Orlando Sa - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Felieton: Krok po kroku

voytek - Wiadomość archiwalna

Odetchnąłem z ulgą, naprawdę. W końcu ktoś w Legii przejrzał na oczy (a może czekał na odpowiedni moment?) i wbrew wszystkim powstałym od końca stycznia artykułom, broniącym odpowiedzialnych za transfery oraz trenera Henninga Berga, który miał odmówić wzmocnienia ataku, nowego napastnika sprowadził.

Pomimo przeciągających się negocjacji i trudnego finiszu, osoby decyzyjne wykonały zadanie, ale fanfar nie będzie, bo od lata ubiegłego roku niemal wszyscy zauważali brak klasowego snajpera. Ten brak najbardziej odczuwalny w europejskich pucharach, kiedy w co najmniej dwóch, trzech meczach Legia nie była zespołem gorszym lecz do zwycięstwa zabrakło typowego egzekutora.

Na szczęście nie czekano do lata i już zimą odrobiono lekcję. Jeśli prawdą jest, że na transfer najbardziej naciskał Michał Żewłakow to chapeau bas, bo to na niego spadła cała fala krytyki związana z brakiem wzmocnienia siły ognia warszawskiej drużyny. Gdyby nie dopięto transferu Sa, śmiem wątpić czy kolejne nazwiska z mitycznej listy były równie dobrze rozpracowane. Może po meczach sparingowych obecni na zgrupowaniach dostrzegli, że z Dwaliszwilim daleko nie zajedziemy, a Efir z Mikitą, biorąc pod uwagę ich niewielkie doświadczenie czy przebyte kontuzje, mogą w najważniejszych momentach sezonu zawieść - w meczach kontrolnych nie zdobyli żadnej bramki.

Liga ligą, nowy napastnik przychodzi głównie z myślą o Europie, gdzie bez klasowego napastnika i samymi remisami sukcesów nie osiągniemy. W razie braku transferu zimą, letni musiałby być dopięty w stu procentach znacznie wcześniej a margines błędu byłby praktycznie zerowy. Dzisiaj Berg dostaje pole manewru w ataku a skauting czas na ewentualną poprawkę, gdyby Sa okazał się klasycznym niewypałem. Przecież klasowy zespół, jakim powoli według zapowiedzi prezesa staje się Legia, nie może bazować na kaprysach jednego gracza lub farcie, że przesunięty do ataku Ojamaa zacznie seryjnie zdobywać bramki.

Do rzeczy. Paixao czy Sa, Sa czy Paixao? Kto pierwszy zmięknie, bo Legia przepłacać nie zamierzała. Śląsk drobnych nie chciał (choć pojawiały się szokujące kwoty rzędu 600 tysięcy euro, przy których powątpiewałem czy legijny skauting w ogóle istnieje), potem nie chciał nawet grubych od Turków, więc stanęło na portugalskim napastniku Orlando Sa, liderze strzelców ligi cypryjskiej. Portugalczyk ma za sobą grę w Sportingu Braga, FC Porto, CD National, Fulham Londyn (gdzie zaliczył siedem występów strzelając jedną bramkę) i AEL Limassol, skąd przychodzi do Legii i gdzie obserwowali go wysłannicy stołecznego klubu. Złośliwi powiedzą, zaraz zaraz, przecież w ubiegłym sezonie, kiedy obaj biegali po boiskach Wyspy Afrodyty, Paixao zaliczył 15 trafień a Sa tylko 5, czyli tyle samo co sprowadzeni latem na Łazienkowską Helio Pinto i Dossa Junior, którzy nad Wisłą furory nie robią. Można licytować się na liczby, czepiać, że dla Sa bieżący sezon jest chwilowym wyskokiem, jako że we wcześniej seniorskiej karierze - nie licząc wypożyczenia do trzeciej ligi - strzelił łącznie 13 bramek, czyli tyle ile w sezonie 2013/14 i że grający od lata na Cyprze były napastnik Śląska Wrocław Łukasz Gikiewicz nastrzelał tam już 8 bramek, a wcześniej przez trzy sezony w Ekstraklasie zaliczył trafień 9, co stawiałoby ligę polską znacznie ponad cypryjską.
Nieważne, na tę chwilę Portugalczyk wydaje się kandydatem idealnym, zarówno pod względem sportowym jak i finansowym. Na lepszych nas nie stać. Obserwowany od dawna jeszcze pod kątem zapotrzebowania Jana Urbana, niechciany na początku przez Hanninga Berga, w końcu zawitał do Legii. 25-letek ocierający się kiedyś o reprezentację Portugalii i ponoć będący wciąż w kręgu zainteresowań selekcjonera Paulo Bento. Debiut i zarazem jedyny występ zaliczył 11 lutego 2009 r. za kadencji Carlosa Queiroza w towarzyski meczu z Finlandią, kiedy 33 minuty przed końcem meczu zmienił Hugo Almeidę. Przy okazji reprezentacji ciekawostka: gdyby jakimś cudem załapał się na zgrupowanie a potem do kadry na Mistrzostwa Świata w Brazylii, to w decydującej fazie sezonu Legia musiałaby radzić sobie bez Orlando Sa. Pomimo mizerii w portugalskim ataku szanse iluzoryczne.

Wraz z pierwszymi przeciekami o zainteresowaniu pojawiały się pierwsze plotki o trudnym charakterze Portugalczyka, zamiłowaniu do imprez i „zbytniej ekspresji” na boisku, czego próbkę dał w niedawnym meczu z APOEL-em Nikozja, po którym został zawieszony na trzy mecze. Przeglądając historię występów trudno jednak doszukać się jakiejkolwiek czerwonej kartki. Legia, będąca klubem na europejskim dorobku, musi liczyć się z tym, że skoro pozyskuje piłkarza w kwiecie wieku, zdobywającego regularnie bramki i ocierającego się o reprezentację ze ścisłej czołówki, musi on mieć jakiś defekt. Inaczej nie zawitałby na Cypr ani do Polski. Z drugiej strony dość już grzecznych chłopców w Legii. Boiskowy wariat bardzo się tutaj przyda, nawet jeśli miałby „machać łapami”, to rozgrzeszać będą go bramki. Jedno "ale" znalazłem: wzmocnienie i tak silnej portugalsko-brazylijskiej kolonii, która jednak na początku pobytu może znacznie ułatwić wejście do drużyny.

Czy transfer zrobiony zbyt późno? Na pewno nie, bo Sa ma być przede wszystkim wzmocnieniem na puchary, a stwierdzenia o potrzebie aklimatyzacji można włożyć między bajki, kiedy zawodnik posiada odpowiednie umiejętności. Oczywiście Sa musi poznać pewne schematy. Na razie wystarczy dogrywać mu piłkę i jeśli ma smykałkę do zdobywania goli będzie strzelał jak Kenneth Zeigbo z Widzewem, a na resztę „zawiłości taktycznych” przyjdzie czas.

Legia notuje coraz lepsze wyniki finansowe, podpisując jak na polskie warunki lukratywne kontrakty sponsorskie, wzmacniając marketing, co okienko wykłada mniejsze lub większe pieniądze i na szczęście pomimo niemrawego początku zimowe okno kończy z przytupem. Jak mawiała pewna znana aktorka „pieniądze szczęścia nie dają, dopiero zakupy”, w tym przypadku uszczęśliwiające wszystkich internetowych wojowników o transfer napastnika, w tym mnie, wierzącego że stopniowo, krok po kroku zbudujemy klub na średnim europejskim poziomie. Kolejnym z kroków był transfer napastnika zimą. Najbliższe miesiące pokażą czy trafił się król pola karnego czy król Enklawy.


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.