fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po sezonie 2014/2015

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Jak słusznie zauważył trener Berg, ubiegły sezon mógł być jednym z najlepszych w historii klubu. Wygrana grupa w Lidze Europy, a w konsekwencji wiosenna część przygody z pucharami, zwycięstwo w Pucharze Polski i przez długi czas szansę na trzeci z rzędu tytuł – gdyby spełnił się ostatni warunek, bylibyśmy pewnie najszczęśliwsi od lat. Legia na finiszu dała się jednak wyprzedzić Lechowi i wszystkie osiągnięcia tego sezonu nagle stały się mało ważne.

1. Dużo krzyczało się o zwolnieniu Berga, ale w pierwszej kolejności winnymi porażki są piłkarze. W tym składzie personalnym mogłaby ich prowadzić była żona Norwega, a i tak ich psim obowiązkiem było zdobyć tytuł. Zgubiła ich zbytnia pewność siebie, która przerodziła się w pychę. Zgubiły ich wewnętrzne gierki, dziecinne sympatie i antypatie, wyolbrzymianie dupereli, a nade wszystko przekonanie o własnej sile. To ono sprawiało, że obrażali się na dziennikarzy, traktowali z góry rywali i nie potrafili w odpowiednim momencie wziąć się w garść, wyzwolić z siebie agresji. Paradoksalnie, największą ambicję pokazali w ostatniej kolejce, gdzie niemal pewnym było, że jest pozamiatane. Porażki w lidze tłumaczono brakiem koncentracji po meczach w pucharach, co swoją drogą jest jakąś kpiną, bo zawodnicy wykonują swój zawód – grają w piłkę. Ich kontrakty nie rozróżniają ważniejszych meczów od tych mniej istotnych. Skupiający swą uwagę na duperelach zawodnicy wykazali się niebywałym frajerstwem, zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że raptem 3 lata temu zrobili dokładnie to samo – też mieli najlepszy skład w Polsce, też wyszli z grupy w LE, też zdobyli Puchar Polski i też skandalicznie przegrali tytuł. I obiecali, że wyciągnęli wnioski. Jednorazowe frajerstwo było trudne do wybaczenia, ale skala dubeltowego, i to w tak krótkim odstępie czasu, jest trudna do oddania słowami.

2. Za porażkę odpowiada też prezes Leśnodorski. To on postawił bowiem na niedoświadczonego trenera, który wyłożył się na pierwszym kryzysie sportowym. To również prezes nie zadbał o stosowne wzmocnienie zespołu w ubiegłym sezonie. To on także pozwolił, w ramach realizowania klubowej strategii traktowania zawodników fair, na odejście Radovicia (fatalnie rozegrane negocjacje – parę dni przed meczem z Ajaxem), co doprowadziło do rozsypania się zespołu, zarówno na boisku, jak i w szatni. Prezes jest ponadto współodpowiedzialny za eskalację konfliktu Berg – Sa. Leśnodorski tolerował zarówno fanaberie trenera i niszczenie największej gwiazdy zespołu, jak i fochy samego zawodnika. To prezes z trenerem i innymi klubowymi włodarzami klubu rozpieścił zawodników. Wygląda to tak, jakby im za bardzo zaufał, przyjął, że są profesjonalistami, których dostatecznie zmobilizuje perspektywa sportowego sukcesu i ogromnych premii za tytuł. Prezes jest jednym z twórców kokonu, w którym wygodnie rozmieścili się zawodnicy. To wreszcie Leśnodorski wymyślił Ostrowską… Całkiem długa litania grzechów, a przecież to tylko pierwsze z brzegu. Ciekawe, czy prezes realnie myślał ostatnio o dymisji?

3. Berg zawalił na całej linii, ale przecież można się było tego spodziewać. Nie jest żadnym trenerskim cudotwórcą, bo gdyby nim był, to nie pracowałby w Warszawie. Norweg w zeszłym roku dostał gotową drużynę, którą musiał jedynie rozwinąć (słynny „development”). Pewnie już mało kto pamięta, ale początek w Legii miał bardzo kiepski. W słabym stylu wygrał dwa mecze, trzy kolejne zremisował i w doliczonym czasie gry ograł Piasta. Oczy bolały, gdy oglądało się jego zespół. Berg przestawił ich na prostą piłkę. Kolejne spotkania sprawiły jednak, że zaczęło się nam wydawać, że to właściwa droga, by zdominować słabiutką ligę. Legia lała wszystkich jak leci. Potem oszaleliśmy na punkcie drużyny, która z impetem rozbiła Celtic, Legia grała prymitywną piłkę, opartą w założeniu o szczelną defensywę (rekordowa seria bez straty gola w pucharach!), oddawała inicjatywę, kontratakowała, skrzydłowi mieli ścinać do środka, a w razie czego był jeszcze Radović. Berg, nawet po porażkach, bronił zawodników – zawsze ich chwalił, dopatrywał się winnych wszędzie, tylko nie w sobie i swoim zespole. I to go zgubiło, gdy zabrakło jego dopełnienia w szatni i na boisku. Sprzedaż Radovicia była dla niego gromem z jasnego nieba (w jakim świecie on żyje, skoro mówi, że dowiedział się o tym dzień przed meczem, a wielu dziennikarzy trąbiło o tym przynajmniej dobę wcześniej) i doprowadziła do katastrofy, której szkoleniowiec nie potrafił zapobiec. Berg był na tyle bezradny, że w końcu włodarze klubu spróbowali wziąć sprawy w swoje ręce i w końcówce sezonu pojawili się w szatni, by spróbować nią wstrząsnąć.

4. Rotacje składem przyczyniły się do utraty tytułu i jedynie pozornie wprowadziły rywalizację w drużynie. Wyglądało to tak, jakby trener przez grę w pucharach tak bardzo chciał się wypromować w Europie, że lekceważył ligę, a przy tym wiosną źle przygotował zespół, który nie udźwignął ciężaru sezonu. Norweg zdaje się nie znosić wszystkich, którzy byli związani z poprzednim trenerem i w efekcie klub opuścił Cesaer Sanchez–Szklarz, fachowiec od przygotowania fizycznego jak się zowie. Patrząc na przebieg sezonu, można śmiało postawić tezę, że nie udało się go zastąpić. Można też było sądzić, że rotowanie składem pozwoli odkryć kolejne talenty, których tak wiele wynalazł Jan Urban. Nic z tego, młodzi byli po prostu wykorzystywani do wypełnienia kimś składu. Rezultatem tych działań Berga jest zachwianie relacji z akademią Legii i całkowite rozbicie drugiej drużyny. Warto przy tym dodać, że, zgodnie z zapowiedziami prezesa, Norweg miał wprowadzać do składu młodych piłkarzy z akademii, po czym okazało się, że mamy niemal najstarszy skład w lidze.

5. Całości negatywnego obrazu dopełnił konflikt Berga z Sa, w którym szkoleniowiec się wykazał się daleko idącą niekonsekwencją. Najpierw bowiem regularnie sadzał Portugalczyka na ławce, tłumacząc to tajemniczymi zawiłościami taktycznymi i równając Orlando z Markiem Saganowskim, by w krytycznym momencie sezonu rozpoczynać ustalanie składu od Sa. Portugalczyk oczywiście nie jest świętoszkiem – to sfochowany gwiazdor, ale jednak umiejący grać świetnie w piłkę. Zmarnowanie go w Legii, to również wina trenera.

6. Legia grała brzydko. Od bardzo dawna „Wojskowi” tak bardzo nie męczyli kibiców swymi występami. Nawet za czasów zachowawczego Macieja Skorży wyglądało to lepiej. I to właśnie styl, zwłaszcza z wiosny, najbardziej niepokoi w perspektywie nowego sezonu. Prosta (prostacka?) taktyka, choć w końcówce rozgrywek długo była pewnie jedyną możliwą do efektywnego realizowania przez piłkarzy, nie sprawiała kłopotu przeciwnikom, a jej skuteczność w dużej mierze zależała od szczęścia. To się wyczerpało w Szczecinie i parę dni potem przegraliśmy tytuł.

7. Nieskuteczność. Mimo fatalnego stylu, legioniści niemal w każdym meczu stwarzali sobie wiele sytuacji podbramkowych. Konsekwentnie je jednak marnowali, a pudło Żyry po uderzeniu głową w Gdańsku stanowi doskonałe podsumowanie kłopotów zespołu z trafieniem w bramkę. Zresztą, o czym tu mówić, jak Legia tylko dwukrotnie strzeliła 3 lub więcej goli w jednym meczu? Dużo do myślenia daje też sposób, w jaki strzelaliśmy gole w ostatnich meczach:
- akcja drużynowa, indywidualny rajd (2-0 Górnik)
- bez goli (Lechia)
- stały fragment (1-0 Wisła);
- kontratak (1-0 Pogoń);
- rzut karny (1-0 Jagiellonia);
- szybka, zespołowa akcja (1-1 Śląsk);
- stały fragment (1-2 Lech);
- stały fragment i zamieszanie po stałym fragmencie (2-1 Lech, finał PP);
- błąd obrońcy i stały fragment (2-1 Pogoń);
- bez goli (0-0 Ruch);
- dobra akcja i przytomność Żyry, kuriozalny błąd obrońcy (2-0 Zawisza);
- bez gola (0-1 Lechia);
- stały fragment i błąd defensywy (2-0 Podbeskidzie, ½ finału PP);
- kontratak i błąd bramkarza oraz kontratak (2-0 Piast);
- błąd bramkarza, stały fragment, solowy rajd, kontratak (4-1 Podbeskidzie ½ finału PP).

Przyznacie, że nie jest to bilans robiący wrażenie…

8. Przywiązanie Berga do nazwisk to kolejny minus naszego szkoleniowca. Niepojętym jest, że Norweg wolał stawiać na słabiutkiego Vrdoljaka, który przez niemal całą rundę wiosenną grał na zastrzykach, zamiast postawić na palącego się do gry Furmana. Dziwiło też szukanie na siłę miejsca w drużynie dla Dudy i niezrozumiałe żonglowanie stoperami. Dopiero w końcówce sezonu wyglądało to tak, jakby trener wreszcie zaczął stawiać na rzeczywiście najlepszych, ale wówczas sytuacja była już krytyczna. Gdzie więc tu słynna konsekwencja Berga?

9. Marek Saganowski. Wspaniały zawodnik, kawał historii naszego klubu i polskiej piłki. Niestety, oglądanie go w tym sezonie, to była kara. „Sagan” bardzo wyraźnie odstawał, zwłaszcza szybkościowo. Miał problemy nawet nie tyle ze skutecznością (choć z nią też), co z dochodzeniem do sytuacji strzeleckich. Marek sam ma świadomość, że może pomóc drużynie już jako dżoker i 90 minut to dla niego stanowczo za dużo. Niestety, padł on ofiarą konfliktu na Berga z Sa i nieudolności władz klubu, które nie zdążyły zakontraktować napastnika po odejściu Radovicia. Myśleli pewnie, że liga i tak się sama wygra. Czy „Sagan” powinien więc zostać? Jego doświadczenie wydaje się być bezcenne i może się jeszcze przydać, ale wydaje się, że jednak daje już za mało jakości w grze.

10. Sezon wzlotów i upadków. Męczarnie w el. LM w I meczu z Irlandczykami, wspaniały dwumecz z Celtikiem, dwa niewykorzystane karne Vrdoljaka w jednym meczu, Marta Ostrowska, #LetFootballWin, niesamowita passa wygranych w pucharach bez straty gola, wpadki w lidze, wygrana w grupie LE, odejście „Rado”, klęska z Ajaxem, fatalna wiosna, Puchar Polski na (marne) pocieszenie – oto Legia 2014/2015 w dużym skrócie. Przegraliśmy najważniejszą z wojen, ale i tak wszyscy w Polsce zazdroszczą nam osiągnięć z ubiegłego sezonu.

Autor: Qbas
Twitter: QbasLL
KO na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.