fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Relacja z trybun: Na Starówkę jeden krok

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Chociaż godzina rozpoczęcia meczu Legii z Lechem nie była najkorzystniejsza, a upał dawał się we znaki nie tylko piłkarzom, na Łazienkowskiej zasiadł komplet kibiców. I chyba nikt nie mógł tego żałować. Doping kibiców obu drużyn stał na wysokim poziomie. Co rzadko zdarza się przy okazji meczów obu drużyn, żadna ze stron nie przygotowała oprawy.

Bilety w kilkanaście godzin
Bilety na mecz z Lechem rozeszły się w mgnieniu oka. Ci, którzy liczyli, że przez weekend zostaną jeszcze jakieś wejściówki, przeliczyli się. W poniedziałek co prawda do kas trafił ostatni 1000 biletów, ale znów chętnych było kilkakrotnie więcej. Chyba kolejny raz osoby, które nie zakupiły wcześniej karnetów, mogły pluć sobie w brodę...

Chora godzina meczu i zbiórka na oprawę
Wczesna godzina rozpoczęcia spotkania podyktowana była transmisją w TVP. Trochę szkoda, bo o niebo lepiej takie mecze ogląda się wieczorem lub przynajmniej późnym popołudniem. Nawet oprawy wyglądają wtedy bardziej efektownie. A jak tu odpalać race o 13:30? :) W sobotę od wczesnych godzin przedpołudniowych białe koszulki legionistów były widoczne w całym mieście, podobnie jak szaliki powywieszane z okien samochodów sunących w stronę stadionu. Z parkowaniem jak zwykle nie było lekko, ale zdecydowanie lepiej z wejściem na stadion. Zaraz za bramkami prowadzona była kolejna zbiórka na oprawę meczu ze Śląskiem Wrocław, po którym zamierzamy świętować mistrzostwo Polski... chociaż oczywiście pierwsze okazje do fetowania - mamy nadzieję - będą już w Chorzowie!



Kolejki do cateringu
Na promenadach stadionu można było uzyskać legijną kartę płatniczą, do czego zachęcały skąpo odziane hostessy. Jedno do czego można się było przyczepić, to olbrzymie kolejki do punktów cateringowych. W taki upał można było przewidzieć, że chętnych na zimne napoje będzie mnóstwo. Tymczasem pracownicy wspomnianych punktów uwijali się jak muchy w smole (przynajmniej na Żylecie). Oczywiście wszystko wydłużało się przez nieuzasadnione przelewanie napojów z plastikowych butelek do kubeczków, co często przy zamówieniach 5-10 napojów przez jedną osobę strasznie wydłużało obsługę. Warto pomyśleć nad rozwiązaniem tego problemu, tym bardziej, że na meczu ze Śląskiem raczej nie będzie opadów śniegu, a oczekiwanie po 40 minut na wodę chyba nie jest europejskim standardem.

Było nieźle, ale może być lepiej!
Przejdźmy jednak do tego, co działo się na trybunach. Przed meczem, nie licząc kilku okrzyków, oszczędzaliśmy gardła na później. Od wyjścia piłkarzy na murawę przez dobrych kilkanaście minut było bardzo dobrze, bez choćby jednego słabszego momentu. Momenty krótkiego zamulania jednak były, szczególnie że raz, drugi, piąty pokazaliśmy jak potrafimy dopingować, gdy nikt się nie opier... Generalnie było nieźle, choć w pierwszej połowie znowu wiele osób jakby nie miało w młodości rytmiki lub nie potrafiło skoncentrować się na rytmie wybijanym przez bębny. Powtórzę raz jeszcze - bębny nie będą "dostosowywać" się do kibiców, to my musimy śpiewać równo z nimi. A chłopaki na gnieździe wykonują kawał dobrej roboty... szanujmy to!

Lech z kolejną flagą... o Legii
Kilka razy wydarzenia na boisku mobilizowały cały stadion do wzmożonego dopingu. W pierwszej połowie było sporo bluzgów pod adresem kibiców gości. Na naszym gnieździe zawisło kilka zdobytych szali poznaniaków. Lechici przyjechali w komplecie - prawie 1800 osób, wywiesili 9 flag (w tym po jednej Arki i KSZO), w tym największą "Miasto złą sławą owiane". Lech nie pierwszy już raz wykonał płótno poświęcone Legii. Tym razem, prawdopodobnie zainspirowani naszym płótnem "Jesteśmy waszą stolicą", wywiesili flagę "Warszawa Radomiem Europy". Poznańskie kompleksy. Jedno co trzeba przyznać, w pierwszej połowie głośno dopingowali (wiemy od osób z murawy, bo na Żylecie nie było ich słychać), w końcówce trochę zmiękli, ale i tak zaprezentowali się nieźle. Tyle że wobec dobrej dyspozycji legionistów, szans na jakiekolwiek przebicie się ze swoimi pieśniami nie mieli żadnych - to jeden z naszych lepszych meczów pod względem dopingu w tym sezonie. Lechici przez większość meczu machali ośmioma flagami na kiju. Oprawy nie zaprezentowali, z ich strony nie było też pirotechniki. Na razie nie mamy informacji, czy miało to miejsce z powodu problemów na bramkach, czy po prostu niczego nie przygotowali.

fot. Mishka / Legionisci.com

Z naszej strony na Żylecie zawisło sporych rozmiarów płótno z ksywami kibiców, którzy z wiadomych powodów nie mogli obejrzeć meczu z Lechem.

Oklaski dla prezesa klubu - tego na Legii nie było od lat
W przerwie miało miejsce zaprezentowanie par turnieju Generali Deyna Cup, który już 6-7 lipca. Przy okazji prezes Legii Bogusław Leśnodorski otrzymał od kibiców gromkie brawa. Tego chyba nie było na Legii od dawien dawna. Przez ostatnich 20 lat nie przypominam sobie takiej sytuacji, co tylko dobrze świadczy o wyborze na to stanowisko. Po raz kolejny w przerwie, zaraz po losowaniu, z głośników poleciał konkretny kibolski hit - "Mamy to w kodach DNA" Deobsona, z teledyskiem puszczonym na telebimach. Tym razem odpowiednio głośno... Piękna sprawa. To także zachęta dla innych, by nagrywali legijne kawałki na wysokim poziomie.

Hit z Wiednia
W drugiej połowie długo śpiewaliśmy "Legia, Legia, Legia, Legia gol, Legia gol, Legia goool" - trzy razy "normalnie", później z trzykrotnym klaskaniem. Wychodziło bardzo dobrze. Podobnie jak "Hit z Wiednia" (pamiętacie jeszcze oryginalne wykonanie?) - śpiewaliśmy to bodajże kilkanaście minut, w tym także podczas rzutu karnego i gola strzelonego przez Ivicę Vrdoljaka. Chorwat w decydującym momencie nie bał się wziąć na siebie odpowiedzialności i pewnie wykorzystał jedenastkę, do której nie był wyznaczony, a po chwili opuścił boisko. Legioniści skandowali nazwisko strzelca bramki. Widać, że fani potrafią docenić zaangażowanie zawodników na boisku.



Oberwało się sędziom
Wcześniej jednak wydawało się z pozycji trybun, że sędziowie niemiłosiernie drukują przeciwko nam. Uznany gol, po chwili zmiana decyzji, aut bramkowy, gdy piłka nie wyszła za linię końcową i wiele, wiele innych decyzji arbitrów było nie po naszej myśli. Stąd oczywiście wrzuty na PZPN i sędziów, czemu nie ma się do dziwić, gdy już cały stadion świętuje bramkę, a sędzia nagle zmienia decyzję na naszą niekorzyść. Całe szczęście, że ostatecznie wyszliśmy na swoje i nie sędziowie byli głównymi bohaterami tego wczesnego popołudnia.

"Sen o Warszawie" w kibolskim wydaniu
Pod koniec meczu Żyleta zainicjowała odśpiewanie "Snu o Warszawie". Oczywiście bez żadnej ścieżki melodycznej. Jako że nie jest to łatwy do odśpiewania utwór, szczególnie przez 30 tysięcy osób, za wykonanie należy się "dycha"! Wyszło idealnie! W trakcie meczu dwa razy pozdrawialiśmy nasze zgody. Nie pierwszy już raz pozdrawialiśmy BKS Bielsko. Głośno skandowane były także nazwy zgód z Hagi i Turynu - fani Den Haag i Juventusu odwiedzili nas tego dnia w dobrych liczbach z flagami.



Kto wygrał mecz?
Po bramce zabawa była niesamowita. W końcówce nieźle wychodziło m.in. "Ole ole, ole ola" czy "Legia gol allez allez". Zaśpiewaliśmy także "Mistrzem Polski jest Legia" - wszystko wskazuje na to, że w tym roku w końcu będzie nam dane świętować mistrza na Starówce! Sędziowie co prawda doliczyli 4 minuty do regulaminowego czasu gry, ale w tym czasie to Legia była bliższa zdobycia bramki. Szkoda, że "Rado", którego nazwisko kibice z Żylety skandowali już w I połowie, nie wykorzystał dogodnej sytuacji... Ale już chwilę później mogliśmy świętować wygraną w jakże ważnym meczu. Wszyscy z całych sił odpowiedzieli na pytanie Wojtka Hadaja - "Kto wygrał mecz?".



Lech musiał trochę poczekać
Po meczu czekaliśmy na podejście naszych piłkarzy pod naszą trybunę. I gdy to uczynili, po całej Warszawie niosła się pieśń "Niepokonane miasto, niepokonany klub...". Zaśpiewaliśmy jeszcze z piłkarzami "Ole ole" i skandowaliśmy "Mistrz, mistrz, Legia mistrz". Już niedługo to musi stać się faktem. Spiker przy okazji poinformował poznaniaków, że opuszczą sektor gości, gdy wszyscy legioniści udadzą się do domów. A więc na pewno trochę sobie poczekali i mogli na żywo obserwować, jak bawią się legioniści. Jeszcze ze 20 minut po meczu śpiewaliśmy na Żylecie w najlepsze, m.in. "Szkoła, praca, dziewczyna, rodzina...".

Szanujemy barwy!
Przy okazji jeszcze jedna uwaga pod adresem kibiców rzucających szaliki piłkarzom. Pamiętajcie, że to są nasze święte barwy i żaden szalik nie ma prawa "frunąć" na murawę. Jak już macie taką zachciankę, to przekazujcie szaliki zawodnikom osobiście.

2 czerwca na Starówkę
Przed nami trzy kolejki do końca sezonu. Na Widzew nie pojedziemy z powodu braku sektora, ale jeżeli podopieczni Urbana zdobędą w Łodzi 3 punkty, to w Boże Ciało jedziemy przypieczętować mistrza do Chorzowa. 2 czerwca podczas meczu ze Śląskiem odbędzie się wielka feta najpierw na naszym stadionie, a później fani tradycyjnie udadzą się na Starówkę. Co prawda na razie jakieś problemy z organizacją fety mają władze miasta, ale trudno sobie wyobrazić by ktokolwiek mógł zabronić świętowania tytułu mistrzowskiego w stolicy, nawet jeśli wojewodzie przyjdzie do głowy pomysł zamknięcia Placu Zamkowego. Inna sprawa, że już teraz warto uczulić niektórych, że to jest nasze miasto, więc świętujmy z głową, bez demolki. Bawić też się trzeba umieć!

Frekwencja: 29416
Kibiców gości: 1800
Flagi gości: 9

Doping Legii: 9,5
Doping Lecha: 8,5

Autor: Bodziach


fot. Mishka / Legionisci.com


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.