700 kibiców Legii na Stadionie Narodowym w Bukareszcie - fot. Hagi / Legionisci.com
REKLAMA

Relacja z trybun: Niezapomniany wyjazd w dość słabej liczbie (VIDEO)

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

W decydującej fazie eliminacyjnej do Ligi Mistrzów Legia trafiła na Steauę Bukareszt. Wyjazd do Rumunii o dziwo nie cieszył się tak dużym zainteresowaniem jak przed dwoma laty, kiedy Legia grała z Rapidem w fazie grupowej LE. Wtedy na stadionie narodowym w Bukareszcie pojawiło się 2050 legionistów i 13 tysięcy miejscowych. Tym razem było nas tylko 700, a miejscowych aż 50 tysięcy.

Odizolować dzicz od normalnych ludzi!
SKLW zorganizowało dwa samoloty czarterowe do stolicy Rumunii, które wylatywały z samego rana w dniu meczu. Kolejny raz nie wszystkim udało się wylecieć o czasie. Samolot, który miał wzbić się w powietrze jako pierwszy, ze względu na usterki wystartował z przeszło dwugodzinnym opóźnieniem. Na pokładzie jednego z samolotów pojawił się sobowtór Dusana Kuciaka :). Osobna sprawa to wpuszczenie kibiców pośród normalnych ludzi na warszawskie lotnisko. Kto do tego dopuścił?! Najwyższy czas, aby MSW znalazło rozwiązanie tego problemu i odizolować bandytów od reszty społeczeństwa, tak aby ta normalna cześć nie była narażona na obcowanie z dziczą.

Pić trzeba umieć
Kilkaset osób w pojechało autokarami i samochodami, a trasa zajęła im ok. 20 godzin. W dniu meczu na mieście, choć było nas zdecydowanie mniej niż ostatnio, fani w białych koszulkach byli bardzo dobrze widoczni na ulicach Bukaresztu. Legioniści okupowali knajpki w centrum miasta. Niestety niektórzy chyba nie do końca rozumieją, że wyjazdy zagraniczne nie służą napierd... się, tylko godnym reprezentowaniu Legii Warszawa. Ci, którzy zaliczyli zgon i byli "wleczeni", po raz ostatni mieli możliwość wyjazdu i na sektor nie zostali wpuszczeni.

Na stadion najdłuższą drogą
Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, cała legijna grupa zebrała się o godzinie 17 na Piata Uniri. Stamtąd wszyscy przemaszerowali na pobliską stację metra by udać się na stadion. Chociaż trasa przejazdu powinna zająć nam jakieś 10 minut, rumuńska policja wymyśliła trasę naokoło i metrem podróżowaliśmy przeszło 30 minut. Po wyjściu z metra czekał nas jeszcze ponad 2 km marsz w stronę stadionu. Eskortująca nas policja zachowywała się wyjątkowo spokojnie. Żadnego prowokowania, pokazu siły itp., co przed dwoma laty zdarzało się na każdym kroku.

fot. Hagi / Legionisci.com

Pięć kontroli
W okolicy stadionu mogliśmy wymienić otrzymane wcześniej vouchery na bilety meczowe, a następnie w bardzo wolnym tempie byliśmy wpuszczani na stadion. Wszystkiemu winne kontrole, jakie wymyślili Rumuni. Każdy z nas był kontrolowany aż pięciokrotnie! Tym razem na szczęście nie było takich patologicznych sytuacji, jakie spotkały nas podczas ostatniej wizyty w tym miejscu - nie zabierano monet, kluczy itp. Policja i ochrona na stadionie odbierała natomiast kibicom zapalniczki i różne przybory czystości, np. tak niebezpieczne przedmioty jak szczoteczki do zębów. Kontrole były bardzo wnikliwe - szczególnie uważnie kontrolowano obuwie kibiców. Ze względu na duży zapas czasowy (zbiórkę w centrum miasta mieliśmy niemal 4 godziny przed rozpoczęciem meczu), wszystkim obecnym udało się bez problemu dotrzeć na stadion przed rozpoczęciem meczu.

Antyrządowy transparent
Ze względu na niesamowity upał (wieczorem ponad 30 stopni), sporym wzięciem cieszyły się zimne napoje w jednym punkcie cateringowym, jaki przygotowali dla nas Rumuni. Do kupienia było także piwo bezalkoholowe. W sektorze gości zawisło siedem flag oraz dwa transparenty. Pierwszy skierowany do polskiego rządu, który znowu rozpoczyna krucjatę anty kibolską:
"Dziękujemy za przyjęcie polskiego rządu w 1939 roku. Prosimy pilnie o powtórkę", drugi nawiązujący do właściciela rumuńskiego klubu, który siedzi w więzieniu: "Gigi Becali trzymaj się! Hanior cwel".

Konkretny ryk Rumunów
Steaua wystawiła na meczu dwa młyny - jeden naprzeciwko naszej trybuny za bramką, drugi, niedaleko nas - po przekątnej, na dolnym sektorze (max 1000 osób). Ten drugi dopingował o wiele bardziej melodyjnie, często samemu inicjując pieśni. Na początku spotkania zaprezentowali oprawę na jednej z trybun - kartoniadę "Unity" oraz przedstawiającą logo Ligi Mistrzów plus barwy klubowe oraz transparent "Nimeni nu ne poate invinge" ("Nikt nie może nas pokonać"). Prezentacja wyglądała przyzwoicie, ale szału nie robiła. Zdecydowanie większe wrażenie robił doping, jaki na początku spotkania zaprezentowali miejscowi. Trzeba przyznać, że z miejsca pokazali jak wiele ich dzieli od fanów Rapidu. Przed dwoma laty bez większych problemów przebijaliśmy się z dopingiem, tym razem na początku meczu nie mieliśmy na to żadnych szans. Tumult, jaki był na stadionie sprawiał, że trudno było usłyszeć prowadzącego doping "Starucha". Mimo to, nawet przez moment nie przyszło nam do głowy odpuścić. Co więcej, każdy musiał dać z siebie 200 procent możliwości, aby nasze wysiłki wokalne były w ogóle słyszalne. Z biegiem czasu, ryk miejscowych zmalał, a my rozkręciliśmy się na dobre.



Doping bez koszulek
Wielokrotnie śpiewaliśmy "Jesteśmy zawsze tam..." i hit z Wiednia. Zatańczyliśmy także walczyka "labada", a wśród pieśni nie mogło zabraknąć "Niepokonane miasto...", "Szkoła, praca...", czy "hymnu stolicy", czyli "Złodzieje i pijacy są...". Najlepiej wychodziło nam jednak głośne "Legia, Legia Warszawa", które na pewno słyszalne było na sektorach gospodarzy. Najlepiej świadczyły o tym gwizdy Rumunów, po tym gdy głośniej ryknęliśmy. Dobrze słyszalne było też głośne "Ceeeee...". Przez ponad połowę meczu cały nasz sektor dopingował bez koszulek.

Szał po bramce
Po bramce dla gospodarzy stadion oszalał. Przez kilka minut znów trudno było zebrać myśli, ale nie przestaliśmy śpiewać nawet na moment. Od razu skandowaliśmy "Hej Legio, jesteśmy z Wami", czy "Jazda z k...". Zdecydowanie lepiej doping wychodził nam po przerwie. Wiatru w żagle dodała bramka Koseckiego. Szał radości w naszym sektorze jeszcze trwał, gdy "Kosa" po raz kolejny trafił do siatki. Niektórzy przez parę minut nie zarejestrowali, że sędzia bramki nie uznał, rzucając się sobie w ramiona. Im bliżej było końca meczu, z naszej strony było coraz głośniej. Gospodarze ciskali zapalniczkami w Dusana Kuciaka - najlepszego zawodnika Legii w tym meczu. My tymczasem świętowaliśmy bardzo dobry wynik naszej drużyny, który bardzo przybliża nas do awansu do fazy grupowej Champions League. Pod koniec meczu nie mogło zabraknąć Mazurka Dąbrowskiego, który śpiewamy na każdym meczu naszego klubu w europejskich pucharach.



Wymiana uprzejmości
Po zakończeniu meczu, podziękowaliśmy naszym piłkarzom za walkę na całego i dobry wynik. Jako, że na opuszczenie stadionu musieliśmy poczekać ze 40 minut, po meczu miała miejsce wymiana uprzejmości z Rumunami tworzącymi młyn niedaleko nas. Jedni i drudzy skandowali niezbyt wybredne hasła pod swoim adresem, choć nie wiemy, czy obie strony rozumiały dokładnie swoje okrzyki. Z naszej strony śpiewano m.in. "Fiesta, fiesta, fiesta americana...", "Choćbyś się umył, psiknął perfumem, jesteś Rumunem, jesteś Rumunem". Steauę zapraszano do wizyty w Warszawie za tydzień okrzykiem "Hej Steaua, come to Warsaw", jednak aby nie łudzili się, że zostaną przyjęci chlebem i solą, nie zabrakło okrzyków "Warsaw Fans Hooligans". Później, gdy Steaua opuściła już stadion i zostaliśmy na nim tylko my, przez dobrych kilka minut śpiewaliśmy legijne i antypolicyjne pieśni.

Kamery na każdym kroku
Przy opuszczaniu stadionu, na każdym kroku rumuńskie media czekały na nas z kamerami. Podobnie zresztą było przed meczem, gdy miejscowi reporterzy nagrywali pochód legionistów. Podstawionymi czterema autokarami zostaliśmy przetransportowani na lotnisko, gdzie znowu... czekało na nas kolejnych kilka kamer. Przyjazd fanów z Łazienkowskiej przez miejscowe media został potraktowany niczym przyjazd wielkiej gwiazdy. Na Okęciu wylądowaliśmy ok. 3:30. Ci, którzy do Rumunii pojechali furami, z pewnością wciąż są w trasie.

Podsumowując - nasz doping stał na niezłym poziomie, ale liczba warszawiaków pozostawia sporo do życzenia. Nawet sezon urlopowy i trzeci wyjazd w europucharach nie jest w stanie usprawiedliwić niezbyt imponującej jak na nasze możliwości liczby wyjazdowej. Steaua natomiast pokazała, że potrafi dopingować na wysokim poziomie i stworzyć gorącą atmosferę. W Bukareszcie kibicowsko potwierdziła, że na swoim podwórku jest numerem 1.

Open the gate for ultras
Przed nami ligowy mecz z Lechią i rewanż ze Steauą na naszym stadionie. Na razie nie wiadomo, czy na to spotkanie otwarta będzie "Żyleta". Decyzja ma zapaść w piątek. Fani Steauy na meczu w Bukareszcie wyrazili swoje zdanie w tej kwestii, wywieszając transparent "Open the gate for ultras".

Frekwencja: 50655
Kibiców gości: 700
Flagi Legii: 7

Doping Steauy: 8,5
Doping Legii: 8

Autor: Bodziach

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.