Jakub Rzeźniczak walczył do końca - fot. Kamil Marciniak / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po meczu z Lechią

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Sprawa jest oczywista: zespół, który przegrywa 8 razy w sezonie to dupa, a nie mistrz. W XXI w. dwukrotnie zdarzyło się, by drużyna notująca 8 porażek była mistrzem. W 2011 r. była to słabiutka Wisła, a rok później jeszcze gorszy Śląsk. Legia miała równać w górę, rozwijać się, a tymczasem zespół się rozłazi, czemu nie zaprzeczają nawet sami zawodnicy. W Gdańsku, podobnie, jak 3 lata temu, oglądaliśmy apogeum rozpadu. Na szczęście teraz jest jeszcze czas na wariant naprawczy last minute.

1. Legia nie miała żadnego pomysłu na sforsowanie obrony Lechii, bo jednak trudno nazwać pomysłem długie piłki grane na Sa i Kucharczyka. Mistrzowie Polski odstawili rąbankę i to taką, w której gospodarze łatwo się połapali. Nie byliśmy w stanie niczym zaskoczyć gdańszczan. Było tylko dwóch zawodników, którzy próbowali brać na siebie ciężar kreowania gry zespołu – Jodłowiec i Guilherme. Obaj jednak byli niedokładni i w efekcie niewiele z ich wysiłków wynikało. Duda jest cieniem samego siebie, Vrdoljak to samo, Kucharczyk nie jest od rozgrywania, Sa zajeżdżał się w pojedynkach z obrońcami. Nie ma komu poprowadzić gry.

2. „To nic złego, że Legia gra z kontrataku. Zespoły Mourinho też tak grają” - spotkałem się ostatnio z taką tezą. Mecz w Gdańsku tak dobitnie pokazał na czym polega różnica, że już chyba nikt nie może wątpliwości, że to styl właściwy dla Legii. W skrócie: zespoły Mourinho mają wybieganych, dobrych w odbiorze, a zarazem kreatywnych środkowych pomocników. Takimi byli w Chelsea Lampard, Essien, Makelele, w Interze Cambiasso, Thiago Motta, Stanković, w Realu Xabi Alonso, Khedira, a teraz w Chelsea Fabregas, Willian, Ramires i Matić. Praktycznie wszyscy ci zawodnicy gwarantowali/gwarantują kontrolę poczynań w środku pola, regulowanie tempa gry i dawali/dają najwyższy stopień precyzji podań. Do tego dla skutecznego kontrowania konieczne jest posiadanie świetnych skrzydłowych. Robben, Duff, Joe Cole, Eto`o, Cristiano Ronaldo, Di Maria, Oezil, Hazard, Oscar... No i teraz zestawmy sobie to wszystko, z tymi, których oglądamy w barwach Legii. To nie ma prawa wypalić. Już pal sześć skrzydłowych, bo ci nasi potrafią wznieść się na wyżyny polskiej ligi, czy nawet w Lidze Europy. Ale środek pola to koszmar. Vrdoljak po prostu nie potrafi kreować gry, a Jodłowiec to gość, który jeszcze 2 lata temu był uznawany za jednego z czołowych środkowych obrońców ligi. „Jodła” ma swoje niezaprzeczalne atuty, ale on już osiągnął swoje maksimum i lepszy nie będzie. Nie można na nich liczyć przy budowaniu akcji, a jeden dokładny przerzut poprzedza kilka fatalnych. Z takimi środkowymi pomocnikami nie mamy prawa skutecznie kontrować.

3. Od odejścia Radovicia nie ma również Dudy. Serbski tata Ondreja wyjechał i Słowak poczuł, że nie ma już nad nim parasola ochronnego, że to on ma obowiązek wziąć teraz grę na siebie. Był tego świadomy i wmawiał sobie, że jest gotowy. Wygląda na to jednak, że nie jest. A już na pewno nie jest w pełni zdrowy i przynajmniej od miesiąca gra na blokadzie. Tzn. wybiega na boisko, bo trudno to nazwać grą. Słowak miał problemy ze stabilizacją formy, miewał w meczach tylko efektowne i często efektywne przebłyski, ale teraz nie ma nic. Snuje się na murawie i frustruje kibiców, trenerów, a najbardziej samego siebie. Nie sposób określić, czy słaba forma bierze się z problemów ze zdrowiem, czy też kłopoty te pogłębiają fatalną dyspozycję Ondreja. Fakty są zaś takie, że Duda często chamsko traktuje rywali na boisku i lubi w ten sposób dawać upust swym złym emocjom. W końcu za takie zachowanie zasłużenie obejrzał czerwoną kartkę i osłabił zespół. Można z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że jest jednym z głównych winowajców tej porażki. I szkoda, że Ondrej tak naprawdę kierował pretensje wyłącznie do arbitra.

4. Szukanie winnych poza sobą, to ostatnio domena legionistów. Nasi zawodnicy przywykli do łatwych usprawiedliwień. Każde niepowodzenie da się wyjaśnić: w Poznaniu przegrali, bo wyleciał Malarz, a tak to byli znacznie lepsi, z Wisłą przeważali, ale nie chciało wpaść, z Ajaxem zagrali świetne 45 minut ze 180 dwumeczu, przeciwko Jagiellonii to myślami byli już w Amsterdamie, a w inauguracyjnym spotkaniu we Wrocławiu, to wiadomo – pierwsze koty za płoty. To w dużej części wina Berga i sterników klubu. Ciągłe powtarzanie, że wszystko jest dobrze, bo jesteśmy na 1. miejscu i wciąż gramy o Puchar Polski miało pozytywnie motywować piłkarzy i zdejmować z nich presję. Problem w tym, że w Polsce to tak nie działa. Większość polskich zawodników w ten sposób najłatwiej… zdemotywować, rozleniwić. Wieczne głaskanie po głowach kończy się zawsze, ale to zawsze, tym samym – rozmowami wychowawczymi z kibicami. Polskim piłkarzem trzeba czasem dla równowagi wstrząsnąć. Przy tym niektórzy legioniści zachowują się tak, jakby nic złego się nie działo. Unikają odpowiedzialności, wzięcia na klatę sytuacji, przyznania się, że mają problem. A jednocześnie niektórym ewidentnie nie zależy. Tacy Masłowski i Broź wychodzili z szatni po meczu z Lechią uśmiechnięci od ucha do ucha. Jakże kontrastowało to z widokiem zajechanego i wściekłego na maksa „Rzeźnika”...

5. W Gdańsku wyraźnie widać było, że Legia jest syta. Większość zawodników wygląda tak, jakby dwa tytuły mistrza z rzędu już im wystarczyły. Część zbliża się ku końcowi kariery, z częścią klub nie przedłuży kontraktów, część szykuje się do wyjazdu za granicę. Oni już nie myślą o mistrzostwie, nie śnią o Lidze Mistrzów. Interesują się swoimi sprawami. Oczywiście są i kocury, którym ciągle mało i mało. Ale są i wieczni, życiowi minimaliści, dla których sam kontrakt w Legii jest sufitem możliwości.

6. Co ma w głowie Berg, skoro na najważniejsze mecze wysyła niewyleczonych piłkarzy? Niedawno Brzyski długo czekał na zgodę na operację, na środkach przeciwbólowych grywał Kosecki, teraz to samo jest z Dudą. Sprawa jest prosta. Gdy Norweg jest w potrzebie, to zdrowie zawodników schodzi na dalszy plan. Wynik determinuje wszystko. Może to i słuszne podejście? Może tak wygląda nowoczesna piłka?

7. Mecz z Lechią był typowym starciem na 0-0. Do momentu czerwonej kartki Dudy, jedni nie byli w stanie zrobić krzywdy drugim, a i w dziesięciu Legia długo mądrze się broniła. Dopiero w ostatnim kwadransie zaczęła zbyt głęboko wpuszczać lechistów i gra toczyła się głównie na obrzeżach naszego pola karnego. W końcu jednak gospodarze, po indywidualnym błędzie legionisty, dopięli swego i zdobyli zwycięską bramkę.

8. Defensywa była w Gdańsku silnym punktem i niewiele zabrakło, by po raz 3. z rzędu zakończyła spotkanie bez straty gola. Linia obronna w końcu spisała się dobrze, jako całość. Kuciak bronił kapitalnie, choć pracy miał mało. Skrajni defensorzy dość skutecznie radzili sobie z rywalami, a środkowi czyścili wszystko i efektywnie naprawiali błędy kolegów. O wyniku zadecydował i o końcu krótkiej bezbramkowej serii naszej obrony zadecydował błąd Brzyskiego.

9. Jaki jest sposób na Legię? Są dwa. Albo zaatakować ją wysoko zorganizowanym pressingiem i sama się pogubi, albo poczekać na nią na swojej połowie, bo i tak nie ma komu wśród „wojskowych” dokładnie rozegrać akcji, nadać im płynności, uregulować tempa. Pierwsza opcja jest dla lepszych zespołów i to akurat Lechii wychodziło całkiem nieźle. Druga to wersja bardziej dla ubogich, tj. słabszych ekip. Skuteczność jednak podobna.

10. Wśród legionistów jeśli kogoś można pochwalić, to na pewno Kuciaka i Rzeźniczaka. Budująca była też postawa Guilherme, który niesamowicie pracował na całym boisku. Wprawdzie był na bakier z dokładnością w ofensywie, ale parokrotnie świetnie ogrywał przeciwników. Co jednak najlepsze – Brazylijczyk kapitalnie spisywał się w grze obronnej. Tu warto się zatrzymać i zastanowić, czy to właśnie nie przez obowiązki defensywne „Gui” nie miał dość siły, by precyzyjnie podawać?

11. Vrdoljak niedawno opowiadał, że na koniec rundy zasadniczej chciałby mieć 10 punktów przewagi nad Lechem. Dziś brzmi to, jak klasyczny żart – suchar. Szkoda, że zamiast patrzeć do przodu, ku Lidze Mistrzów, wciąż musimy oglądać się na jedyny inny zespół z aspiracjami, grający w naszej zapyziałej i egzotycznej sportowo lidze. A przywykliśmy już, że mamy to za sobą.

12. Dymisja Berga - to pojęcie do niedawna brzmiało jak science fiction. Pora się jednak zastanowić, co należy zrobić, jeśli Legia jednak nie wygra mistrzostwa. Po odejściu Radovicia, na którym oparta była cała koncepcja gry ofensywnej zespołu, Dariusz Mioduski powiedział, że Berg musi umieć zarządzać kryzysem. Norweg nie tylko nie opanował sytuacji, ale wydaje się, że doprowadził do pogłębienia problemu. Wciąż jest wprawdzie o krok od wygrania wszystkiego. Nawet jednak jeśli się to mu uda, to głównie dlatego, że obecnie Legia jest silna jedynie słabością swoich rywali. Zwolnienie Berga jest więc w tej chwili jednym z kilku realnych rozwiązań.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.