Orlando sa po finale Pucharu Polski. W tle Henning Berg - fot. Kamil Marciniak / Legionisci.com
REKLAMA

Felieton: Koniec SAgi

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Orlando Sa kończy swoją przygodę z Legią. Z tego co wiemy, w poniedziałek zwolnił mieszkanie w Warszawie, a prezes Leśnodorski w wywiadzie potwierdził, że po ostatnim wyskoku dla Portugalczyka nie ma już miejsca w naszym klubie. Historię pobytu Orlando w Legii opisaliśmy niedawno. Warto jednak poświęcić parę słów temu, co wydarzyło się podczas meczu przeciwko Górnikowi i konsekwencjach z tego wynikających.

W okolicach 20 minuty gry Sa wykonał sprint pod polem karnym gości, po którym złapał się za mięsień uda. Wyglądało to groźnie, ale nasz napastnik nie zgłosił od razu potrzeby zmiany. Uczynił to dopiero parędziesiąt sekund później. Berg nie zareagował. Saganowski, który ostatecznie wszedł na boisko, nie dostał sygnału, że ma się rozgrzewać.

Sytuacja ta najwyraźniej mocno rozjuszyła Portugalczyka, który w 23 minucie, nie czekając na zmianę, po prostu zszedł sobie z boiska. Zlekceważył przy tym krzyczącego w jego kierunku Berga. Zrezygnowany Norweg popukał się w głowę, a zawodnik podążył prosto do szatni, z której już nie wrócił. Nie pojawił się też na ceremonii wręczenia srebrnych medali.

Fakty są takie, że Berg nie przygotował zmiany mimo sygnału od piłkarza, co jest niewytłumaczalnym skur…syństwem. Sa jednak zachował się równie skandalicznie - po prostu miał w poważaniu kolegów, kibiców, Legię i najzwyczajniej w świecie poszedł sobie do szatni. Nie miał zamiaru ryzykować zdrowia. Jego wybór, można to zrozumieć, choć wielu zawodników w takiej sytuacji starałoby się wytrwać te parę minut, by pomóc drużynie, by pokazać, że mu zależy. Na kolegach i kibicach. On jednak wolał się obrazić i udowodnić znienawidzonemu szkoleniowcowi, że ma go głęboko w poważaniu.

Kilkadziesiąt minut później Sa nie miał ochoty odebrać srebrnego medalu. I żaden z legionistów nie chciał tego robić. Co więcej, razem z trenerem podeszli do „Żylety”, by zostać rozliczonymi przez kibiców. Był to ich przykry obowiązek, który wszyscy wypełnili. Wszyscy z wyjątkiem obrażonego na cały świat Portugalczyka. On zwyczajnie wywinął się od przyjęcia odpowiedzialności. Jego rozgoryczenie można nawet uznać za uzasadnione. Facet zna swoją wartość, wie, że mógłby dać znacznie więcej drużynie, gdyby dostawał więcej szans od trenera. Być może nawet skończyłoby się to tytułem mistrzowskim. Tymczasem grał Saganowski, który ostatnią bramkę w lidze zdobył w sierpniu. Czy to jednak powód, by stawać z boku i mówić: „Ja nie, to oni!”?

Orlando to gość o wyjątkowych umiejętnościach, napastnik z największymi możliwościami w całej lidze, gwiazdor na Cyprze, ocierający się o reprezentację Portugalii, a w dodatku w kwiecie piłkarskiego wieku. Czemu więc trafił tylko do Polski? Bo ma słabo w głowie. Dlatego też u nas nie grał. Berg może i jest słabym trenerem, ale z premedytacją nie strzelałby sobie w stopę i nie sadzał Sa na ławce bez powodu. Powodów była masa – od lekceważenia obowiązków przez olewanie treningów i założeń taktycznych w trakcie meczów, konflikty z kolegami po pretensjonalność.

Z drugiej strony wina Berga też nie podlega dyskusji. Od tego jest trenerem, by wykorzystywał potencjał, jaki ma w zespole, a nie uprzedzał się do poszczególnych zawodników. Nie umiał dla dobra zespołu dotrzeć do Orlando. Być może się nie dało, być może nie chciał. Szkoleniowiec nie potrafił wkomponować go w zespół. Czy to więc oznacza, że każdy sfochowany piłkarz, a to w większości ludzie wyjątkowo przewrażliwieni na własnym punkcie, będzie do odstrzału? I jak klub miałby to finansowo udźwignąć? Już teraz odchodzą Orlando i Dossa, a chyba nikt nie powie, że to zbyt słabi piłkarze na Legię. Pan HB lekką ręką pozbywa się drogich, jak na polskie warunki, zawodników. Chyba zbyt lekką.

Co ciekawe, Berg zaprzeczył sam sobie, gdy zdecydowanie postawił na Orlando w krytycznym momencie sezonu. Najpierw regularnie go pomijał, a potem, gdy zrobiło się nerwowo, pokornie schylił głowę. Gdzie tu konsekwencja? Swoją drogą, znając nieco charakter Norwega i jego relacje z Portugalczykiem, można domniemywać, że w rzeczywiście celowo trzymał go na boisku z kontuzją, by go upokorzyć. Jeśli tak rzeczywiście było, to nasz trener skompromitował się do cna. Tyle, że nigdy się tego nie dowiemy, a w takich sytuacjach klub zawsze stanie po stronie szkoleniowca.

Jakby jednak nie było, Sa swoim zachowaniem udowodnił, że troszczy się jedynie o siebie. To mentalny, rozkapryszony małolat. Umiejętnościami przewyższał kolegów z drużyny, ale też wyraźnie dawał im o tym do zrozumienia. Stąd problemy ze znalezieniem wspólnego języka z innymi legionistami. Wielu twierdzi, że ciężko mu było grać z tak słabymi partnerami. Oczywiście ta teza jest do obronienia, ale przecież żaden klub nie wymieni 10 zawodników po to, by jeden był zadowolony. W takiej sytuacji nie zmieni też trenera, choćby dlatego, że stworzyłoby to niebezpieczny precedens. W drużynie to trener musi mieć zawsze rację. Jeśli władze klubu się mają inne zdanie, to go zwalniają. Legia zaś nie zamierza teraz zwolnić Berga. Dyskusja nad zaletami Sa staje się więc w tym momencie akademicka. Włodarze jasno wskazali, na kogo stawiają w tym konflikcie.

Orlando wielokrotnie olewał kolegów, trenerów i klub. Liczyło się tylko to, czego on chce. Najdobitniej wyraził to w niedzielę. W klubie więc nikt go już nie chce. Nie można puszczać płazem wszystkiego. Są granice. Portugalczyk wielokrotnie je przekraczał. Bronił się golami i sympatią części kibiców, ale w końcu i to przestało wystarczać. Szkoda, że jego historia w Legii tak się kończy.

Autor: Qbas
Twitter: QbasLL
KO na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.