Kątem oka
REKLAMA

Kątem oka - 20. tydzień z głowy

Qbas - Wiadomość archiwalna

Mecz sezonu za nami. Można powiedzieć, że znamy mistrza kraju, prognozy tęgich głów wzięły w łeb. Nasze mordeczki okazały się bowiem zdecydowanie lepsze od wychwalanych pod niebiosa grajków Rumaka. Lech, zespół podobno gotowy na Ligę Mistrzów, podobno grający bardzo efektownie w piłkę, mający niesamowitych skrzydłowych, świetną defensywę i wspaniałego Rafała Murawskiego (o losie…), właściwie w Warszawie nie zaistniał.

O ile oczywiście nie liczyć chamskiego zachowania pana Ceesaya. A warto pamiętać, że Legia też nie zagrała rewelacyjnie. Pokazała za to charakter, a już najbardziej Ivo Vrdoljak.

Poniedziałek. Prezes Leśnodorski podobno ma problemy z fetą. Panie prezesie, pan pogada z kim trzeba i coś panu zorganizują. Tylko może lepiej publicznie o tym nie mówić? Natomiast Ivo zgolił brodę. Nasz kapitan wymyślił sobie bowiem zimą, że zarostu pozbędzie się dopiero, gdy podpisze nowy kontrakt. Liczył, że nastąpi to zaraz po powrocie ze zgrupowania w Hiszpanii, ba, nawet był o tym zapewniany. Dobrze, że Ivica nie wymyślił tego wcześniej, bo wyglądałby, jak Panoramix, z tym, że czarnowłosy. Cała historia miała zaś bajeczne zakończenie. „Rumcajs” się ogolił, świetnie zagrał i ciężko harował przeciwko Lechowi, a w samej końcówce dał drużynie zwycięstwo.

Wtorek. Swoje 51. urodziny obchodził trener Jan Urban, który niemal dokładnie rok temu wrócił do pracy w Legii. Wówczas wielu krytykowało decyzję zarządu, zresztą miało ku temu podstawy. W redakcji jednak cieszyliśmy się z tego powrotu, bo zawsze lubiliśmy Urbana jako człowieka. Nie mieliśmy natomiast bladego pojęcia, jak sobie poradzi. Dał radę, mimo, że przecież w kuriozalny sposób przegrał rewanż z Rosenborgiem. Ale na 3 kolejki przed końcem rozgrywek jest przecież właściwie mistrzem, a do tego zdobywcą Pucharu Polski (z tym zespołem…). Trener na medal? Na złoty medal! Wszystkiego najlepszego jeszcze raz.

Środa. Drużyna mająca obecnie siedzibę przy Konwiktorskiej nie otrzymała licencji na grę w Dupoklasie w przyszłym sezonie. Mało nas to w sumie obchodzi, prawda? Ale czary z jakimiś szamanami z Kamerunu, cuda wianki Jerzego Engela, brane do tego na poważnie przez pana OK ze „Stołka” (chciejstwo redaktora nie zna granic, opisze każdy kit), wyglądają bardzo zabawnie. Ale żadnego cudownego ratunku nie będzie. Ludzie z Muranowa po raz kolejny spróbują zastosować sprawdzony patent i może kupią sobie licencję na grę w I lidze. Nie ma to tamto, prawdziwa duma stolicy!

Czwartek. Prasa tradycyjnie podkręcała napięcie przed meczem, ale nasze mordeczki tonowały nastroje. Czytaliśmy zatem, że to tylko kolejny mecz o punkty, że o niczym jeszcze nie przesądza. Często zawodnicy opowiadają takie banialuki, ale gdy przychodzi do meczu, to wychodzą na boisko na miękkich nogach. Tym razem jednak w barwach Legii wybiegło 11 wojowników mających świadomość swojej siły i przekonanych o swej wyższości. Chłodna głowa, koncentracja i do boju – tak mogłoby być zawsze.

Piątek. Wśród kibiców jednak napięcie rosło. Od paru dni już niektórzy wyliczali nawet nie godziny, a minuty do rozpoczęcia meczu sezonu. Były też sms-y i telefony z Poznania z pytaniami, czy już tuptamy w oczekiwaniu, bo oni tuptają. Lechici naprawdę mocno wierzyli w swój zespół. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że przeżywali to bardziej niż my. Tym lepiej smakuje więc ta wygrana. A znajomkom z Lecha życzymy udanej fety z okazji wicemistrzostwa, bo chyba takowa będzie? Skoro rok temu była z powodu 4. miejsca, to przy tegorocznym progresie nie ma mowy, by nie było.

Weekend. O meczu z „Kolejorzem” nie ma sensu więcej pisać. To trzeba było przeżyć. Warto jednak przypomnieć specyficzną sytuację, do której doszło po wywalczeniu przez Koseckiego rzutu karnego. Pierwsi w kolejce do strzelania byli „Lado” i „Rado”, ale żaden z nich nie czuł się na siłach wziąć na siebie odpowiedzialności. Obaj pewnie mieli w głowie, że ostatnio nie wykorzystali „jedenastek”. Trener Urban miał po tym pretensje do Gruzina, stwierdził, że dało mu to dużo do myślenia, ale z drugiej strony to przecież dobrze, że żaden z nich się nie połasił, skoro czuli się niepewnie. Tymczasem piłę wziął pod pachę Ivo, wytrzymał próbę nerwów i nie dał szans Kotorowskiemu. Vrdoljak znaczy kapitan.

A w kąciku „Ulubieńcy lat minionych” nie uszło naszej uwadze, że w ostatniej kolejce sezonu we Włoszech zagrało dwóch byłych legionistów. Rafał Wolski zadebiutował wreszcie w Fiorentinie, a Błażej Augustyn, legenda „KO”, zagrał pierwszy raz w składzie Catanii po powrocie z wypożyczenia. Cały sezon przesiedział na ławie, albo na trybunach.

Zdjęcie tygodnia

fot. Mishka / Legionisci.com

Przegrać dwukrotnie z „Radomiem Europy”... Cóż za upokorzenie!

Qbas
fot. Legionisci.com


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.