fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po meczu z Lechią

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Legia znów nie potrafiła wygrać w Gdańsku i po słabym meczu tylko zremisowała z gospodarzami 0-0. Przez to „Wojskowi” praktycznie stracili szanse na obronę mistrzostwa. Było to spotkanie typowe dla legionistów – nie grali dobrze, przez długi czas grali źle, oddawali pola rywalom, a gdy ci opadli z sił nasi zawodnicy wrzucili trzeci bieg i stworzyli sobie kilka dogodnych okazji bramkowych. Tym razem jednak nie starczyło czasu, by wygrać.

1. Historia lubi się powtarzać. W 2012 r. Legia też była murowanym kandydatem do mistrzostwa, ale grała słabo przez całą rundę wiosenną. Na 2. kolejki przed końcem wciąż jednak liderowała i pojechała do Gdańska. Tam przegrała, co w praktyce pozbawiło ją szans na tytuł. Tym razem było lepiej, bo legioniści zremisowali, ale efekt jest ten sam – niemal pewne wicemistrzostwo…
2. Gdańsk + Musiał = strata punktów. We wspomnianym meczu sędziował Tomasz Musiał. Podobnie było w grudniu 2013 r., gdy Legia przegrała z Lechią 0-2, a arbiter wypaczył wynik. Tym razem nie sposób cokolwiek zarzucić sędziemu z Krakowa. Może oprócz tego, że nie jest on szczęśliwy dla „Wojskowych”.
3. „Bergizm”. Wiele osób wciąż pieje z zachwytu nad zdolnościami taktycznymi naszego trenera. Legia gra wreszcie według określonego schematu, powiadają. Problem w tym, że ten schemat jest jeden, a co gorsza – nie daje żadnych efektów. „Bergizm” to gra z kontrataku, szybkie przenoszenie ciężaru gry na połowę rywali, mocne eksploatowanie skrzydeł, siła i wytrzymałość, a nade wszystko efektywne stałe fragmenty gry. To też nieudolny pressing i bałagan przy budowaniu ataku pozycyjnego. Wszystkie elementy oglądaliśmy w Gdańsku. Legii od dawna brakuje jakości, świeżości i błysku, a mimo tego mogła wygrać kolejny mecz. Pozwoliła wyszumieć się rywalom i gdy ci w II połowie stracili siły, ruszyła do ataków. Jednak, tak, jak pisałem po meczu przeciwko Wiśle, taka gra to ogromne ryzyko. Po prostu nie zawsze starczy czasu, by wepchnąć bramkę.
4. Tak Berg kraje, jak mu materii staje. Może się wydawać, że Legia w obecnym stanie osobowym musi grać w ten sposób. Nie ma bowiem odpowiednich piłkarzy, by kreować grę, rozgrywać w sposób przyjemny dla oka. A nawet jeśli ma, to są oni całkowicie bez formy (Duda, Masłowski), bądź nie potrafią udźwignąć ciężaru prowadzenia gry (Guilherme). Czy można więc winić Berga za jego „bergizm”? Z pewnością można zarzucić mu niewłaściwe przygotowanie fizyczne zespołu. Przeciwko Lechii legioniści zagrali więc na miarę możliwości. Nie można im nawet zarzucić, że nie walczyli. Po prostu nogi ich nie niosą. Większość z nich rozegrało w tym sezonie o 10 meczów więcej niż inni ligowcy. Widać było tę różnicę w Gdańsku i we wcześniejszych spotkaniach. Różnicę, której Berg nie umiał zniwelować.
5. Główka Żyry. Nie wiem, jak to się stało, że on nie trafił w końcówce. Zrozumiałbym, gdyby bramkarz obronił jego strzał. Zrozumiałbym, gdyby uderzył głową niedokładnie, różne rzeczy się zdarzają. Ale Żyro w dziecinnie prostej sytuacji posłał piłkę głową jakieś hektary od bramki. Tego się nie da wytłumaczyć. Kazimierz Sokołowski, który poświęca godziny na zajęcia indywidualne z zawodnikami, a z Michałem przez długi czas trenował uderzenia głową, musiał dostać palpitacji serca…
6. Berg nie umie przegrywać. To co Norweg wygadywał po meczu w Gdańsku przechodzi ludzkie pojęcie. Facet ewidentnie nie ma wstydu, nie potrafi wziąć na siebie odpowiedzialności za przegranie ligi w fatalnym stylu. Żenujące, że takie bzdury wypowiada trener Legii Warszawa, wielkiego, dumnego klubu. W świat poszedł jednak przekaz, że jego szkoleniowcem jest mały, zaściankowy, zakompleksiony człowieczek, który wszędzie węszy spiski.

Autor: Qbas
Twitter: QbaLL
KO na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.