Jan Urban na meczu w którym Legia odbierała mistrzostwo za sezon 2013/14 - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Felieton: Oddajmy Urbanowi, co urbanowe, a Bergowi, co bergowe

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Na portalu Weszło niedawno pojawił się tekst, w którym autor krytycznie odniósł się do słów Jana Urbana na temat traktowania Henninga Berga jako magika. W analizie przedstawione zostało porównanie zespołów obu trenerów, świadczące o tym, że Berg jest lepszym trenerem niż Urban. I możliwe, że tak rzeczywiście jest. Tyle, że Norweg żadnym cudotwórcą nie jest i pewnie sam nie chciałby za takiego uchodzić.

Autor we wnioskach odkrywa, że Berg zostawił w pierwszym składzie kilku tych samych zawodników, a resztę zrobił po swojemu: wprowadził nowe metody treningowe, zmienił taktykę i ma „inny sposób na grę”. Zarzuca przy tym Urbanowi, że zamiast „wylewać żale na łamach prasy” nie postawił na Radovicia w ataku, ba, wręcz uważa, że to go kompromituje. Problemem też jest podobno to, że u pana Janka mało grał Broź, Jodłowiec grywał w obronie, w środku pomocy był Furman, a na skrzydłach „Kosa” i Ojamaa.

Z tego wszystkiego wyłania się więc obraz trenera, który był po prostu słaby. Nie wiedział na kogo stawiać, źle dobierał taktykę i narzekał, zamiast ruszyć głową. Fakty jednak są następujące:

- Berg otrzymał po Urbanie gotową drużynę. Zbudowany był jej szkielet, który do tej pory opiera się na Kuciaku, Juniorze, Vrdoljaku i Radoviciu. To, że Henning Berg mógł wprowadzać nowe metody treningowe, zmieniać taktykę i sposób gry, to efekt pracy Urbana, który stworzył tę ekipę. W pierwszym zespole są praktycznie ci sami zawodnicy, którzy byli wcześniej. Berg za nieprzydatnego uznał jedynie Ojamęę, Łukasika, już wówczas rezerwowego, Dwaliszwiliego, który grał z musu, a nie dlatego, że tak chciał Urban (no i przez to, że strzelał z ucha, to nie był lubiany przez trenera) i pewnie też Furmana, choć nie wiemy, czy Norweg miał coś do powiedzenia przy jego odejściu. Co istotne, Urban przejął Legię w 2012 r., która była rozbita po kompromitacji na finiszu ligi. Zebrał graczy do kupy i poustawiał tak, że rok później w cuglach zdobyła tytuł.

- Urban nie siedział wyłącznie z założonymi rękami, jak to sugeruje pan autor. Biadolił, ale i szukał rozwiązań i też zmieniał piłkarzom pozycje na boisku. Zaczął od Koseckiego, którego z prawoskrzydłowego zrobił lewoskrzydłowym. Potem zobaczył prawego obrońcę w „Beresiu” i ten stał się odkryciem ligi. Jodłowca, kupionego na środek obrony, o czym mówił nawet prezes Leśnodorski, wystawiał w środku pomocy. Do tego Rzeźniczak znów został środkowym obrońcą (nota bene, to właśnie Urban przesunął go w 2007 r. na prawą obronę), w sytuacji, gdy kontuzje wyeliminowały z gry Astiza i Jodłowca. Oczywiście można mu zarzucać, że „Rado” nie grał jako fałszywa „9”. Tyle, że do Miro nigdy wcześniej w życiu tak nie grał. Czapki z głów więc przed Bergiem, że to dostrzegł, ale zarzucać Urbanowi, że tego nie zrobił jest przesadą.

- Broź grał na początku mało, bo też nie prezentował się najlepiej po przyjściu do Warszawy. Trafił zaś do nas, bo pewny wydawał się być transfer Bereszyńskiego do Benfiki. Łukasz miał więc być rywalem do miejsca w składzie dla „Rzeźnika”. Bartek jednak został i mieliśmy trzech prawych obrońców. No to siłą rzeczy, ktoś musiał siadać na ławce. Rzeźniczak został przesunięty do środka defensywy i o miejsce w składzie Broź rywalizował już tylko z „Beresiem”. I ten pierwszy zagrał aż w 18 meczach u Urbana (na 35), w większości od początku, a byłoby ich z pewnością więcej, gdyby nie kontuzja w listopadzie 2013 r. („Bereś” wystąpił w 19 spotkaniach).

- Jan Urban miał dużą słabość do Jakuba Wawrzyniaka i to na niego częściej stawiał w najważniejszych meczach. Brzyski rósł w tamtym czasie w oczach, był w świetnej formie, ale z początku grywał tylko wtedy, kiedy jego konkurent odpoczywał lub był kontuzjowany. Charakterystyczna sytuacja miała miejsce przed domowym starciem z Apollonem (0-1), kiedy to Wawrzyniak wrócił po kontuzji i decyzją Urbana wygryzł świetnie dysponowanego Brzyskiego. Z kolei w rewanżu z Lazio, jak i w kilku innych ligowych meczach, były polonista ustawiany był na lewym skrzydle, byle tylko zostawić miejsce reprezentantowi Polski. Dopiero Henning Berg w pełni zaufał Brzyskiemu jako obrońcy. Do tego stopnia, że niewiele później naburmuszony Wawrzyniak odszedł z klubu – pisze autor. Brzyski na lewej obronie grał w 17 meczach spośród 25, które rozegrał w rundzie jesiennej 2013 r. Czy tylko dlatego, że „Wawrzyn” był kontuzjowany? Nie sposób tego już zweryfikować. Pan autor najwyraźniej jednak wie, jak byłoby gdyby było. Ponadto, „Brzytwa” na lewej pomocy grał nie niekoniecznie dlatego, że w składzie musiał być Wawrzyniak. Brzyski na lewym skrzydle grał głównie w listopadzie 2013 r., kiedy Kosecki był albo kontuzjowany, albo grał słabo, a Żyro wypadł z powodu kontuzji na dwa ostatnie miesiące roku. Inna sprawa, że trudno się dziwić Urbanowi, że w meczach pucharowych stawiał na ogranego w Europie Wawrzyniaka. A tak na marginesie, „Rumiany” odszedł, bo to był ostatni moment, by cokolwiek na nim zarobić. W czerwcu kończył mu się kontrakt, a klub i niby rozkochany w nim Urban nie chcieli go przedłużać.

- Przy złej woli można oczywiście stwierdzić, że Jodłowiec był zapchajdziurą, a zamiast w pomocy, grał na środku obrony. Jednak na palcach jednej ręki można policzyć mecze od końca sierpnia do końca rundy jesiennej 2013 r., które Tomek zagrał na środku defensywy. A pojawiał się tam wtedy z reguły z konieczności, gdy wypadał Rzeźniczak albo Dossa. Warto też wspomnieć, że latem bardzo dobrze prezentował się Furman („Dominik Furman wersja 2.0”), mocno potem dołującego, a przy okazji znów przywołać słowa prezesa, który, gdy Dominik już odchodził, stwierdził, że sprzedajemy rezerwowego, bo w środku pomocy gra Vrdoljak z Jodłowcem.

- Kucharczyk i Żyro rzeczywiście zyskali najwięcej, choć u Urbana grali bardzo dużo (jesienią 2013 r. odpowiednio 26 i 19 meczów, z reguły jednak nie w pełnym wymiarze i przy tym Żyro stracił dwa ostatnie miesiące z powodu kontuzji), ale zazwyczaj słabo. U Berga stali się czołowymi postaciami – Żyro już wiosną, a „Kuchy” od początku tego sezonu. Norweg zmienił im też pozycje na skrzydłach, co okazało się genialnym posunięciem dla nich i dla zespołu.

- W lidze jesienią 2013 r. Legia Urbana punktowała ciut lepiej niż Legia Berga jesienią 2014 r. W obu przypadkach kończyła rok na 1. miejscu, choć bilans nie był zadowalający – przegrywała zbyt wiele meczów (odpowiednio 6 i 5), co wynikało z nieumiejętności pogodzenia meczów pucharowych z grą w Ekstraklasie. W tej kwestii więc nic się nie zmieniło. Kolosalna różnica nastąpiła zaś w wynikach i jakości gry w pucharach. Berg udowodnił, że jest świetnym szkoleniowcem i uzasadniona wydaje się być teza, że Legia potrzebowała zmiany na stanowisku trenera, by wykonać ogromny krok naprzód. Dostał on jednak zespół, który zebrał nieprzecenione doświadczenie w poprzednim sezonie. Ale bez wątpienia to w dużej mierze jego zasługa, że potrafił z tych doświadczeń wyciągnąć wnioski.

- Urban nie otrzymał takich wzmocnień, jakim było przyjście do klubu Sa i Dudy. Jego zespół po mistrzostwie w 2013 r. stracił kilku graczy, przede wszystkim Artura Jędrzejczyka i Danijela Ljuboję. Trener Berg objął zespół z niespotykanie szeroką, jak na polskie warunki, kadrą, do której dołączono jeszcze wspomnianą dwójkę. Nie mógł narzekać na braki na żadnej pozycji. Mógł dowolnie lepić zespół po swojemu.

Urban zdobył podwójną koronę w 2013 r., był o krok od awansu do Ligi Mistrzów, zagrał w fazie grupowej Ligi Europy i przynajmniej w połowie mistrzostwo 2014 było jego zasługą. Zbudował podwaliny Legii, która daje nam obecnie masę radości. To bardzo dobry trener. Berg w pięknym stylu zdobył tytuł w ubiegłym roku, a w jeszcze lepszym znalazł się o włos od Ligi Mistrzów i wyszedł z grupy w Lidze Europy. To żaden magik. To pracowity fachowiec z wizją, konsekwentnie ulepszający zespół, który przejął rok temu. I bardzo się cieszę, że jest z nami. To był świetny ruch władz Legii, choć byłem mu bardzo przeciwny, ale na szczęście nie miałem racji. Drużyny jednak nie buduje się w rok. Deprecjonowanie pracy Urbana nie ma zwyczajnie podstaw, o czym świadczą przytoczone wyżej fakty. Robienie zaś tego na siłę jest przy tym głupie i słabe. Nie uważam też, że Urban jest lepszym szkoleniowcem niż Berg. Nie jest, ale porównywanie obu trenerów nie ma sensu. Oddajmy więc Urbanowi, co urbanowe, a Bergowi, co bergowe.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.