z czterema kołowrotkami, którą zawsze wchodzi się na sektor gości. O tym, jak odbywa się wpuszczenia przez to wąskie przejście, pamiętamy dość dobrze z rundy jesiennej. Teraz jednak było nas nie 770, a 3100! Ci, którzy łudzili się, że zobaczą całe spotkanie, szybko zostali sprowadzeni na ziemię. Na trybuny do pierwszego gwizdka sędziego weszli tylko fani z pierwszego pociągu i część osób z drugiego.

Wchodziliśmy do 65. minuty
Przed wejściem jedni denerwowali się, że nie zobaczą meczu, inni trzymali nerwy na wodzy i zamiast narzekać, trzymały się ich żarty. W tej sytuacji, tłoku, który nie rozluźniał się mimo upływu kolejnych godzin, starano się znaleźć pozytywy. "Przynajmniej nie będziemy musieli czekać 2h na wyjście ze stadionu" - żartowano. Szanse na wejście oceniano jednoznacznie - "może zobaczymy karne". Jak się okazuje, było lepiej niż prognozowaliśmy - większość weszło na stadion przed 70. minutą spotkania! Przed bramami zostało 20 osób.

Mazurek Dąbrowskiego vs. Górny Ślonsk
Na początku meczu nasz doping nie był taki, na jaki nas stać, ale wpływ na to miał na pewno brak na trybunie niemal połowy naszej ekipy. W końcu doszło do odegrania hymnu narodowego. Część fanów Ruchu w tym czasie usiadła, inni milczeli, pojawiły się również pojedyncze gwizdy, a potem oklaski. Pod koniec zaczęli skandować "Górny Ślonsk".

Obrońcy Pucharu
Legioniści zdecydowanie lepiej niż chorzowianie przygotowali się do "oprawienia" meczu. Szczególnie pod względem pirotechnicznym, bo główne oprawy Legii i Ruchu na stadion nie weszły. Na wyjście piłkarzy zaprezentowane zostało malowane hasło "Obrońcy Pucharu" i odpalone zostały świece dymne w barwach Legii, ognie wrocławskie, a raz za razem wybuchały petardy hukowe. Ruch w pierwszej połowie odpalił raptem kilka rac. Jedno co trzeba oddać "Niebieskim" to niezły doping, przynajmniej do straty bramek oraz w końcówce. W trakcie meczu rozwiesili oni na piętrze transparent pisany w ich języku "Bo gryfnie jest paczeć jak chopcy w bal grajom i walczom o berło, korona i tron".

My dość szybko świętowaliśmy zdobycie bramki Ljuboji, a osoby z trybun informowały o tym ludzi za stadionem. Po chwili kolejna porcja piro pojawiła się na naszym sektorze. Oj, tego dnia trochę rzeczy płonęło :). Obie strony nie szczędziły sobie uprzejmości. Oprócz standardowych przyśpiewek, w naszym sektorze najczęściej śpiewano "Nasza Legia najlepiej rucha Rucha" oraz "Ruch to cwel allez allez allez", do czego zainspirował legionistów utwór puszczony przed meczem z głośników.

Ruch nieźle w końcówce
W drugiej połowie, gdy już w większości byliśmy obecni na trybunach, zaczęliśmy dominować pod względem wokalnym. Szkoda, że po pewnym czasie wdarła się zamuła. Wykorzystał to Ruch, który jakieś 20 minut przed końcem meczu ponownie ruszył ze śpiewem na maksa, nie przejmując się zupełnie niekorzystnym wynikiem. Odpalili piro, zdjęli niebieskie okazjonalne koszulki i śpiewali na zmianę dwie melodyjne pieśni. Z mocą, trzeba przyznać.

Zadymiony stadion
Na naszym sektorze w drugiej połowie najlepsze wrażenie zrobił pokaz pirotechniczny - duże wulkany, ognie wrocławskie, świece dymne, strzelające w górę fajerwerki, race i achtungi. Mecz na parę minut został przerwany, a spiker po raz setny przypominał, że odpalanie pirotechniki jest nielegalne. Pod nasz sektor podbiegł Miro Radović i poprosił, żeby pozwolono dograć mecz do końca, a zaraz będziemy mogli wspólnie świętować zdobycie trofeum. Dziennikarzole Wybiórczej niemal ogłuchli, czym musieli podzielić się ze swoimi czytelnikami. Jakie to szczęście, że coś się działo na trybunach, w przeciwnym razie nie mieliby o czym pisać. Niedługo później piłkarze znowu byli na boisku, a my po raz kolejny śpiewaliśmy "Puchar jest nasz".

Radość mniejsza niż w Bydgoszczy?
Po końcowym gwizdku sędziego radość była spora - udało się zdobyć trofeum, choć przed meczem nikt nie był przekonany, że naszym piłkarzom po słabej serii spotkań się to uda. A jednak. Inna sprawa, że chyba jednak większy wybuch radości był przed rokiem w Bydgoszczy, kiedy zwyciężyliśmy po karnych, a i całe spotkanie było bardziej wyrównane. O tym mogliśmy jednak myśleć już w drodze powrotnej, bo bezpośrednio po meczu nikt nie zaprzątał sobie głowy niczym innym niż świętowaniem. Tym razem nie było mowy, by świętować na boisku z piłkarzami, jak to miało miejsce przed rokiem. Przeskoczenie niskiego płotu nie stanowiłoby dla nikogo większego problemu, ale drogę do boiska skutecznie oddzielał liczny oddział policji.

Legia w podwójnej koronie
Fani Ruchu szybko opuścili stadion, dziękując wcześniej swoim zawodnikom za awans do finału. My najpierw czekaliśmy na wręczenie piłkarzom pucharu, a później zachęciliśmy ich, żeby podbiegli pod nasz sektor. Zrobili to z ochotą, a "Rado" przekazał puchar "Staruchowi". Skandowaliśmy m.in. "Legia na tronie, Legia w podwójnej koronie". Liczymy na to, że za półtora tygodnia będziemy mogli świętować na Starówce. Na trybunach świętowaliśmy jeszcze kilkanaście minut, po czym osoby z pierwszego pociągu zostały przewiezione na dworzec podstawionymi autobusami. Pozostali jeszcze ponad godzinę czekali na przystadionowym parkingu. W Warszawie zameldowaliśmy się w nocy z wtorku na środę. Zmęczeni, ale szczęśliwi. Nawet jeśli wielu z nas obejrzało niespełna 30 minut spotkania.

Frekwencja: 10000
Kibiców Legii: 3500
Kibiców Ruchu: 3000

Flagi Legii: 15
Flagi Ruchu: 13

Doping Legii: 8,5
Doping Ruchu: 7,5

Autor: Bodziach

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.