Jan Pawlak - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Jan Pawlak: Potrzebujemy jeszcze paru meczów i będzie dobrze

Bodziach - Wiadomość archiwalna

W meczu z AZS-em AGH Kraków, Jan Pawlak nie wyszedł w pierwszej piątce, a na parkiecie przebywał tylko sześć i pół minuty. Pawlak oddał jeden celny rzut z gry, trzykrotnie (100%) trafił z linii rzutów wolnych i zaliczył dwa faule. "Może zabrakło dziś koncentracji, po tym jak z 13 punktowej straty, doprowadziliśmy do naszej przewagi? Daliśmy rywalom rzucić łatwe punkty. Nie broniliśmy 'trójki', a w przekroju całego meczu daliśmy bardzo dużo strat. 26 strat to olbrzymia liczba" - mówi w rozmowie z LL!

Liczba strat z meczu na mecz rośnie - w meczach w Jaworznie i ze Śląskiem mieliście po 22. Dziś 26.
- Właśnie, zamiast maleć, to rośnie i nie wiem czym to jest spowodowane. Może czasami za bardzo chcemy dawać ekstra podania? Nie wykorzystujemy, nie widzimy się w pewnych momentach. Chłopaki z Krakowa mieli dużo ponawiających, zbiórek w ataku, po czym zdobywali sporo punktów i stąd wynikała ich spora przewaga w II połowie. Na szczęście udało się ją zredukować, ale w końcówce chyba zabrakło nam szczęścia. Nie zastawiliśmy, nie udało się zebrać, piłka wpadła w ręce przeciwnika i skończyło się tak, jak się skończyło.

Bardzo słabo wykonywaliście dziś osobiste.
- To jest dziwne, bo gramy w swojej hali. To drużyna przeciwna powinna mieć problemy, a nie my. Mamy przecież dużo strzelców, potrafiących trafiać z dystansu i półdystansu, a my nie trafiamy osobistych... Na treningach sporo rzucamy osobiste i nie ma problemu. To samo zresztą było w środę w meczu ze Śląskiem [15/23 - przyp. B.]. Nie wiem co się dzieje, bo deski są miękkie, a chłopaki czasami tak wyglądają, jakby nie wiedzieli do końca czy chcą rzucać czysto, czy o deskę. 9 czy 10 nietrafionych [11 - przyp. B.] osobistych to jest olbrzymia liczba, jeśli chodzi o własną salę. Nie powinno się to zdarzyć.

Myślałeś o tym, że grasz dziś przeciwko bratu? Siedziało to jakoś w głowie wchodząc na parkiet, czy tylko przez meczem?
- Nie. Zdawałem sobie sprawę z tego, że będę grał przeciwko bratu, ale braćmi jesteśmy po meczu. Gdy wchodzimy na boisko, to jest mój przeciwnik, czy wróg, mówiąc oczywiście kolokwialnie. Nie ma zmiłuj.

Graliście wcześniej przeciwko sobie?
- To jest mój kolejny sezon w dorosłej koszykówce, tymczasem mój brat dopiero zaczyna tak naprawdę zabawę w dorosłej koszykówce. Życzę mu jak najlepiej, ale wcześniej nie mieliśmy okazji spotkać się na boisku przeciwko sobie.

Jak oceniasz Wasz zespół, na co stać Legię i jak odbierasz grę przy takim dopingu kibiców?
- Przy takim dopingu zawsze gra się super. W ogóle świetnie się gra, gdy na trybunach jest wielu kibiców, a jeszcze taki doping na pewno bardzo pomaga, no i zdeprymować przeciwnika. Jeżeli chodzi o zespół to jest on bardzo równy, mamy wielu dobrych zawodników. Potrzebujemy jeszcze chyba paru treningów i meczów, żeby się zgrać i żeby wszystko się zazębiło. Skuteczność przyjdzie z czasem. Przede wszystkim musimy się starać popełniać mniej błędów i walczyć. Do drużyny przyszło dużo nowych zawodników, między innymi ja.

Co się stało, że w zeszłym sezonie właściwie nie grałeś?
- Szczerze mówiąc, to postawiłem trochę na naukę, myślałem do końca, że uda się stworzyć tą ekstraklasową Polonię. Niestety się nie udało, może trochę za późno zacząłem interesować się innymi zespołami i tak wyszło, że nie było nigdzie w okolicy zespołu, więc uznałem, że potrenuję indywidualnie i po roku dostanę się do jakiegoś klubu.

Od początku miała to być Legia, czy były inne możliwości? Osoba trenera Bakuna chyba miała wpływ na Twoje przyjście do naszego klubu?
- Z trenerem Bakunem miałem do czynienia przez dwa lata będąc w SMS-ie w Warszawie w czasach liceum. Dobrze wspominam te czasy. Trener Bakun jest wymagającym trenerem, ale bardzo szanuję jego decyzje i bardzo lubię z nim pracować. Czy od razu miała być to Legia? Przyznam szczerze, że nie. Myślałem, że może wróci ekstraklasowa Polonia, ale znowu się nie udało. Zacząłem przychodzić na treningi "Lato w mieście", które prowadził Piotr Bakun. Pokazałem się tam i zapytałem trenera, czy nie potrzebowałby jakiegoś zawodnika do swojego klubu. Powiedział, żebym przyszedł na treningi i pokazał się na nich. Pokazałem się na nich, wydaje mi się, że z dobrej strony i trener mi zaufał i postanowił wziąć mnie do zespołu.

Rozmawiał Bodziach


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.