Adrian Mroczek-Truskowski - fot. Bodziach / Legionisci.com
REKLAMA

Mroczek-Truskowski: Trzeba szybko zapomnieć o tym spotkaniu

Radosław Kaczmarski, fot. Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Adrian Mroczek-Truskowski notujący w obecnym sezonie średnio 12 punktów w meczu, wczoraj zapisał na swoim koncie zaledwie trzy oczka. Po czwartym meczu w rywalizacji Legii ze Stalą, zawodnik podzielił się z nami m.in. swoimi opiniami na temat przebiegu spotkania:

Skuteczność to chyba słowo klucz podsumowujące dzisiejsze spotkanie. Wczoraj Wam niezwykle dopisywała, ale dziś już zawiodła.
Adrian Mroczek-Truskowski: Dokładnie, powtarzam od początku sezonu, że mamy taki styl gry, który tak naprawdę jest uzależniony od naszej skuteczności. Każdy trener drużyn pierwszoligowych, które się z nami mierzyły, dobrze o tym wie. Mamy zawodników, którzy zwykle są skuteczni, ale zdarzają się momenty kiedy jest inaczej i ta gra wygląda właśnie tak jak dziś. Nie ma sensu jednak zrzucać na to całej winy za wynik. Jeśli nasz atak kuleje, mamy ograniczoną rotację i gramy mecz dzień po dniu, to wyzwaniem jest wygrać taki pojedynek. Musimy w środę znaleźć sposób aby trafić do obręczy.

Legia dziś zaczęła mocno od samego początku, wyglądało to inaczej niż wczoraj. Wynikało to trochę z Waszej strategii na ten drugi mecz, czy gospodarze zaskoczyli Was swoją postawą?
- Mieliśmy swój plan, ale trzeba przyznać, że legioniści nieźle weszli w mecz, szukali Czarka, wejść Łukasza Wilczka i byli skuteczni w tym co robili. Nam parę rzutów nie wpadło i tak się zaczęło, trochę pierwsza kwarta nam 'uciekła'. Play-off to taki czas, w którym często czwarta kwarta decyduje. Właśnie wtedy udało się nam dojść do Legii w ważnym momencie, ale czegoś zabrakło.

Dwie trojki legionistów, Kobusa i Aleksandrowicza, podcięły Wam wtedy skrzydła?
- Niewątpliwie tak. Zwykle tak jest, że po złym ataku w końcówce, mści się to celną trójką rywala, albo efektowną kontrą. Takie rzeczy często zabierają chęć do gry, ale nie jesteśmy drużyną, która spuszcza głowę. Była jeszcze walka, graliśmy swoje, to co mogliśmy, to daliśmy z siebie. Weszli rezerwowi i chyba zostały tylko cztery punkty przewagi Legii. Jest na szczęście piąty mecz. Trzeba szybko zapomnieć już o tym spotkaniu moim zdaniem.



Jak zapowiada się ten decydujący mecz? Wojna nerwów od początku do końca?
- Patrząc na naszą rywalizację to ewidentnie widać, że kto będzie skuteczny, będzie miał swój plan i będzie go konsekwentnie realizował, zapewne wygra. Wcześniejsze mecze pokazały, że nie było jakiejś dominacji z żadnej ze stron, nikt nikogo nie pogromił różnicą 20 punktów. Trzeba liczyć, że będą nam wpadać trójki.

Legia zagrała dziś dość agresywnie, zwracaliście uwagę sędziom na twardą grę rywala, ale teraz, po meczu, macie o to żal, czy to po prostu element walki?
- Absolutnie żadnych pretensji nie mamy, oczywiście nikt nie chce być przepychany, ale to są przecież play-offy. Cieszę się, że ta walka jest, mimo że często na pograniczu faulu, ale sędziowie na to pozwalają. Legia jest agresywna, gra szeroką rotacją, a trener Bakun niekoniecznie zwraca uwagę na to, co dany zawodnik może dać w ataku, tylko daje zadania defensywne. Zmieniają się jeden za drugim, to jest ich atut. Nękają, bronią mocno, nawet kosztem faulu. Jest ich więcej od nas, choć w teorii na ławce jest nas tyle samo. Taki jest ich styl gry, mówiłem przed tą serią, że to jest główna broń Legii - tuż po szybkim ataku, który również świetnie przeprowadzają.

W trakcie meczu doznałeś urazu, ale wróciłeś na parkiet, więc chyba to nic poważnego?
- Wszystko w porządku, podkręciłem trochę kostkę. Nadepnąłem nieszczęśliwie na Aleksandrowicza i tak to się stało.

Rozmawiał Radosław Kaczmarski


REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.