REKLAMA

Za dużo przestojów w grze - relacja z meczu ze Spójnią

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Przyzwoity początek, słaba druga i przeciętna trzecia kwarta... ale i tak nasz zespół miał szansę na wygraną w Stargardzie Szczecińskim. Niestety przy stanie 70-66, na 21 sekund przed końcem Marcin Stokłosa sfaulował rzucającego za 3 punkty Andrzeja Paszkiewicza. "Czarny" skutecznie egzekwując osobiste mógł zbliżyć nas na jeden punkt do rywali, a wtedy... wszystko byłoby jeszcze możliwe.

Niestety, rzucający Legii, który tego dnia świetnie radził sobie w rzutach z gry, z linii rzutów wolnych nie miał szczęścia (w całym meczu 1/6). Paszkiewicz spudłował wszystkie trzy osobiste i odrobienie w tak krótkim czasie, czteropunktowej straty było już zadaniem, którego nie wykonaliśmy. Co prawda w odpowiedzi, nasi zawodnicy szybko nieprzepisowo zatrzymali Rafała Bigusa, a ten ku naszej uciesze spudłował oba rzuty wolne... dzięki czemu mieliśmy jeszcze szansę. Tym razem Paszkiewicz nie miał czasu do namysłu i szybko oddał rzut za 3 - niestety niecelny. Kobus szybko musiał faulować Bigusa, który zebrał piłkę na własnej tablicy, a następnie trafił jeden z dwóch rzutów wolnych, tyle że po drugim z nich zbiórkę na naszej tablicy zaliczył Soczewski i to chwilę później on, z osobistych ustalił wynik spotkania na 73-66.

Dziś możemy gdybać, co by było, gdyby "Czarny" trafił trzy osobiste, albo cały zespół nie spudłował w całym meczu aż 11 rzutów wolnych. Niestety nasi gracze przedłużyli wyjazdową passę porażek z zespołami czołowej ósemki. Jak się okazuje, to nie przypadek, że nie potrafimy wygrać na obcych parkietach z drużynami, które zagrają w play-off. Spójnia była zespołem dobrze rozpracowanym. Legioniści obserwowali grę zespołu ze Stargardu podczas środowego meczu w Pruszkowie - inna sprawa, że ze Zniczem ten zespół zagrał zupełnie inaczej. Pozbawiony Rafała Bigusa, szukał przede wszystkim otwartych pozycji na obwodzie, oddając sporo rzutów z dystansu (14/33). Bez Bigusa Spójnia przegrała w Pruszkowie, ale na mecz z Legią środkowy był już gotowy do gry.

I swoje zrobił. Zdobył 9 punktów, ale do tego dołożył 13 zbiórek. W zespole Spójni trafiali zresztą inni - Marcin Stokłosa zdobył dla swojego zespołu 18 punktów, z czego aż 16 przed przerwą, gdy raz za razem trafiał za 3 punkty. Niespełna 50-procentową skuteczność miał także Piotr Pluta, który zdobył 17 punktów (6/13 z gry, z czego 3/7 za 3). Doświadczony zawodnik popełnił co prawda cztery straty, ale i odpowiedział dwoma przechwytami. Wyjściowa piątka Spójni grała przez zdecydowaną większość meczu. Aż trzech zawodników ze Stargardu (Bigus, Pluta i Soczewski) spędzili na parkiecie po 35 minut, a dwaj pozostali - Stokłosa i Koszuta ponad 28 minut. W naszym zespole trenerzy mogli pozwolić sobie na więcej rotacji, ale

Legia przyzwoicie rozpoczęła spotkanie, pod koniec pierwszej kwarty osiągając 4-punktową przewagę. Na początku drugiej kwarty udało się ją nawet powiększyć do stanu 20-13, ale niestety nastąpiła kapitalna seria Stokłosy, który czterokrotnie w ciągu dwóch minut trafił za 3 punkty, doprowadzając do stanu 30-22 na korzyść gospodarzy.



W końcówce pierwszej połowy nasi zawodnicy w końcu zaczęli odrabiać straty dzięki naszym rozgrywającym - "Kwiatek" rzucił 5 punktów z rzędu, później akcją 2+1 popisał się Łukasz Wilczek, a na trzy sekundy przed końcem II kwarty, Arek Kobus trafił oba rzuty wolne, doprowadzając do stanu 37-32. I wtedy... Łukasz Żytko oddał nieprawdopodobny rzut, który znalazł drogę do kosza i Spójnia prowadziła po pierwszej części spotkania 40-32.



Niestety na początku drugiej połowy zamiast odrabiać straty, nasi zawodnicy popełniali straty (Bierwagen, Trybański), a także rzucali niecelnie, bądź ich rzuty były blokowane przez Bigusa. W jednej z akcji, gdy legioniści byli bliscy popełnienia błędu 24 sekund, za 3 rzucał Czarek Trybański. W odpowiedzi "trójkę" trafił Pluta i po 25. minutach było już 13 punktów przewagi dla gospodarzy. Niestety od tego momentu nasi gracze stanęli na dobre. Nie wpadało nam nic - nie pomógł także wprowadzony na parkiet Grzesiek Malewski. Tuż przed końcem trzeciej kwarty stargardzianie prowadzili już różnicą 19 punktów (55-36). I nagle, w ostatnich 30 sekundach tej partii meczu nasi zawodnicy w końcu zaskoczyli, odrabiając 8 punktów z rzędu. Sygnał do ataku dała trójka "Czarnego", później niesportowe przewinienie odgwizdano Bodychowi, a Michał Kwiatkowski oprócz rzutu wolnego, trafił jeszcze dwa rzuty z gry. Przed ostatnią kwartą gospodarze prowadzili 55-44.

Niestety kolejny raz potwierdziło się, że nasz zespół gra strasznie nierówno. W pierwszych trzech minutach czwartej kwarty, zamiast odrabiać straty, ponownie zaczęliśmy tracić dystans - gospodarze prowadzili już 8-3 w tej części i 63-47 w całym meczu. Wróciliśmy jednak do gry, dzięki skutecznej postawie w końcówce z obwodu. Paszkiewicz, dwukrotnie Łukasz Wilczek i ponownie Paszkiewicz, kończyli nasze akcje rzutami za 3 punkty. Próbował jeszcze "Kwiatek", ale tym razem nieskutecznie, a rzut za 2 Marcela został zablokowany przez skrzydłowego Spójni. Po ostatniej "trójce" Paszkiewicza nasz zespół tracił cztery punkty do rywali. Strat odrobić się już nie udało.

Za tydzień legioniści pojadą do Łańcuta, gdzie czeka ich jeszcze trudniejsza przeprawa. Nasi gracze przegrali z Sokołem w Wilanowie 82-87, a Sokół we własnej hali w obecnych rozgrywkach jeszcze nie przegrał i może pochwalić się bilansem 11 wygranych. Wyniki legionistów w obcych halach pokazują, że sprawić niespodziankę będzie niezwykle trudno, ale my w to wierzymy. To ostatnia szansa na włączenie się do walki o trzecie miejsce przed play-off.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.