Plusy i minusy po rewanżowym meczu finału PP ze Śląskiem
Wojciech Kowalczyk w swojej książce opisał mecz ostatniej kolejki z Górnikiem w 1994 r., który decydował o mistrzostwie. "Kowal" stwierdził, że z powodu stresu wszyscy nagle zapomnieli, jak się gra w piłkę. Trudno powiedzieć, czy to nerwy po szybko straconej bramce wpłynęły na postawę legionistów, ale nie ulega wątpliwości, że oni również nagle przestali umieć grać. Mieli za to masę szczęścia.
Najlepiej w tym towarzystwie prezentował się Artur Jędrzejczyk. "Jędza", jak to stwierdził Jan Urban, w ogóle nie jest zmęczony sezonem. W defensywie jest nie do przejścia. W ataku zaś poczyna sobie śmiało, choć bez wątpienia powinien być bardziej efektywny. Niemniej, Artur jest liderem Legii, piłkarzem w najwyższej formie. Oby reszta do niego równała.
Na uznanie zasługuje także Wojciech Skaba. Wprawdzie początek meczu miał fatalny, bo niepotrzebnie zwlekał z wybiciem piłki, a ciąg zdarzeń w wyniku jej straty doprowadził do samobójczego trafienia Żewłakowa, ale potem Wojtek bronił już bardzo dobrze i, co najważniejsze, z głową. Przede wszystkim w 23. min. wybronił w sytuacji sam na sam z Ćwielongiem, a parę minut wcześniej nie dał się zaskoczyć Sobocie. Poza tym "Fikoł" pewnie wyłapywał lub piąstkował dośrodkowania i chwytał strzały z dystansu. Nieźle.
Kolejne przyzwoite spotkanie zaliczył Marko Suler, choć do zadowolenia jeszcze daleko. Marko był solidny w obronie, mimo że przeciwko sobie miał bardzo szybkiego Sobotę, odbierał dużo piłek (aż 10) i tradycyjnie dobrze radził sobie w powietrzu. Znacznie gorzej wyglądała jego gra w ofensywie, gdzie po prostu nie radzi sobie, mimo że, świadomy swych ograniczeń, próbuje. Jego dośrodkowania są jednak fatalne. Nieźle za to potrafi przerzucić piłkę. Słoweniec kiepsko też współpracował z Brzyskim, ale pytanie po czyjej stronie leży większa wina pozostaje otwarte.
Dobrze ze swych zadań wywiązał się Ivica Vrdoljak. Należy przy tym pamiętać, że to zawodnik ograniczony piłkarsko – jego rolą nie jest kreowanie gry. On tego nigdy nie umiał i już się nie nauczy. Jak na dłoni widać było, że trener nakazał mu wyłączenie z gry Mili i to się Ivo udało. Chorwat starał się przy tym czyścić środek pola, ale przez pierwsze pół godziny był bardzo osamotniony i wychodziło mu to średnio. Po wejściu Łukasika było znacznie lepiej, a Vrdoljak zakończył spotkanie z dorobkiem 11 odbiorów. Niestety, przydarzyło mu się też kilka strat, w tym przynajmniej jedna, po której poszedł groźny kontratak gości.
Na swoim poziomie zagrał też Daniel Łukasik, który po pół godzinie zmienił Janusza Gola. "Miłek" dał zespołowi przynajmniej zaangażowanie w grę. Efektów wielkich z tego nie było, bo bilans odbiorów Łukasika, by nie wspomnieć o konstruowaniu akcji, jest mizerny, ale za to Śląsk właściwie przestał rozjeżdżać nasz środek pola. Na uwagę zasługuje ciekawe rozegranie po ziemi piłki z rzutu wolnego w 63. min. To było ćwiczone jeszcze zimą i niewiele zabrakło, a przyniosło by powodzenie. A już z pewnością było lepsze niż notoryczne obijanie futbolówką głów pierwszych obrońców.
Marek Saganowski wypruwał z siebie żyły, ale nie miał w tym spotkaniu nawet pół sytuacji. Para Grodzicki – Kokoszka to wielkie byki i trudno wygrać z nimi walkę fizyczną. "Sagan" tym razem przegrał. Niczego ciekawego nie zaprezentował. Irytowała jego niedokładność. Starał się wychodzić na pozycje, bardzo dużo biegał, szukał gry, ale nie znajdował zrozumienia z kolegami.
Źle należy ocenić Wladimera Dwaliszwiliego. Sporo zaangażowania, przepychanek, ale niemal nic mu nie wychodziło. Niemal, bo w 68. min. pięknie się zastawił i odegrał piłkę do Łukasika, który uderzył z 18 metrów, ale w sam środek bramki. To, o zgrozo, była najlepsza okazja Legii w tym meczu. Gruzin był w tym spotkaniu cieniem samego siebie – apatyczny, wolny i niedokładny.
Słabo spisał się duet naszych środkowych obrońców Michał Żewłakow i Tomasz Jodłowiec. Mimo że właściwie nie mieli przeciwnika (trudno za takiego uważać Cetnarskiego w ataku), to przez cały mecz popełniali błędy. Największy w 3. min., gdy "Żewłak" w kuriozalny sposób trafił do własnej siatki, po wcześniejszej stracie "Jodły". Nasz kapitan już do końca I połowy grał bardzo niepewnie, ale po przerwie było lepiej i w sumie Michał dziesięciokrotnie odebrał piłkę przeciwnikom. Niestety, to jego konto obciąża atak z 70. min., po którym Ćwielong trafił w poprzeczkę. Za łatwo przepuścił skrzydłowego Śląska. Jodłowiec, po błędzie z początku, też długo grał nerwowo. W 15. min. skompromitował się, gdy Sobota ograł go "na zamach" i położył na murawie. Powinno wtedy być już 0-2. Z czasem się uspokoił i zaczął grać odrobinę lepiej.
Beznadziejnie zagrali nasi skrzydłowi Jakub Kosecki i Tomasz Brzyski. Byli bardzo dobrze pilnowani, a gdy już się urwali, to zupełnie tracili głowę i pomysł na rozegranie akcji. Nie zaprezentowali niczego godnego uwagi.
Janusz Gol, czyli pan Stojanow, bądź też pan Dreptak. Przeczłapał po boisku 33 min.
Rezerwowi:
Miroslav Radović - dalej nie działa.
Dominik Furman - nie zdążył się wyróżnić.
Średnia ocen redakcji legioniści.com (skala 1-6)
Artur Jędrzejczyk – 4,0
Wojciech Skaba – 3,8
Ivica Vrdoljak – 3,2
Marko Szuler – 3,1
Marek Saganowski – 2,6
Tomasz Jodłowiec – 2,5
Jakub Kosecki – 2,5
Michał Żewłakow – 2,1
Tomasz Brzyski – 2,0
Janusz Gol – 1,9
Wladimer Dwaliszwili – 1,9
Rezerwowi:
Daniel Łukasik – 3,1
Miroslav Radović – 2,2
Dominik Furman – 3,2
UWAGA! Średnia ocen wystawionych przez redakcję nie musi być spójna z treścią "Plusów i minusów" i stanowi niezależną część tej publikacji.