Czarek Trybański pod koszem rywali był często faulowany. Na własnej tablicy zaliczył 9 bloków! - fot. Bodziach
REKLAMA

Efektowna druga połowa - relacja z meczu w Tychach

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Mimo wysokiej wygranej Legii z SKK Siedlce, kibice naszego zespołu nie byli do końca zadowoleni ze stylu w jakim została ona osiągnięta. W Tychach co prawda w pierwszej połowie legionistom nie szło najlepiej, ale koncertowa gra, jaką zaprezentowali po zmianie stron - zarówno w obronie, jak i w ataku, sprawiła że nasze wrażenia po tym meczu są zgoła inna.

Nasz zespół kolejny raz wystąpił w osłabieniu - trenerzy nie mogli skorzystać z czterech graczy, ale... ten stan trwa już na tyle długo, że chyba powoli wszyscy przywykli do takiego stanu rzeczy. Nasi gracze rozpoczęli od punktów Bierwagena, który dobił swój własny rzut. Chwilę później nieprzepisowo zatrzymywał Dymałę, a już w drugiej minucie spotkania Czarek Trybański zanotował swój pierwszy blok tego dnia. Z dziewięciu, jakie zgromadził w tym meczu. Niedługo później trójką odpowiedział najbardziej doświadczony zawodnik gospodarzy, Radosław Basiński. Tego dnia pięciokrotnie próbował swoich sił za 3 punkty, trafiając dwie z nich. Pozostałe były bardzo niecelne, a jedna z nich wzbudziła szyderczy śmiech na ławce legionistów. W kolejnych minutach Bierwagen z linii rzutów wolnych wyprowadził nasz zespół na prowadzenie, a następnie po efektownej akcji Łukasza Wilczka, posłał piłkę na lewo do Bierwagena, a ten markując rzut, odegrał szybko do znajdującego się pod koszem Marcela Wilczka, który skutecznie wykończył szybki atak warszawskiej drużyny.

W dalszej części pierwszej kwarty, nasi gracze pozwalali rywalom z Tychów na zbyt wiele i ci trafili kilka rzutów z bliskiej odległości. Po przewinieniu technicznym Bierwagena, jego miejsce na placu gry zajął Andrzej Paszkiewicz. Trzeba przyznać, że nasz skrzydłowy tego dnia spisywał się poniżej możliwości - szybko łapiąc cztery faule i grając nieskutecznie w ataku. GKS osiągnął w 8. minucie najwyższe prowadznie w tym meczu (17-10), gdy nieupilnowany Dymała skutecznie wykończył szybki atak miejscowych. W końcówce pierwszej partii meczu uaktywnił się Michał Aleksandrowicz, najpierw najpierw dwa rzuty wolne, a następnie efektownie kończąc akcję Łukasza Wilczka. "Panda" tego dnia spisywał się bez zarzutu - grał agresywnie w obronie, wymuszając straty wśród graczy GKS-u, a także skutecznie rzucając z dystansu (3/5 za 3), nie mówiąc o skutecznych wejściach pod kosz, gdzie parę razy wymusił dodatkowo przewinienie.

Początek drugiej kwarty to aktywna postawa Arka Kobusa, który dwukrotnie skutecznie wchodził pod kosz, doprowadzając do remisu 22-22. Czarek Trybański przy większości rzutów spod kosza był faulowany, jednak sędziowie nie zawsze widzieli jak gospodarze wieszali się na najwyższym zawodnikom. Wiele zmieniło się w drugiej połowie, kiedy gdy Trybański był już na parkiecie, raz za razem efektownie czapował rzuty rywali. Ponadto znów dwukrotnie sędziowie zaliczyli punkty GKS-owi, gdy Czarek blokował rzut, uznając że piłka opadała już do kosza i znajdowała się nad obręczą. W końcówce pierwszej połowy, w której nasi gracze popełnili zdecydowanie zbyt wiele strat, błysnął Marcel Wilczek, dwukrotnie trafiając spod kosza. Pierwsza połowa zakończyła się prowadzeniem gospodarzy 31-28. To mogło być wyższe, ale Trybański w ostatniej akcji drugiej kwarty dwukrotnie blokował rzuty Tomasza Deji.

Marcelowi tego dnia nie wychodziły jedynie rzuty za 3 - spudłował wszystkie cztery próby. Pod koszem był nie do zatrzymania, trafiając 9 z 10 rzutów, dodając do tego 6 zbiórek w ataku. W pierwszych minutach drugiej połowy prowadzenie zmieniało się kilka razy, a żadna z drużyn nie mogła odskoczyć na więcej niż 3 punkty. Dopiero w 26. minucie po trójce Łukasza Wilczka prowadziliśmy 40-35, a po akcji 2+1 w wykonaniu Kobusa i trafieniu hakiem Marcela, 47-39. Legia rozkręcała się z minuty na minutę, a przerwy, które zarządzał trener gospodarzy, na nic się zdawały. Największym problemem naszego zespołu były zbiórki na własnej tablicy. Bywało i tak, że tyszanie dwukrotnie ponawiali akcje. Gdy w końcu Legia poczuła moc, nie było szan by ją zatrzymać. Kilka akcji w wykonaniu naszego zespołu sprawiło, że ręce same składały się do oklasków. Tak było m.in. po niecelnym rzucie za 3 Kobusa (dostał piłkę zebraną w ataku przez Marcela), a Wilczek po rzucie Arka, wyskoczył w tempo i z powietrza dobił rzut kolegi. Tuż przed końcem trzeciej kwarty Olczak za 3 zmniejszył rozmiary prowadzenia naszego zespołu do 7 punktów. Legioniści próbowali jeszcze odpowiedzieć szybką kontrą, ale punkty Trybańskiego nie zostały zaliczone - tym razem sędziowie słusznie odgwizdali przewinienie w ataku na Dziembie.

Czwartą kwartę w roli środkowego naszego zespołu rozpoczął Damian Cechniak, który dał odpocząć Trybańskiemu. Niestety już na początku Cechniak został zablokowany przez Deję, a błagalne spojrzenie naszego zawodnika w stronę sędziego, na nic się zdało. Przez pięć minut nasz zespół nie pozwolił sobie rzucić punktu, ponadto w zaledwie dwie minuty GKS zaliczył aż cztery przewinienia. Legia tymczasem powiększała przewagę, głównie kończąc akcje lay-upami. Sygnał do ataku dał Łukasz Wilczek, który skutecznie minął obronę rywala. W kolejnej akcji Marcel dostrzegł "Pandę", a ten dynamicznym wejściem ponownie trafił do kosza. W 33. minucie Aleksandrowicz zaliczył trzeci w tym meczu przechwyt, zabierając na własnej połowie piłkę Sebrali, a następnie skończył akcję efektownym wsadem. Z minuty na minutę gra Legii nabierała tempa, a skuteczność była coraz wyższa. W pewnym momencie tyszanie zwątplili w możliwość doprowadzenia do remisu. "Panda" najpierw dwa razy pod rząd trafił za 3, a później odegrał do Marcela Wilczka, który zakończył akcję wsadem, będąc przy tym faulowanym. Po dodatkowym rzucie osobistym, nasz zespół prowadził już 75-51 na niewiele ponad 3 minuty przed końcem.

Swój zespół do ataków próbował jeszcze poderwać Basiński, ale bez efektu. Trenerzy Legii tymczasem wpuścili na boisko najmłodszego w naszym zespole Bartka Ornocha, a ten dwa razy z rzędu, w ciągu zaledwie 20 sekund, trafił za 3. Wtedy też osiągnęliśmy najwyższą w tym meczu przewagę (81-51). GKS zmniejszył rozmiary porażki dzięki dwóm celnym rzutom Bzdyry. Z naszej strony raz jeszcze z dystansu rzucał Ornoch, ale tym razem był faulowany, czego nie dostrzegli sędziowie. Wygrana 81-56 może nie odzwierciedla przebiegu całego spotkania, ale pokazuje jaka była przewaga naszej drużyny po przerwie. GKS stanowił wówczas tylko tło dla legionistów. Oby w kolejnych meczach było jeszcze lepiej. Szanse na zajęcie miejsca nawet w czołowej trójce ligi przed play-offami cały czas są.

Kolejny mecz legioniści rozegrają w niedzielę, 8 lutego na Torwarze z AZS-em Politechniką Poznań - najsłabszą drużyną ligi. Oby w tym meczu Legia zagrała bardziej agresywnie i skutecznie w porównaniu do spotkania z SKK.


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.