fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po meczu z Lechem

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Legioniści przegrali mecz, którego prawa przegrać nie mieli. Lech okazał się być słabą drużyną, nie wartą szczególnej uwagi, a już na pewno nie taką, która może napędzić nam stracha w człapance po tytuł. Jedynym rywalem Legii jest ona sama i mecz w Poznaniu był na to najlepszym dowodem. Robienie sobie samym krzywdy jest tym, co naszym zawodnikom wychodzi wiosną najlepiej.

1. Kolejny raz „Wojskowi” sami narobili sobie kłopotów. Tak było też w meczu PP we Wrocławiu, tak w Amsterdamie, w rewanżu z Ajaxem i ze Śląskiem, jak również w spotkaniu z Wisłą. We wszystkich tych starciach traciliśmy bramki na własne życzenie, w konsekwencji koszmarnych błędów indywidualnych. Przy Bułgarskiej było tak samo. Nasi mieli mecz pod kontrolą, oglądało się go spokojnie i, zwłaszcza po początku drugiej połowy, można było być dobrej myśli. Obrona spisywała się bez zarzutów, a Malarz był bezrobotny i jeśli już bronił, to uderzenia, z którymi nie miał większych kłopotów. Najwyraźniej jednak postanowił na siłę zaistnieć. Jego wyjście z bramki w 61. minucie było tak absurdalne, że trudno oddać je słowami. Spójrzcie sami na sytuację: od bramki było daleko, Astiz już dobiegał do Hamalainena. Bramkarz nie miał żadnych przesłanek, by ruszać się z pola bramkowego.

fot. Ekstraklasa.tv

Dziwne, stary facet, a robi takie głupoty.

2. Postawa Legii nie tyle niepokoi, co już martwi. Ostatni dobry mecz zagraliśmy bowiem w grudniu przeciwko Trabzonsporowi. W kolejnych 11 spotkaniach wygraliśmy raptem 2 razy: dość szczęśliwie z przeciętnym Podbeskidziem i beznadziejnym Śląskiem. Poza tym 4 remisy i 5 porażek. Zatrważający bilans, jak na mistrza Polski. W lidze mamy już 7 przegranych i to już jest za dużo, a do końca sezonu aż 12 kolejek. Paradoksalnie, w obecnej sytuacji w tabeli, obrona tytułu możliwa będzie i przy jeszcze paru porażkach. Ot, specyfika ligi, w której gra jeden poważny klub. A że zaangażował się on w wolontariat, to charytatywna wiosna Legii trwa w najlepsze.

3. Nie mamy w zespole lidera. Już nie chodzi tylko o umiejętności sportowe, ale też o walory mentalne. Potrzeba faceta, który w trudnych momentach zbierze kolegów w garść, nakręci, zmotywuje, popchnie do ataków, gdy trzeba gonić wynik. Brak takiego boiskowego autorytetu, jakim był Radović, a wcześniej Ljuboja, czy Vuković (nota bene - sami Serbowie...). Teraz, gdy Legia przegrywa, to wszyscy patrzą po sobie i jeden liczy na drugiego, a drugi na trzeciego.

4. Po raz pierwszy trener Berg nie tylko nie pomógł zespołowi w trakcie meczu, ale wręcz zaszkodził. Przede wszystkim Legia zagrała od początku meczu w 10 na 11. Gra w zespole mistrza Polski przerasta (na razie?) Masłowskiego. Do tego Norweg zdecydował się wpuścić na stałe do bramki Malarza, a ten zawalił mu mecz. Odpowiedzialność spada więc też na trenera. Dziwić może też sztywne przywiązanie do pary środkowych pomocników. Vrdoljak bowiem w obecnej formie nie jest w stanie wywiązać się z powierzanych mu obowiązków. Jodłowiec zaś to chimera – nigdy nie wiadomo, jak zagra. W niedzielę akurat było nieźle, ale wydaje się, że więcej dobrego mogłoby dać wystawienie z nim głodnego gry Furmana, który w dodatku jest znacznie bardziej dynamiczny od ociężałego Chorwata. Przede wszystkim jednak, Berg nie potrafił pomóc drużynie z ławki. Legia po dwóch szybkich ciosach, wyglądała, jak zamroczona, potrzebowała przetasowań. Oczywiście, przy 0-2 i grze w osłabieniu, trudno coś wymyślić, ale wydaje się, że można było dokonać zmian w składzie, spróbować dać zespołowi pozytywny bodziec. Tego zabrakło.

5. Zabrakło też napastnika. Od czasu odejścia Radovicia gra bez atakującego Legii nie wychodzi (inna sprawa, że w ogóle szwankuje ofensywa). Brak napastnika był w Poznaniu szczególnie odczuwalny. Oczywiście, zgodnie z koncepcją trenera, skrzydłowi często schodzili do środka, graliśmy często de facto 4-2-2-2. Dobrze to wyglądało, ataki były nawet płynne i stwarzały problemy lechitom, ale tylko do pola karnego, bo tam nie mieliśmy nikogo, kto by akcje zakończył. Gdyby zaś zamiast plączącego się po boisku Masłowskiego, był napastnik, mogłoby to wyglądać znacznie lepiej. Wydaje się, że trener tym razem przekombinował. Ale cóż, skoro Sa był tak bardzo kontuzjowany, że klub informuje o tym 25 minut przed meczem, to Berg miał bardzo ograniczony wybór.

6. Zresztą Sa i tak by nie wybiegł w pierwszym składzie. Wynika to ze słów Berga, który przed meczem stwierdził, że żałuje, że nie ma Orlando, bo zawsze jest wartościowym zmiennikiem (czy jakoś tak)… Nie od dziś wiadomo, że relacje między tymi panami nie są dobre. Portugalczyk nie może przestać się dziwić, że mimo, iż regularnie trafia do siatki, jest najlepszym snajperem zespołu, to tak naprawdę nigdy nie dostał szansy na regularne granie. Takich 5-7 meczów, że bez względu na efekty bramkowe miałby pewny plac. A to zawodnik, który lubi być doceniany. Norweg zaś mocno zapamiętał sobie lenistwo Sa z początków jego pobytu w Warszawie. Czy to jedyny powód? Możliwe, że nie, ale trudno się dowiedzieć czegokolwiek więcej na ten temat. W klubie wszyscy nabrali wody w usta.

7. Po tzw. hicie Ekstraklasy było Gran Derbi. Nie ma sensu zestawiać tych drużyn i zawodników, ale jedna rzecz rzuciła mi się w oczy. Gdy nasi piłkarze tracili piłkę w środku pola, to środkowi pomocnicy, nie tylko nie nadążali z powrotem, ale nie mieli siły (a może nie chciało im się?) szybko wracać, bo, jak sądzę, obstawiali, że i tak boczni obrońcy ze środkowymi sobie poradzą. W tym meczu w Barcelonie nie było czegoś takiego. Gdy była strata w środku boiska, to od razu był też pełen gaz środkowych pomocników i powrót. Modrić, Isco, Kroos, Mascherano, Rakitić, Iniesta – zasuwali z wysuniętym ozorem. Jakże różni byli od majestatycznych, przesuwających się niczym SS "Batory" Vrdoljaka i Jodłowca…

8. Mistrzostwo Polski to absolutne minimum, które Legia osiągnie. Lech jest zbyt słabym zespołem, by nam w tym przeszkodzić, a inne ekipy w ogóle się nie liczą. Przerwa reprezentacyjna to dobry czas, by wejść na właściwe tory. Przestać kalkulować, kombinować i po prostu zacząć wygrywać. Trener Berg musi udowodnić, że potrafi radzić sobie nie tylko z gotową drużyną, którą może udoskonalać, ale i z kryzysem w zespole. Pora to udowodnić. I tylko w tym wszystkim szkoda, że zamiast iść w górę, znów równamy w dół...

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.