REKLAMA

Plusy i minusy po rewanżu z SV Ried

Qbas - Wiadomość archiwalna

Walka, sielanka, horror – tak można streścić czwartkowy mecz Legii w eliminacjach do Ligi Europy. Nasz zespół musiał odrobić jednobramkową stratę z wyjazdu do Austrii, czego dokonał, po ciężkiej walce, jeszcze w I połowie. Potem rozłożyliśmy gości na łopatki, ale ci się podnieśli i w końcówce zrobiło się naprawdę gorąco. A jak w tych warunkach radzili sobie poszczególni legioniści?

fot. Legionisci.comNajlepsze wrażenie pozostawił po sobie Danijel Ljuboja, prawdziwy ojciec awansu. Serb nie grał dobrze w Ried, ale zdobył kluczową bramkę. Natomiast w Warszawie mogliśmy oglądać już jego prawdziwy popis – dwie asysty i bramka. Cofnięcie go ze szpicy w głąb boiska było świetnym posunięciem trenera Urbana i "Ljubo", gdy gra, na razie nie zawodzi. W czwartek było go pełno na boisku, szukał gry, dokładnie rozdzielał piłki, starał się regulować tempo poczynań zespołu oraz popisywał się efektownymi i efektywnymi sztuczkami technicznymi. Ljuboja, tak jak lubi, miał zadania wyłącznie ofensywne i wywiązał się z nich wzorowo. Obie asysty były piękne, a jego bramka na 3-0 to już prawdziwy majstersztyk.

Swojego druha starał się dzielnie wspierać Miroslav Radović. Wprawdzie przed przerwą i tuż po zmianie stron ulubieniec kibiców przypominał śpiącego królewicza, ale potem było już znacznie lepiej. "Rado" ocknął się, gdy wykorzystał świetne podanie od Ljuboji i podwyższył wynik na 2-0. Potem imponował zaangażowaniem i dryblingami, które wreszcie w większości mu wychodziły (choć i tak na koncie ma aż 11 strat). Po czerwonej kartce dla Ivicy Vrdoljaka dzielnie wspierał kolegów w defensywie, o czym świadczy chociażby 8 odbiorów, ale nie zapominał o ataku. Mógł zdobyć jeszcze dwa gole, ale najpierw nie doczekał się podania "do pustaka" od Koseckiego, a potem zmarnował sytuację sam na sam, gdy zabrakło sił na skuteczne wykończenie po 40-metrowym rajdzie. Wydaje się jednak, że to może być przełomowy mecz dla Radovicia. Dość już napatrzyliśmy się na cień piłkarza, którego podziwialiśmy jesienią 2011 r. Pora na wielkie odrodzenie.

Na pochwały zasłużył także Dusan Kuciak, który wbrew pozorom wcale nie miał mało pracy. Już w 8. minucie z trzech metrów został trafiony piłką (lub, jak kto woli, popisał się instynktowną obroną). Potem zaliczył wprawdzie ze dwa puste przeloty, ale po przerwie był naszym pewnym punktem. Zaimponował zwłaszcza, gdy obronił precyzyjny strzał z rzutu wolnego w 86. minucie. Lepiej też wyglądała jego współpraca ze środkowymi obrońcami. Lepiej, co nie oznacza, że już dobrze.

Natomiast Marek Saganowski nie przestaje pozytywnie nas zaskakiwać. Strzelił już piątego gola w piątym oficjalnym meczu Legii. Wprawdzie ciągle nie grzeszy skutecznością (w czwartek nie wykorzystał dwóch doskonałych okazji), ale jednak trafia regularnie. Marek zrobił swoje, a do tego dołożył ambicję i walkę. Bardzo dobrze współpracował z Ljuboją, wymieniając się z nim często pozycjami. Mamy pewnie najstarszy atak w Ekstraklasie, ale jakże skuteczny.

Bardzo dobre spotkanie na lewej obronie rozegrał Jakub Rzeźniczak. Przez całe spotkanie świetnie radził sobie w defensywie (9 odbiorów, najwięcej w drużynie) i nie gorzej w ataku, m.in. to po jego dośrodkowaniu padła pierwsza bramka. "Rzeźnik" pokazał, że jest zawodnikiem obunożnym i gdy było trzeba, to z niezłym efektem używał także lewej nogi. Kuba jest w formie i aż szkoda trzymać takiego zawodnika na ławce. Tej opinii nie zmienia nawet nieco spóźniona interwencja (wynikająca ze złego ustawienia) przy golu dla Austriaków.

Wielu chwaliło także Jakuba Koseckiego, który zagrał naprawdę nieźle, ale ciągle czegoś brakowało, by móc z czystym sumieniem pochwalić go za jakość gry. A to dostawał nieco za mocne podanie (tak w 30. minucie wyrzucił go do boku Łukasik), a to jemu brakowało precyzji przy podaniach czy strzałach, m. in. niebywale zmarnował sytuację w 89. minucie. Niemniej, "Kosa" dzielnie walczył na całym boisku i dał z siebie 100%. Być może dlatego zabrakło mu sił w kluczowych momentach. To jednak jest do poprawienia. Oby udało się już w najbliższych spotkaniach.

W środku pola dobrze radził sobie duet Daniel Łukasik - Ivica Vrdoljak. Powtarzamy to do znudzenia, ale młody Polak wydaje się być urodzonym defensywnym pomocnikiem. W rewanżu z Ried, mając do pomocy Vrdoljaka, poczuł się znacznie pewniej i bez problemów radził sobie w destrukcji. Wciąż jeszcze szwankuje u niego gra do przodu, co było widać zwłaszcza w sytuacji z 30. minuty, gdy najpierw doskonale odebrał piłkę na połowie rywala, a potem źle podał do Koseckiego, ale najważniejsze, że zbiera doświadczenia, a trener jest z niego zadowolony. Natomiast Ivica, do czerwonej kartki, był pewnym punktem zespołu, mimo że grał nieco wyżej niż za czasów Macieja Skorży. Niestety, jego niewytłumaczalna głupota przekreśliła dobre wrażenie.

Dobre wejście zaliczył Janusz Gol. Zluzował zmęczonego Łukasika i dzielnie stawiał czoła rywalom, zwłaszcza, gdy na boisku zabrakło Vrdoljaka. Janek solidnie się napracował i dało to efekt – Legia awansowała.

fot. Legionisci.comNie przekonał natomiast Artur Jędrzejczyk, który wprawdzie przez większą część meczu radził sobie dobrze w obronie i śmiało poczynał w ofensywie, ale w końcówce jakby zabrakło mu sił i koncentracji. Parokrotnie dał się oszukać, w tym nie zablokował dośrodkowania, po którym padł gol dla rywali. To po akcjach ze swej lewej strony Austriacy stwarzali największe zagrożenie przed naszą bramką. Inna sprawa, że "Jędza" nie miał wtedy już wsparcia ze strony Radovicia, bowiem ten został przesunięty do środka. Wydaje się, że rywalizacja o miejsce na prawej obronie zaczyna się od nowa i wcale byśmy się nie zdziwili, gdyby to Rzeźniczak zagrał ze Śląskiem w wyjściowym składzie.

Coś drgnęło w grze naszych stoperów, ale tylko odrobinę. Michał Żewłakow zagrał wprawdzie bardzo krótko, bowiem kontuzjowany opuścił boisko, ale zdążył jeszcze dać się wyprzedzić w sytuacji z 8. minuty i tak naprawdę powinniśmy byli stracić wtedy gola. Jego zmiennik Marko Suler niczego tym razem nie zawalił, choć stracona bramka obciąża także jego konto. Nie sposób uznać, że jego gra jest pewna, tym bardziej, że przegrał sporo pojedynków główkowych, w tym dwukrotnie źle obliczył lot piłki. Podobnie było w przypadku Inakiego Astiza, który niby nie popełnił wyraźnych błędów, ale grał na dużym ryzyku i miał sporo szczęścia, że tym razem mu się udało niczego nie zepsuć. Zdecydowanie środek obrony to nasza pięta Achillesa. Aż dziwne, że tak doświadczeni zawodnicy prezentują się tak słabo.

Najgorzej jednak wypadł Michał Żyro, który w 80. minucie zmienił Ljuboję i miał za zadanie przetrzymać piłkę w ofensywie oraz wspomóc kolegów w obronie. Tymczasem głównie potykał się o własne nogi i marnował dogodne okazje, jak tę z 93. minuty. Przykro patrzyło się na jego próby dryblingu (o ile on w ogóle umie dryblować...).

Średnia ocen redakcji legioniści.com

Danijel Ljuboja – 5,0
Miroslav Radović – 4,6
Dusan Kuciak – 4,5
Jakub Rzeźniczak – 4,5
Marek Saganowski - 4,2
Jakub Kosecki – 4,2
Daniel Łukasik – 4
Inaki Astiz – 3,9
Janusz Gol – 3,6
Artur Jędrzejczyk – 3,4
Marko Suler – 3,4
Michał Żyro – 2,8
Michał Żewłakow – 3,1
Ivica Vrdoljak – 2,4


UWAGA! Średnia ocen wystawionych przez redakcję nie musi być spójna z treścią "Plusów i minusów" i stanowi niezależną część tej publikacji.


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.